Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8: "Jak w pięć sekund rozwalić regał" według Laury

Sklep Ollivandera, jeden z wielu znajdujących się na Ulicy Pokątnej, w porównaniu z większością z nich był raczej dość niewielki. Styl w jakim go wybudowano bardziej przypominał wejście do baru niż do sklepu mistrza różdżkarstwa, jednak Laurze ani trochę to nie przeszkadzało. Przynajmniej wywiesili złotoliterową tabliczkę z nazwą sklepu. 

Tak więc weszli do środka.

Laura aż zagwizdała na widok setek zakurzonych regałów, pełnych pojemników na różdżki. Jeszcze nigdy tu nie była, ale po bardzo pozytywnej reputacji, którą ów sklep mógł się pochwalić, oczekiwała czegoś większego.

Już miała powiedzieć komentarz, ale uprzedził ją Luk.

- Ale tu brudno - zauważył.

Laura puknęła się w czoło.

- Skoro już przyszło ci do głowy, żeby wytykać wady tej rudery, braciszku, to nie mogłeś się bardziej postarać? - spytała, na co Jasper obrzucił ją karcącym spojrzeniem. Oczywiście zignorowała go.

Ich tata wymienił porozumiewawcze spojrzenie z ojcem Clary, natomiast dziewczynka kurczowo chwyciła się torebki matki. Widocznie wystrój pomieszczenia nieco ją przerażał. I ona chciała iść do Hogwartu? 

Laura nie byłaby sobą, gdyby się teraz nie odezwała.

- Hmmm... Spodziewałam się raczej więcej pajęczyn z pająkami wielkości akromantul. Dobrze, że w Zakazanym Lesie jest ich kolonia. Przynajmniej będzie zabawa... Hej, ten sklepik jest tu już od dwóch tysiącleci, nie? Wow, nic dziwnego, że tak tutaj trzeszczy! - zawołała uradowana.

Obydwie z Clary ryknęły śmiechem, a Luk szybko do nich dołączył, nie mogąc się opanować.

I wtedy wyskoczył Ollivander.

Laura zmierzyła go wzrokiem, jak tylko przestała się śmiać. 

Był to dość tajemniczy z wyglądu staruszek o przenikliwych, dużych, srebrnych oczach i bardzo przenikliwym spojrzeniu, co wzbudziło w Laurze pewne podejrzenia. Aż zachciało jej się wyciągnąć różdżkę, tylko że jeszcze takowej nie posiadała. Nie miał brody. Jego włosy od razu dawały do zrozumienia iż miał on już swoje lata, a pomarszczona twarz bardzo im w tym pomagała. Ubierał się całkiem schludnie, choć jego ubrania były przestarzałe, gdyby ktoś spytał Laurę o opinię.

Oczywiście Luk musiał wyrazić swoją opinię na głos. 

- Dość przestarzałe to pana ubranie - powiedział, tak jakby to było oczywiste. 

Laura ryknęła śmiechem.

- Luk! - oburzył się Berthold. Spojrzał na swojego syna karcąco. - Bo zaraz zaczekasz na dworze! Panie Ollivander, proszę wybaczyć synowi.

- Och, nich się nie stało! - zawołał wytwórca różdżek. - Wiele dzieci tak o mnie mówi.

- To ja też mogę? - spytała pośpiesznie Laura, czym zarobiła kuksańca w bok od Jaspera. Obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, ale ten jedynie się do niej uśmiechnął.

Już miał jej zemstę jak w banku!

Tymczasem Ollivander znowu podjął wypowiedź, tym razem kierowaną w stronę ich ojca.

- Minęło sporo czasu, Bertholdzie. Pamiętam dobrze, jak pierwszy raz przybyłeś do mojego sklepu po swoją różdżkę. Włókno ze smoczego serca, 8 cali, giętka, czyż nie? - zapytał. Tamten jedynie kiwnął w odpowiedzi głową, widząc zdziwione miny rodziców Clary.

Pewnie nie wiedzieli, że też był czarodziejem.

- Używam jej do tej pory... a raczej przechowuję ją do tej pory - przyznał szczerze. - Nie używałem różdżki odkąd wydziedziczyli mnie z rodziny i spotkałem Cloude. 

- Czyli prowadzisz teraz życie mugola? - dopytywał zaintrygowany Ollivander.

- Tak, używam też nowego nazwiska. W świecie mugoli jestem znany jako Berthold Kirschtain, pracujący w barze z kanapkami. Mam trójkę dzieci półkrwi i wspaniałą żonę mugolkę. Niestety w świecie czarodziejów zawsze będę musiał nosić TO nazwisko.

Ollivander w zrozumieniu przytaknął, zaś Laura i pozostali, w zdziwieniu wpatrywali się w pana Kirschtaina, czekając na jego dalsze słowa.

Jednak to wytwórca różdżek odezwał się jako pierwszy. 

- Cóż... nie ponosisz winy za karygodne czyny twego przodka i jego potomków, ale możesz sprawić, że ludzie...

- Na to już zbyt późno. - Powiedział to ze zbyt wielką pewnością, jak na gust Laury. - Jednak... sądzę, że moje dzieci powinny być w stanie uczynić z nas lepszych ludzi. Mój najstarszy syn, Jasper, jest wybitnie inteligentny. Oboje z Cloude jesteśmy z niego szalenie dumni. Dumbledore mianował go prefektem Slytherinu o rok wcześniej. Laura, moja jedyna córka, jest dziewczyną wielu talentów, przy czym posiada nad wyraz zaraźliwe poczucie humoru. - Tu zrobił krótką przerwę, by spojrzeć na swoją córkę, uśmiechniętą od ucha do ucha. - Zaś Luk, mój najmłodszy syn, jest uzdolniony fizycznie, w szkole zdobywa liczne nagrody za udział w zawodach sportowych. W dodatku ma bardzo kreatywny umysł. 

W sklepie zapanowała cisza. 

Państwo Falendale badawczo przypatrywali się Bertholdowi, natomiast Clary zrobiła taką minę, jakby usłyszała wzruszającą wypowiedź w jakimś romansie. Widocznie tak odbierała obecne zachowanie mężczyzny. Z kolei Jasper i Luk na zmianę otwierali lub zamykali budzie, przenosząc spojrzenia od ojca na siebie nawzajem. Ollivander z powagą przytaknął głową, a Laura ryknęła śmiechem.

Wszyscy jednocześnie spojrzeli na nią, nie rozumiejąc kompletnie jej zachowania.

- Wszystko pięknie, ale możemy już kupić te różdżki? Bo mam w domu pewne psikusy do spakowania. No wiecie, aby uprzykrzać Ślizgonom życie, kiedy już trafię do Slytherinu.

Jasper i Luk jednocześnie spojrzeli po sobie, jednak w oczach tego młodszego tliło się czyste rozbawienie, którego ten starszy, nijak nie pojmował. Pan Kirschtain pokręcił w zrezygnowaniu głową, po czym rzekł coś, czego nikt się nie spodziewał:

- Jeśli już musisz robić z Hogwartu piekło na ziemi, to chociaż przefarbuj Snape'owi włosy na różowo w moim imieniu - poprosił, a Falendale'owie spojrzeli na niego tak, jakby był niepoważny.

Laura rozpromieniła się.

- Masz to jak w banku, tatku... - zawahała się. - Ale... kim jest Snape? 

- To ten nauczyciel eliksirów, o którym mówił ci Jasper, i mój kolega ze szkoły. Ze Slytherinu. Nigdy go nie lubiłem, a kiedy ukończył naukę od razu przystał do Śmierciożerów. - Tu zrobił krótką pauzę, aby zobaczyć reakcję Ollivandera na wzmiankę o podwładnych Czarnego Pana. Na szczęście nie była najgorsza. - O ile mnie pamięć nie myli, jest teraz opiekunem Slytherinu. 

- Aha, to ten głupawy, czarnowłosy dziadzio, któremu podobno przydałby się szampon! - uradowana Laura nic sobie nie zrobiła z karcącego spojrzenia Jaspera. 

- Tak, właśnie ten - potwierdził ojciec.

Dziewczynka już miała mu przybić piątkę, ale pan "Prefekt Perfekt", jak zawsze, musiał się wtrącić w najmniej odpowiednim momencie. 

- Tato, może przejdziemy do kupowania różdżek? - zapytał zdenerwowany Jasper. 

Państwo Falendale z aprobatą przytaknęli Jasperowi, natomiast Laura westchnęła głośno i przewróciła oczami. Z kolei pan Ollivander wyglądał tak, jakby właśnie przypomniano mu o czymś szalenie ważnym, o czym on sam nie potrafił sobie przypomnieć. 

Miał przy tym całkiem śmieszny, zdaniem Laury, wyraz wymalowany na twarzy.

- O tak, o tak! - zawołał. - Różdżki! Kto chce pierwszy? Może... Panno Falendale! - zawołał Clary, która wcale nie kryła zdziwienia. Podobnie jak jej rodzice.

- Przecież... nie przedstawiałam się... proszę pana - wymamrotała, na co Laura zachichotała. 

Jasper głośno westchnął z politowaniem. 

- No dobrze, moja droga, choć - ponaglił dziewczynę Ollivander. 

I tak rozpoczęły się zakupy.

Jak zawsze, trwało to dosyć długo, bowiem wiele różdżek negatywnie reagowało na dotyk mugolaczki, a jeszcze inne po prostu udawały, że posiadają własne rozumy. Co niebywale bawiło Laurę. Jednak Clary nie była z tego zadowolona. Testowała już chyba dziesiątą różdżkę, nim udało jej się rozwalić duży wazon, stojący w kącie, kiedy wytwórca różdżek kazał jej machnąć. Dopiero gdy Ollivander podał jej jedenastą różdżkę, coś się zadziało.

Różdżka, którą otrzymała Clary, nagle jakby zaczęła lśnić wokół sylwetki czarnowłosej, co ewidentnie świadczyło o ich połączeniu. Laura nazywała do żartobliwie "kompatybilnością". Wybrała ją całkiem niezwykła różdżka. Dąb, jedenaście i pół cala, giętka, o rdzeniu z pióra feniksa. Idealna dla osoby wrażliwej, a jednocześnie pewnej co do swych działań. W sam raz dla Clary.

Dziewczynka wzięła więc tę różdżkę, zapłaciła i zadowolona podbiegła do rodziców.

I tak przyszła kolej Laury. 

Dziewczynka nie denerwowała się, ale już nastawiła się na to, że wybór jej trochę zajmie, jak to bywa praktycznie z każdą różdżką.

Westchnęła.

Jako pierwszą, pan Ollivander wręczył jej długą na dziewięć cali różdżkę, o rdzeniu z włosa jednorożca. Laura badawczo przyjrzała się dokładności z jaką ów przedmiot został wykończony. Swoim wprawionym okiem dostrzegła wyrzeźbione nań podobizny roślin, pomalowane na złoto. Kawał dobrej roboty!

Laura, nie czekając na zaproszenie, machnęła różdżką. Przez chwilę nic się nie działo, jednak już po chwili stojący obok regał z różdżkami, leżał na ziemi w drzazgach.

Clary aż wrzasnęła. 

- Rety! - zawołała Laura. - I oto jak należy w pięć sekund rozwalić regał! Bierzcie ze mnie przykład, dzieciaczki! - zawołała.

Luk zachichotał, natomiast Jasper wyglądał na nieźle rozeźlonego jej lekkomyślnym zachowaniem. 

Kontynuowała więc zakupy.

O dziwo, poszło jej znacznie szybciej niż Clary, gdyż Laurze wystarczyło pięć różdżek, by w końcu trafiła na idealną. Jednak gdy przedmiot dokonał już wyboru, Ollivander jakby zbzikował, bo wyrwał jej różdżkę z rąk.

- Nie! Nie możliwe! - próbował przekonać samego siebie. - To nie ta różdżka...

- Czy wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony pan Kirschtain. - Dlaczego zabrał pan różdżkę mojej córce? Przecież ewidentnie ją ona wybrała!

Ollivander pokręcił głową.

- Wiem, ale... ta różdżka jest inna niż pozostałe - tłumaczył. - Ją bowiem stworzył jeden z moich odległych przodków. Różdżkarz samego Salazara Slytherina! Ta różdżka, która wybrała obecną tutaj Laurę, jest o tyle niezwykła, iż nie posiada własnego rdzenia. Może ona wybrać swego czarodzieja, ale żeby w pełni się z nim połączyć, musi pobrać odrobinę jego krwi, w charakterze rdzenia. Ponadto jest ona bardzo potężna! Nie wykluczone, iż ustępuje mocą jedynie Czarnej Różdżce! - mówił przerażony.

Pan Kirschtain i rodzice Clary wymienili porozumiewawcze spojrzenia, natomiast Clary zbladła, choć w sumie nie miała bladego pojęcia o tym, czym była Czarna Różdżka. Zapewne powodem takowej reakcji była wieść o konieczności "pobrania" Laurze krwi.

- Czarna Różdżka? - powtórzył Jasper. - Słyszałem o niej. Wedle najstarszych podań naszego rodu, należała ona do najstarszego z braci Peverell, a podarowała mu ją sama Śmierć. Choć Śmierć też mu ją odebrała. 

W pomieszczeniu po raz kolejny zapanowała cisza. 

Wszyscy byli zdziwieni, że różdżka o podobnej mocy wybrała przeciętną jedenastolatkę z rodziny półkrwi. Choć jak się tak nad tym zastanowić, to pewnie nie był przypadek. Nie w sytuacji, kiedy nosiła TO nazwisko. Chociaż równie dobrze mógł być po temu inny powód. 

Tak czy siak, milczenie przerwał znudzony głos Laury.

- Wszystko pięknie i, wierzcie mi, naprawdę wolę kiedy wszyscy milczycie, ale możecie mi już pobrać tą krew i mieć to z głowy? Bo chciałabym już wrócić do domu i się spakować. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro