Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Stark Tower 11:15


- Ja nic na ten temat nie wiem, Logan. -Tony Stark patrzył na zdjęcia z Crimson Hunterem oraz Black Knight- Czemu przychodzisz z tym do mnie?

- Z powodu tego. -Logan rzucił zdjęcie czerwonego Audi R9.

- To przecież zwykły samochód, Logan. -Tony przyjrzał się zdjęciu i wzruszył przy tym ramionami.

- Ten samochód jeździ sam i do tego można się z nim komunikować. -Logan uderzył palcem w zdjęcie Knight -I ona potrafiła z nim rozmawiać.

- Nadal nie rozumiem, czego ode mnie oczekujesz. -Stark odłożył zdjęcie na blat biurka.

- Znasz się na technologii, wystarczy? -Logan usiadł na brzegu mebla.

Wypuścił dym z ust i popatrzył na swoje cygaro.

- Mógłbyś nie palić w moim gabinecie i zabrać z łaski swojej, tyłek z mojego biurka? -Tony wstał- W porządku, komunikuje się z samochodem, rozmawia z nim, więc zakładam, że to auto musi być sztuczna inteligencją. To chciałeś usłyszeć?

- Myślałem, że udzielisz mi zdecydowanie więcej informacji. -Logan nawet nie drgnął, mało tego dalej palił swoje cygaro- Nie masz z tym nic wspólnego, Tony?

Czy ty mnie właśnie posądzasz, o jakieś spółkowanie? -Stark uniósł jedną brew ku górze- I prosiłem, żebyś zabrał dupę z mojego biurka, Logan.

- A kto cię tam wie, bub. -siedzący mężczyzna spojrzał tylko wymownie na rozmówcę.

Tony tylko pokiwał głową na boki. Wziął w dłoń zdjęcie samochodu.

- Czemu, ta dwójka tak bardzo cię interesuje? -Stark uważnie przyglądał się zdjęciu.

- Czy to ważne, bub? Udziel mi odpowiedzi na pytania i to wszystko. -Logan rozejrzał się za popielniczką.

- Tutaj. -Tony wyjął z szuflady biurka poszukiwany przedmiot i postawił go obok rozmówcy.

Do przezroczystego, szklanego naczynka Logan od razu otrzepał cygaro.

- Dla mnie tak. Skoro przychodzisz, prosić mnie o pomoc, chcę wiedzieć po co ci ona. Poza tym, nie chciałbym popaść w jakieś kłopoty, bo przy tobie to łatwo się w takowe wpakować. -Stark rozsiadł się wygodniej na swoim fotelu- W każdym razie zaciekawiłeś mnie. Kto i dlaczego umieścił sztuczną inteligencję w samochodzie?

- To nie jest wpadnie w kłopoty, a szukanie przygody, Tony. -właściciel adamantowych szponów wypuścił biały dym z ust- Ty mi powiedz, po to tu przyszedłem.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Logan. -Tony odłożył zdjęcie, aby obejrzeć jeszcze raz te, na których byli widoczni Black i Crimson.

- Nie muszę. -Logan wstał, po czym wsadził ręce do kieszeni spodni.- Według ciebie, do czego ktoś mógłby użyć sztucznej inteligencji, wkładając ją do samochodu?

- Szczerze? Sam teraz nie mam żadnego pomysłu. Nie widzę tutaj, żadnych funkcji bojowych. Dla mnie to nie ma żadnego sensu. -Tony przetarł brodę- Chyba, że potrzebują takiego samochodu do przewozu broni, ewentualnie ludzi.

- Pomyślałem o tym drugim. -Logan odwrócił się w stronę rozmówcy- Przyszli po tą małą. Wiedzieli, gdzie jej szukać, a przede wszystkim wiedzieli co robią.

- Słyszałem, że dostaliście wpierdol i padliście jak zagazowane muchy .-Stark odłożył zdjęcie śmiejąc się przy tym pod nosem.

- Grrr. -Logan warknął na rozmówcę.

- Tak, rozumiem wszystko. Mały wypadek przy pracy. Zdarza się. Mnie też to spotkało, nie raz i nie dwa. -Stark zaczął intensywnie myśleć.

- Ja to nie ty, Tony. -Logan wypuścił biały dym z ust -To jak, mogę liczyć na twoją pomoc?

- Mam lepsze rzeczy do roboty niż uganianie się za jakimiś mutantami przebierańcami. To nie moja działka. -Tony spojrzał na rozmówcę.

- Grr. -Logan pochylił się ku Starkowi, wysuwając przy tym szpony.

- Hola, hola! Z daleka z tym, dobrze? -Tony położył palec na jednym z ostrzy Logana-Przekonałeś mnie, stary. -przesunął rękę rozmówcy w lewą stronę- Wolałbym zachować twarz w takim stanie, w jakim jest teraz. Nie chciałbym stracić swojego tytułu playboya.

Grr...Mało mnie obchodzi twój tytuł playboya. Dla mnie możesz być i królową Wielkiej Brytanii.- Logan, delikatnie mówiąc zirytował się- Więc jak, mogę liczyć na kooperację z twojej strony?

- Jak najbardziej, tylko potrzebuję czasu .-Stark cofnął się do tyłu, wraz z krzesłem.- Tydzień powinien starczyć.

- Do końca dnia jutrzejszego chcę wiedzieć wszystko o tym samochodzie, a zwłaszcza o niej. -Logan pokazał na zdjęcie Black Knight- Skoro, masz takie znajomości to niech te znajomości na coś ci się przydadzą.  -wyprostował się, po czym zgniótł cygaro w popielniczce- W takim razie, widzimy się jutro, bub. -podniósł jedną rękę ku górze, w geście pożegnania, po czym udał się do wyjścia.

Tony obserwował, jak Logan znika za drzwiami prowadzącymi do windy.

- Co za źle wychowany tupeciarz, to już ja mam więcej taktu od niego. -mężczyzna otrzepał niewidoczny kurz z ubrania.- Muszę pamiętać, żeby następnym razem załatwić mu jakąś obcinarkę do tych szponów. -Tony wstał z siedziska.

Rozłożył zdjęcia na blacie stolika. Przyglądał się im bardzo uważnie.

Znam tylko jedną osobę, która mogłaby stworzyć coś takiego, ale ona nie żyje od ładnych kilkunastu lat. -Stark przetarł brodę, myślał przy tym intensywnie- Czyżby ktoś, kontynuował jego projekt?- wziął do ręki zdjęcie z samochodem- Jeśli ci się udało, to jesteś lepszym geniuszem ode mnie, a to niejako godzi w mój honor innowatora...


Logan wyszedł z budynku. Zatrzymał się przed wejściem i zapalił kolejne cygaro. Zaciągnął się, po czym wypuścił biały dym z ust. Rozglądał się po okolicy, obserwując uważnie każdego przechodnia, a także samochody, jakie przemykały przez ulice. W jego ciemnych oczach dało się widzieć odbicie każdego przebywającego blisko niego.
Miał nieodparte wrażenie, że ktoś go obserwował. Rozglądał się dyskretnie na wszystkie strony, w tym i także na dachy. Nic jednak nie dostrzegł. Czuł jednak, za dobrze czyjś wzrok na sobie. Coś mu bardzo nie pasowało. Nie wiedział jednak co dokładnie.
Podszedł do swojego Harleya zaparkowanego przy drodze, na specjalnie wydzielonym miejscu. Zagrzał dupsko na siedzisku. Zaczął przygotowywać się do jazdy, gdy nagle począł nasłuchiwać. Do jego uszu dotarł dźwięk zbliżającego się motocyklu. Przysłuchiwał się jeszcze chwilę, po czym podniósł głowę. Kierowca sprzętu, którego dźwięk dotarł do niego, bez najmniejszych problemów wyciągnął cygaro z jego ust. Logan zamrugał powiekami, wpatrując się jak prowadzący pojazd zawrócił maszynę, aby ustawić się w taki sposób, by znaleźć się na linii wzroku właściciela adamantowych szponów.

- To moje ostatnie cygaro, bub. -Logan zmarszczył brwi, kiedy tajemnicza osoba zgasiła o pokrywę śmietniczki cygaro, a potem je tam wrzuciła.- To nie jest ani trochę zabawne, bub. -zlustrował uważnie tego, który tak go zirytował.

Kierowca ubrany był w czarny kombinezon, który pasował kolorystycznie do kasku. W szybce ochronnej odbijało się odbicie podirytowanego Logana.

Honda VFR800F prezentowała się bardzo dobrze. Lakier był wypolerowany tak idealnie, że odbijało się w nim pobliskie otoczenie.
Kierowca siedzący na swojej maszynie poruszył dłońmi i ruszył. Przejechał tak blisko, żeby kopniakiem zachwiać równowagę siedzącego na Harleyu. Cios był na tyle silny, że Logan prawie przewrócił się z motocyklem.


- Teraz to mi za to zapłacisz, bub! -Logan zdenerwował się, a jego stan nasilił fakt, że kierowca uraczył go serdecznym palcem, po czym odjechał.- Czekaj tylko, jesteś martwy, bub! -bez namysłu ustawił należycie swojego Harleya, po czym pognał za osobą, która właśnie popsuła mu humor- Niech no ja cię dorwę, cwaniaku jeden.- Logan nałożył kask na głowę i ruszył za tym, który tak bardzo go wkurzył.

Całej tej sytuacji przyglądał się Crimson Hunter. Ten siedział na dachu jednego z pobliskich budynków. Wiatr poruszał jego peleryną raz mocniej, raz delikatniej przez co dało się słyszeć odgłos podobny do smaganej podmuchami powietrza flagi na maszcie.

Jednak nie mogłaś sobie odpuścić? -pokiwał głową, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę poirytowania.- Chief, informuję, że Black zajęła się obiektem numer jeden. -Hunter postawił jedną nogę na brzegu dachu.- Tak, Chief. -dotykał palcami u lewej dłoni ukrytego mikrofonu w uchu- Tak, widzę cel. Obaj rozmawiali o nas. -zaczął obserwować Tony'ego przez małą lornetkę- Oczywiście. Nasz człowiek właśnie wykonuje swoją robotę. -jego oczy zostały zwrócone na dostawcę pizzy, który rozmawiał z obserwowanym.

Ten ubrany był w czerwoną koszulkę typu polo, czarne spodnie oraz tego samego koloru buty. Ciemna karnacja kontrastowała z pąsowego koloru czapką spod, której wystawały dredy.
Jak tylko Stark odwrócił się do niego tyłem, aby sięgnąć po gotówkę, dostawca spojrzał za okno, tam gdzie stał Crimson Hunter. Ten skinął lekko głową, po czym poprawił nakrycie głowy, dając znać, że jest gotowy.

- Panie Stark, moja żona jest pana wielką fanką, czy byłoby nietaktem, gdybym poprosił o autograf dla niej? -dostawca wodził swoimi piwnymi oczami po miliarderze.

- Mój autograf? Ależ bardzo proszę! nawet by było wskazane, żebym go zostawił!  -Stark poczuł dumę, że kolejna osoba wylądowała na jego liście jego fanów- Tylko wezmę coś do pisania!

- Proszę się nie spieszyć, panie Stark. -dostawca podszedł bliżej i przyglądał się z uwagą, jak Tony szuka czegoś, czym mógłby stworzyć swój podpis.

- Mam! Mój ulubiony, Oxfordzki długopis. -Tony pokazał przedmiot rozmówcy.- To, gdzie mam się podpisać? -dało się słyszeć w jego głosie nutkę ekscytacji oraz kokieterii.

- Tutaj, panie Stark. -czarnoskóry podał miliarderowi zdjęcie swojej żony, po czym wykonał taki ruch, by złapać Starka za nadgarstki.

- Co do? -Tony spojrzał dostawcy w oczy.

- Panie Stark, pożyczę sobie dziesięć minut z pańskiego życia. -źrenice czarnoskórego zalśniły na złoto.

Dookoła wszystko zaczęło spowalniać. Wskazówki zegara, który wisiał na ścianie powoli zatrzymały się.
Dostawca puścił nieruchomego biznesmena. Wyminął go, a następnie podszedł do okna. Pokazał Hunterowi kciuk uniesiony w górę, a ten skinął mu głową.

- Chief, Exodus rozpoczął właśnie drugą część planu. -Crimson opuścił lornetkę- Dokładnie dziesięć minut, jak zawsze. -peleryna łopotała na wietrze, kiedy wszedł na krawędź dachu.- Będę na niego czekać na dole. Bez odbioru. -Hunter jeszcze raz, spojrzał na obserwowany pokój, po czym wycofał się.

Exodus zaś zdjął czapkę. Przeczesał swoje dredy. Podszedł do wielkiego komputera.

- Zobaczmy, ile o nas wiesz, panie Stark. -wyprostował dłonie, aby strzelić z palców- Jednak, zanim zaczniemy... -wyjął z kieszeni spodni mały, foliowy woreczek, a z niego syntetyczne rękawiczki- ...żeby nie było śladów. -naciągnął je na dłonie- Dobrze, zaczynamy zabawę. -uruchomił komputer, a tuż przed jego nosem pojawiło się mnóstwo monitorów- Wiedziałem, że jego wiedza technologiczna jest zaawansowana, ale to jest cudo. -Exodus cmoknął sam do siebie- Najpierw zobaczmy, o czym rozmawiałeś z szablopazurym. -przesunął dwoma palcami, dzięki temu przemieścił jeden z ekranów- Popatrzmy... -rozszerzył wybrane okienko, po czym odtworzył nagranie.

Zerkał, co jakiś czas na swój zegarek zdobiący jego lewy nadgarstek.

- Chyba mamy jakiegoś rzepa, który się nam przyczepił do tyłków, jakby były psimi ogonami. -Exodus przetarł nos- Pięć minut. -odrzucił okno na bok- To teraz, ile dokładnie wiesz. -mutant zaczął stukać palcami w klawiaturę- Niech cię, skurczybyku. -widząc zbiór informacji, jaki pojawił się na monitorach zadziwił Exodusa. -Dobra, koniec zabawy, czas się kończy.

Czarnoskóry mutant zakończył swoją infiltrację, nie zostawiając żadnych śladów, a przynajmniej tak mu się wydawało. Stanął przed Starkiem, aby wyglądało tak, że nic się nie stało. Wskazówki zegara delikatnie zadrżały, a następnie zaczęły na powrót poruszać się po tarczy.

- Proszę pana? -Exodus spojrzał Tony'emu w oczy- Wszystko w porządku?

- Tak? -Stark był nieco zdezorientowany-Tak, tak jak najbardziej.

- Zatem, podpisze pan zdjęcie dla mojej żony? -dostawca spojrzał na trzymaną fotografię, a potem na rozmówcę.

- No tak, autograf! -Tony klasnął w dłonie- Już się robi. -wcisnął przycisk na długopisie- To jak piękna małżonka ma na imię?

- Annis. -odparł dostawca pizzy, patrząc jak Tony podpisał zdjęcie.- Bardzo dziękuję. -mutant uśmiechnął się, a rząd jego białych zębów kontrastował z ciemną karnacją.

- Polecam się! -Tony puścił oczko i palcami pokazał na rozmówcę.- Wpadnij kiedyś z żoną, osobiście dam jej autograf. -miliarder złapał za butelkę dobrego wina i wtedy dostrzegł coś na swoim biurku, co zakłócało jego idealna harmonię.

- Przekażę, panie Stark, a teraz przepraszam, muszę wracać do pracy. -Exodus skinął głową - Nie pan jeden zamawiał pizzę. -przystawił palec do czoła, po czym wszedł do windy- Polecam częściej korzystać z naszych usług, panie Stark. -jak tylko drzwi zasunęły się, odetchnął z ulgą.

Po znalezieniu się na parterze, wyszedł jakby nigdy nic z budynku. Rozejrzał się dookoła. Jak tylko dostrzegł, po przeciwnej stronie biały furgon z czerwony napisem z nazwą pizzeri. Exodus otworzył drzwi od strony kierowcy i wszedł do środka. Zagrzał dupsko na siedzeniu, a zdjęcie, które podpisał Tony rzucił na deskę rozdzielczą.

- Moja siostra się ucieszy. -zaśmiał się, patrząc na lusterko zawieszone niedaleko- Zostało mi jeszcze jedno opakowanie pizzy Crimson, chcesz? -złapał za leżące na drugim fotelu opakowanie z jedzeniem, po czym podał osobie siedzącej z tyłu.

- Może później. -Hunter odsunął od siebie pudełko- Nie zorientuje się?

- Nie powinien. -Exodus chciał zdjąć czapkę, ale wtedy coś sobie uświadomił- O jasna cholera.

- Co się stało? -Crimson uniósł brew ku górze, ale jego towarzysz nie mógł tego zobaczyć- Zapomniałeś o czymś, prawda?

- Nie, skądże. -czarnoskóry mutant przetarł skronie.

- Gdzie podziałeś czapkę? -Hunter pochylił się ku rozmówcy.- Zostawiłeś ją tam, prawda?

- Jakby to powiedzieć... -Exodus nieco się zmieszał.-...jednak nie sądzę, by komukolwiek powiedział o naszej małej infiltracji.

- Skąd ta pewność? -Hunter zacisnął dłoń na oparciu.

- Widziałem film z monitoringu. Nie przyznał się, że wie, kto może za tym stać. -Exodus był pewien swoich wypowiedzianych słów.

- Czyżby sentyment, do starego przyjaciela? -Crimson Hunter spojrzał rozmówcy w oczy, kiedy ten odwrócił w jego stronę głowę.

- Wielcy twórcy zachowują swoje sekrety, nie uważasz? -Exodus włożył kluczyki do stacyjki- Gdzie Black?

- Zajmuje się naszym.... -Hunter zaśmiał się- ...adamantowym przyjacielem...


W szkiełku kasku Black Knight odbił się Logan, który jechał za nią od kilkunastu minut. Dziewczyna wróciła do patrzenia na trasę przed siebie. Zgrabnie ominęła dwuślady, które pędziły po ulicach miasta. Jechała na tyle szybko, aby zachować dystans od Logana, ale też na tyle, by mógł cały czas mieć ją na oku.

 -Zobaczymy, na co cię stać Jamesie Howlletcie. -uśmiechnęła się do siebie, kiedy owe słowa wypowiedziała w myślach do samej siebie.

Na najbliższym skrzyżowaniu zawróciła maszynę, tak aby stanąć przodem do Logana.
Ten zmierzył ją wzrokiem. Nie podobało mu się to, że ktoś tak sobie z nim pogrywał.
Grr. -zawarczał, kiedy Black Knight poruszała palcem, rzucając mu przy tym wyzwanie.

Podniósł kask, aby powąchać powietrze. Chciał mieć pewność, z kim ma styczność i szybko zorientował się, że kierowca motocykla to ta sama osoba, która znokautowała X-menów jakiś czas temu.

Grr. -warknął jeszcze raz, nasuwając kask na głowę- I tak cię dorwę, bub. -zirytował się, kiedy znowu został uraczony środkowym palcem- Przysięgam, że wsadzę ci ten palec w dupę. -Logan ruszył za kierowcą.

Black dobrze się bawiła, gdy podpuszczała w taki sposób Logana. Wiedziała, że bardzo łatwo wkręcić go w nic rywalizacji, zwłaszcza jak ktoś nie pozwolił sobie dotknąć jego ulubionego motocykla.
Dziewczyna wyprowadziła Logana poza miasto, bo tylko tutaj miała większe pole do manewru, jeśli chodziło o ściganie się z nim. Poza tym, chciała się jeszcze trochę pobawić. Przyspieszyła więc, a następnie wykonała manewr jazdy na jednym kole.
Logan zagwizdał na ten cały wyczyn i sam również zwiększył prędkość. Postawił sobie za cel złapać kierowcę i wyciągnąć z niego pewne informacje. Jak chociażby to, kim naprawdę jest i czego szuka, a przede wszystkim dla kogo pracuje i po co.
Knight spojrzała w lusterko, aby mieć pewność, że Logan nie zaprzestał pościgu. Była z tego powodu bardzo zadowolona, wiedziała także, że nie będzie mogła ciągnąć tego wyścigu w nieskończoność. Poza tym, jej żołądek dał o sobie znać. Musiała coś zjeść, gdyż od rana była tylko na śniadaniu, które składało się z trzech kanapek. Zatem, czas zabawy dobiegł końca. Wykonała swoje zadanie, które polegało na odciągnięciu Logana od Stark Tower.

- Musimy się pożegnać, skowroneczku. -rzuciła do siebie.

Jak tylko nadarzyła się okazja, skręciła w ścieżkę prowadzącą do lasu. Dzięki rosnącym gęsto drzewom, Logan stracił ją z oczu, kiedy wykonała manewr. Nie zamierzał jednak odpuścić, więc udał się za nią.

- Co do, jasnej cholery? -jakże było jego zdziwienie, kiedy nie dostrzegł ściganej osoby- Nie dam się nabrać na taką tanią sztuczkę, bub. -zdjął kask i zaczął wąchać powietrze- Wiem, że tu jesteś. -wstał z motocykla, a trzymany w dłoniach przedmiot położył na siedzisku- Nie chowaj się jak tchórz, bub. -dalej badał zapachy dochodzące do jego nozdrzy -Pokaż się i tak cię czuję! Śmierdzisz na kilometr! -wysunął swoje szpony, które wydały znany specyficzny odgłos.- Wiem, gdzie jesteś, więc wyłaź!

Black Knight wyjechała motocyklem tuż przed nim, chcąc zadać mu solidnego kopniaka, ale Logan był szybszy. Złapał ją za nogę i zrzucił z pojazdu. Ten zaś spadł z hukiem na ziemię rozrzucając dookoła trawę oraz mech.

- Mówiłem, że cię dorwę. -Logan powalił kobietę na ziemię, a następnie docisnął do podłoża- Daruję ci ten palec, chociaż powinienem ci go wsadzić w dupę. -przysunął szpony do kasku kierowcy- Jednak zbezczeszczenie mojego Harleya, nie ujdzie ci płazem.

- ... -Black nic nie powiedziała, tylko złapała za jego szpony- ... -pod ochraniaczem na głowę pojawił się chytry uśmiech- Zaśpiewaj dla mnie, Jamesie Howlletcie.

Co proszę? -Logan zdziwił się, że obca osoba zna jego prawdziwe imię oraz nazwisko.

- Powiedziałam, żebyś śpiewał! -Knight wygięła jego szpony w stronę przeciwną do swojej twarzy.

Z ust Logana wydobył się nieludzki wrzask. Z automatu złapał się za nadgarstek. Ból był nie do wytrzymania, dlatego poderwał się na równe nogi. Kierowca motocykla wykorzystała ten moment, aby odepchnąć go solidnym kopniakiem obiema nogami. Logan został odrzucony ze sporą siłą w tył. Uderzył w pobliskie drzewo, a to przełamało się na pół i przewróciło na ziemię. Huk, jaki wywołało powalone drzewo spłoszyło siedzące w pobliżu ptaki. Te odleciały gromadą w bezpieczne miejsce.
Black podeszła do leżącego, który zwijał się z bólu.

- J...jak to możliwe? -Loganowi z trudem udało się wydobyć te kilka słów.

- Adamantium to też metal. -kobieta pochyliła się ku niemu- Może i jest wręcz nie do zniszczenia, ale nie znaczy, że nie można go zgiąć przy odpowiedniej sile. -wyprostowała jego szpony, ale nie była ani trochę delikatna.

Logan poczuł ulgę, kiedy jego szpony wróciły do normalnego stanu. Jednak, wcześniej odczuwalny ból skutecznie go otumanił, więc nie miał zbytnio sił, aby wstać.

- Grr. -warknął patrząc w swoje odbicie w kasku- Kim ty jesteś?

- Odpowiedzi, przyjdą same. Musisz się uzbroić w cierpliwość, Jamesie Howlletcie, a może raczej Weapon X? -kobieta szepnęła do niego.

- Grr! Jak ty mnie nazwałaś?! -Logan poderwał się na równe nogi, ale po chwili upadł na tyłek- Skąd wiesz?!

- Powiedziałam, odpowiedzi przyjdą same, Logan. -Knight wyprostowała się- Jeszcze się spotkamy, na rewanżu, paskudo. -podeszła do swojego motocykla.

Podniosła go. Po tym, jak usiadła na siedzisko, spojrzała na Logana. Przystawiła dwa palce do kasku, a następnie wykonała gest salutowania. Ryk pojazdu rozniósł się po okolicy.
Loganowi pozostało tylko podziwiać, jak kobieta oddala się, a następnie znika z jego pola widzenia.

- Kurwa mać. -zaklął pod nosem- Czyżby pracowała dla S.H.I.E.L.D? -wstał, ale nadal przylegał plecami do drzewa.- Grr. -warknął.

Wziął kilka głębokich wdechów oraz wydechów. Skierował kroki do swojego Harleya. Obejrzał go dokładnie.

- Na pewno się spotkamy, bo wisisz mi lakierowanie i woskowanie, Mała. -Logan splunął na ziemię.- Kurwa, mój motocykl. -usadził tyłek na siedzisku, a na głowę włożył kask.

Nim odjechał, wsadził rękę za koszulkę. Wyjął z niej ukryty nieśmiertelnik. Przyjrzał mu się krótką chwilę, by zaraz potem schować go z powrotem na swoje miejsce. Odgłos jego Harleya powoli ucichł, a zwierzęta na powrót mogły cieszyć się spokojem.


Późnym wieczorem, Logan zajechał na parking pod pobliskim barem. Zdjął kask, a do tego rozejrzał się dookoła.

- No proszę, proszę. -jego ciemne oczy zanotowały znajomy motocykl- Patrzcie no, jaki ten świat jest mały. -uśmiechnął się pod nosem.

Wstał z Harleya. Powiesił trzymany przedmiot na rączce. Zablokował pojazd, a kluczyki schował do kieszeni spodni. Podszedł do znajomego motocykla. Przyjrzał mu się dokładnie.

- To na pewno ten motor. -zaczął wąchać zapach jaki unosił się z maszyny- To jest ten motor. -poruszał nosem, gdyż poczuł, że znajomy aromat jakby się nasilił.- Jak widzę, spotykamy się szybciej niż mi się wydawało. -odwrócił się.

Stojąca za nim Black wzruszyła tylko ramionami.

- Może w końcu, pokażesz mi swój urokliwy pyszczek? -Logan odparł z nutką chamstwa w głosie.

Dziewczyna bez słowa zdjęła swój kask. Przeczesała włosy, które nieco się naelektryzowały.

- Zadowolony? -zapytała, biorąc przedmiot pod pachę- I nie mam czasu na pogaduchy, śpieszę się.

- Nie tak szybko, Mała. -Logan położył dłoń na jej motorze- Najpierw, odpowiesz mi na kilka pytań. -zmarszczył brwi.

- A co,  jeśli odmówię? -Knight zmierzyła wzrokiem rozmówcę.- Zanim zaczniesz mi tu machać swoimi szponami, przypomnij sobie, co z nimi zrobiłam w lesie.

- Grrr. -właściciel adamantowego szkieletu zabrał dłoń z maszyny należącej do dziewczyny.

- Grzeczny chłopiec. -Black wsiadła na siedzisko motocykla.

Już chciała zakładać kask, kiedy przed jej nosem zawisł nieśmiertelnik.

- Czy to ty mi go wtedy wsadziłaś do ręki? -Logan wpatrywał się nieprzyjemnym wzrokiem w siedzącą.

- Tak. -Knight nie miała powodu, żeby kłamać.- Miałam go od naszego spotkania. O ile tak to można nazwać.
- Grrr. -Logan zawarczał- Jakiego spotkania? -złapał ją za poły ubrania.-Skąd tyle o mnie wiesz? Skąd wiesz o projekcie Weapon X?

- Wyluzuj. -dziewczyna podniosła ręce w geście obronnym- A jak myślisz? -jej szaroniebieskie oczy wpatrywały się z uwagą w rozjuszonego mężczyznę.

- Albo dla nich pracujesz, albo jesteś... -Logan zacisnął mocniej uścisk na materiale jej ubrania- ...gadaj, bo przestanę być przyjemny. I nie będzie mnie obchodziło, że przerobię twoją twarz na mielonkę, chociaż będzie mi z tego powodu przykro.

Black nic nie mówiła, tylko patrzyła Loganowi prosto w oczy.

- Gadaj. -mężczyzna tylko bardziej się zirytował.

Knight położyła dłonie na jego policzkach.

Skrzywdzili mnie, tak samo jak i ciebie. -w jej oczach pojawił się smutek.

Logan puścił poły jej ubrania, a następnie złapał ją za nadgarstki.

- Nie kłam. -zacisnął mocno uścisk- W tamtym okresie nie było żadnego innego...projektu... -Logan przyciągnął ją do siebie- Dlatego lepiej dla ciebie, jak powiesz prawdę.

- Ech, wiedziałam, że tak będzie. -Black głośno westchnęła.- Fury, możesz mi pomóc?

- Fury? -właściciel adamantowego szkieletu poruszał nosem- Grr. Spłukujesz z nim? -nieznacznie pchnął kobietę w tył  -Aż tak nisko upadłaś?

- Skoro nie można inaczej z tobą porozmawiać, to czego się spodziewałeś? -Black rozłożyła ręce na boki, a następnie zeszła z pojazdu.

Na parking zajechały dwa czarne, wojskowe wany. Zatrzymały się niedaleko rozmawiających.
Z jednego z nich wysiadł postawny mężczyzna. Jego siwe włosy świadczyły, że swoje lata już na karku miał. Lewe oko zasłaniała opaska, zaś drugie mierzyło stojących.

- Kopę lat, Logan. -Nicholas skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej.- Jak zawsze miły i uprzejmy dla kobiet.

- Fury? Co ty tutaj robisz? -Logan był bardzo zdziwiony widząc agenta S.H.I.E.L.D.

- O to samo, mogę zapytać ciebie, Logan. Ja akurat tędy przejeżdżałem, nic takiego. -Fury wsadził wykałaczkę między zęby- Widzę, że się już zdążyliście zaprzyjaźnić.

- Grr. -właściciel adamantowych szponów zaczął warczeć- Co to za pieprzona gra?

- Żadna gra, Wolverine. -Nicholas podszedł bliżej mutantów.- Mówię poważnie.

- Jakoś ci nie wierzę, a przynajmniej nie w tym wcieleniu, bub. -Logan dalej powarkiwał, niczym wilk broniący swojego terytorium.

- Zabawne. -Fury strzelił wykałaczką w bok- Tacy jak wy, niczym się nie różnicie. Prawdziwe zwierzęta.

- O czym, ty do cholery pieprzysz? -Logan podszedł do Nicholasa, nie przestając warczeć.

- Weapon X, Logan. Mówi ci to coś, prawda? -twarz mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji.- Oczywiście, że tak, przecież dotyczy zarówno ciebie, jak i jej.

- Grr. -Logan zaczynał tracić cierpliwość. -Dość tego pieprzenia, Fury. Gadaj, o co chodzi.

- Nazywam się Anette Maxwell. -Black Rider przedstawiła się swoją prawdziwą tożsamością- Czy raczej Mesjasz.

- Co takiego? -Logan spojrzał na kobietę.

- Jestem takim samym eksperymentem jak ty, Logan czy raczej Jamesie Howlletcie. -Anette podniosła prawą dłoń, która błyskawicznie zmieniła kształt.

Jej palce stały się smukłe oraz wąskie, o ostro zakończonych pazurach. Zaś sama skóra nabrała lekko srebrnego odcienia.
Logan wyszczerzył zęby, ale nadal wydawał niezadowolone odgłosy.

- Tak jak ty, jestem ofiarą projektu Weapon X. -Anette nie spuszczała wzroku z warczącego mężczyzny.

- Przecież nie było żadnego innego projektu! -Logan spojrzał na Fury'ego.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz, Logan.  -Fury zmarszczył brwi- Myślisz, że tylko ty jesteś taki, wyjątkowy? -mężczyzna wyjął z kieszeni skórzanej kurtki papierosa, po czym zapalił- Musieli mieć plan awaryjny, skoro wcześniejsze eksperymenty na linii, w której ty brałeś udział były fiaskiem.

- Co, kurwa? -Logan zacisnął pięści, aż mu knykcie zbielały.

- To, co słyszysz. -Fury wypuścił dym z ust.- Jeśli jeszcze się nie domyśliłeś, to ta tutaj... -pokazał kciukiem na Anette- ...to żeńska wersja projektu Weapon X.

Logan nie był w stanie nic powiedzieć, w sumie to nie wiedział co.

- Coś pięknego. Dwa Weapon X spotykają się po latach. -Fury zaklaskał w dłonie.- Na całe szczęście, noc dopiero się zaczyna, moi drodzy i czuję, że będzie bardzo interesująca i tak szybko się nie skończy.

Weapon X i Mesjasz patrzyli sobie w oczy. Wiatr delikatnie poruszał ich włosami. Dwie, wręcz idealne bronie, których drogi nigdy nie miały się skrzyżować, teraz stały naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Całej tej sytuacji przyglądał się, z bezpiecznej odległości tajemniczy cień, skryty w mroku.

- Tak. Spotkali się. -głos obserwatora został syntetycznie zmieniony, więc trudno było zorientować się, czy był to mężczyzna czy może raczej kobieta- Robi się coraz bardziej ciekawie, chociaż to dopiero początek... -cień wycofał się po cichu, tak aby nie w żaden sposób nie zwrócić na siebie uwagi.- Hehe, gra właśnie się rozpoczęła, a pierwsze karty zostały rozdane...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro