Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


-Przepraszam, droga córko, że musiałaś przez to przechodzić. - Anubis patrzył mi prosto w oczy.- Byłem pewien, że to John, będzie tym, który pierwszy użyje pełni swojej mocy. -mój ojciec nie ukrywał swojej prawdziwej formy.

Jego szakali pysk ozdobiony został smutkiem, a w złotym spojrzeniu lśniły łzy. Uszy trzymał położone po sobie.

-To, nic takiego papo. - podniosłam się do pół siadu, aby mieć wzrok na linii spojrzenia mojego rozmówcy. - To było dla ich bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa Logana, Papo. Poza tym, w końcu znów mogę cię zobaczyć... - nie mogłam powstrzymać łez. - Tak się cieszę, że wróciłeś, tatusiu! - bez namysłu wtuliłam się w ojca.

-Już, już, kochanie. - silne ramiona ojca objęły mnie tak, jakby nie miał mnie nigdy puszczać. - Jest mi tak głupio, że musieliście z Johnem okłamywać wszystkich.

-Papo, to nie twoja wina, mówiłam ci już. Babcia tego chciała, dlatego poprosiła, byś ją zastąpił. - wtuliłam policzek w kaszmirowy strój ojca.

- Udawanie waszej babki nie było dobrym pomysłem, ale ona by was nie ochroniła. - mokry nos ojca dotknął mojego policzka.

-Wiem papo, wiem. - zamknęłam powieki. - Gdyby nie ona, w ogóle nie mógłbyś wrócić do nas. Ona oddała za nas życie. Dobrze, że przed śmiercią powiedziała nam o Instytucie Xaviera. Obawiałam się jednak, że on może nas tam znaleźć.

- Ale nie znalazł, tylko dlatego, że ja wróciłem do swojego świata i nałożyłem na was pieczęć, dzięki, której wasza moc została częściowo zablokowana. Nie przypuszczałem, że uczucie, takie jak miłość i jej owoc, będą w stanie przełamać moją pieczęć. - Anubis przesunął wielką dłoń, aby pogłaskać mnie po głowie. - Teraz jednak John, a także ty i oni są w niebezpieczeństwie. Nie możesz do nich wrócić, dopóki nie opanujesz swojej mocy.

- Ja też, nie przypuszczałam, że miłość do Logana, sprawi, że pieczęć zacznie szwankować... - odsunęłam się nieco od ojca, aby dotknąć swój brzuch. - ...zaczęłam się tego obwiać, bo skoro miłość tak zadziała na moją moc, to jak pomieszałoby współżycie z nim. Odważyłam się to zrobić, a w gratisie dostałam najpiękniejszy prezent na świecie, który naprawdę zawirował moją moc. - zamknęłam powieki, które po chwili otworzyłam. - Co takiego?! Zostać w Królestwie Cienia?! - nie dowierzałam słowom ojca.

- Musisz zostać. Tylko ja mogę pomóc ci opanować moc w pełni. Wiesz także, że tylko tutaj możesz to zrobić nie raniąc nikogo. - Anubis podniósł moją głowę.

Patrzyliśmy na siebie. Nasze twarze był pełne smutku. Mojego ojca dlatego, że prawie to wszystko mnie zabiło, a także dlatego, że osoba, którą kochałam nie będzie mogła mnie zobaczyć przez kilka tygodni. Z tego też powodu, ja nie byłam zbyt zadowolona. Nie wiem, ile czasu wytrzymam nie patrząc i nie czując Logana obok. Serce mi się krajało, ale nie miałam wyjścia, bo on miał się pojawić w przeciągu kilkunastu tygodni. Miałam zatem tylko tydzień, aby opanować jak najlepiej swoje zdolności.

- Saro, będzie dobrze. Zobaczysz. - język ojca był zimny, kiedy polizał mnie po policzku, co znaczyło nic innego jak pocałunek.

- Udam się na spotkanie z tym całym Xavierem. Powiem mu, o co tutaj naprawdę chodzi. - Anubis zmusił mnie do położenia się na łóżku. - Prześpij się. Musisz nabrać siły. W razie czego służący będą do twojej dyspozycji, kochanie.

Nie przeciwstawiałam się ojcu. Rany nadal się nie zagoiły, a do tego wszystkie kości mnie bolały. Wtuliłam policzek w poduszkę, a kołdrę nakryłam pod sam nos. Anubis zaśmiał się basowym głosem. Jak dobrze, było znów zobaczyć ojca. W sumie pamiętałam go bardziej w jego ludzkiej formie, ale wydawało mi się, że oryginalnie wyglądał bardziej dostojnie. Posłał mi uśmiech, ucałował w policzek, po czym oddalił się. Dopiero teraz mogłam zobaczyć pokój, w którym się znalazłam. Królewska sypialnia stylizowana na komnatę faraona. Coś pięknego!

- Tato, dobrze, że wróciłeś....to udawanie, zakładanie maski dla każdego, było męczące...zwłaszcza męczące, kiedy musiałam kłamać przed Loganem... - pociągnęłam nosem. - ...przecież on się wścieknie, kiedy dowie się, jaka jest prawda...

----------------

-Powinienem cię zabić, bub! - Logan, z całej sił pchnął Johna na najbliższą ścianę. - Gdzie jest moja kobieta?!

-Przestań, do jasnej cholery! - John oplótł swoim cieniem dłonie, aby móc oddać napastnikowi solidny cios w twarz. - Podnieś jeszcze raz na mnie rękę, a ci te łapska oberwę! - Blackhawk warknął - Moja siostra  jest bezpieczna. Z dala od takiego narwańca jak ty! Nadal nie rozumiesz, że to było po to, żeby chronić zarówno was jak i ją?! Zwłaszcza ciebie?! - John zablokował cios Logana.

- Oddawaj Sarę, braciszku z syndromem nadopiekuńczości! - Wolverin zaczął warczeć i napierać na Blackhawka.

-Nie dociera do ciebie, że jeśli Sara nie opanuje mocy to nie dość, że ona sama zginie, to razem z nią dziecko?! - John starał się, ze wszystkich sił opierać naciskom Logana, ale nie było to takie łatwe, gdyż mężczyzna miał sporo sił.

Nim jeden i drugi, cokolwiek mogli jeszcze zrobić w pomieszczeniu, jakim się znaleźli pojawiła się czarna mgła.

Logan, od razu zaczął wąchać powietrze. Zakrył nos, kiedy silny zapach uderzył w jego nozdrza. Dzięki temu John mógł go od siebie odepchnąć.

-No pięknie, jeszcze jego tutaj brakowało. - John westchnął niezadowolony.

- Gdzie twoje maniery, synu? - spomiędzy mgły widać było złote oczy, które zlustrowały jednego i drugiego mężczyznę.

-Wybacz, tato. - John opuścił ramiona. - Po prostu nie mam ochoty na umoralniające gadki. Wystarczy, że on... - pokazał na Logana- ...zmusza mnie, bym mu powiedział, gdzie jest Sara.

-Twój ojciec? - Logan zrobił wielkie oczy. - Przecież wasi rodzice nie żyją! Co to za jakaś szopka! - odwrócił się w stronę szczupłej sylwetki z głową szakala. - Kim ty u diabła jesteś, bub?!

-Już mówiłem. To mój ojciec. - John rozłożył ręce na boki.

- Tak jak powiedział John, jestem jego ojcem.- dopiero jak mgła nieznacznie odsunęła postać, Logan mógł dostrzec, że ma przed sobą istotę ubraną w jedwabną szatę sięgającej, aż samej ziemi, a sama persona była dużo większa od niego i patrzyła nań z góry. - Jestem Anubis, władca jednego ze światów podziemia, zwanego Światem Cieni, Bogiem Śmierci, współpracownikiem Śmierci, Żniwiarzem jak kto woli, a także ojcem Sary i Johna. Miło cię poznać, Jamesie Howlettcie. - słowa wypowiadane przez Boga Śmierci sprawiły, że Logan cofnął się do tyłu i tak jeszcze bardziej zmalał w oczach przybyłego oraz Johna.

Anubis uważnie przyglądał się Loganowi.

- Hmm...A myślałem, że jesteś w gorącej wodzie kąpany. Ja jednak widzę, tylko przestraszonego, małego rosomaka, co to ledwo spod matczynych pieleszy się uwolnił. - Anubis spacyfikował Logana w kilka chwil.

- Wrrr! - Logan zawarczał pod nosem, słysząc słowa przyszłego teścia oraz śmiech Johna. - Gdzie moja kobieta?

-Moja córka ma imię i radzę ci z niego korzystać. - Bóg Śmierci uraczył Logana uśmiechem ozdobionym rzędem białych, w dodatku ostrych zębów.

- Gdzie jest Sara? Chcę ją zobaczyć. - Wolverine wycedził przez zaciśnięte zęby.- W Krainie Cienia i nie zobaczysz jej, dopóki nie opanuje w pełni swojej mocy. - Anubis zamknął powieki.

-Co takiego?! - John, nim Logan zareagował krzyknął na cały pokój. - Nie możesz jej trzymać w Krainie Cienia! Jej miejsce jest tutaj! Wśród tych, których kocha!

- I właśnie dlatego... - Anubis, ponownie uraczył złotym spojrzeniem syna oraz przyszłego zięcia. - ...zostanie pod moją opieką.

- Chyba sobie żartujesz, bub! - Logan wystawił metalowe szpony, które wydały specyficzny dlań dźwięk. - Oddawaj moją Sarę! I to natychmiast, bo sam się po nią wybiorę!

- Tato, Logan ma rację! Nie przetrzymuj Sary wbrew jej woli! - John zmarszczył brwi.

- Gówniarzu, ton niżej, gdy się do mnie zwracasz. - oczy Anubisa nabrały czerwonej barwy.- A ty, więcej pokory, istoto niższej kategorii. - spojrzenie Boga Śmierci wywołało gęsią skórkę u najtwardszego faceta w instytucie. - Sara podjęła tą decyzję bez żadnych nacisków. Wybrała wasze dobro i komfort niż swoje.

- Ona jest w ciąży, bub. - Logan, mimo, że czuł strach przed Anubisem, nie miał zamiaru tego bardzo pokazywać.

- Tym bardziej, że jest w ciąży, musi pozostać w Krainie Cienia. Tam, jej moc nie zrobi nikomu krzywdy. Nie zostanie również, zachwiana równowaga, jeśli moc wymknie się spod kontroli. Jak to już miało miejsce. - Anubis mówił spokojnym tonem nawiązując do sytuacji, która miała miejsce jakiś czas temu, w siedzibie S.H.I.E.L.D.

- W... Wybacz ojcze. - John wycofał się w tył, gdy został skarcony przez ojca. - Ojcze, to znaczy, że ona szybciej złamała pieczęć ode mnie, skoro tutaj...jesteś?

- Tak. - Bóg Śmierci odpowiedział krótko. - Miłość jest w stanie przełamać każde lody, John.

-Ojcze, znaczy, że miłość Logana złamała pieczęć? - John zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas niezadowolenia.

- To też, ale bardziej jej uczucie do niego. Szczere i nie skalane niczym. - wzrok Anubisa złagodniał. - Chociaż, chyba kluczowym czynnikiem było dziecko, które w sobie nosi. - oczy nieśmiertelnego przeniosły się na Logana.

- Co się tak patrzysz, bub? Szczerze kocham twoją córkę. - twarz Logana ozdobił lekki rumieniec.

- Wiem o tym. Umiem czytać w ludzkich sercach, mutantów też. - Anubis rozejrzał się po pomieszczeniu. - A, więc to jest ten cały Instytut Xaviera?

- Tak, ojcze. - John wlepił wzrok w ojca.

- Chcesz się spotkać z Xavierem?- Owszem, ale najpierw chcę zobaczyć cały ośrodek. Wygląda zupełnie inaczej niż w kryształowej kuli. - Anubis ruszył przed siebie. - Prowadź, synu.

Logan nic nie powiedział. Schował szpony i ruszył za Johnem oraz swoim przyszłym teściem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro