Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 91

Podróż do Hogwartu minęła w miarę spokojnie i bez większych wypadków: czy też tak spokojnie, jak mogła minąć Callie w towarzystwie bliźniaków. Oni głównie dyskutowali o swoich produktach i opowiadali Lee o nowościach, które stworzyli w czasie wakacji.

Gdy bliźniacy i Callie znaleźli się już przed Wielką Salą, Fred zauważył od razu, że dziewczyna niebezpiecznie zaczęła zmierzać w kierunku stołu nie Gryffindoru, a Slytherinu. Zanim zdążyła w ogóle postawić krok za próg pomieszczenia, on położył dłoń na jej ramieniu i przysunął z powrotem do siebie, w czasie gdy George i Lee poszli już do sali.

- A dokąd to? Do naszego stołu to w tamtą stronę - powiedział, wskazując w zupełnie przeciwnym kierunku do tego, w którym zmierzała Callie. Dziewczyna odwróciła się do niego przodem, poprawiając ubrany wcześniej, zielono-srebrny krawat Slytherinu, po czym westchnęła.

- Głupio tak w pierwszy dzień... - stwierdziła Callie, drapiąc się niepewnie po ramieniu.

Spodziewała się, że niektórzy uczniowie będą na nią dziwnie patrzeć po powrocie, bo sobie przypomną o "tej Ślizgonce, która zadaje się z Weasleyami", jednak nie oczekiwała, że aż tak. Wydawało się jej, że nawet Krwawy Baron - duch Slytherinu - krzywo na nią patrzył. Fred nie domyślił się, że to mogło być powodem jej nagłej zmiany decyzji.

- Ciebie Callie omamiło czy coś? - zapytał, obejmując ją. - Siadasz z nami - dodał, chcąc ją poprowadzić do stołu Gryffindoru, gdy oboje usłyszeli za sobą ten dobrze im znany, grobowy głos.

- O. Panna Irving - powiedział nie kto inny jak Snape.

Po usłyszeniu tych słów Callie wyrwała się spod ręki Freda i stanęła bezpośrednio naprzeciwko nauczyciela. Gryfon patrzył na niego z nienawiścią w oczach.

- Dobry wieczór, profesorze - przywitała się grzecznie Ślizgonka.

Snape chwilę nie odpowiadał, bo mierzył wzrokiem Freda tak, jakby patrzył na śmiecia. Potem jednak zwrócił się z powrotem do Callie:

- Wierzę, że jako jedyny kompetentny uczeń w mojej klasie nie będzie pani obniżała swoich standardów przez pewne - tu kolejne spojrzenie na Freda, które on odwzajemnił z równą nienawiścią - osoby. W tym roku owutemy.

- Mam zamiar zdać na Wybitny, profesorze - odparła Callie, zapobiegawczo wystawiając swoją rękę przed Freda, gdyby przypadkiem wpadł na nienormalny pomysł zaatakowania nauczyciela. - Do tego dążę.

Snape nie wyglądał na przekonanego, ale nic nie powiedział. Dopiero po kilku chwilach milczenia wreszcie jej odpowiedział.

- Oby - powiedział krótko. - Do stołu Slytherinu - dodał stanowczo, po czym sam udał się do Wielkiej Sali. Gdy tylko trochę się oddalił, Fred prychnął głośno.

- Będziesz się go słuchać? - zapytał wściekle. - Przecież specjalnie to zrobił, nietoperz zapchlony - dodał z pogardą, a Callie wiedziała, że będzie musiała go jakoś uspokoić. Wyciągnęła ręce w kierunku wysokiego chłopaka i złapała za jego policzki.

- Nie mogę podpaść Snape'owi, Freddie - powiedziała przesłodzonym głosem, jakby mówiła do prawie dwumetrowego dziecka. - Zwłaszcza, że eliksirom poświęcam najwięcej i wiesz, że mi na nich najbardziej zależy. Zresztą pokażę tej bandzie, że mnie nie obchodzą.

Fred przewrócił oczami, niby trochę udobruchany, ale nadal poirytowany.

- Chyba jednak za mało na ciebie wpłynęliśmy.

- Gdybyśmy się już nie zobaczyli dzisiaj, to dobranoc - powiedziała Callie z zamiarem pocałowania go w policzek, na co on jej nie pozwolił.

- No chyba śnisz, że się nie zobaczymy - powiedział i zaczął iść w kierunku stołu Gryffindoru, a ona w zupełnie przeciwnym, do Slytherinu.

Nie miała zamiaru siadać przy końcu bliżej drzwi, gdzie znajdowała się grupa właśnie jej rówieśników. Callie spojrzała na nich tylko z ciekawości: Ella, Adrian i Ryan wyglądali tak samo (choć ta pierwsza chyba nieco ścięła włosy), za to Ann wyglądała przerażająco.

Okularnica zawsze miała włosy w lekkim nieładzie, bo jej loki naprawdę ciężko się układało, ale tamtego dnia były w jeszcze gorszym stanie niż normalnie. Wyglądała tak, jakby nie przespała kilku ostatnich nocy i ani na moment nie unosiła wzroku znad książki, którą czytała. Zresztą, w ogóle nikt z grupy się do siebie nie odzywał, co Callie zdziwiło: Melanie zazwyczaj nie potrafiła się zamknąć...

Szatynka nie mogła się zbyt długo nad tym zastanawiać, bo grupy uczniów nadal szły wśród stołu. Callie wreszcie ruszyła dalej, bliżej końca stołu przy nauczycielach, gdzie zostawiono miejsce dla nowych Ślizgonów. Obok zasiadali drugoklasiści, wśród których dziewczyna zauważyła znajomą twarz.

- Cześć, Callie! - zawołała roześmiana blondynka, a starsza Ślizgonka od razu rozpoznała ją jako dziewczynkę, której pomogła w zeszłym roku.

- Cześć, Claire - przywitała się z uśmiechem. - Jak się masz?

- Pamiętasz moje imię...? - zapytała bardzo zdumiona dwunastolatka, na tyle głośno, że zwróciła też tym uwagę swoich przyjaciół, którzy siedzieli obok niej (Callie dodatkowo pomyślała, że czarnowłosy chłopak po jej lewej był niesamowicie przystojny jak na drugoklasistę).

- No pewnie - potwierdziła siedemnastolatka, kiwając energicznie głowe. - Mogę usiąść z wami? - zapytała, jeszcze bardziej szokując tym Claire.

- Jasne - odparła blondynka, robiąc miejsce dla starszej koleżanki.

Callie zdawała sobie sprawę, że jako siódmioklasistka znacznie wystawała pośród zgrai dwunastolatków, ale w ogóle jej to nie obchodziło. Usiadła specjalnie tak, by widzieć stół Gryffindoru przed sobą i móc na niego co moment zerkać. Zdała sobie wtedy sprawę, że przez naukę nie będzie mogła się widywać z Fredem tyle, co w czasie wakacji, ale stwierdziła w myślach, że trochę tęsknoty dobrze im zrobi.

Szatynka była na tyle zajęta zerkaniem na swojego chłopaka, że prawie wcale nie słuchała nudnego przemówienia nowej nauczycielki obrony przed czarną magią, Dolores Umbridge. Była to niska, pulchna kobieta z twarzą ropuchy ubrana w całości na różowo, a Callie robiło się niedobrze od samego patrzenia na nią i słuchania jej przesłodzonego głosu. Wyłapała coś o Ministerstwie i postanowiła po prostu napisać do ojca, by go spytać, kim mogła być.

Po całej uczcie (w czasie której Callie dużo rozmawiała z Claire, która opowiedziała jej o swoich wakacjach w Finlandii) szatynka miała zamiar udać się prosto do swojego dormitorium, gdyż była zmęczona całodzienną podróżą, na co Fred nie miał zamiaru jej pozwolić. Ślizgonka prawie była już na schodach do lochów, gdy ktoś zakrył jej oczy.

- Zgadnij kto to - powiedział Fred nieudolnie zniżonym głosem.

- George? - odparła Callie tylko po to, żeby go wkurzyć. Zaraz po tym usłyszała śmiech prawdziwego George'a, a jej oczy zostały odsłonięte.

- Slytherin już jej wchodzi za mocno - powiedział Fred do rozbawionego bliźniaka, gdy Callie odwróciła się do nich przodem. - Patrz, co zrobiliśmy - dodał, podając dziewczynie niewielkie ogłoszenie.

Ślizgonka wzięła je do ręki i przeczytała, co na nim napisali. Fred i George najwyraźniej poszukiwali testerów swoich produktów.

- Zwariowaliście? A co, jak komuś się coś stanie? Te wasze niektóre rzeczy nie są do końca bezpieczne - powiedziała Callie, mocno wpychając ogłoszenie w dłonie George'a.

- Dlatego napisaliśmy, że można się zgłaszać na własne ryzyko - wyjaśnił młodszy z bliźniaków, wskazując na zdanie na samym dole kartki, dopisane drobnym druczkiem.

- Poza tym im za to zapłacimy - powiedział Fred. - Nikt nie będzie się czepiał.

- Ugh, niezbyt mi się to podoba, ale i tak was nie zatrzymam, prawda? - zapytała Callie, na co obaj bliźniacy pokiwali energicznie głowami.

- A właśnie, jeszcze mówiąc o tych naszych produktach... - zaczął George, po czym niby dyskretnie trącił Freda łokciem. Ten natychmiast objął swoją dziewczynę ramieniem.

- Wiesz, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie? - zapytał przesłodzonym tonem.

Callie nie nabrała się na to ani przez sekundę.

- Dobra, dobra, wiem, że chcecie jakiś eliksir - powiedziała ze zmrużonymi oczami i założonymi rękami. - Ustalimy to jutro, co? Na razie padam z nóg.

- Och, jesteś aniołem - powiedział George, teatralnie łapiąc się za serce.

- Potwierdzam - dodał Fred i krótko pocałował ją w usta. Callie tylko pacnęła go w dłoń.

- Spadać do łóżek, obaj - nakazała, po czym wreszcie zaczęła schodzić do lochów.

Wejście do pokoju wspólnego było dla niej wyjątkowo dziwne, ale jeszcze dziwniejsze uczucie ją ogarnęło, gdy weszła do dormitorium. Wszystkie jej współlokatorki już tam były i się rozpakowywały w kompletnej ciszy, słychać dało się tylko odgłosy otwierania szuflad czy przesuwania kufrów. Zdziwiona tym wszystkim Callie jak gdyby nigdy nic podeszła do swojego łóżka również z zamiarem rozłożenia swoich rzeczy.

Niezręczna cisza trwała jeszcze przez kilka minut, aż wreszcie rozległ się huk spowodowany przez zamknięcie kufra przez Melanie. Brunetka wstała z pozycji kucającej i podeszła do łóżka Callie, o które się oparła.

- I co, Irving? - syknęła Melanie. - Fajnie ci minęły wakacje ze zdrajcami krwi?

Callie westchnęła głęboko. Spodziewała się tego i jeszcze na wakacjach wymyśliła sobie, co powie swoim "przyjaciołom" w takiej sytuacji. Dziewczyna sama podniosła się znad swojego kufra i pewnie stanęła naprzeciwko Melanie.

- Wiesz co, Melanie? - powiedziała, sama zakładając ręce. - Jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu i życzę ci, żebyś kiedyś znalazła sobie tak prawdziwych przyjaciół, bo na razie to z tym krucho. Powodzenia ci życzę - dodała z uśmiechem, bez sarkazmu w głosie.

Melanie wyraźnie zatkało, ale nie chciała tego pokazać, więc po prostu prychnęła i odeszła z powrotem do swojego łóżka, a Ella nie zareagowała w ogóle i kontynuowała rozpakowywanie się.

Callie zobaczyła natomiast kątem oka, jak Ann kuli się na swoim łóżku i ukrywa twarz w dłoniach, prawdopodobnie na skraju łez.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro