Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 85

Callie nieco zdziwiło pytanie Freda, ale nie skomentowała go. Odłożyła album na bok, zamyślona. Zastanowiła się chwilę i postanowiła mu szczerze odpowiedzieć:

- Kiedyś... Jak skończy się ta cała wojna... Na pewno bym chciała - przyznała, uśmiechając się pod nosem i patrząc na swoje kolana tak, jakby oglądała coś wspaniałego.

- Ile? - dopytywał Fred. Callie spojrzała na niego kątem oka, ale on zawzięcie gapił się na ścianę przed sobą, wyraźnie zamyślony.

- Chyba... Chociaż dwójkę - odpowiedziała mu po chwili namysłu. - Bez znaczenia, jakiej płci - dodała zgodnie z prawdą, myśląc o tym, że tak samo cieszyłaby się zarówno z dziewczynki, jak i z chłopca.

- A dom? Jaki chciałabyś dom? - zapytał jeszcze, nadal nie odwracając wzroku od ściany. Callie coraz bardziej zaczynały dziwić te pytania, ale nie miała nic przeciwko odpowiadaniu na nie.

- Taki... Ciepły. Rodzinny. Może być i tak ciemny jak lochy Slytherinu, ale... Żeby był wesoły... - tu urwała, bo przypomniało jej się, że jej dom jak dotąd wcale taki nie był. Wtedy pomyślała też o tym, że nigdy nie zrobiłaby niczego, co sprawiłoby, że jej dzieci by się bały jej opinii.

- A... Ślub? - zapytał, wreszcie na nią spoglądając. Callie przez chwilę patrzyła mu w oczy, jakby próbując wybadać, co miał na myśli. Tym razem on ani na moment nie odrywał od niej wzroku, uśmiechając się lekko. Dziewczyna poczuła, jak w jej środku rozprzestrzenia się przyjemne ciepło, jakby siedziała przy kominku.

- Ważne tylko z kim - odparła mu cicho, na co Fred mruknął nieznacznie w odpowiedzi, po czym zaczął się zbliżać do jej twarzy. Ona robiła to samo, aż wreszcie ich usta się dotknęły. Wszystko było wyjątkowo delikatne, ale po chwili stało się bardziej zachłanne i silniejsze. Fred powoli zaczął się pochylać do przodu, sprawiając, że dziewczyna prawie uderzyła plecami o materac łóżka, na którym siedzieli. Teraz już obojgu zrobiło się gorąco, a oni sami przypomnieli sobie o podobnej sytuacji z jej domu... Uznali to za niesamowicie przyjemną kontynuację tego, co im przerwano.

Callie podpierała się na swoich łokciach, jakby bojąc się spaść z łóżka, ale nie było takiej opcji. Fred obejmował ją jedną ręką w talii, a drugą opierał się sam. W tamtym momencie kompletnie zapomniał o tym, gdzie byli czy co robili kilka minut wcześniej - liczyła się tylko tamta chwila, tam, z nią.

Gdyby Callie miała trochę mniej rozsądku i była tak lekkomyślna jak Fred, pewnie dałaby się ponieść chwili. Jednak ona pamiętała, że w tym samym było zarówno rodzeństwo, jak i rodzice chłopaka, i czułaby się okropnie, gdyby ktoś przyłapałby ich w takiej sytuacji - nawet jeśli w duchu nie chciała tego przerywać, bo było jej tak dobrze... Czuła się taka szczęśliwa i bezpieczna...

- Fred, lepiej przestańmy - powiedziała, niechętnie odsuwając się od niego. - Jak ktoś tu wejdzie, to chyba się nigdy nie pozbieram ze wstydu...

- To zamknijmy drzwi... - wymamrotał niezbyt wzruszony jej ostrzeżeniem Fred, chcąc przysunąć się do niej ponownie, ale ona prędko wyjęła różdżkę i odrzuciła go zaklęciem Confundus.

- Czemu ty mi to robisz, dziewczyno? - jęknął żałośnie chłopak, ewentualnie się wycofując. - Już drugi raz. Drugi.

- To dla mojego i twojego bezpieczeństwa - odpowiedziała, ostatecznie całując go w czoło, by go nieco udobruchać. - Poza tym, zmęczona już jestem... Chyba pójdę się umyć i potem spać - dodała, podnosząc się z posłania.

- Co? Teraz? - powiedział niemal zrozpaczony chłopak, którego policzki jeszcze były czerwone od tego, co się przed chwilą działo. - Po tym wszystkim?

Callie uśmiechnęła się tak po ślizgońsku, że Fred przez chwilę miał wrażenie, że to jednak nie jego dziewczyna, a Draco Malfoy w przebraniu. Założyła ręce, nadal trzymając różdżkę, po czym wzruszyła ramionami.

- Takie życie, jest brutalne - zawołała, i już chciała wyjść, ale najpierw jeszcze wyciągnęła swoją różdżkę spod ręki i wyrysowała nią w powietrzu kształt serca, który wybuchł niczym mała, różowa fajerwerka. Rozświetliła nią cały pokój, a Fred oglądał to wszystko w totalnym osłupieniu. On i George robili fajerwerki własnoręcznie, nigdy nie udało im się tego zrobić zwykłym zaklęciem.

- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał zaskoczony, gapiąc się na nią z rodziawionymi ustami.

- Ja też się znam na paru sztuczkach, wiesz? - powiedziała, po czym prędko wyszła z pokoju, uśmiechając się triumfalnie.

Fred wziął głęboki wdech, przywołując wspomnienia sprzed kilku chwil. Zadowolony, choć jednocześnie nadal rozgoryczony przedwczesnym zakończeniem, powstrzymał ogromną chęć podążenia za Callie do łazienki i postanowił pójść do swojego bliźniaka. Ten siedział w ich wspólnym pokoju i najwyraźniej eksperymentował z jednym z ich produktów.

- Hej, George... - powiedział Fred

- No witam, witam, braciszku - mruknął usadowiony na łóżku George, uśmiechając się tak, jakby doskonale wiedział, co przed momentem działo się w pokoju wyżej.

- Chcę o czymś pogadać - odparł mu Fred, siadając naprzeciw niego.

- Ależ cię słucham - powiedział George, odkładając trzymane przezeń przedmioty i skupiając swoją uwagę na bracie.

Fred postanowił wreszcie powiedzieć bliźniakowi coś, o czym myślał tej nocy, której przyznał się Callie do swoich uczuć.

- Teraz jak jest ten Smroldemort... To... Wiesz - zaczął nieporadnie, na co brwi George'a wystrzeliły w górę.

- Wiem, tylko jeszcze nie wiem co? - odparł mu równie marnie, więc Fred w końcu wziął się w garść i powiedział:

- Po prostu... Gdyby mi się kiedyś coś stało, zaopiekuj się Callie, dobrze? Daj jej wszystko.

Gdy George usłyszał te słowa, mrugnął kilkukrotnie i dał sobie chwilę na ich przyswojenie. Jego brat chyba nigdy nie był taki poważny i nie mówił o przyszłości w ten sposób. Chłopak poprawił swoje usadowienie, nadal gapiąc się na bliźniaka w szoku.

- O czym ty bredzisz, Freddie? - zapytał w końcu, jakby wyrwany z transu. - Ja mam zamiar się bawić na waszym weselu. Jak się postarasz, to nawet wyprzedzisz Billa i Charliego... Choć Bill zawsze mówił, że Charlie w sekrecie jest zaręczony z jakąś smoczycą - stwierdził. - Chyba powinniśmy o tym powiedzieć Leah - dodał po namyśle.

- A Percy był chyba z Crouchem, ale miłość jego życia nie żyje - dodał Fred, kiwając głową.

- Ale za to twoja żyje i jest kilka metrów stąd, więc nie popsuj tego, co? - rzucił George, wskazując na drzwi.

Fred nieznacznie spojrzał na wyjście z pokoju, po czym z powrotem na brata.

- Nie popsuję, ale wiesz, jak teraz będzie. Nic nie jest pewne, więc... Obiecujesz mi?

George nie widział innej opcji niż zgodzić się. Nie przeszło mu nawet przez myśl, by zaprotestować.

- Obiecuję - powiedział, przytulając brata. - Ale mam nadzieję, że nie będę musiał się z tego wywiązywać.

Tej nocy Fred nie dał Callie wyboru i praktycznie rozkazał jej przenieść się do jego pokoju. Na szczęście dziewczyna nie stawiała żadnego oporu... Czego później pożałowała.

Noc minęła spokojnie i to Callie obudziła się jako pierwsza. Było jej wygodnie, ciepło i przyjemnie pod ramieniem chłopaka, którym była obejmowana, jednak ona czuła, że coś było nie tak.

Odsunęła delikatnie swoją kołdrę, by zobaczyć, czy stało się to, co podejrzewała i niestety tak było. Zobaczyła coś, czego żadna dziewczyna nie chce nigdy zobaczyć.

Brunatną plamę krwi na prześcieradle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro