Poza pomocą || KyouHaba
Kyoutani miał rozbity nos, a jego prawy policzek i rozcięta warga były opuchnięte, przybierając fioletową barwę. Całość, doprawiona spływającą po twarzy krwią, zdecydowanie nie wyglądała dobrze, jednak Yahaba był już przyzwyczajony do tego widoku.
- Mówiłem ci już, żebyś przestał wdawać się w bójki - rzucił krótko, obserwując, jak Kyoutani nieudolnie próbuje zetrzeć krew z nosa rękawem. - Zostaw, bo pogorszysz - dodał, odciągając rękę blondyna od jego twarzy.
Pociągnął go za sobą do jednej z łazienek, specjalnie wybierając tę na samym końcu budynku, z której nikt nie korzystał. Choć uczniowie liceum często byli świadkami, jak Yahaba prowadził pobitego Kyoutani'ego do łazienki, wciąż sprawiało mu to dyskomfort. Niewielkie uczucie wstydu.
Yahaba nie zadaje się z takimi osobami.
Delikatnie popchnął blondyna w stronę jednej z kabin, po czym podszedł do umywalki. Wyjął z plecaka chusteczki i zamoczył jedną w chłodnej wodzie. W międzyczasie Kyoutani usiadł na toalecie i wbił puste spojrzenie w podłogę. Krew z jego nosa powoli skapywała na płytki.
- Iwaizumi-san... - wydukał cicho, pociągając nosem. - Nie powiesz mu, co nie?
- Założę się, że już o tym wie - odparł Yahaba, zbliżając się do blondyna. Kucnął między jego nogami i ostrożnie przyłożył chusteczkę do nosa. - Kto ci to zrobił?
- Nieważne. Nie znasz ich.
- Z innej szkoły? Powinniśmy powiadomić dyrektora - powiedział, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, westchnął przeciągle. - Kyoutani... Nie możesz sprawiać ciągle tyle problemów. Dostałeś już ostrzeżenie, kolejnego nie będzie.
- Bądź tak łaskawy i nie wpieprzaj się w nie swoje sprawy, dobra?
Odsunął się od blondyna, który wyszarpnął z jego dłoni chusteczkę. Chciał mu pomóc, opuścił kilka razy treningi tylko po to, by upewnić się, że Kyoutani bezpiecznie dotrze do swojego domu, teraz uciekł z lekcji, by się nim zająć, tymczasem on... nie doceniał tych starań, odpychał go od siebie i nie podziękował ani razu.
- Ja po prostu się o ciebie martwię - wyszeptał, czując narastającą złość. Zacisnął dłonie w pięści, z ledwością powstrzymując się, by nie poprawić pracy chłopaków z innej szkoły. - Nie usłyszałem nawet jednego cholernego "dziękuję".
- Nie prosiłem cię o jakąkolwiek pomoc.
Podniósł swój plecak z ziemi i opuścił łazienkę, nie posyłając Kyoutani'emu nawet jednego spojrzenia. Zaraz jednak zatrzymał się. Nie mógł go tak po prostu zostawić. Nie Yahaba.
- Jesteś idiotą, wiesz? - rzucił oschle. - Wszyscy wyciągamy do ciebie rękę, dajemy ci szansę po tym, co zaszło w pierwszej klasie, a ty... O co ci chodzi? Boisz się czegoś? A może po prostu myślisz, że jesteś od nas lepszy, co?
Kyoutani milczał. Chusteczka, którą trzymał, już dawno przesiąkła krwią, więc Yahaba, chcąc nie chcąc, sięgnął po kolejną.
- Śmiali się z ciebie - powiedział niespodziewanie blondyn, odwracając głowę w bok. Nie chciał nawet przez chwilę popatrzeć na twarz wyższego chłopaka. - Mówili, że jesteś...
Yahaba ponownie podszedł do umywalki i odkręcił kran z zimną wodą. Nie potrafił odpowiedzieć blondynowi, wolał milczeć i po prostu zająć się jego krwotokiem z nosa, które nie ustępowało.
Kyoutani niepewnie złapał go za brzeg mundurka i obserwował jego pracę w skupieniu. W głowie próbował ułożyć jakieś sensowne zdanie, jednak bezskutecznie.
- Nie szwendaj się w okolicach innych szkół - powiedział w końcu Yahaba, wymieniając zakrwawioną chusteczkę na czystą. Kyoutani kiwnął głową na znak zgody. - Idź już do domu, powiem, że źle się poczułeś - dodał jeszcze, po czym wyszedł z łazienki.
Kyoutani jeszcze chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym kilka sekund wcześniej stał Yahaba, jego prywatny anioł stróż, osoba, która jako pierwsza od dawna wyciągnęła do niego pomocną dłoń.
- Dziękuję - wyszeptał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro