Rozdział 25
Wstałam około 7:00.
Ogarnęłam się i spakowałam. Następnie poszłam do szkoły.
- Cześć. Masz może zadanie z matmy? - spytała Sara.
- Jasne, masz - powiedziałam i podałam jej swój zeszyt.
- Podobno dzisiaj mamy zastępstwo z jakimś nowym nauczycielem - powiedziała.
- O serio? A na jakiej lekcji? - spytałam.
- Na historii - powiedziała z uśmiechem.
- OK. Mam nadzieję, że pani będzie dłuuuugo chorować - powiedziałam.
- A ja mam nadzieję, że nowy nauczyciel nie będzie surowy - stwierdziła.
- Dobra, to chodźmy - odparłam.
Poszłyśmy na geografię. Potem była matematyka, a zaraz ma być historia. Och jak ja nienawidzę szkoły.
Na szczęście jest teraz długa przerwa.
Nagle przede mną stanął Ass.
- No nie. Znowu ty? - powiedziałam z irytacją w głosie.
- Tak, to znowu ja. Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś uważała na tego nowego nauczyciela - powiedział i poszedł.
Dobra...... To było dziwne.
Pewnie Ass miał już lekcje z tym nauczycielem i uznał, że jest nie normalny ( zresztą jak każdy nauczyciel ).
Zadzwonił dzwonek.
Ustawiliśmy się pod klasą.
Podszedł do nas jakiś mężczyzna.
Był wysoki, miał brązowe włosy i szare oczy.
Otworzył klasę i stanął w drzwiach. Kiedy wchodziliśmy do klasy, mierzył każdego ucznia wzrokiem.
W momencie, w którym ja przechodziła obok niego, zauważyłam, że ma w ręcę brązową książkę. Znam ją!
- Czyta to pan? - spytałam.
Nauczyciel spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Jak byłam młodsza to czytałam tą książkę chyba ze sto razy dziennie. Od zawsze podobały mi się teorie o istnieniu magicznych stworzeń - powiedziałam.
- Znajoma mi poleciła - powiedział nauczyciel.
Ogólnie to nazywa się ,,Księga magicznych stworzeń". Jej autor jest przekonany o istnieniu magicznych istot. Opisuje jaki prowadzą tryb życia, co jedzą i jakie mają moce. W sumie opisuje wszystko. Ta książka, to taka moja fascynacja z dzieciństwa.
- A pan wierzy w teorie autora tej książki? Myśli pan, że magiczne stworzenia istnieją? - spytałam.
- One istnieją! To jest udowodnione! - wtrąciła się Sara.
Przewróciłam oczami.
- A ona jak zawsze swoje - powiedziałam.
Nauczyciel dziwnie na nas patrzył.
- Dobra dziewczyny, ja uważam, że autor miał bujną wyobraźnię - powiedział nauczyciel.
- Też tak uważam - dodałam i weszliśmy do klasy.
Na początku nauczyciel mówił trochę o sobie. Że nazywa się Harry Williams i tak dalej.
- A dlaczego nie ma pani Wertor? (Naszej pani z historii) - spytał Leon.
- No cóż słyszałem różne teorie.
- zaczął nauczyciel.
- A czy to prawda, że pani zwolniła się ze szkoły na zawsze? - spytała Lucy.
- Tak to prawda. Podobno miała dość wszystkich uczniów. Niektórzy mówią też, że...............
- zaczął nauczyciel - ......zaszła w ciążę.
I tu nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem. Ja też. Czemu?
Bo pani Wertor ma ponad 50 lat!
Ten nauczyciel ma wspaniałe poczucie humoru.
Już ma u mnie wielkiego plusa.
Nie wiem o co chodziło Ass'owi.
Pan Williams jest super!!!
Lekcje minęły mi bardzo szybko.
Właśnie stałam przy szafce i zmieniałam obuwie, kiedy podszedł do mnie Matt.
- Jak to zrobiłaś? - spytał.
- Ale co? - odparłam.
- Wiesz co! - stwierdził.
- Nie wiem! - powiedziałam.
- Wiesz! Kto cię nauczył telekinezy? - spytał.
- Aaaa, o to chodzi. Kolega mnie nauczył.
- Ten wampir? - spytał.
- Wampiry nie istnieją, ale jeśli ci chodzi o mojego chłopaka, który uratował mnie przed tobą na korytarzu, to tak - odparłam.
- Masz chłopaka? - spytał zdziwiony.
- Nie? - powiedziałam ironicznie.
- Chodzisz z wampirem? Na prawdę? Przecierz to głupie! - stwierdził.
- Sam jesteś głupi. I mówię po raz kolejny : WAMPIRY NIE ISTNIEJĄ!!! - powiedziałam.
- To myślisz, że jak udało ci się użyć telekinezy? - spytał ironicznie.
- Normalnie. Zrobiłam nacięcie z tyłu głowy, ono się zarośło, a ja umiałam użyć telekinezy. To normalne jak dla wampira na 25 poziomie. Proste do zrozumienia! - powiedziałam i wyszłam ze szkoły, zostawiając go zdziwionego na środku korytarza.
Szkoda, że nie widziałam jego miny. Na pewno była ,,piękna".
Wiem, to dziwne tak upierać się, że wampiry nie istnieją, a potem tak prosto z mostu przyznać się, że jest się wampirem. No, ale cóż.
Cała ja.
Poszłam do domu, a tam rozkoszowałam się kąpielą w swoim jacuzzi.
Och, jak faaaaaajnieeee.
Po jakiejś godzinie wyszłam.
Przynajmniej wyprowadzenie się do kuzyna ma jakieś plusy.
Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam.
Dlaczego ja nigdy nie sprawdzamy kto dzwoni?
- Cześć, Lisa - powiedział Drako
- możemy się spotkać?
- Zależy po co i gdzie - odpowiedziałam.
- W lesie, musimy obgadać parę spraw - poinformował mnie.
- OK, to widzimy się za godzinę - powiedziałam.
Zjadłam obiad i poszłam do lasu.
Drako już tam na mnie czekał.
- Cześć, to o czym chciałeś pogadać? - spytałam.
- O tym, dlaczego nie było mnie dzisiaj w szkole - powiedział.
- No to słucham - odparłam.
- Nie wiem czemu, ale ostatnio w okolicy kręcą się Łowcy, czyli osoby, które polują na magiczne stworzenia i mogą je z łatwością wyczuć - oznajmił.
- Wiem, co to Łowcy - powiedziałam.
- Ale skąd? - spytał zdziwiony.
No i musiałam mu opowiedzieć o tej całej sytuacji z Ass'em.
Trochę się wkurzył. Dobra, żartuje - trochę, to za mało powiedziane.
- Chcesz powiedzieć, że masz moce wszystkich magicznych stworzeń? - spytał.
- W sumie, ja uważam inaczej. Tylko Ass tak twierdzi. Ja myślę, że on sobie to wszystko wymyślił
- odparłam.
- Ale to by się zgadzało! Nie dziwię się, że Łowcy są w pobliżu! - powiedział.
- Ale co przybycie łowców miało wspólnego z tym, że nie przyszedłeś do szkoły? - spytałam.
- Ty nic nie rozumiesz! Jakiś łowca jest w naszej szkole! Chyba jest jakimś uczniem! - powiedział.
- Może to Matt?!!! - stwierdziłam.
- Nie....raczej nie. Wampiry od 30 poziomu wyczuwają łowców. Więc to na pewno nie jest Matt. Trzeba się popytać o jakichś nowych uczniów - powiedział.
- Na mnie nie licz - powiedziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro