Rozdział 94
- Freddie, mam głupie pytanie - powiedział George w piątkowy poranek, gdy on i jego bliźniak udawali się na śniadanie.
- Jak głupie, to wal - zachęcił go brat, na co obaj się do siebie nawzajem wyszczerzyli.
- Jak już się skończy szkoła i w ogóle... To oświadczysz się Callie? Już w przyszłym roku? - zapytał George, a jego brat przeciągnął się.
- Nie myślałem o tym - odparł beztrosko Fred, ale brat za nic nie chciał mu uwierzyć.
- Kłamca - powiedział, uderzając bliźniaka w plecy.
Fred zaśmiał się, ale w końcu się przyznał:
- No dobra, myślałem - powiedział wreszcie. - Na pewno to zrobię, ale nieprędko. Nie dopóki będziemy mieszkać z tobą - tu odwdzięczył się za uderzenie w plecy - i nie dopóki nie zdobędę czegoś, co chcę jej dać.
- W sensie pierścionka? - zapytał rozbawiony George, czym zarobił sobie zdzielenie w głowę.
- Nie - odparł mu prędko. - Czegoś... Większego.
- Co ty kombinujesz? - zapytał zaintrygowany George, marszcząc czoło i mierząc brata podejrzliwym wzrokiem.
- Jeszcze ci powiem - odparł tylko Fred, uśmiechając się znacząco, gdy obaj weszli do Wielkiej Sali.
Ich pierwsze dwie lekcje z Umbridge były dosyć... Dziwne. Kobieta praktycznie kazała przepisywać im podręcznik z obrazkami, irytowała wszystkich słodziutkim głosikiem i dodatkowo przyprawiała o nudności jaskraworóżowym strojem. Callie jeszcze nie do końca wtedy rozumiała, czemu tata kazał się jej przy niej pilnować i nie miała pojęcia, że tamta rada była bardzo odpowiednia. Jak na razie zarówno ona, jak i bliźniacy stwierdzili, że się z nią wszystko okaże, choć dwaj Gryfoni już nastawili się na nielubienie jej - podobno już w pierwszy dzień zdążyła wlepić Harry'emu szlaban, bo nie zgadzał się z propagandą Ministerstwa co do śmierci Cedrika.
Wieczorem Callie udała się do biblioteki tak, jak planowała i wreszcie zajęła się wypracowaniem dla Snape'a. Znalazła stolik cały dla siebie (jednak w piątki tamto miejsce nie było odwiedzane przez tak wiele osób, jak w inne dni) i w spokoju pracowała zaledwie kilka minut, gdy poczuła na swoich ramionach te dobrze jej znane dłonie.
- Co pani tu robi w piątek wieczór, pani Snape? - spytał nie kto inny jak Fred, zniżając się na tyle, by oprzeć głowę o jej ramię.
- Piszę wypracowanie dla mojego męża - odparła Callie ze śmiechem, maczając pióro w atramencie.
- Ej, ej, ej - powiedział niby oburzony chłopak, nie podnosząc głowy - jak mówię pani Snape, to jakbyś była jego córką, a nie...
- Dobra, dobra, bo ja tu nie mogę się skupić - przerwała mu Callie, zdawszy sobie sprawę, że nie przyswoiła ani słowa z tego, co właśnie przeczytała w podręczniku przed sobą.
- Oj tam, zostaw to wypracowanie - powiedział Fred, wyprostował się i zamknął książkę dziewczyny. - Chodź, zabieram cię gdzieś.
- Fred, nie dzisiaj - zaprotestowała Callie stanowczo, nieco poirytowana otwierając podręcznik z powrotem. - Muszę to skończyć - dodała, spoglądając na niego po raz pierwszy, na co on przewrócił oczami.
- No daj spokój, widzę, że to eliksiry, umiesz to... - argumentował, chcąc ponownie zamknąć jej książkę, ale Callie położyła na niej rękę i nie pozwoliła mu na to.
- Fred! - zawołała nie za głośno, pamiętając o tym, gdzie byli. - Muszę się uczyć, wiesz, jak mi na tym zależy - dodała trochę pretensjonalnie.
- Przecież umiesz wszystko? Po co się uczysz?
Callie o mało nie zwróciła obiadu na te słowa. Nienawidziła, gdy ktoś mówił, że "przecież wszystko umie". Wstała i zaczęła odchodzić, chcąc znaleźć inną książkę na potrzebny jej temat. Fred bez zawahania ruszył za nią, zastanawiając się, co się stało.
- No co? - powiedział, ale nie uzyskał odpowiedzi. - Hej, Callie? Powiedziałem coś nie tak?
Dziewczyna westchnęła i odwróciła się tyłem do regału, na którym czegoś szukała.
- Słuchaj, tobie nie każę się uczyć, to twoja sprawa. Ale chociaż nie przeszkadzaj mi, jak ja to robię, proszę - poprosiła spokojnie, pamiętając, że z Fredem chciała spotkać się dopiero następnego dnia.
- Zamieniasz się w Hermionę - odparł rudzielec. - Po co się uczysz w piątek? - zapytał niemal z pretensją w głosie.
- Choćby po to, żeby mieć dla ciebie czas jutro! - zawołała Callie nieco za głośno, a gdy się na tym złapała, nieco ściszyła głos. - Ja ciebie wspieram w twoich marzeniach, czemu ty nie możesz zrobić tego dla mnie?! - zapytała, wściekle wsuwając jakąś książkę pomiędzy inne.
- Twój tok myślenia nie ma sensu - powiedział Fred bez namysłu, na co ona odwróciła się i popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Słucham...?
- Unikasz mnie, dlaczego? Nie musimy się już chować, więc o co ci chodzi?
- Nie unikam cię, o czym ty mówisz?
Fred zaczął wymieniać:
- Spotkaliśmy się raz od początku roku, siedzisz znowu ze Ślizgonami, teraz mnie zbywasz... Mam wrażenie, że w ogóle już nie chcesz mnie widywać.
- Doskonale wiesz, że Snape mi kazał z nimi siedzieć, a ja nie chcę mu teraz podpadać - powiedziała Callie tak wyraźnie, jakby tłumaczyła coś kilkuletniemu dziecku, na co Fred tylko prychnął.
- Tak cię niby obchodzi Snape? - powiedział już wyraźnie zdenerwowany, a Callie gapiła się na niego w zdumieniu.
- O co ci chodzi, Fred? Nie możemy się spotkać jutro, tak po prostu? - mówiła, kompletnie nie poznając swojego chłopaka, który czepiał się jej o tak błahe rzeczy.
- Nie poznaję cię - odparł, jakby czytając jej w myślach.
- Ja ciebie też nie - syknęła w odpowiedzi, mrużąc oczy. Widziała, że Fred się gotował i brakowało tylko kilku chwil, żeby oboje wybuchli.
- Wiesz co, może rzeczywiście odpocznijmy od siebie - powiedział z nietypowym dla siebie jadem, zaczynając się wycofywać.
- O, najpierw mówisz, że się nie widujemy, a teraz chcesz odpoczywać? Jak będziemy razem mieszkać, to takiej opcji nie będzie, więc to może nie jest taki dobry pomysł, hm? - wyrzuciła z siebie Callie, zanim w ogóle się zastanowiła nad swoimi słowami. Fred też już przestał myśleć.
- Może nie jest! - odkrzyknął jej, choć nadal nie za głośno. - Może powinnaś zostać w swoim pałacu!
Callie poczuła ukłucie w sercu, ale wściekłość wygrała.
- No i świetnie! Zostanę, żebyś sobie odpoczął!
- Bardzo chętnie!
- Ja jeszcze chętniej! Idź stąd już! - powiedziała w końcu, wskazując mu ręką na wyjście z biblioteki.
Tym razem to Freda zabolało, ale on też nie dał po sobie tego poznać.
- Żebyś wiedziała, że pójdę! - odpowiedział jej tylko i czym prędzej zaczął stamtąd odchodzić.
Chłopak zniknął z pola widzenia Callie, a do niej dopiero wtedy doszło, co się właśnie stało. Jak w transie usiadła na podłodze, oparła się plecami o jeden z regałów i ukryła twarz w dłoniach, czując się tak, jakby ktoś przekroił jej serce.
- Wracaj tu, Freddie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro