Rozdział 5
-Dobra, gdzie są moje ogóreczki?-wodziłam wzrokiem po półkach w lodówce.
Jak tylko znalazłam wcześniej otwarty słoik od razu się do niego dobrałam. Oparłam go klatkę piersiową, odkręciłam nakrętkę, aby zabrać się za jednego z ogórków.
-Ha, tego mi brakowało.-zatopiłam zęby w warzywku.-Ciekawe jak tam idzie Hankowi i Loganowi. -zaczęłam delektować się ogórkiem kiszonym.
Skierowałam kroki do piwnicy, gdzie Bestia miał swoje małe centrum dowodzenia. Nie wiedzieć czemu, ale każdy kogo mijałam na korytarzu twierdził, że ładnie wyglądam i bije ode mnie jakaś taka pozytywna energia. Powaliło ich, w końcu ja zawsze tryskałam pozytywną energią.
-Hank, jak to możliwe, że przez miesiąc nie znalazłeś nic?-Logan stał za Bestią, który siedział przy komputerze z wielkim monitorze.
-Nie mam punktu zaczepienia.-Hank wpatrywał się wyświetlone na monitorze zdjęcia-Dobrze, że twój przyjaciel z zakonu udostępnił nam zdjęcia z ich archiwum. Szkoda jednak, że tylko tyle mogliśmy dostać.
-Charles mógłby nam pomóc, ale jak zwykle kieruje się swoimi zasadami moralnymi.-Logan wsadził ręce do kieszeni.
Zaczął wąchać powietrze, kiedy weszłam do pomieszczenia. Odwrócił się w moją stronę.
-Co tam, kochanie?-posłałam mu uśmiech, a przy okazji podeszłam bliżej.
-Pachniesz jakoś inaczej.-zmierzył mnie tym swoim wzrokiem, jak zrównałam się z nim-Znowu te ogórki? Nie zbrzydły ci jeszcze?
-Odczep się od moich ogórków, sam lepiej zjedź jednego.-wsadziłam mu ogórka do buzi-Jak pachnę inaczej? Sugerujesz, że się nie myłam czy coś?-zmrużyłam oczy-Ja wiem, że używam teraz nowego płynu do mycia, ale bez przesady, Darling.
-Będę się czep...-Logan nie miał jak dokończyć zdania, bo ogórek kiszony idealnie mu to uniemożliwił-...bardzo śmieszne. Nie, to nie to.-zaczął jeść ukiszone warzywo.
-Tak, jasne, jesteś przyjemny jak zawsze.-podsunęłam Hankowi ogórka-Chcesz ogóra, Hank?
-Nie, podziękuję.-Bestia spojrzał na mnie-Promieniejesz dzisiaj, Saro.
-Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to dzisiaj mówi, ale dziękuję.-spojrzałam na monitor-To jest ta tablica, którą ukradłam?
-Tak, dokładnie tak. Jednak nic mi te zdjęcia nie mówią.-Hank podrapał się pazurem po łepetynie.
-A mnie tak.-odparłam prosto z mostu.
Logan i Bestia spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem.
-Indianie Hopi, coś wam to mówi?-dokończyłam ogórka, którego jadłam.
-Możesz jaśniej, Mała?-Logan zmierzył mnie wzrokiem.
-Hank, mogę? A ty, potrzymaj.-podałam mojemu facetowi słoik z ogórkami, po czym pochyliłam się, aby nastukać coś na klawiaturze w przeglądarce internetowej-Indianie Hopi, starożytny lud zamieszkujący Amerykę Północną, wywodzą się z grupy Pueblo.-zaczęłam wyjaśniać-Hopi mają pewną Przepowiednię, a raczej Proroctwo, które opowiada o czekaniu na Prawdziwego Wielkiego Brata.
-Co to ma do rzeczy, w przypadku tablic?-Logan skrzyżował dłonie w okolicach klatki piersiowej, uważając przy tym by nie stłuc słoika.
-Logan, daj jej skończyć.-Bestia skarcił mojego faceta.
-Darling, nie wchodź mi w słowo.-odparłam niezadowolona-Bardzo dużo. Zaraz wam pokażę.-przesunęłam kursor na jeden z linków-Tadam! Tekst przepowiedni, w którym wspomniane jest o tablicach. Tak, o tych.-wypięłam dumnie pierś.
-Czemu wcześniej o tym nie wspomniałaś?-Logan warknął na mnie.
-Nie przyszło mi to do głowy. Dopiero wczoraj wieczorem to zauważyłam, kiedy przeglądałam filmy na youtube o końcu świata. I przestań na mnie warczeć.-zabrałam mu słoik z rąk-Wkurza mnie to. Zachowuj się jak na normalnego faceta przystało, a nie jak jakiś niewychowany zwierzak.-zwróciłam mu uwagę-I co się tak patrzysz? Ogarnij się w końcu, Jamesie Howlettcie i zachowuj stosownie do swojego wieku.-odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
Logan był całkiem zbity z tropu. Rozmasował kark lewą dłonią.
-A tą co ugryzło?-spojrzał na Hanka.
-Właśnie cię zbeształa, stary.-Bestia wyjaśnił krótko-A teraz, czy mógłbyś mnie zostawić samego? Chciałbym się skupić na analizie tego proroctwa.
Logan tylko pokiwał głową na boki.
-Jak tam sobie chcesz.- wzruszył ramionami, po czym skierował kroki w stronę wyjścia.
-Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym balu charytatywnym na, który idziesz z Sarą i Charlesem?-Hank zaczął klikać klawisze.
-Jaki bal?-Logan zatrzymał się, po czym odwrócił do rozmówcy.
-Nie mów, że zapomniałeś o corocznym balu charytatywnym, który Charles organizuje w ratuszu.-niebieski stwór zerknął za siebie, racząc Logana spojrzeniem w stylu, mówiącym, aby rozmówca nie robił sobie z niego żartów.
-Do jasnej cholery!-Logan strzelił sobie w czoło z otwartej dłoni.
-Zapomniałeś, prawda?-Bestia nadal wpatrywał się w rozmówcę.
-Zamknij się, Hank.-Logan opuścił pomieszczenie.
-Miłość, co ona robi z tymi ludźmi i mutantami.-Bestia zaczął analizować tekst proroctwa.
Logan szedł korytarzami instytutu, trzymał ręce w kieszeniach. Wodził wzrokiem po mijanych uczniach. Zatrzymał się jednak w pewnej chwili. Spojrzał przez okno, za którym dostrzegł Sarę, która zajmowała się bardzo młodym mutantem. Chłopiec mógł mieć niecałe dziesięć lat, a może i mniej. Przez chwilę, Logan miał wrażenie, że widzi Itsu, kobietę z którą kiedyś łączyło go podobne uczucie, jak te jakim darzył Sarę. Przetarł skronie, zamykając przy tym powieki. Ponownie spojrzał na świat za oknem. Znowu widział dziewczynę, która powoli i stopniowo dotarła do jego serca.
Podszedł bliżej okna. Oparł prawą rękę o szybę. Uważnie obserwował jak Sara bawi się z chłopcem.
-Sara...-w jego ciemnych oczach zawitał smutek-..nie chcę cię stracić tak jak jej...-Logan poczuł ukłucie w sercu-..Nie mogę do tego dopuścić...już prawie cię straciłem...drugi raz na to nie pozwolę...-zacisnął pięści-...Nie pozwolę na to...-jak Sara spojrzała na niego i mu pomachała, odmachał jej uśmiechając się nieznacznie.
Odsunął się od okna. Wsadził ręce do kieszeni. W głowie kłębiło mu się wiele myśli. Mimo, że byli tak krótko ze sobą, to czuł, że dziewczyna jest mu coraz bardziej bliska i ważna. Zwłaszcza po tym, jak miesiąc temu została porwana i nie mógł jej przez dwa tygodnie odnaleźć. Pamiętał dobrze, jaką poczuł ulgę, kiedy po krótkiej potyczce wróciła do niego. Dlatego musiał ją pocałować, bo był na skraju szaleństwa. Myślami przywołał zapach ukochanej kobiety oraz delikatność jej skóry. Zakochał się po uszy, wiedział o tym doskonale. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Dlatego miał pewien plan, który zamierzał wcielić na dzisiejszym balu. Teraz jednak musiał się na niego przygotować.
Zaniosłam nieszczęsne ogórki do kuchni, tam gdzie ich miejsce. Wyszłam na teren instytutu, bo przecież Logan tym warczeniem doprowadził mnie do niemałej irytacji. Wsadziłam ręce do kieszeni. Patrzyłam z uwagą na nowych uczniów. Jeden z nich, Carlos, mający niecałe dziesięć lat podbiegł do mnie.
-Pani Saro, czy mógłbym zobaczyć pani moce?-w jego zielonych oczach widziałam swoje odbicie-To prawda, że potrafi pani władać cieniem?-na jego twarzy widniał szczery uśmiech.
-Ależ oczywiście.-kucnęłam przed chłopcem-Tak, potrafię.-poruszyłam ręką, a z mojego cienia wyłoniła się mała, czarna kulka.
-Jak pani to robi?-Carlos dotknął rękami kulkę-Mogę jej dotknąć!
-Za sprawą umysłu.-popukałam się palcem w skroń-Dzięki sile woli mogę sprawiać, że cień staje się materialny. Mogę także, zmieniać jego kształt jak tylko chcę.-poruszyłam palcami drugiej dłoni, kulka zamieniła się w małego motylka, który usiadł chłopczykowi na nosie.
Wtedy poczułam czyjś wzrok na sobie. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam Logana, patrzącego na nas. Pomachałam mu, uśmiechając się przy tym szczerze. Odmachał mi. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze widziałam, że chyba był przygnębiony? Będę musiała go potem o to spytać. Martwiłam się o niego. Ostatnio chodził jakiś taki nieobecny. Przygryzłam kciuk od lewej dłoni. Będę musiała mu coś powiedzieć na balu. Boję się nieco jego reakcji, ale mam nadzieję, że moje obawy się nie sprawdzą, bo chyba serce mi pęknie na milion kawałków.
Musiałam przeprosić Carlosa, gdyż musiałam się przygotować na bal, a jeszcze obiecałam profesorowi pomóc z kilkoma rzeczami.
-Dlaczego Sara z nami nie jedzie?-Logan pomógł Charlesowi wsiąść do czarnej limuzyny.
-Logan, mówiłem ci już, że Sara czeka na nas na miejscu. Poprosiłem ją, aby zajęła się organizacją dekoracji.-Charles usiadł wygodniej na fotelu, a następnie zapiął się pasem-Wszystko w porządku, Logan? Wydajesz się spięty. Nie mów, że denerwujesz się balem.
-Wszystko jest w porządku, bub.-Logan złożył wózek profesora, a potem schował do bagażnika.-Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy, Charles.-zasiadł na miejscu kierowcy-Z resztą wiesz, jakie mam podejście do formalnego ubioru.
-Owszem, wiem, ale przynajmniej teraz wyglądasz jak człowiek.-Charles zaśmiał się.
-No bardzo śmieszne. Sara ten mi zwróciła uwagę, że mam się zachowywać jak człowiek.-Logan poprawił lusterko, w które zerknął, aby spojrzeć na odbicie rozmówcy-I jeszcze nazwała mnie moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem.
-Och, doprawdy?-Charles spojrzał właścicielowi metalowych szponów prosto w oczy-Musiałeś naprawdę nabroić, skoro aż tak cię zrugała.
-Tylko zapytałem, czemu wcześniej nam nie powiedziała o tej całej przepowiedni czy tam proroctwie tych całych Hopi.-Logan rozłożył ręce na boki.
-Z tego co ja wiem, to zachowałeś się jak prymityw, warcząc na nią.-Xavier poprawił krawat.-Dlatego uważam, że dobrze zrobiła. Poza tym, czasem kobiety mają pewne stany, w których jest im takie zachowanie wybaczane.
-Błagam, tylko nie ty, bub.-Logan przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik wydał znajomy mężczyznom głos-O czym ty mówisz, Charles? Okres to ona miała...-zamyślił się na chwilę, więc nastała cisza.
-Tak, Logan?-Charles spojrzał wymownie na rozmówcę.
-...nie wiem kiedy...-Logan odwrócił się do Xaviera-...Z resztą, czemu mamy rozmawiać o trudnych dniach mojej kobiety?-ledwo widoczny róż pojawił się na policzkach Logana.
-Ty zacząłeś, więc jak rozumiem znasz odpowiedź.-Charles usiadł wygodnie w swoim siedzisku-Możemy już jechać? Nie chciałbym się spóźnić na własny bal.
-Grr.-Logan tylko warknął niezadowolony, po czym ruszył, kierując się w stronę ratusza.
-A co, jeśli Loganowi się nie spodoba?-patrzyłam w swoje odbicie, a raczej na to jak wyglądam w niebieskiej, sięgającej ziemi sukni wieczorowej-Wyglądam paskudnie!-zakryłam twarz dłońmi.
-On będzie miał za dobrze, widząc moja siostrę w tej kiecce.-mój brat podszedł do mnie-Spójrz jeszcze raz i powiedz, co widzisz, bo ja...-położył mi dłonie na ramionach-...piękną, dorosłą kobietę...-John ucałował mnie w skroń-..która jest...Hm?
-Przestań...-zakryłam mu usta dłonią-...Ja wiem, że chcesz mi sprawić przyjemność, bo jesteś moim bratem, ale nie przesadzaj.-poszłam usiąść na pufie-Nie wyjdę tam. Nie ma takiej opcji. Powiedź profesorowi, że się źle czuję czy coś.-oparłam łokci o kolana, na a dłoniach wsparłam głowę.
-Żartujesz sobie prawda?-John rozłożył dłonie na boki-Weź się w garść. Może i nie toleruję Logana, ale w końcu będzie ojcem mojego siostrzeńca.-spojrzał gdzieś w bok.
-Skąd to wiesz?! Przecież nikomu nie mówiłam!-spojrzałam na niego przerażona.
-Jak byłem dzisiaj u ciebie w pokoju, pożyczyć konsolkę, to w szufladzie znalazłem puste opakowanie po teście ciążowy.-odparł podchodząc do mnie-A test znalazłem ukryty na dnie szuflady z bielizną.-strzelił mnie palcem w czoło-Naprawdę myślałaś, że się nie dowiem takiej rzeczy? W końcu jestem twoim bratem. Wiem wszystko, siostra.
-Nie powiedziałeś nikomu, prawda?-zrobiłam wielkie oczy.
-Nie. O to się martwić nie musisz.-zmusił mnie do wstania-Wszystko będzie dobrze. Nie jesteś sama, masz mnie, tego dupka, profesora i wszystkich X-Menów.
-Ej! Nie mów na Logana dupek!-warknęłam na Johna-I dziękuję, mimo, że mnie potrafisz wkurzać, to i tak cię kocham.-przytuliłam go-Jesteś najlepszym bratem pod słońcem.
-Ja to wiem.-John poklepał mnie po plecach.-Idziemy?-nadstawił mi swoje ramię.
-Tak.-skinęłam głową, biorąc go pod ramię.
Spojrzałam jeszcze raz, na swoje odbicie w lustrze. Moja suknia wydawała się teraz jeszcze ładniejsza. Szerokie ramiączka oraz przód ubioru ozdobiony był cekinami ułożonymi w kwieciste wzory. W pasie miała cienki pasek, spod którego spływał lejący się materiał. Jak tylko się poruszałam to falował niczym morskie fale. Buty na lekkim obcasie stukały o posadzkę, a do nich miałam dopasowane kolczyki, naszyjnik oraz rękawiczki. Lekki makijaż, ale zarazem wyrazisty dodawał mi w sumie uroku.
Nim weszliśmy do sali głównej, John mnie zatrzymał.
-Poczekaj. Brakuje czegoś do twojego stroju.-zaczął szukać czegoś po kieszeniach.
-Ej no... czym ty mówisz? Przecież niczego nie zapomniałam.-poprawiłam okulary-Sam mówiłeś, że musimy iść...
-Poczekaj, siostra. Kupiłem coś dla ciebie, na tą okazję.-John wpiął mi we włosy małą spinkę z różyczką-Teraz jest idealnie.
-Hę? Nie musiałeś.-dotknęłam przedmiotu, który trzymał się na moich kosmykach.
-Idziemy.-odparł układając moją dłoń tak, bym trzymała go pod rękę-Jeszcze, o jednej rzeczy ci nie powiedziałem.
-Tak?-zatrzymaliśmy się przed wejściem na salę.
-Profesor uznał, że ty i Logan zaczniecie bal pierwszym tańcem.-spojrzał na mnie z tym swoim firmowym, chamskim uśmieszkiem.
-Ach, dobrze. Zaraz...-poczułam jak strach ogarnia całe moje ciało-...Nie wejdę tam! Nie ma mowy! Ja nie umiem tańczyć!-chciałam uciekać, ale ktoś mnie złapał.
-Nie ma tak dobrze, siostrzyczko. Charles miał rację, że będziesz chciała uciekać.-John zaśmiał się-Nie możesz teraz uciec, bo zrobisz przykrość profesorowi, a tego chyba nie chcesz?
-No nie...-westchnęłam, dając za wygraną.
-Widzisz, dobra dziewczynka.-John poklepał mnie po głowie-Jak tylko wejdziemy, to zaczniecie po krótkiej chwili, więc się rozluźnij młoda.
-Łatwo ci powiedzieć. Stawiać mnie przed takim dylematem. Też coś. Charles i ty zapłacicie mi za to.-warknęłam znowu.
-Jak to cię pocieszy, Logan do samego końca ma nie wiedzieć o tym małym planie Charlesa.-John otworzył drzwi prowadzące do sali.
-Och, dobrze wiedzieć. W takim razie zaraz, po balu zacznę wam kopać groby.-odparłam z nutką chamstwa w głosie.
-Spokojnie, mamy już wszystko przygotowane na taką okoliczność.-mój brat zaśmiał się.
Moje źrenice rozszerzyły się widząc tych wszystkich, elegancko ubranych gości. Zacisnęłam mocniej uścisk na ramieniu Johna. On tylko delikatnie się uśmiechnął i pokazał palcem w miejsce, gdzie stał Logan i Charles. Na całe szczęście byli tyłem, więc nie widzieli jak się zbliżamy.
-Gdzie ona jest?-Logan skrzyżował ręce w okolicach klatki piersiowej.
-Za tobą.-Charles skinął do nas głową.
-Hę?-Logan odwrócił się.-W końcu jes...teś.-Logan opuścił ręce, patrząc przy tym na mnie tak, jakby zobaczył ducha.
-No, jestem jak widzisz.-zaczesałam kosmyk włosów za ucho-Nie patrz się tak i zamknij tą buzię, bo ludzie patrzą.-nadęłam lekko policzki.
Logan zamknął buzię. Ujął moje dłonie i przystawił do swoich policzków.
-C..co ty robisz?! Ludzie patrzą!-próbowałam wyswobodzić dłonie z jego uścisku.
-Niech patrzą, niech wiedzą, że cię kocham.-Logan spojrzał na mnie tym wyjątkowym wzrokiem.
-U..uspokój się...-speszył mnie do reszty.
Co on sobie w ogóle wyobraża?! Nawet nie zauważyłam, w którym momencie muzyka zaczęła grać, a wszyscy odsunęli się od nas.
-Hmm?-Logan dopiero po chwili się zorientował, że teraz już wszyscy na nas patrzyli.
-Ty rzeczywiście nic nie wiesz...-mruknęłam cicho.
-O, czym?-Logan zrobił wielkie oczy.
-Charles wpadł na genialny pomysł, że my to my otworzymy ten bal, tańcząc jako pierwsi.-wyjaśniłam mu pokrótce.
-Charles...-Logan podniósł lewą rękę na wysokość klatki piersiowej, po czym jego szpony ukazały się wszystkim zebranym wydając ten swój specyficzny dźwięk.
-Potem się nim zajmiesz.-ujęłam jego dłoń-Schowaj je i zatańczmy jak wtedy, kiedy powiedziałeś, że mnie kochasz.
Logan nic nie powiedział. Schował swoje metalowe szpony. Ujął mnie w pasie, a drugą ręką moją dłoń. Spletliśmy nasze palce. Posłałam mu uśmiech, jak tylko moja druga dłoń znalazła się na jego ramieniu. On tylko pokiwał głową. Logan prowadził w tym tańcu. Tańczyliśmy walca, zupełnie jak wtedy, kiedy przyszedł do mnie do pokoju, żeby powiedzieć, że stałam się kimś ważnym dla niego. Sama wtedy, trenowałam walca. Chociaż, samej było ciężko, to było dość zabawnie używając do tego szkieletu od Hanka. Wtedy, ten głupek śmiał się z tego, twierdząc, że mam ciekawą randkę. Zrugałam go wtedy za to, a on zaprosił do tańca. Podczas niego powiedział mi wtedy, te dwa magiczne słowa.
Tym razem, to ja mu powiem dwa magiczne słowa, od których miałam nadzieję, że się ucieszy.
-Kochanie, muszę ci coś powiedzieć.-przechyliłam głowę w bok.
-Tak?-przeniósł wzrok na mnie.-O, co chodzi? Nogi już cię bolą od butów?
-Bardzo śmieszne, buraku.-także spojrzałam na niego.
-Zatem, co?-Logan wyczekiwał odpowiedzi.
-...-oparłam głowę o jego ramię, aby szepnąć mu na ucho dwa słowa-Będziesz tatą.
-...-Logan zatrzymał się, ale nic nie odpowiedział.
-...-też nic nie mówiłam, tylko przytuliłam się do niego mocno, tak jakby zaraz miał zniknąć.
Jedyne co zrobił, to także mnie czule i pewnie przytulił. Nie potrzebowałam słów, żeby wiedzieć, jak bardzo się ucieszył z tej wiadomości.
Odsunęłam się nieznacznie od niego, aby spojrzeć w jego oczy. Dotknęłam jego policzka opuszkami palców. Gdyby nie rękawiczki mógłby poczuć moją delikatną skórę.
Logan ucałował mnie w czoło, a potem włożył rękę do kieszeni marynarki, w której wyglądał nieziemsko. Wyjął z niej małe, czerwone pudełeczko. Zakryłam usta dłonią, bo wiedziałam co tam w środku było.
Spojrzał tylko na mnie z błogim uśmiechem. Otworzył pudełeczko, z którego wyjął srebrny, wąski pierścionek z małym serduszkiem. Nawet nie musiał pytać, po prostu wsunął mi go na palec. Ja, w zamian za to czule go pocałowałam. W dupie miałam, że wszyscy patrzyli na nas, a potem zaklaskali dla nas. Liczyło się to, co działo się w tamtym momencie.
Jak tylko nasze wargi odsunęły się od siebie, wróciliśmy do tańca. Czułam się wtedy jak księżniczka, która znalazła swojego księcia. Tylko ten rycerz nie posiadał białego konia czy też zbroi, gdyż miał przy sobie coś znacznie cenniejszego niż te rzeczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro