Rozdział 3
Jak zawsze, wstając rano, byłam zaspana, ale tym razem przez jedno wydarzenie, które utkwiło mi w głowie. Zniszczona cukiernia...
Powolnym krokiem szłam w kierunku łazienki. Po drodze zobaczyłam tatę siedzącego w salonie.
- Wstałaś - Uśmiechnął się.
- Tak, co robisz, tato?
- Ech... no wiesz, muszę się zastanowić, co zrobić z naszą cukiernią.
- Aha, no tak... a ubezpieczenie?
- Dzwoniłem do nich, powiedzieli, że na razie nie ma możliwości wpłaty.
- To źle, prawda?
- Ależ słonko, nie przejmuj się tym. Na pewno dadzą nam pieniądze, ale musimy po prostu poczekać.
- A co z Wilkinsonem?- zapytałam zaniepokojona.
- Policjant dzwonił dziś rano. W domu nie ma Wilkinsona, pewnie gdzieś wyjechał. Na pewno to zrobił.
- Może to też być zwykły zbieg okoliczności.
- Zbieg okoliczności?- Tata zaczął się głośno śmiać.
- Wiesz co, tato? Pójdę się trochę przewietrzyć...
- Dobrze ci to zrobi, dawno nie wychodziłaś z domu.
Poszłam w końcu do łazienki. Ubrałam się i ruszyłam z stronę kuchni. W końcu trzeba coś zjeść.
Otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej płatki kukurydziane. Zawsze jem kanapki, więc dziś odmiana. Po dziesięciu minutach byłam już gotowa do wyjścia. Zabrałam trochę pieniędzy, gdyby coś mi się spodobało.
Chodziłam w te i we w te. Byłam w parku, przy fontannie, gdzie spotkałam dwie wiewiórki. Popatrzyłam trochę na ubrania i na buty. Moją uwagę jednak przykuła chińska restauracja. W zasadzie, to dawno nie jadłam stamtąd makaronu, a była już pora obiadu. Popatrzyłam przez okno i zobaczyłam sushi. Od razu odwróciłam głowę w przeciwną stronę. Nie lubiłam tego jeść.
Surowa ryba z glonami i ryżem?
Raczej nie.
Nieśmiało weszłam do restauracji. Było kilkunastu ludzi.
Przy środkowym stoliku siedziało trzech chłopaków. Zauważyłam, że jeden z nich to wczorajszy klient, który był dla mnie niemiły. Ostrożnie zamknęłam drzwi... i nagle poczułam łaskotanie pod nosem. Wiedziałam, że zaraz kichnę.
- A-aaapsik!
Dźwięk rozległ się po całym pomieszczeniu, a razem z kichnięciem pojawiły się płomienie.
Stanęłam nieruchomo i poczułam na sobie spojrzenia wszystkich ludzi.
Chłopcy ze środkowego stolika wyglądali na bardzo zaskoczonych.
Odwróciłam się i chciałam wyjść, lecz ktoś chwycił mnie za rękę. To był jeden z chłopaków.
- Hej! Puść mnie!
Odepchnęłam go wolną ręką i zaczęłam biec. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam chłopaków ruszających za mną w pogoń.
Nie miałam pojęcia, co dokładnie się dzieje, ale wiedziałam, że muszę uciekać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro