Rozdział 1: Perfekcję preferuje prefekt perfekcyjny
Laura, już prawie jedenastoletnia dziewczynka mieszkająca na ulicy Regent St w Cambridge, była osobą niezwykłą. Posiadała bowiem niesamowicie wielką inteligencję, która umożliwiała jej zapamiętywanie wielu rzeczy i błyskawiczne uczenie się. Miała wiele talentów, czyniących ją wyjątkową: potrafiła niesamowicie rysować, tańczyć lepiej niż niejeden profesjonalny tancerz, pisać ładnie i bezbłędnie, przy czym miała również piękny głos. Warto również wspomnieć, że odznaczała się niesamowitą urodą, jak na małą dziewczynkę, na tle swoich rówieśników. Posiadała także dość zjawiskową zdolność do pakowania się w najróżniejsze tarapaty. Umiała porozumiewać się z dziećmi i nastolatkami, przy czym potrafiła prowadzić rozsądne lub po prostu ciekawe rozmowy z osobami pełnoletnimi. No i była czarownicą.
Niektórzy uznaliby to za dziwne lub też niesamowite, jednak Laurę wcale nie ekscytował ów fakt. Bynajmniej nie dlatego, że urodziła się w rodzinie czarodziejów czystej krwi. Po prostu nie widziała w tym najmniejszego sensu, skoro przecież i tak mieszkała na osiedlu mugolskim, gdzie nie mieszkało zbyt wielu ludzi powiązanych z magicznym światem. A jednak nigdy się nie nudziła, nawet jeśli nie miała obok innego czarodzieja do pogadania. Głównie dla tego, że jej ojciec i dwaj bracia także posiadali magiczne zdolności. Jednak dla Laury najważniejszym powodem, dla którego jej życia nie truła nuda była jej reputacja szkolnej zadymiary.
Laura była bowiem niezwykle impulsywną i jeszcze bardziej radosną osobą, która już od małego nie potrafiła usiedzieć w miejscu, nie robiąc komuś dowcipu. Chociaż zwykle kończyło się to dla niej, w najlepszym przypadku, karą, wciąż powtarzała się ze swoimi żartami, od których nauczycielom włosy stawały dęba. Dziewczynka dobrze wiedziała, że tylko dzięki najlepszym w całej budzie wynikom, wciąż jej nie wywalono.
Oczywiście nie jeden raz prowadziło to do awantur, od których wysłuchiwania zawsze traciła apetyt.
- Nie możesz przeginać, moja droga! - mówiła kiedyś jej matka, która na nieszczęście reszty rodziny była mugolem. -To, że posiadasz tak doskonałe wyniki wcale nie stanowi wymówki, do wyrządzania ludziom tak głupich żartów.
- Ale mamo! - protestowała wtedy Laura. - Dzięki moim staraniom, profesor Thwomes w końcu wpadł głową do kibla! Wiesz jaki był z tego widok!
Wtedy zwykle zabierał głos ojciec dziewczynki. Jak zawsze jednak nie potrafił zdecydować, po czyjej stronie w tym sporze stoi. Chociaż w czasie tamtej kłótni, był wyraźnie podekscytowany wyczynem córki.
- Na serio? - dopytywał. - I jak, zrobiliście mu fotkę...? Ała! - wtedy to matka zazwyczaj sprzedawała mu mocnego kuksańca w biodro, od czego od razu "nabierał rozumu" i stawał się bardziej poważnym rodzicem. I pomyśleć, że on był czystej krwi. - Matka ma rację, Lauro! Nie wolno ci tak postępować, zwłaszcza w stosunku do nauczycieli! - jednak po chwili cała powaga z niego ulatywała. - No, a jak... No co, Cloude, tylko żartowałem!
I tak zwykle wyglądały wszystkie ich awantury, odnośnie jej zuchwałego zachowania w szkole. Rzadko zdarzało mu się być naprawdę wściekłym na Laurę. Zwłaszcza, że przecież była jego ukochaną córeczką. Jednak kiedy już dochodziło do takich sytuacji, nikomu nie było do śmiechu.
Jednak Laura bardzo kochała swojego tatę. Za to, że opiekował się nią, nie wymuszał na niej poglądów innych czystokrwistych rodzin, był troskliwy i bardzo pomocny. Jednak jedną z jego najlepszych cech, było jego podejście do magii. Był on bowiem mężczyzną z gruntu kochającym naukę i choć nie pracował na żadnym stanowisku w świecie czarodziejów, zamiast tego zajmował się robieniem kanapek w rodzinnej restauracji mamy, z zafascynowaniem zgłębiał tajniki wiedzy magicznej, którymi oczywiście dzielił się z nią oraz z jej dwoma braćmi.
Zwłaszcza z Jasperem, jego pierworodnym dzieckiem.
Jasper, jako najstarszy potomek rodziny i najpilniejszy z całej trójki rodzeństwa, miał szacunek wielu ludzi. Choć nie był on typem kujona, to jednak zdobywał wysokie stopnie, co umożliwiło mu zagwarantowanie sobie miejsca w najlepszym college'u w Anglii, w dziedzinie archeologii i historii naturalnej. W dodatku był przystojny i wysportowany, zatem leciało na niego wiele dziewczyn. W tym Clary, najlepsza przyjaciółka Laury. Oczywiście, priorytetem Laury w takim wypadku było nabijanie się z niego ile wlezie. Niestety utraciła ten komfort z dniem, w którym Jasper otrzymał list z Hogwartu i pojechał tam się szkolić.
Oczywiście trafił do Slytherinu. I szybko zyskał sobie przychylność wielu uczniów. Jednak w listach często skarżył się, że Ślizgoni są najgorszymi palantami w dziejach i zupełnie nie rozumie tego, jak tata mógł tam wytrzymywać.
- To przecież banda idiotów! - wołał raz na wakacjach, kiedy wrócił z drugiego roku nauki, a tata dopytywał go o różne szczegóły. - Nie wiem, tato, jak ty u licha zniosłeś aż siedem lat w Domu Węża. Jedyne co się dla nich liczy to status krwi i nazwisko! Założę się, że nawet nie zawierają ze sobą prawdziwych przyjaźni! Jedynym powodem, dla którego trzymają się razem jest ich zażyła nienawiść do wszystkich innych! Wiecie jak mi przez to utrudniają życie? Uczniowie innych domów trzymają się ode mnie z daleka, bo mają mnie za jednego z nich! I w sumie im się nie dziwię. Przecież nazwisko...
- Nie ma tu nic do rzeczy! - mówił stanowczo tata, obejmując go czule ręką. - Może po prostu za mało się starasz?
- Nie, po prostu jest zbyt wielkim idiotą, a zgniły zapach jego mózgownicy stanowi wystarczający powód do okrążania go szerokim łukiem! - mówiła Laura, przy czym donośnie zarżała.
Wtedy Jasper kończył drugi rok nauki. Teraz jednak, wraz z przybyciem lata roku dziewięćdziesiątego pierwszego, miał już rozpocząć swój czwarty rok nauki w Hogwarcie. W dodatku to oznaczało, że już niedługo i Laura się tam dostanie!
W końcu wielkimi krokami zbliżały się jej jedenaste urodziny. Jedyny dzień, w którym mogła poczuć się jak księżniczka na szklanym tronie, ubrana w szykowną suknię i połyskujący diadem. Aczkolwiek Laura i tak mogła stać się księżniczką, wystarczyło tylko, by weszła do swojego ukochanego pamiętnika, który zaczarowała tak, że w każdej chwili mogła do niego wejść. Nie potrzebowała bowiem różdżki, by czarować. Jej ojciec, który od dawna uczył ją Magii Zapomnianej, pokazał jej jak czarować bez użycia różdżki.
Tak więc dzisiejszego poranka, kiedy delikatne słońce musnęło skórę Laury, wyrywając ją z objęć błogiego snu, dziewczyna czuła się znakomicie!
- Jedenaście lat, co? - spytała samą siebie. - Hmm... A myślałam, że będzie większa radocha. No nic, rozczarowanie.
Wstała niemalże od razu, po czym ubrała się w zwiewną sukienkę z białego materiału, zaplątała włosy w niechlujnego warkocza i przejrzała się w lustrze.
Uśmiechnęła się.
Laura od zawsze wiedziała, że jest niesamowicie urocza, choć nigdy nie mówiła tego na głos, o ile nie chciała się z jakiejś osoby ponabijać. Jej złociste włosy, jak zwykle mieniące się w blasku wschodzącego słońca, idealnie kontrastowały z czarnymi jak noc oczyma Laury. Lekko zadarty nosek, zmarszczył się kilka razy, kiedy do nozdrzy dziewczynki dotarł jakiś wyjątkowo pyszny zapaszek. Wzruszyła jednak ramionami, okręcając się raz jeszcze wokół własnej osi. Po chwili przygładziła materiał obiema rękoma, z zadowoleniem stwierdzając, że prezentuje się idealnie. Skromnie, wygodnie, acz elegancko.
Za nim opuściła pokój, poczłapała do szafy po białe baletki. Wsunąwszy je na stopy, natychmiast opuściła pokój, a pierwszym miejscem do jakiego poszła, była kuchnia. W końcu musiała coś zjeść. A intuicja podpowiadała jej, że dzisiaj kanapek nie będzie.
Schodziła po schodach do salonu, a w miarę jak się zbliżała, coraz wyraźniej wyczuwała smakowity zapach pieczonego ciasta, truskawek, cukru i wanilii. Mogło to oznaczać tylko jedno; mama robiła naleśniki! Na samą myśl Laura aż podskoczyła.
Kiedy zeszła do salonu, z zadowoleniem stwierdziła, że intuicja jej nie zawiodła. Na blacie kuchennym istotnie piętrzył się pokaźny stos naleśników. Nawet pięć - jak słusznie zauważyła.
Jej oczom nagle ukazała się matka. Choć stała odwrócona do Laury przodem, nie dostrzegła córeczki, gdyż oczy miała zamknięte, a uszy zatkane słuchawkami. Wykonywała przy tym takie ruchy, jakby tańczyła. Choć jak na gust Laury, to raczej przypominało dzikie brykanie nastolatki. Faktem jest, ze jej mama, mimo całej swojej powagi i opanowania, też czasem pozwalała przejąć kontrolę drzemiącemu w niej dziecku.
Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
Płynnym ruchem zbliżyła się do matki, po czym dotknęła ją w plecy tak mocno, że kobieta aż podskoczyła, natychmiast wyjmując słuchawki z uszu. Przez moment wydawała się rozeźlona, jednak uśmiechnęła się na widok córeczki.
- Wszystkiego najlepszego, moja panno! - powiedziała radośnie, obejmując ją czule. - Jedenaście lat, prawda? Niedługo przyjdzie list ze szkoły! - mówiła entuzjastycznie.
Laura zaśmiała się, odwzajemniając uśmiech mamy, po czym pocałowała ją w policzek.
- Myślisz, że się dostanę? - spytała z przejęciem, choć i tak znała odpowiedź.
- Oczywiście, przecież twój ojciec jest czarodziejem!
- No, ale... - nie zdążyła dokończyć zdania. Cokolwiek chciała powiedzieć mamie, ta jednak przerwała jej stanowczym machnięciem ręki, po czym raz jeszcze ją przytuliła.
- Pomartwimy się tym kiedy indziej, Lauro, kochanie. Dzisiaj jest twoje święto i masz być radosna. Hogwartem się nie przejmuj! Przecież to jasne, że się dostaniesz, skoro przyjęli Jaspera!
- Co mnie? - powiedział ktoś nagle. Obydwie w mig się obróciły, by po chwili ujrzeć stojącego w drzwiach Jaspera, a za nim tatę i Luka, młodszego z braci i najmłodszego z rodzeństwa.
Laura zmarszczyła brwi, kiedy przyjrzała się obliczu Jaspera, bardziej pewnemu siebie niż zwykle, co jej się wcale nie podobało. Ostatnio chodził taki rozradowany, kiedy został laureatem międzynarodowego konkursu matematycznego. Potem przez miesiąc Laura musiała przez miesiąc wysłuchiwać jego przechwałek, a kiedy machnął tym swoim trofeum zbyt blisko jej nosa, po prostu wyrzuciła nagrodę brata przez okno sąsiadki. Oczywiście skończyło się to kolejną aferą, jakoby włamała się do mieszkania sąsiadki aby coś ukraść, a ona sama tłumaczyła się, że po prostu zbyt wiele rzeczy wyrzuciła na ulicę ze swojego okna, zatem musiała znaleźć sobie nowe. W prawdzie jej wyjaśnienia zdawały się ludziom bez sensu, ale mugole wierzą w to, w co chcą uwierzyć. W końcu i tak cała sprawa poszła w niepamięć i nie było wyroku. Znaczy, tata dostał do zapłacenia sporawą grzywnę, którą wziął ze wszystkich oszczędności Laury. Wtedy dopiero zrobiła aferę. Koniec końców wszystko zakończyło się szczęśliwie; nawet dla Jaspera, który odzyskał swoje trofeum.
Machnęła więc ręką i spojrzała wyzywająco na brata, który odwzajemnił jej spojrzenie.
- No? - ponagliła go. - Co takiego znów osiągnąłeś, mądralo? - spytała.
Jasper wydął usta, po czym uśmiechnął się szeroko, zakładając ręce na piersiach. Wyglądał w tej chwili tak, jakby chciał pokazać swoją wyższość. Nic podobnego!
- Jak by ci to powiedzieć, siostrzyczko? - spytał, ni to siebie ni to nikogo innego. Przez chwilę wyglądał jakby się zastanawiał, jednak już wkrótce po tonem odezwał się, tonem pełnym wyższości. - Cóż, moja droga Lauro, otóż własnie zostałem mianowany prefektem Slytherinu! Rok wcześniej!
Mama zrobiła wielkie oczy, wołając kilka wyjątkowo pochlebnych słów pokierowanych pod jego adresem, co widocznie sprawiło mu przyjemność. Tata z dumą poklepał go po ramieniu, a Luk przyglądał się tej scenie, z dziwną miną wymalowaną na twarzy.
- Aha - powiedziała niechętnie Laura. - A więc w końcu wynagrodzili cię za twoje starania, co? Dziwne, a myślałam, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Będę musiała ukraść ci tę odznakę - westchnęła głośno. - Czeka mnie sporo roboty. W dodatku będę zmuszona ci częściej dokuczać.
Jasper wyglądał tak, jakby właśnie odwołano Boże Narodzenie.
- Lauro, czy ty nie możesz wytrzymać chociażby dnia bez dokuczania mi?! - warknął na nią, a ta przyjrzała mu się z politowaniem. Na twarzy dziewczyny zagościł uśmiech, szerszy niż wtedy kiedy za sprawą czarów wygrała konkurs tańca.
Przez chwilę udawała, że się zastanawia, jednak nie wytrzymała zbyt długo.
- Nie, nie mogę, pokusa jest zbyt silna - odparła po chwili namysłu, po czym podeszła i poklepała go po ramieniu. - Nie mniej jednak, wiem kto będzie miał niezły ubaw, kiedy się o tym dowie. A raczej, kto przyleci ci pogratulować. Chyba muszę napisać do Clary, to cześć! - krzyknęła i już zamierzała udać się na górę do swojego pokoju, kiedy zatrzymał ją tata.
- Młoda damo, pozwól no tu! - powiedział rozkazująco.
Laura spełniła polecenie i już po chwili znalazła się tuż przed obliczem ojca. Przyglądał jej się przez chwilę, z nieprzeniknioną surowością wymalowaną na twarzy. Przez moment Laurze przeszło przez myśl, że chce ją ukarać z samego rana, ale kiedy ujrzała przed sobą duże pudło, które nagle wyjął zza pleców, uświadomiła sobie, że oto jest jej prezent.
- To dla ciebie! - powiedział. - Prezent, który może ci się spodobać. No otwieraj, otwieraj! - ponaglił ją, a Laura nie zamierzała protestować. Wraz z mamą zabrała się za odwijanie pakunku, słysząc jedynie protesty Jaspera, który uważał za wielce niesprawiedliwe to, że nie dostała nagany za swoje zachowanie. Zaśmiała się w duchu, przecież była zbyt słodka na nagany. W dodatku były jej urodziny.
Wkrótce odpakowały pudełko, a oczom Laury okazał się bardzo okazały model miotły. Była to chyba Błyskawica! Najszybszy model, jeszcze lepszy od Nimbusa 2000 lub Nimbusa 2001. A to jest naprawdę coś.
I sądząc po tym, że Jasper nie odezwał się słowem, przypuszczała, że on też dostał Błyskawicę, w ramach nagrody za zostanie prefektem Slytherinu.
Perfekcję preferuje prefekt perfekcyjny - przeszło jej przez myśl.
Jednak zeszła na ziemię dopiero w momencie, gdy mama zaproponowała wspólne śniadanie. Po chwili wszyscy, włącznie z Laurą, wcinali przepyszne naleśnik z truskawkami lub wanilią, do wyboru do koloru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro