Rozdział 8
-Przepraszam, droga córko, że musiałaś przez to przechodzić. - Anubis patrzył mi prosto w oczy.- Byłem pewien, że to John, będzie tym, który pierwszy użyje pełni swojej mocy. -mój ojciec nie ukrywał swojej prawdziwej formy.
Jego szakali pysk ozdobiony został smutkiem, a w złotym spojrzeniu lśniły łzy. Uszy trzymał położone po sobie.
-To, nic takiego papo. - podniosłam się do pół siadu, aby mieć wzrok na linii spojrzenia mojego rozmówcy. - To było dla ich bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa Logana, Papo. Poza tym, w końcu znów mogę cię zobaczyć... - nie mogłam powstrzymać łez. - Tak się cieszę, że wróciłeś, tatusiu! - bez namysłu wtuliłam się w ojca.
-Już, już, kochanie. - silne ramiona ojca objęły mnie tak, jakby nie miał mnie nigdy puszczać. - Jest mi tak głupio, że musieliście z Johnem okłamywać wszystkich.
-Papo, to nie twoja wina, mówiłam ci już. Babcia tego chciała, dlatego poprosiła, byś ją zastąpił. - wtuliłam policzek w kaszmirowy strój ojca.
- Udawanie waszej babki nie było dobrym pomysłem, ale ona by was nie ochroniła. - mokry nos ojca dotknął mojego policzka.
-Wiem papo, wiem. - zamknęłam powieki. - Gdyby nie ona, w ogóle nie mógłbyś wrócić do nas. Ona oddała za nas życie. Dobrze, że przed śmiercią powiedziała nam o Instytucie Xaviera. Obawiałam się jednak, że on może nas tam znaleźć.
- Ale nie znalazł, tylko dlatego, że ja wróciłem do swojego świata i nałożyłem na was pieczęć, dzięki, której wasza moc została częściowo zablokowana. Nie przypuszczałem, że uczucie, takie jak miłość i jej owoc, będą w stanie przełamać moją pieczęć. - Anubis przesunął wielką dłoń, aby pogłaskać mnie po głowie. - Teraz jednak John, a także ty i oni są w niebezpieczeństwie. Nie możesz do nich wrócić, dopóki nie opanujesz swojej mocy.
- Ja też, nie przypuszczałam, że miłość do Logana, sprawi, że pieczęć zacznie szwankować... - odsunęłam się nieco od ojca, aby dotknąć swój brzuch. - ...zaczęłam się tego obwiać, bo skoro miłość tak zadziała na moją moc, to jak pomieszałoby współżycie z nim. Odważyłam się to zrobić, a w gratisie dostałam najpiękniejszy prezent na świecie, który naprawdę zawirował moją moc. - zamknęłam powieki, które po chwili otworzyłam. - Co takiego?! Zostać w Królestwie Cienia?! - nie dowierzałam słowom ojca.
- Musisz zostać. Tylko ja mogę pomóc ci opanować moc w pełni. Wiesz także, że tylko tutaj możesz to zrobić nie raniąc nikogo. - Anubis podniósł moją głowę.
Patrzyliśmy na siebie. Nasze twarze był pełne smutku. Mojego ojca dlatego, że prawie to wszystko mnie zabiło, a także dlatego, że osoba, którą kochałam nie będzie mogła mnie zobaczyć przez kilka tygodni. Z tego też powodu, ja nie byłam zbyt zadowolona. Nie wiem, ile czasu wytrzymam nie patrząc i nie czując Logana obok. Serce mi się krajało, ale nie miałam wyjścia, bo on miał się pojawić w przeciągu kilkunastu tygodni. Miałam zatem tylko tydzień, aby opanować jak najlepiej swoje zdolności.
- Saro, będzie dobrze. Zobaczysz. - język ojca był zimny, kiedy polizał mnie po policzku, co znaczyło nic innego jak pocałunek.
- Udam się na spotkanie z tym całym Xavierem. Powiem mu, o co tutaj naprawdę chodzi. - Anubis zmusił mnie do położenia się na łóżku. - Prześpij się. Musisz nabrać siły. W razie czego służący będą do twojej dyspozycji, kochanie.
Nie przeciwstawiałam się ojcu. Rany nadal się nie zagoiły, a do tego wszystkie kości mnie bolały. Wtuliłam policzek w poduszkę, a kołdrę nakryłam pod sam nos. Anubis zaśmiał się basowym głosem. Jak dobrze, było znów zobaczyć ojca. W sumie pamiętałam go bardziej w jego ludzkiej formie, ale wydawało mi się, że oryginalnie wyglądał bardziej dostojnie. Posłał mi uśmiech, ucałował w policzek, po czym oddalił się. Dopiero teraz mogłam zobaczyć pokój, w którym się znalazłam. Królewska sypialnia stylizowana na komnatę faraona. Coś pięknego!
- Tato, dobrze, że wróciłeś....to udawanie, zakładanie maski dla każdego, było męczące...zwłaszcza męczące, kiedy musiałam kłamać przed Loganem... - pociągnęłam nosem. - ...przecież on się wścieknie, kiedy dowie się, jaka jest prawda...
----------------
-Powinienem cię zabić, bub! - Logan, z całej sił pchnął Johna na najbliższą ścianę. - Gdzie jest moja kobieta?!
-Przestań, do jasnej cholery! - John oplótł swoim cieniem dłonie, aby móc oddać napastnikowi solidny cios w twarz. - Podnieś jeszcze raz na mnie rękę, a ci te łapska oberwę! - Blackhawk warknął - Moja siostra jest bezpieczna. Z dala od takiego narwańca jak ty! Nadal nie rozumiesz, że to było po to, żeby chronić zarówno was jak i ją?! Zwłaszcza ciebie?! - John zablokował cios Logana.
- Oddawaj Sarę, braciszku z syndromem nadopiekuńczości! - Wolverin zaczął warczeć i napierać na Blackhawka.
-Nie dociera do ciebie, że jeśli Sara nie opanuje mocy to nie dość, że ona sama zginie, to razem z nią dziecko?! - John starał się, ze wszystkich sił opierać naciskom Logana, ale nie było to takie łatwe, gdyż mężczyzna miał sporo sił.
Nim jeden i drugi, cokolwiek mogli jeszcze zrobić w pomieszczeniu, jakim się znaleźli pojawiła się czarna mgła.
Logan, od razu zaczął wąchać powietrze. Zakrył nos, kiedy silny zapach uderzył w jego nozdrza. Dzięki temu John mógł go od siebie odepchnąć.
-No pięknie, jeszcze jego tutaj brakowało. - John westchnął niezadowolony.
- Gdzie twoje maniery, synu? - spomiędzy mgły widać było złote oczy, które zlustrowały jednego i drugiego mężczyznę.
-Wybacz, tato. - John opuścił ramiona. - Po prostu nie mam ochoty na umoralniające gadki. Wystarczy, że on... - pokazał na Logana- ...zmusza mnie, bym mu powiedział, gdzie jest Sara.
-Twój ojciec? - Logan zrobił wielkie oczy. - Przecież wasi rodzice nie żyją! Co to za jakaś szopka! - odwrócił się w stronę szczupłej sylwetki z głową szakala. - Kim ty u diabła jesteś, bub?!
-Już mówiłem. To mój ojciec. - John rozłożył ręce na boki.
- Tak jak powiedział John, jestem jego ojcem.- dopiero jak mgła nieznacznie odsunęła postać, Logan mógł dostrzec, że ma przed sobą istotę ubraną w jedwabną szatę sięgającej, aż samej ziemi, a sama persona była dużo większa od niego i patrzyła nań z góry. - Jestem Anubis, władca jednego ze światów podziemia, zwanego Światem Cieni, Bogiem Śmierci, współpracownikiem Śmierci, Żniwiarzem jak kto woli, a także ojcem Sary i Johna. Miło cię poznać, Jamesie Howlettcie. - słowa wypowiadane przez Boga Śmierci sprawiły, że Logan cofnął się do tyłu i tak jeszcze bardziej zmalał w oczach przybyłego oraz Johna.
Anubis uważnie przyglądał się Loganowi.
- Hmm...A myślałem, że jesteś w gorącej wodzie kąpany. Ja jednak widzę, tylko przestraszonego, małego rosomaka, co to ledwo spod matczynych pieleszy się uwolnił. - Anubis spacyfikował Logana w kilka chwil.
- Wrrr! - Logan zawarczał pod nosem, słysząc słowa przyszłego teścia oraz śmiech Johna. - Gdzie moja kobieta?
-Moja córka ma imię i radzę ci z niego korzystać. - Bóg Śmierci uraczył Logana uśmiechem ozdobionym rzędem białych, w dodatku ostrych zębów.
- Gdzie jest Sara? Chcę ją zobaczyć. - Wolverine wycedził przez zaciśnięte zęby.- W Krainie Cienia i nie zobaczysz jej, dopóki nie opanuje w pełni swojej mocy. - Anubis zamknął powieki.
-Co takiego?! - John, nim Logan zareagował krzyknął na cały pokój. - Nie możesz jej trzymać w Krainie Cienia! Jej miejsce jest tutaj! Wśród tych, których kocha!
- I właśnie dlatego... - Anubis, ponownie uraczył złotym spojrzeniem syna oraz przyszłego zięcia. - ...zostanie pod moją opieką.
- Chyba sobie żartujesz, bub! - Logan wystawił metalowe szpony, które wydały specyficzny dlań dźwięk. - Oddawaj moją Sarę! I to natychmiast, bo sam się po nią wybiorę!
- Tato, Logan ma rację! Nie przetrzymuj Sary wbrew jej woli! - John zmarszczył brwi.
- Gówniarzu, ton niżej, gdy się do mnie zwracasz. - oczy Anubisa nabrały czerwonej barwy.- A ty, więcej pokory, istoto niższej kategorii. - spojrzenie Boga Śmierci wywołało gęsią skórkę u najtwardszego faceta w instytucie. - Sara podjęła tą decyzję bez żadnych nacisków. Wybrała wasze dobro i komfort niż swoje.
- Ona jest w ciąży, bub. - Logan, mimo, że czuł strach przed Anubisem, nie miał zamiaru tego bardzo pokazywać.
- Tym bardziej, że jest w ciąży, musi pozostać w Krainie Cienia. Tam, jej moc nie zrobi nikomu krzywdy. Nie zostanie również, zachwiana równowaga, jeśli moc wymknie się spod kontroli. Jak to już miało miejsce. - Anubis mówił spokojnym tonem nawiązując do sytuacji, która miała miejsce jakiś czas temu, w siedzibie S.H.I.E.L.D.
- W... Wybacz ojcze. - John wycofał się w tył, gdy został skarcony przez ojca. - Ojcze, to znaczy, że ona szybciej złamała pieczęć ode mnie, skoro tutaj...jesteś?
- Tak. - Bóg Śmierci odpowiedział krótko. - Miłość jest w stanie przełamać każde lody, John.
-Ojcze, znaczy, że miłość Logana złamała pieczęć? - John zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas niezadowolenia.
- To też, ale bardziej jej uczucie do niego. Szczere i nie skalane niczym. - wzrok Anubisa złagodniał. - Chociaż, chyba kluczowym czynnikiem było dziecko, które w sobie nosi. - oczy nieśmiertelnego przeniosły się na Logana.
- Co się tak patrzysz, bub? Szczerze kocham twoją córkę. - twarz Logana ozdobił lekki rumieniec.
- Wiem o tym. Umiem czytać w ludzkich sercach, mutantów też. - Anubis rozejrzał się po pomieszczeniu. - A, więc to jest ten cały Instytut Xaviera?
- Tak, ojcze. - John wlepił wzrok w ojca.
- Chcesz się spotkać z Xavierem?- Owszem, ale najpierw chcę zobaczyć cały ośrodek. Wygląda zupełnie inaczej niż w kryształowej kuli. - Anubis ruszył przed siebie. - Prowadź, synu.
Logan nic nie powiedział. Schował szpony i ruszył za Johnem oraz swoim przyszłym teściem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro