Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 94

- Freddie, mam głupie pytanie - powiedział George w piątkowy poranek, gdy on i jego bliźniak udawali się na śniadanie.

- Jak głupie, to wal - zachęcił go brat, na co obaj się do siebie nawzajem wyszczerzyli.

- Jak już się skończy szkoła i w ogóle... To oświadczysz się Callie? Już w przyszłym roku? - zapytał George, a jego brat przeciągnął się.

- Nie myślałem o tym - odparł beztrosko Fred, ale brat za nic nie chciał mu uwierzyć.

- Kłamca - powiedział, uderzając bliźniaka w plecy.

Fred zaśmiał się, ale w końcu się przyznał:

- No dobra, myślałem - powiedział wreszcie. - Na pewno to zrobię, ale nieprędko. Nie dopóki będziemy mieszkać z tobą - tu odwdzięczył się za uderzenie w plecy - i nie dopóki nie zdobędę czegoś, co chcę jej dać.

- W sensie pierścionka? - zapytał rozbawiony George, czym zarobił sobie zdzielenie w głowę.

- Nie - odparł mu prędko. - Czegoś... Większego.

- Co ty kombinujesz? - zapytał zaintrygowany George, marszcząc czoło i mierząc brata podejrzliwym wzrokiem.

- Jeszcze ci powiem - odparł tylko Fred, uśmiechając się znacząco, gdy obaj weszli do Wielkiej Sali.

Ich pierwsze dwie lekcje z Umbridge były dosyć... Dziwne. Kobieta praktycznie kazała przepisywać im podręcznik z obrazkami, irytowała wszystkich słodziutkim głosikiem i dodatkowo przyprawiała o nudności jaskraworóżowym strojem. Callie jeszcze nie do końca wtedy rozumiała, czemu tata kazał się jej przy niej pilnować i nie miała pojęcia, że tamta rada była bardzo odpowiednia. Jak na razie zarówno ona, jak i bliźniacy stwierdzili, że się z nią wszystko okaże, choć dwaj Gryfoni już nastawili się na nielubienie jej - podobno już w pierwszy dzień zdążyła wlepić Harry'emu szlaban, bo nie zgadzał się z propagandą Ministerstwa co do śmierci Cedrika.

Wieczorem Callie udała się do biblioteki tak, jak planowała i wreszcie zajęła się wypracowaniem dla Snape'a. Znalazła stolik cały dla siebie (jednak w piątki tamto miejsce nie było odwiedzane przez tak wiele osób, jak w inne dni) i w spokoju pracowała zaledwie kilka minut, gdy poczuła na swoich ramionach te dobrze jej znane dłonie.

- Co pani tu robi w piątek wieczór, pani Snape? - spytał nie kto inny jak Fred, zniżając się na tyle, by oprzeć głowę o jej ramię.

- Piszę wypracowanie dla mojego męża - odparła Callie ze śmiechem, maczając pióro w atramencie.

- Ej, ej, ej - powiedział niby oburzony chłopak, nie podnosząc głowy - jak mówię pani Snape, to jakbyś była jego córką, a nie...

- Dobra, dobra, bo ja tu nie mogę się skupić - przerwała mu Callie, zdawszy sobie sprawę, że nie przyswoiła ani słowa z tego, co właśnie przeczytała w podręczniku przed sobą.

- Oj tam, zostaw to wypracowanie - powiedział Fred, wyprostował się i zamknął książkę dziewczyny. - Chodź, zabieram cię gdzieś.

- Fred, nie dzisiaj - zaprotestowała Callie stanowczo, nieco poirytowana otwierając podręcznik z powrotem. - Muszę to skończyć - dodała, spoglądając na niego po raz pierwszy, na co on przewrócił oczami.

- No daj spokój, widzę, że to eliksiry, umiesz to... - argumentował, chcąc ponownie zamknąć jej książkę, ale Callie położyła na niej rękę i nie pozwoliła mu na to.

- Fred! - zawołała nie za głośno, pamiętając o tym, gdzie byli. - Muszę się uczyć, wiesz, jak mi na tym zależy - dodała trochę pretensjonalnie.

- Przecież umiesz wszystko? Po co się uczysz?

Callie o mało nie zwróciła obiadu na te słowa. Nienawidziła, gdy ktoś mówił, że "przecież wszystko umie". Wstała i zaczęła odchodzić, chcąc znaleźć inną książkę na potrzebny jej temat. Fred bez zawahania ruszył za nią, zastanawiając się, co się stało.

- No co? - powiedział, ale nie uzyskał odpowiedzi. - Hej, Callie? Powiedziałem coś nie tak?

Dziewczyna westchnęła i odwróciła się tyłem do regału, na którym czegoś szukała.

- Słuchaj, tobie nie każę się uczyć, to twoja sprawa. Ale chociaż nie przeszkadzaj mi, jak ja to robię, proszę - poprosiła spokojnie, pamiętając, że z Fredem chciała spotkać się dopiero następnego dnia.

- Zamieniasz się w Hermionę - odparł rudzielec. - Po co się uczysz w piątek? - zapytał niemal z pretensją w głosie.

- Choćby po to, żeby mieć dla ciebie czas jutro! - zawołała Callie nieco za głośno, a gdy się na tym złapała, nieco ściszyła głos. - Ja ciebie wspieram w twoich marzeniach, czemu ty nie możesz zrobić tego dla mnie?! - zapytała, wściekle wsuwając jakąś książkę pomiędzy inne.

- Twój tok myślenia nie ma sensu - powiedział Fred bez namysłu, na co ona odwróciła się i popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Słucham...?

- Unikasz mnie, dlaczego? Nie musimy się już chować, więc o co ci chodzi?

- Nie unikam cię, o czym ty mówisz?

Fred zaczął wymieniać:

- Spotkaliśmy się raz od początku roku, siedzisz znowu ze Ślizgonami, teraz mnie zbywasz... Mam wrażenie, że w ogóle już nie chcesz mnie widywać.

- Doskonale wiesz, że Snape mi kazał z nimi siedzieć, a ja nie chcę mu teraz podpadać - powiedziała Callie tak wyraźnie, jakby tłumaczyła coś kilkuletniemu dziecku, na co Fred tylko prychnął.

- Tak cię niby obchodzi Snape? - powiedział już wyraźnie zdenerwowany, a Callie gapiła się na niego w zdumieniu.

- O co ci chodzi, Fred? Nie możemy się spotkać jutro, tak po prostu? - mówiła, kompletnie nie poznając swojego chłopaka, który czepiał się jej o tak błahe rzeczy.

- Nie poznaję cię - odparł, jakby czytając jej w myślach.

- Ja ciebie też nie - syknęła w odpowiedzi, mrużąc oczy. Widziała, że Fred się gotował i brakowało tylko kilku chwil, żeby oboje wybuchli.

- Wiesz co, może rzeczywiście odpocznijmy od siebie - powiedział z nietypowym dla siebie jadem, zaczynając się wycofywać.

- O, najpierw mówisz, że się nie widujemy, a teraz chcesz odpoczywać? Jak będziemy razem mieszkać, to takiej opcji nie będzie, więc to może nie jest taki dobry pomysł, hm? - wyrzuciła z siebie Callie, zanim w ogóle się zastanowiła nad swoimi słowami. Fred też już przestał myśleć.

- Może nie jest! - odkrzyknął jej, choć nadal nie za głośno. - Może powinnaś zostać w swoim pałacu!

Callie poczuła ukłucie w sercu, ale wściekłość wygrała.

- No i świetnie! Zostanę, żebyś sobie odpoczął!

- Bardzo chętnie!

- Ja jeszcze chętniej! Idź stąd już! - powiedziała w końcu, wskazując mu ręką na wyjście z biblioteki.

Tym razem to Freda zabolało, ale on też nie dał po sobie tego poznać.

- Żebyś wiedziała, że pójdę! - odpowiedział jej tylko i czym prędzej zaczął stamtąd odchodzić.

Chłopak zniknął z pola widzenia Callie, a do niej dopiero wtedy doszło, co się właśnie stało. Jak w transie usiadła na podłodze, oparła się plecami o jeden z regałów i ukryła twarz w dłoniach, czując się tak, jakby ktoś przekroił jej serce.

- Wracaj tu, Freddie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro