Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 83

George nie zasnął już tamtej nocy. Bił się z myślami i nie potrafił nawet spojrzeć w swoje prawo, czyli tam, gdzie spokojnie spał jego niczego nieświadomy bliźniak. Zastanawiał się, co powinien zrobić i rozważał konsekwencje każdej decyzji. Jeśli powie bratu i Callie, Fred z pewnością się zdenerwuje, a ona będzie czuła się zażenowana, ale George przynajmniej będzie z nimi szczery. Jeśli im nie powie, dziewczyna będzie żyła w błogiej nieświadomości, bliźniak nigdy się nie dowie... Tylko George zostanie z tym sam, z ciężkim uczuciem w sercu.

Kolejnego dnia śniadanie minęło dla młodszego z bliźniaków okropnie. Cały czas bił się z myślami i jak nigdy pozostał małomówny. Po posiłku on, Fred i Callie udali się do pokoju bliźniaków, gdyż ci mieli pokazać dziewczynie ich najnowsze wynalazki, nad którymi pracowali od zakończenia roku szkolnego.

Pomieszczenie, w którym mieszkali, było nieco mniejsze niż to, gdzie spała Callie. Miało ciemnoniebieską, choć wyraźnie wyblakłą tapetę w różne zawijasy i jedno łóżko dla dwóch osób, obok którego stała ciemna, drewniana szafka nocna. Na niej stało drzewko, które Callie podarowała Fredowi na urodziny, obrośnięte malutkimi cukierkami we wszystkich kolorach.

Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok, po czym usadowiła się wygodnie na szarawej pościeli, patrząc, jak bliźniacy wchodzą do środka.

- Całkiem fajnie tu macie - stwierdziła Callie, rozglądając się po pokoju, aż jej wzrok spoczął na łóżku, przez co przypomniały jej się nocne wydarzenia. - A tak w ogóle, to gdzie się w nocy szlajałeś, Freddie? - zapytała z szerokim uśmiechem na twarzy, a George musiał się oprzeć o futrynę, gdy to usłyszał.

O nie.

- Nigdzie, spałem jak zabity - odparł jej Fred, siadając obok niej.

- Jasne, jasne - mruknęła nieprzekonana Callie, łapiąc go za nos. - Przecież cię widziałam.

George chciał wtedy coś powiedzieć, ale wiedział, że rozmowa i tak zmierzała w możliwie najgorszym kierunku. Otworzył usta, ale Fred odezwał się pierwszy:

- Może ci się przyśniło?

I po tym Callie powiedziała coś, przez co George o mało się nie przewrócił:

- To, że cię pocałowałam, to też mi się przyśniło? - zaśmiała się.

- Jakbyś mnie pocałowała, to na pewno bym zapamiętał - odparł jej, a Callie zaczynała mieć dosyć jego (jak jej się wydawało) droczenia się.

- No to kto to był, jak nie ty?! - zapytała w końcu, a George wiedział, że musi wyznać prawdę i powiedział cicho, spuszczając głowę:

- To byłem ja...

Niebieskie oczy Callie zwiększyły się do maksimum, a dziewczyna zerwała się na równe nogi i zakryła sobie usta z szoku.

- Pocałowałam ciebie, George?!

Chłopak przełknął ślinę, unikając jej wzroku.

- Tak...

- Co?! - krzyknął Fred, też wstając i patrząc to na Callie, to na bliźniaka.

- Och, George, przepraszam! Ja...

- Przepraszasz jego?! - wrzasnął Fred, stając przed Callie i nie wierząc w to, co mówiła. - A co ze mną?! Jakim cudem nie poznałaś, że to nie ja?!

- Było ciemno! Poza tym, halo, jesteście bliźniakami! Wasza własna mama was nie rozróżnia! - krzyknęła Callie w odpowiedzi, a George wiedział, że musi się za nią wstawić, bo to po części była też jego wina.

- Dokładnie, a Callie zasłoniła mi usta, nie zdążyłem jej nawet powiedzieć, że nie jestem tobą! - zawołał George, stając przy dziewczynie. Teraz oboje znajdowali się naprzeciw Freda i oboje liczyli na to, że on to zrozumie.

- Na pewno! Idealna wymówka, żebyście się spotykali za moimi plecami, tak?! - odgryzł się Fred, a Callie poczuła, jakby coś ukuło ją w sercu.

- Jak możesz tak mówić, Fred?! To zwykłe nieporozumienie! Nie czuję nic do George'a!

- To dlaczego nie spytałaś, czy to nie ja?! - odkrzyknął nadal nieprzekonany chłopak, który czuł, jak coś się w nim gotowało. Myśl, że Callie mogłaby go zostawić dla brata, doprowadzała go do szału.

- Tak, bo za każdym razem cię o to pytam! - odparła Callie z sarkazmem, też się już bulwersując. - Jestem przyzwyczajona, że ludzie mi nie wierzą, ale jak możesz nie wierzyć własnemu bratu?!

Te słowa uderzyły Freda nieco bardziej, niż Callie się wydawało. Nie chciał nigdy, żeby dziewczyna ponownie czuła się tak, że nikt jej nie ufa, a na pewno nie przez niego... Nie miał jednak dłuższego czasu na zastanawianie się, bo George wziął głęboki wdech i postanowił nieco uspokoić sytuację

- Fred, ja tylko chciałem ją nabrać! Nie sądziłem, że Callie mnie pocałuje!

- Jak nie umie się kogoś rozpoznać, to się go nie całuje! - krzyczał nadal wkurzony Fred, wyraźnie czerwony na twarzy. - Tu jest nas dwóch, rozumiesz?! - zwrócił się do Callie.

- Może nie powinnam była tu przyjeżdżać, w takim razie! - zawołała wyraźnie zdenerwowana Ślizgonka, nie zważając już na to, że parę chwil wcześniej chciała po prostu zakończyć kłótnię.

A po tym Fred krzyknął coś, co uderzyło ją prosto w serce:

- Może nie powinnaś! Tak by było lepiej!

Zdenerwowanie na twarzy Callie zmieniło się w jakby... Rozczarowanie? Dziewczyna przygryzła wargę, bojąc się, że się rozpłacze, po czym po prostu wybiegła z pokoju. Fred uderzył tylko pięścią w szafkę.

Minęły dwie godziny, a Callie nie wyszła ze swojego pokoju, w którym się zaszyła. Fred nieco ochłonął i od razu pogodził się z bliźniakiem, bo oni nigdy nie potrafili się na siebie naprawdę gniewać. Gdy George opowiedział mu dokładnie, co się stało, Freda zaczęły zjadać wyrzuty sumienia. Miał nadzieję, że jak najszybciej uda mu się przeprosić swoją dziewczynę i że ta mu wybaczy jego wybuch.

Gdy Fred chciał już wejść do pokoju dziewczyny, od którego drzwi były lekko uchylone, usłyszał głos Callie, która najwyraźniej rozmawiała z Ginny. Postanowił chwilę odczekać i to, co przyswoił później, strasznie go dobiło.

- Aż mi wstyd za to, co powiedział Fred - mruknęła wyraźnie zdenerwowana Ginny.

- Nie, ja rozumiem, że pewnie powiedział to pod wpływem emocji... Jest mi tylko przykro, bo wiesz co mi się przypomniało? - mówiła Callie łamliwym głosem, choć nie płakała. -  Te czasy, kiedy każdy poza Ślizgonami czekał tylko, aż mu wbiję nóż w plecy. Jak każdy spodziewał się po prostu najgorszego. Nawet jakbym była dla kogoś miła, ktoś podejrzewałby, że stoi za tym jakiś niecny motyw. Nikt nie chciał mi ufać. To było straszne...

- No ale wiesz, jaka jest opinia o Ślizgonach... A na przykład taki Snape temu nie pomaga - stwierdziła Ginny, jakby otrzepując się z czegoś okropnego.

- Wiem, wiem, ale mimo to... Fred i George jako pierwsi mi zaufali. Zobaczyli coś poza tym wężem na szacie - odparła jej Callie i po tym nadeszły słowa, które sprawiły, że Fredowi zachciało się płakać:

- Ja nigdy za to bym nie złamała ich zaufania, Ginny, nigdy w życiu. Zawsze będę im wdzięczna za to, że mnie dosłownie podnieśli z jednego z najgorszych dołów, jakie miałam, nawet gdyby nasze drogi się kiedyś rozeszły. Odkąd babcia zmarła, nie mogłam nikomu zwierzyć się z tych problemów, a oni... - tu Ślizgonka się zatrzymała, najwytaźniej po to, żeby powstrzymać się od płaczu. Fred widział przez szparę w drzwiach, jak Ginny lekko ją przytula.

- Dobrze, że ty taka jesteś, ale taki Malfoy to tragedia, sama przyznaj...

Callie pokręciła głową, wycofując się z uścisku.

- Ja wiem, że Draco jest taki, jaki jest - tu przełknęła ślinę, ostatecznie pozbywając się chęci do płaczu - ale on ma tę samą sytuację. Lucjusz naciska na niego jeszcze gorzej, niż kiedyś na mnie mama. A Draco nie ma nikogo, nikogo, kto mógłby go pokierować na tę lepszą stronę. To może dziwnie brzmi, ale strasznie mi go szkoda. Boję się, że zrobią z niego Śmierciożercę... - tu Callie wzięła głęboki wdech, przeciągnęła się i w końcu powiedziała cicho:

- Wiesz, Ginny, ja się chyba położę.

- Jasne, tak będzie dla ciebie najlepiej - przyznała Gryfonka, wstając. - Ja idę ograć Rona w Eksplodującego Durnia. Nie wie, że podmieniłam karty.

Callie zaśmiała się krótko, układając się na łóżku.

- Ty masz od zawsze takie zapędy na Ślizgonkę, czy to ja na ciebie tak wpływam?

Ginny wzruszyła ramionami.

- Trzeba sobie radzić, jak się ma sześciu starszych braci - stwierdziła ruda, po czym ruszyła do wyjścia z pokoju. Fred schował się, żeby siostra go nie zobaczyła, a potem postanowił wejść do środka i jak najszybciej pogodzić się z Callie.

Szatynka leżała przodem do ściany, przyciskając do siebie Pomarańczę (który zrobił się ciepły i wydzielał z siebie lekki zapach morza). Najwyraźniej miała zamiar spróbować zasnąć, bo nie przejęła się tym, że ktoś wszedł do pokoju. Fred usiadł na skraju łóżka, nie dotykając jej i powiedział cicho:

- Callie...

Dziewczyna przygryzła wargę i lekko zadrżała.

No i przyszedł...

- Callie, przepraszam - powiedział Fred, gdy szatynka w ogóle nie zareagowała. Na te słowa przełknęła ślinę, po czym odparła cicho:

- Wszystko w porządku, nie gniewam się.

Mówiąc to, nadal się nie odwróciła od ściany. Wciąż było jej nieco przykro i bała się, że się rozpłacze, a tego na pewno nie chciała.

- Callie... Przepraszam, ja... Po prostu się zdenerwowałem i powiedziałem to w furii. Oczywiście, że chcę, żebyś tu była... George mi wszystko wyjaśnił...

Callie podniosła się do pozycji siedzącej, mocno ściskając Pomarańczę. Fred widział, że jej twarz była leciutko zaczerwieniona, jakby chciała się rozpłakać, ale jednocześnie się od tego powstrzymywała. Za doprowadzenie jej do tego chciał się uderzyć w głowę - w końcu obiecał, że już nie pozwoli jej płakać, nie po tym wszystkim, co ją spotkało.

- Dlaczego mi też nie dałeś tego wyjaśnić? - zapytała cicho.

- Byłem wściekły... Po prostu nie umiem sobie wyobrazić, gdybyś była z Georgem...

Callie westchnęła, odrzuciła Pomarańczę na bok i bez słowa przytuliła się do Freda zamiast do maskotki. Nie chciała się kłócić, a już na pewno nie z nim.

- Wszystko w porządku - szepnęła. - Ja też przepraszam, że tak pochopnie to zrobiłam.

- Dziś śpisz u mnie, żeby to się nie powtórzyło - zarządził Fred, wycofując się z uścisku.

- Co? Jak? A twoja mama?

Fred parsknął śmiechem i śmiał się tak przez prawie minutę, jakby Callie powiedziała coś bardzo zabawnego.

- Ty myślisz, że z Georgem nigdy nie nabraliśmy naszej mamy? Naprawdę?

- Załóżmy, że ci ufam - odparła Callie, już (ku uldze Freda) się uśmiechając. Po tym chłopak wytłumaczył jej plan przemycenia jej do ich pokoju.

W nocy, według planu, Callie po cichu wyszła z jej sypialni (Ginny już spała) i zaczęła powoli schodzić po schodach, by nie zaskrzypiały. Na ich końcu stał George, który naturalnie znał cały plan, ale mimo wszystko zagadał:

- A gdzie to się panna Irving wybiera?

- Zanim coś powiesz, George, to idę do łazienki.

- Jasne, jasne. Wiesz, zrobię ci przysługę. Idę spać do Rona - oznajmił jej, wskazując na drzwi po jego lewej. - Jeszcze raz przepraszam za tamto - dodał pospiesznie i bardzo cicho.

- To ja przepraszam - mruknęła Callie, a George machnął niedbale ręką, jakby chcąc pokazać, że to już stare dzieje.

- Tamtego nie było? - zapytał.

- Nie było - potwierdziła Callie i poszła dalej, prosto do pokoju bliźniaków, bo łazienka była naturalnie wymówką. Dziewczyna weszła tam i od razu usiadła na rogu łóżka Freda, uśmiechając się jak głupia. Chłopak obrócił się, zobaczył jej sylwetkę w ciemnościach i też się wyszczerzył, choć ona nie mogła tego widzieć.

- Co robisz? - zapytał głupio.

- Siedzę sobie - odparła Callie, z trudem powstrzymując śmiech.

- No to się połóż - powiedział równie rozbawiony Fred i pociągnął ją za kawałek koszulki nocnej tak, by uderzyła plecami o materac obok niego.

- Głupek - mruknęła dziewczyna, gdy on nakrył ją kołdrą. - Dobranoc, Pomarańczo.

- Dobranoc, pani Snape.

I choć Callie już z rozmachu i przyzwyczajenia chciała go kopnąć, ten jeden jedyny raz postanowiła się od tego powstrzymać. Zamiast tego przysunęła się blisko, przymykając oczy.

Leżeli tak przez chwilę i choć Callie rzeczywiście próbowała zasnąć, Fred zaczął myśleć. Gdyby rok temu ktoś powiedział mu, że Callie Irving - dziewczyna znana jako "ta wredna" - będzie przy nim i jeszcze on z tego się ucieszy, to zapewne porównałby tę osobę do Trelawney i kazał coś sobie poukładać w głowie. Teraz zrozumiał, że nie chciałby, żeby było jakkolwiek inaczej. Wydarzenia z dnia przypomniały mu, czego niegdyś nie zdążył jej powiedzieć, a co chciał, żeby od niego usłyszała. Wiedząc, że teraz był całkowicie tego pewien i że nie wytrzyma do rana, zdecydował się to zrobić już teraz.

- Callie? - powiedział cicho, przerywając te kilkanaście długich minut milczenia.

- Mhm? - mruknęła w odpowiedzi, nawet nie otwierając oczu, bo już prawie zasnęła.

- Kocham cię - szepnął.

Wtedy Callie otworzyła oczy gwałtownie. Natychmiast zaczęły nią targać takie uczucia, jakich nigdy wcześniej nie znała. Czuła, jak szybko zabiło jej serce i jak w oczach zaczynają gromadzić się łzy. Nigdy wcześniej nie usłyszała od nikogo takich słów... Wzięła głęboki wdech i wyszeptała w odpowiedzi:

- Ja też cię kocham, Fred.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro