Rozdział 55
Przez te słowa moje mięśnie jeszcze bardziej się napięły. Byłem przygotowany na atak ze strony nieznajomej. Uważnie patrzyłem w jej stronę, usiłując znaleźć coś, co pomoże mi w rozpoznaniu tej kobiety. Żółty ninja? Nic nie przychodziło mi do głowy. Na Turnieju Żywiołów nie widziałem nikogo w podobnym stroju.
- Kim jesteś?- zadał pytanie Lloyd, które od początku tego spotkania cisnęło mi się na usta.
Zachichotała.
- Mogłabym wam zadać to samo pytanie - uniknęła odpowiedzi. Opuściła łuk w dół, chowając strzałę do kołczanu na plecach, którą także trzymała w dłoni i posłała nam lekki uśmiech.- Niech sama zgadnę, jesteście uczniami Wu, tak?- spytała.
Dobra, byłem w niemałym szoku... zresztą tak jak wszyscy. Jay'a tak zatkało, że miał szeroko otwartą buzię i... matko, co moja siostra w nim widziała? Wracając do tematu... skąd ona nas znała? Czyżby to jakaś stara znajoma Wu? Albo kolejny wróg, który miał straszną przeszłość z naszym sensei'em i chciał go unicestwić.
- Skąd... to wiesz? Znasz mojego wujka?- znów odezwał się Lloyd.
Kobieta wzięła głęboki wdech.
- Wiedziałam, że skądś cię znam! Jesteś jego bratankiem. Pamiętam, jaki był z ciebie mały szkrab, jaki ty byłeś słodziutki!- pisnęła zachwycona.
Wszyscy się roześmiali i stali już normalnie. Ja również pozwoliłem mojemu ciału na rozluźnienie się. Na twarz Lloyda wtargnął delikatny rumieniec ze wstydu.
Kobieta czując się bezpieczniej, odsłoniła swoją twarz. Każdy mógł teraz zobaczyć lekko kręcone, blond włosy z żółtym pasemkiem. Były nieco siwe. Spokojnie mogłem stwierdzić, że jest mniej więcej w wieku Misako czy Wu.
- Kogo szukacie? Nie ma z wami waszego mistrza? Miałam nadzieję, że go spotkam, skoro wy tu jesteście - wyznała i podeszła bliżej.
- Stryj wyszedł gdzieś rano i nie wiem, dokąd mógł pójść. Wie pani, on lubi chodzić na poranne spacery - wytłumaczył zielony ninja.- Szukamy tutaj naszej przyjaciółki, ma na imię Yumi i...
-... jest moją siostrzenicą - dokończyła za chłopaka.
Kolejny szok.
1:0 dla tej tajemniczej kobiety.
Odchrząknąłem, czym zwróciłem na siebie uwagę.
- Jest jeszcze coś czego nie wiemy?- Podniosłem obydwie brwi do góry w geście zdziwienia.
- Zapewne, młodzieńcze... zapewne - odpowiedziała z uśmiechem.- Moją córkę również porwano... chyba z jakieś trzy tygodnie temu. Usiłowałam ją odnaleźć, lecz nie miałam pojęcia, gdzie mogę jej szukać - Westchnęła.
- Jak pani się tutaj znalazła?
- Sledziłam tego cholernego robota. Kiedy straciłam go z oczu, znalazłam was. Cóż za przypadek, prawda? Biedna Stella... pewnie panikuje jak zawsze. Codziennie jej mówiłam, żeby nie wracała po zmroku i co? Porwali ją. Kiedy wypominam jej, żeby uważała i się nie spóźniała, ona przewraca oczami i mnie nie słucha... i jak to się kończy? Właśnie tak. Jak ją uratuję, dam jej szlaban na miesiąc. Niech zna gniew matki.
- A... pani jak ma na imię?- spytała Nya.
- Gdzie są moje maniery? Mam na imię Lira, czyli Mistrzyni Światła Słońca - przedstawiła się.
- Skoro już się znamy - zacząłem i zmieniłem miejsce.- to może ruszymy dalej?- zaproponowałem z nutą ironii w głosie.
Nya, obok której teraz stałem, uderzyła mnie w ramię.
- Przepraszam za dupkowatość mojego brata. Ma depresję - wytłumaczyła.
Posłałem mojej siostrze oburzone spojrzenie i założyłem ręce na piersi, odwracając głowę w bok.
- Och... dlaczego? To przeze mnie? Wiesz, mój mąż często się skarży, że doprowadzam go czasem do paranoi. Być może to jakaś klątwa?- Zaśmiała się.
- To na pewno nie pani wina. Widzi pani, on...
- Tak, opowiedz jej o moich problemach miłosnych! Najlepiej całe moje beznadziejne życie! Od narodzin do tej chwili!- krzyknąłem i machnąłem bezsilnie rękoma. Odwróciłem się tyłem.- Brakuje tu tylko jakichś reporterów, którzy nadają na żywo do programu Z życia Kai'a, nieudacznika, władającego ogniem!- mówiłem, oddalając się, jednocześnie gestykulując rękoma i usiadłem obrażony pod drzewem.
- Czyli tu nocujemy. Świetnie! Przydałoby się rozpalić jakieś ognisko, noce w tym lesie są nieco chłodnawe... to ja idę po patyki, wracam za minutkę!- oznajmiła wszystkim Lira i skierowała się w głąb lasu.
Zanim jednak to zrobiła, przykucnęła obok mnie i położyła rękę na moim ramieniu.
- Chodź, przyda ci się rozmowa z osobą bardziej doświadczoną w życiu - szepnęła mi na ucho i pociągnęła ze sobą.
Ona chciała e mną rozmawiać? Ha, jeszcze czego! Będę wypłakiwał jej się w ramię niczym mały chłopczyk?
Och, nie, biedny Kai. Nie radzi sobie w życiu.
Niech wszyscy się walą.
Szedłem z tą kobietą ramię w ramię, co raz bardziej zagłębiając się w roślinności tego lasu. Rozmowy dochodzące z miejsca, gdzie zrobiliśmy postój, cichły z każdym krokiem. Jedynym plusem jaki zauważyłem z tego, że Lira mnie tu zaciągnęła to to, że mogłem trochę odpocząć od ludzi, zwłaszcza siostry, mówiącej ciągle o rozmowie z Yumi. Tak, wiedziałem, żeby z nią porozmawiać! Nie miałam sklerozy! Jedyne co właściwie mogłem teraz mieć, to niestabilność emocjonalną i może rzeczywiście ta pieprzoną depresję, którą każdy z przyjaciół ostatnio mi wypomina.
Wydaje mi się, że to wszystko przez to porwanie. Zanim robot w ogóle pojawił się w Ninjago ze mną było w porządku (może nie do końca, bo jednak okłamywałem Yumi, co wyszło na jaw i byłem dupkiem). Moją ukochaną (o ile mogłem tak ją nazwać) porwało to chodzące, metalowe gówno i chyba rzeczywiście popadłem w jakąś dziwną... depresję. Ani na chwilę nie przestawałem o niej myśleć. Ona to część mojej duszy... nie potrafiłem bez niej normalnie funkcjonować. To tak jakby ktoś ukradł mi wątrobę (Brawo, Kai. Porównuj dziewczynę do wątroby).
Mam nadzieję, że to uczucie pustki niedługo mnie opuści...
- Więc - zaczęła. Jej głos wyrwał mnie z moich rozmyślań.- w kim nieszczęśliwe się zakochałeś? Mogę ci coś doradzić w tej sprawie. Byłam w dużej ilości związków, zanim poznałam Bena i sporo wiem na ten temat - Uśmiechnęła się pogodnie, wzruszając ramionami.
Przez chwilę biłem się z myślami.
Mam kobiecie poznajej dosłownie jakieś dziesięć minut temu opowiadać o swoich problemach życiowych?
Może faktycznie doradzi mi coś mądrego? I tak nie miałem już nic do stracenia.
Jedyną osobą, którą mogłem stracić na dobre to Yumi.
Jeśli ten koleś coś jej zrobił albo, co gorsza ona straci przez niego życie, osobiście wykopię mu grób łopatą i nawet nie będę się z nim cackał, tylko zakopię go żywcem.
- Naprawdę chce pani tego słuchać?- spytałem poważnie, patrząc jej w oczy.
- Po pierwsze, mów mi Lira, a po drugie, oczywiście, że tak. Czasem trzeba się komuś wyżalić.
Wziąłem głęboki wdech. Kiedy wypuściłem powietrze z płuc, kobieta zaczęła powoli zbierać gałązki, więc ja także przyłączyłem się do tej czynności.
- Mam mówić od początku?- zadałem jej pytanie, na co ona przytaknęła.- Trochę to skrócę, bo to serio bardzo długie.
Idealnie nadawałoby się na telenowelę.
- Początkowo chciałem dokonać zemsty na Lloydzie, ponieważ kazał dziewczynie, w której się zakochałem wyjechać daleko stąd. Kiedy dowiedziałem się, że kocha Yumi, postanowiłem to wykorzystać i ją w sobie rozkochać, przez co potem sam się w niej zakochałem i uznałem, że nie ma sensu mówić jej prawdy jak to się zaczęło. Pewnego dnia wszystko się spieprzyło i Lloyd powiedział jej całą prawdę, mówiąc, że ją okłamałem. Potem przybiegła do mnie cała roztrzęsiona, pytając czy to co powiedział, rzeczywiście jest prawdą. Nie powiedziałem słowa... popłakała się i pobiegła do swojego pokoju, a ja połączyłem ze sobą wszystkie fakty i uświadomiłem sobie, że to sprawka Lloyda i poszedłem go zabić. Dosłownie. Na szczęście żyje - przerwałem.- Tak czy siak, Yumi mnie teraz nienawidzi i... nie mam pojęcia, co robić.
Lira na początku była zamyślona i patrzyła gdzieś w dal, a gdy skończyłem swoją przemowę, spoglądała na mnie ze zmarszczonymi brwiami, po czym pokiwała głową z uznaniem i delikatnym zdziwieniem.
- Wow, ja... wow. Zatkało mnie, poważnie - wyznała.- Wow.- powtórzyła.
- Chciałbym znać twoje zdanie na ten temat. Tak jak mówiłem wcześniej, pamiętasz?- przypomniałem jej.
- Nieźle sobie namieszałeś. Po co ty w ogóle...- przerwała.- Dobrze, chciałeś się zemścić, ale trochę przesadziłeś! Jednak patrząc na to z innego punktu widzenia, jakbyś tego nie zrobił, nie zbliżył byś się do Yumi. Matko, ty masz nieźle pogmatwane życie.
- W końcu ktoś to zauważył - wyznałem.
- Musicie porozmawiać i koniec - powiedziała stanowczo. Już chciałem zaprzeczyć, lecz zaczęła mówić pierwsza.- Zapewne wszyscy ci to powtarzają, ale taka jest prawda, chłopcze. Rozmowa to bardzo ważny element, bez którego żadna miłość nie przetrwa, zwłaszcza szczera. Nie martw się, będzie na to czas - Mrugnęła do mnie i zaczęła iść w kierunku naszego miejsca postoju.
Szedłem za nią, myśląc nad tym, co mi powiedziała.
Bez względu na to, jak bardzo mnie nienawidziła, powiem jej, że ją kocham.
Bo kochałem.
Bezgranicznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro