Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 92

Callie kompletnie nie rozumiała, co działo się z jej współlokatorkami i Adrianem. Żadne z nich nie odzywało się do pozostałych: Melanie przesiadywała ze swoimi znajomymi z roku niżej, Ella często gdzieś znikała, Adrian gadał tylko z Ryanem, a Ann cały czas była po prostu sama. Callie kilka razy słyszała - albo nie, już sama nie była pewna, czy się jej nie zdawało - jak ta ostatnia płacze, jednak nigdy nie widziała jej załzawionej, co bardzo ją dziwiło. Minęło jednak dopiero kilka dni szkoły, więc szatynka zdecydowała się na dłuższą obserwację, by wywnioskować, co się działo.

W czwartek wieczorem po kolacji Callie zmierzała już prosto do pokoju wspólnego, bo Snape już zadał jej i zaledwie pięciorgu innym uczniom, którzy mieli zdawać owutemy z eliksirów, wyjątkowo skomplikowane wypracowanie. Było dopiero na po weekendzie, ale dziewczyna wolała zacząć go już teraz, bo profesor Sprout również z góry zawaliła ich ogromną powtórką materiału z całej edukacji: i to wszystko na poniedziałek.

Callie nie było jednak dane nawet postawienie stopy na pierwszym schodku do lochów. Dziewczyna ledwie wyszła z Wielkiej Sali, a ktoś skoczył tuż przed nią.

- Bu! - krzyknął nie kto inny jak Fred, blokując jej drogę, a Callie aż złapała się za serce ze strachu. Głośny okrzyk chłopaka przeraził nawet przechodzących nieopodal pierwszoroczniaków, którzy nie byli jeszcze przyzwyczajeni do bliźniaków Weasley.

- Cholera, czy ty chcesz mnie przyprawić o zawał?! - wrzasnęła, uderzając go w ramię. Fred w ogóle się tym nie przejął.

- A już nie przyprawiam? - zapytał z szelmowskim uśmiechem, nachylając się tak, by zrównać poziom swojej twarzy z jej. Callie zmrużyła oczy i tylko pstryknęła go w czoło.

- Głupek - syknęła, a nadal nieporuszony Weasley złapał ją za nadgarstek i zaczął ciągnąć w kierunku zupełnie przeciwnym do lochów z ogromną siłą. - Hej! Dokąd znowu? - zawołała Callie, prawie przewracając się od nagłego pociągnięcia.

- W nasze miejsce, a gdzie? - odparł Fred oczywistym tonem, idąc tyłem, żeby być przodem do Callie. - Muszę z tobą pogadać, a nawet nie mieliśmy czasu od początku roku.

- Dopiero cztery dni minęły, to nic dziwnego - zauważyła nadal ciągnięta przez niego dziewczyna. - Nie ściskaj mnie tak mocno, na Merlina - dodała, bo chwyt Freda był naprawdę mocny.

- A jak mi uciekniesz? Uciekasz mi od początku. Zaprzyjaźniłaś się znowu z tymi ciemnotami czy coś?

- Pogięło cię? - odpowiedziała oburzona Callie, trzęsąc się na samą myśl. - Oni w ogóle nie przyjaźnią się już nawet ze sobą. Nie rozmawiają ze sobą w ogóle, nie mam pojęcia, co się stało. A ja się uczę.

- Dobrze im tak - stwierdził Fred, gdy on i jego dziewczyna wreszcie stanęli przed wejściem do tajnego przejścia, w którym spędzili razem tyle czasu... Chłopak wyjął swoją różdżkę, otworzył je i pokazał Callie, by weszła jako pierwsza.

Gdy Ślizgonka znalazła się w środku, uśmiechnęła się sama do siebie, odczuwając przyjemną nostalgię. Wszystko zaczęło się właśnie tam... Rok temu w życiu by nie pomyślała, że teraz znalazłaby się w takiej sytuacji, ale nie mogła sobie tego lepiej wyobrazić.

Fred zapalił pochodnie, rozświetlając całe pomieszczenie. Callie zauważyła szybko, że było tam jeszcze więcej pomarańczowych pudełek z fioletową literą W niż poprzednio, zajmowały nawet stół, na którym w zeszłym roku cały czas przygotowywała Eliksir Miłosny. Dziewczyna wyczarowała różdżką kilka poduszek i usadowiła się na podłodze, a Fred obok niej.

- W zeszłym roku nie chciałaś się tak położyć, to może teraz? - zapytał, rozprostowując nogi.

- Jak? - zapytała zdezorientowana Callie, unosząc brew.

Wtedy Fred zaczął ją przyciągać w swoją stronę, aż wreszcie jej głowa wylądowała na jego kolanach. Callie uśmiechnęła się do siebie, trochę się rumieniąc, ale tego nie skomentowała i pozostała w takiej pozycji.

- Dobrze, to o czym chciałeś pogadać? - zapytała, odrzucając swoje długie włosy z twarzy.

Fred wziął głęboki wdech (dziewczyna nieco przestraszyła się tego, co mógł chcieć jej powiedzieć) i zaczął mówić:

- George i ja znaleźliśmy dobre miejsce na Pokątnej i mamy zamiar je kupić. I plan jest taki, że będziemy tam mieszkać, a na dole poprowadzimy sklep.

- O... No to super. Cieszę się dla was - odparła mu zgodnie z prawdą, uśmiechając się, a Fred nie podzielał tej radości, co ją zdziwiło.

- Tak, ale... Ja chcę wiedzieć, czy... Czy byś chciała... Mieszkać tam z nami - wydusił wreszcie.

Callie spojrzała w górę na jego twarz, teraz już całkowicie oszołomiona. Taka propozycja nigdy nawet nie przeszła jej przez głowę i serce zabiło jej szybciej.

- Ja...? - powiedziała prawie bezgłośnie.

- Znaczy, zrozumiem, jeśli nie chcesz - powiedział chłopak pospiesznie, jakby żałując wcześniejszych słów. - Ty masz w końcu wielki dom i w ogóle...

- Naprawdę chcielibyście mieszkać ze mną? A co George na to? - przerwała mu wciąż zaskoczona dziewczyna.

- Akurat jemu wydawało to się oczywiste. Tylko ty musisz się zgodzić. W tym mieszkaniu są dwa pokoje, łazienka i kuchnia. Jeszcze go nie widzieliśmy, ale...

- Wiesz co? - przerwała mu Callie, która zastanawiała się przez zaledwie chwilę. - Nie będę mogła siedzieć z rodzicami do końca życia, a mieszkać samemu też nie jest fajnie. Dołożę się i jeśli wam to nie przeszkadza, to się zgadzam.

Twarz Freda rozjaśniła się na te słowa. Chłopak spojrzał na nią po raz pierwszy od zadania pytania z wielkim wyszczerzem.

- Nie liczyłem nawet na to, że się zgodzisz... I to tak szybko... - powiedział z niedowierzaniem. - Nie chcę, żebyś się tam czuła źle.

- Czemu miałabym się czuć źle? - Ślizgonka zmarszczyła czoło.

- Bo mieszkasz praktycznie w pałacu, a ja proponuje ci jakąś dziuplę z dwoma przygłupami.

Callie podniosła się na moment i cmoknęła Freda w usta tak szybko, że ledwo zdążył to zarejestrować.

- Nie wymieniłabym tych przygłupów na nikogo innego.

Chwilę siedzieli tak w przyjemnej ciszy, uśmiechając się do siebie, aż wreszcie Fred zadał kolejne pytanie:

- Wiesz już coś o tej Umbridge? Jutro mamy z nią dwie lekcje pod rząd, a z Ronem to nawet nie chce mi się gadać, bo to w końcu cudowny pan prefekt.

Dziewczyna zaśmiała się krótko, ale za chwilę spoważniała.

- Tata napisał mi, że zdziwił się, że nas uczy. Powiedział mi tylko, żebym się lepiej przy niej pilnowała, cokolwiek to ma znaczyć.

- A przy mnie też kazał ci się pilnować? - zapytał Fred z niemal złowieszczym uśmiechem.

- Oj, już dawno...

Było już bardzo późno, gdy Callie wreszcie wróciła do pokoju wspólnego i dziewczyna nie miała żadnej siły zaczynać pisać wypracowanie. W ogóle jednak nie żałowała czasu spędzonego sam na sam z Fredem pierwszy raz od końca wakacji, dodatkowo rozmarzyła się na temat tego całego mieszkania...

W dormitorium jej współlokatorki już zgasiły światło i najwyraźniej ułożyły się do snu. Callie sama zrobiła to dosyć cicho, nie zdążyła jednak nawet zasnąć, zanim usłyszała czyjś płacz. Znajomość rozkładu łóżek powiedziała jej, że owy dźwięk dochodził ze strony Ann. Szatynka trochę się przestraszyła, bo teraz była już pewna, że wcześniej się nie przesłyszała. Tylko dlaczego Ann nieustannie płakała...?

- Matko, Ann, weź przestań ryczeć, bo już mi się niedobrze robi - warknęła nagle Melanie gdzieś po prawej stronie od Callie, poprawiając swoją kołdrę.

- Masz jakiś problem, Melanie? - syknęła Callie zanim w ogóle się nad tym zastanowiła. Wiedziała, że z Ann było coś nie tak.

- Ty to się w ogóle nie wtrącaj, Irving - burknęła Melanie w odpowiedzi.

Ann zdawała się płakać dalej, więc tym razem wtrąciła się Ella:

- Ann, do cholery! - krzyknęła.

Callie nie była w stanie niczego zobaczyć w ciemnościach, ale słyszała, że ktoś idzie przez dormitorium i trzaska drzwiami. Dziewczyna wiedziała, że to musiała być Ann i sama nie wiedziała, co ją do tego pchnęło, ale wstała i prędko ruszyła za nią.

~

Napisałam to na prośbę pewnej osoby i mam nadzieję, że osiągnęłam cel uszczęśliwienia 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro