6 | fantasy | 6 || kuroken
Po pięciu tygodniach nauki i spędzania każdego wolnego czasu w towarzystwie Kuroo, Kenma dowiedział się wielu rzeczy. Być może część z nich nie została nigdy zapisana, albowiem Zwiadowcy i czarodzieje trzymali się od siebie z daleka, co tylko dodatkowo napawało blondyna niewyobrażalną dumą. Mógł być pierwszą osobą, która odkryła u Zwiadowcy drugą energię, energię zagłuszającą zew pierwszej, tej domagającej się rozlewu krwi większego niż powinien być. Ilekroć jednak próbował podjąć ten temat, Kuroo szybko i zręcznie sprowadzał rozmowę na inne tory. Jak gdyby kryło się za tym coś więcej.
Niestety Kenmie dane był również poznać tę przykrą stronę Zwiadowcy. Mężczyzna, gdy tylko odkryto u niego szczególne zdolności i przepływ energii, został zabrany z domu, wręcz wydarty z ramion łkającej matki i już nigdy więcej jej nie spotkał. Nigdy nie nauczył się pisać ani czytać, całe dnie i część nocy spędzał na morderczych treningach, które miały uczynić z niego maszynę do zabijania podległą królowi. Jak wielu Zwiadowców, nie pamiętał z tego okresu praktycznie nic - wspomnienia te zostały skutecznie wyparte przez traumę, jakiej doświadczył, pozostawiony samemu sobie w środku największego lasu na kontynencie, Lasu Pustki, położonego blisko tysiąc kilometrów od królestwa, w którym później miał spędzić całe swoje życie. Nie każdy młodzieniec wracał, jednak, jeśli któryś tego dokonał, zostawał Zwiadowcą i otrzymywał od króla posiadłość, stały dochód i zajęcie. Wszystko oprócz wykształcenia.
Kuroo niechętnie się do tego przyznał. Nim Kenmie udało się od niego wyciągnąć, co faktycznie utrudniało mu indywidualną naukę z notatek blondyna, minęło sporo czasu. Kenma nie miał mu tego za złe, nie rzucał też kąśliwych uwag na ten temat. Po prostu milczał i rozumiał. Nie wiedział dlaczego, działo się to samoistnie, tak, jak samoistnie jego sympatia do Kuroo rosła.
Do ich pierwszego zbliżenia, o ile można było to tak nazwać, doszło na początku szóstego tygodnia nauki, gdy akurat blondyn musiał odwołać lekcję z powodu zbliżającego się, dorocznego zjazdu oficerów, wielmoży, szlachciców, burmistrzów i innych liczących się w królestwie głów, w tym czarodziejów. Kenma więc znalazł w swoich komnatach starannie dobrany, czysty kaftan, w którym miał spędzić cały wieczór. Nie śpieszno mu było jednak do tak szybkiego zjawienia się w sali balowej, z której dochodziły już odgłosy brzdąkania na lutni, wesołych rozmów, uderzania kielichem o kielich i zapachy pieczeni, pieczywa, przypraw i wina, które z pewnością lało się strumieniami. Kozume Kenma znany był nie tylko z ogromnej inteligencji i szczególnych zdolności magicznych, ale też i ze spóźnialstwa. Nie zależało mu na uwadze innych, na zrobieniu spektakularnego wejścia - po prostu nie chciało mu się iść.
Narzucił na siebie osłonę, by nikt nie mógł go zobaczyć i jednocześnie wyczuć jego energii. Przemknął szybko do części zamku przeznaczonej dla klasy robotniczej, gdzie, jak doskonale wiedział, na czas nieokreślony, mieszkał Kuroo. Zastał go w łazience, wyciągniętego w wannie z twarzą wykrzywioną błogością. W powietrzu unosił się gorzki zapach ziół, w których Kenma kazał mu się myć. Sprzyjało to czerpaniu energii i pozwalało na dłuższe zachowanie młodości skóry, czego oczywiście mu nie powiedział.
- Zmywasz z siebie krew niewinnych? - zapytał, przerywając osłonę. Kuroo popatrzył na niego zaskoczony, odruchowo przyciągając nogi do ciała. Nie zdążył jednak umknąć przed wzrokiem blondyna, który usiadł na krawędzi wanny, bose stopy wsuwając do gorącej wody.
- Nie przesadzasz nieco z... - zaczął, ale zaraz urwał, gdy Kenma niby przypadkiem, zataczając nogą kręgi w wodzie, uderzył go w prawy pośladek. - Nauczyciel molestuje ucznia. Pedofilia, psia mać.
- Pedofilia? A czy ty przypadkiem nie jesteś starszy ode mne...? - Kenma uniósł brwi, ponownie dotykając jego pośladka, tym razem jednak zrobił to z pełną premedytacją, rumieńce na twarzy mężczyzny, które ten próbował ukryć, odwracając głowę, sprawiały mu niemałą satysfakcję.
- To nie ma znaczenia. Od pięciu tygodni jestem skazany na twoje towarzystwo niemal w każdym aspekcie mojego żywota, daj mi się chociaż umyć pogrożony w samotności - warknął, zaciskając szczękę. Kenma obserwował, jak mięśnie jego twarzy napinają się, nadając ostrości rysom. Poczuł uścisk w brzuchu, uścisk, którego nie czuł od dawna.
- Mam rozumieć, że moje towarzystwo ci przeszkadza...? - zapytał, odwracając głowę w bok, by Kuroo nie mógł dostrzec jego miny.
- Tak długo, jak nie przekraczasz granicy mojej przestrzeni osobistej, twoje towarzystwo jest znośne - powiedział Zwiadowca, wyraźnie spuszczając z tonu. - Obraziłeś się...? - zapytał, gdy Kenma nie odpowiedział i nie poruszył się.
Blondyn usłyszał tylko plusk wody i już po chwili na jego twarzy, włosach i ubraniu wylądowała znaczna część wody.
- Ej! - wykrzyczał, jednak nie dane mu było dokończyć, bo Kuroo kolejny raz oblał go wodą. - Idiota - warknął, stając na zimnych kafelkach podłogowych, w znacznym oddaleniu od wanny. Pocierał oko, do którego dostała się woda z ziołami, drażniąc je. - Jest milion lepszych sposobów na zaproszenie kogoś do wspólnej kąpieli...
- Ja nikogo nie zapraszałem - powiedział Zwiadowca. Blondyn odwrócił się w jego stronę.
- Co nie zmienia faktu, że zaproszenie zostało przyjęte - odparł tylko i nie czekając na cokolwiek, zrzucił wszystkie swoje ubrania na podłogę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro