Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6: Clary i Parkinson

Laura, nawet w najgorszych koszmarach, za chińskiego boga nie spodziewała się, że torba z jej dwoma mundurkami szkolnymi będzie aż tak ciężka. Trzymając ją mocno, w obu rękach, ledwie doczłapała się do Księgarni Esy i Floresy, pod którą czekał ich tata. Wyglądał na znacznie bardziej strudzonego od rodzeństwa, czemu nie trudno było się dziwić, skoro w obu rękach trzymał wielkie torby pełne książek. Laura zastanawiała się, czy nie trzeba powoli zastanawiać się nad zabieraniem mamy na takie zakupy. Zwłaszcza, że wkrótce i Luk rozpocznie naukę w Hogwarcie, wtedy dopiero będzie. 

Ustawili się w szeregu przed tatą, który przez kilka chwil mierzył ich badawczym wzrokiem, po czym uśmiechnął się do nich zjadliwie, i już po chwili wszyscy wybuchli śmiechem. Nawet Jasper, co było rzadkością. 

- No dobra, dzieciaki - podjął tata. - Widzę, że udało wam się wytrzymać kłucia Malkin, co mnie bardzo cieszy, ale to jeszcze nie koniec...

- Więc jednak idziemy na rollercoaster? - zawołał uradowany Luk. Jasper i Laura jednocześnie pacnęli się w czoła, wymieniając przy tym porozumiewawcze spojrzenia. Ojciec tymczasem uśmiechnął się miło do najmłodszego syna, ale zmuszony był jednak zaprzeczyć.

- Nie idziemy do Banku Gringotta, Luk. Ale możemy iść we dwóch do jakiegoś sklepu ze słodyczami, w czasie gdy oni - wskazał ręką na Jaspera i stojącą z rękoma złożonymi na piersiach Laurę - pójdą sobie spokojnie do sklepu Ollivandera, po swoje pierwsze różdżki. 

- A dlaczego ja nie mogę dostać swojej pierwszej różdżki?- spytał Luk, a w jego głosie pobrzmiewała nuta zawodu, od której mimowolnie Laurze zrobiło się nieprzyjemnie. 

Tymczasem Berthold poklepał syna po ramieniu, jakoby oczekiwał, że to nieco go uspokoi, jednak nic podobnego nie nastąpiło, więc szybko cofnął rękę. Na twarzy chłopca malowało się niezadowolenie i rozczarowanie.

Laura nagle wybuchła śmiechem.

- Co cię śmieszy? - zapytał zdziwiony Jasper, lekko odsuwając się od niej.

- Po prostu własnie sobie przypomniałam scenę z takiego mugolskiego filmu o czarodziejach, w którym chłopak dostał własną różdżkę o jeden dzień za wcześnie, czym doprowadził do "wielkiej katastrofy mydlanej". Mydło z całego świata zwariowało i zaczęło wymywać ludzi na ulicach! - mówiła Laura, wciąż jeszcze się trzęsąc. - A najlepsze było to, że pewnej kobiecie jedno mydełko wleciało pod spódnicę, jej pisk był taki śmieszny! Ha... Ha... Ha...

- A co to ma wspólnego z Lukiem? - dopytywał Jasper. 

Laura całą swoją wolą zmusiła się do zachowania powagi, wzięła kilka głębokich wdechów, machnęła ręką i znów się roześmiała.

- Bo widzisz, Jasper... Co do cholery? - urwała nagle, całkowicie zmieniając ton, kiedy zobaczyła jak jakaś dziewczynka popycha Clary na ziemię, na naprzeciwległej stronie ulicy. - Zabiję! 

Nie czekając na reakcję ojca, wepchnęła swoje torby Jasperowi w ręce, naciągnęła rękawy i od razu rzuciła się w stronę leżącej na ziemi przyjaciółki. Pochylająca się nad nią dziewczynka, najpewniej w ich wieku, wykrzykiwała jakieś obelgi pod adresem Clary i wytykała ją palcem, głośno się przy tym śmiejąc. Laurze skoczyło ciśnienie, zrobiła się czerwona, a w oczach zalśniła prawdziwa żądza mordu. 

- Zabiję! Zatłukę! Rozszarpię na strzępy! - warczała sama do siebie, a kiedy znalazła się dostatecznie blisko obu dziewczyn, wrzasnęła: - Zostaw Clary w spokoju! 

Dziewczynka, która jeszcze przez chwilą nabijała się z czarnowłosej, odwróciła się w stronę nadbiegającej Laury, tylko po to, by już po chwili z hukiem wpaść na stojącą metr dalej żelazną lampę. Zderzeniu tamtej towarzyszyło głośne jęknięcie. Tymczasem Laura, która nie potrafiła się opanować, dla pewności podeszła do niej i z całej siły walnęła ją w twarz. Dziewczyna upadła na podłogę, natomiast Laura, natychmiast zbliżyła się do leżącej na ziemi przyjaciółki, pomagając jej stać.

- Nic ci nie jest? - spytała pomagając Clary otrzepać się z kurzu. 

- Nie, wszystko gra - zapewniła Clary. - Dziękuję, Lauro.

- Kim ty jesteś?! Kolejną szlamą? 

Laura błyskawicznie obróciła się w stronę dziewczyny, która właśnie wstała z ziemi, a która popchnęła Clary na ziemię. Usłyszawszy przezwisko "szlama", pokierowane w stronę jej najlepszej przyjaciółki, Laura ledwie powstrzymywała się od zatłuczenia tej przemądrzałej pannicy na śmierć.

Zamiast tego jedynie wycedziła:

- Jeśli jeszcze raz nazwiesz moją najlepszą przyjaciółkę szlamą, to przysięgam, że skręcę ci kark, tu głupia dziwko! - warknęła tak głośno, że kilkoro przechodzących spojrzało na nią ze strachem. Tamta również wydawała się lekko przestraszona, jednak już po chwili odzyskała nad sobą panowanie.

- Zdrajczyni krwi, co?

- Dla ciebie, durna krowo, królowa krwi! Dobrze ci radzę, nie zadzieraj ze mną, chyba że chcesz aby najbliższe siedem lat twojego życia, przeistoczyło się w piekło na ziemi!

- Ale się ciebie boję! - zadrwiła tamta, jakby odzyskując pewność siebie.

Laura ledwo powstrzymywała się od rzucenia się jej do gardła. Zacisnęła pięści, a stojąca za nią Clary, wpatrywała się z przerażeniem w oczach, to w jedną, to w drugą. 

- Jak się nazywasz? - spytała zadymiara, siląc się na ironiczny uśmiech, który tamta od razu odwzajemniła. 

- Pansy Parkinson - oświadczyła, z dumą unosząc głowę.

- A nie Krowa Mopskinson? - spytała ironicznie Laura. - Bo ta twoja mopsia morda i krowi zad, niezbyt do ciebie pasują. Do twojego imienia znaczy. 

Clary radośnie roześmiała się, podczas gdy tamtej całkowicie opadła szczęka. Widocznie nie spodziewała się podobnej obelgi, co bardzo usatysfakcjonowało Laurę. Albowiem były tylko dwie rzeczy, których nie miała w zwyczaju przebaczać. Jedną z nich, było krzywdzenie jej najlepszej przyjaciółki. Nie mogła pozostać obojętna wobec takiego zachowania, a Clary, wyjątkowo, nie miała nic przeciwko temu. 

Parkinson zrobiła groźną minę, celując palcem prosto w nos Laury.

- Zapłacisz mi za to, szlamo! - zawarczała, a Laura błyskawicznie ugryzła jej palec. Z miejsca na palcu dziewczyny, w którym zatrzasnęła szczękę, natychmiast pociekła krew. 

- Nie jestem szlamą, powiedziała spokojnie. Jestem... Zresztą niedługo sama się przekonasz. 

Szerokim łukiem wyminęła dziewczynę, po czym dumnie się oddaliła, ciągnąc Clary za ramię. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro