Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 69

Kvzivl wygrała ten rozdział, więc dedykuję go jej. PS Zbieram pytania do FAQ na Miszmaszu, także możecie tu walić jak coś.

~

- Podrzućmy jej Eliksir Miłosny - stwierdził Adrian, kiedy on i kilkoro innych Ślizgonów z jego roku zebrali się po lekcjach w pokoju wspólnym, by omówić plan zemsty na Callie. Na te słowa stojąca obok niego Melanie prawie wyszła z siebie.

- Pomyśl, kretynie! - krzyknęła brunetka, uderzając chłopaka w tył głowy. - Co jest największą umiejętnością Callie? No co? Eliksiry, idioto, eliksiry! Rozpoznałaby Amortencję na kilometr. Odpada.

- No to co proponujesz, skoro jesteś taka mądra? - syknął chłopak, zakładając ręce.

- Proste jak drut. Trzeba ją skłócić z całą tamtą bandą - powiedziała Melanie takim tonem, jakby tłumaczyła coś pięciolatkowi.

- Niby jak? - zapytała Ella i Melanie już chciała odpowiedzieć, gdy ostrzegł ją Adrian.

- Czekaj, ktoś idzie - szepnął konspiracyjnie, bo ktoś wyszedł z dormitorium.

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, Draco! - usłyszeli wściekły damski głos z drugiej strony pokoju.

- Ale ja nic nie zrobiłem!

- Nie powiem, gdzie to nic możesz sobie wsadzić! Blaise, chodź już!

- O co ci chodzi?

- Ty już dobrze wiesz, o co mi chodzi! Blaise, idziemy!

- Czysto, to nie ona - powiedział cicho Adrian, wychyliwszy głowę, by zobaczyć, kto to był - na szczęście tylko Draco i jego znajomi.

- Skoro Callie potrafiła tak doskonale udawać, że ich wszystkich nienawidzi... - zaczęła wtedy Melanie, mrużąc oczy. - To czemu nie miałaby udawać, że dla nich jest miła? - zakończyła.

- Co sugerujesz? - zapytała zaciekawiona Ella.

- W poniedziałek macie być dla niej najmilsi na świecie, zrozumiano? - powiedziała Melanie władczym tonem. - Resztę już ja załatwię.

Pozostałych dwoje skinęło głowami.

- Dobra, Ella, teraz idziemy po Ann - powiedziała brunetka, po czym ruszyła do wyjścia z pokoju.

Tymczasem na dworze deszcz zaczynał się wzmacniać, dlatego Fred zabrał swój prezent spod drzewa i razem z Callie ruszyli z powrotem do zamku, by nie zmoknąć. Gdy szli przez korytarz w kierunku tajnego przejścia, śmiejąc się z czegoś kompletnie głupiego, wpadli na idące z naprzeciwka Angelinę i Alicię.

- O, tu jesteś, Fred! - zawołała radośnie Alicia. - Widziałyśmy George'a w niezłej fryzurze, co się stało? I tak w ogóle wszystkiego najlepszego, jakoś dzisiaj nie było okazji!

- Dzięki - odparł chłopak, szczerząc się. - A Georgie po prostu nie posłuchał się Callie i jak zwykle źle na tym wyszedł.

Angelina nie odezwała się, bo stanęła jak wryta. Jej wzrok skierował się na rękę Freda, która obejmowała Callie w talii. Gryfonka przełknęła ślinę i miała ochotę odwrócić wzrok, ale w końcu tego nie zrobiła.

- No, gadasz od rzeczy choć raz - powiedziała Callie z uznaniem, a wtedy Fred wyszeptał:

- Prima aprilis.

- Osz ty - zawołała dziewczyna i chciała go dźgnąć, ale powstrzymała się, bo wiedziała, że w ten sposób zacznie wojnę.

Angelina odchrząknęła niezręcznie i zwróciła się do Freda.

- Wszystkiego najlepszego jeszcze raz. Prezent dam ci na imprezie, dobrze? - zapytała niepewnie.

- Dziękuję, Angelina - chłopak uśmiechnął się.

- Zaraz, chwila, jakiej imprezie? Czemu ja o niczym nie wiem? - zapytała skołowana Callie, na co Fred uderzył się w czoło.

- Kurczę, to miała być niespodzianka...

- Angelina, popsułaś! - zawołała Alicia, śmiejąc się pod nosem i uderzając przyjaciółkę w ramię. Tamta nie podzielała jej entuzjazmu i nic nie powiedziała.

- Fred Weasley, tłumacz się - nakazała Callie, wyrwawszy się z jego objęcia i położywszy ręce na biodrach.

Chłopak nie mógł się powstrzymać od zachichotania. Tak bardzo przypominała mu wtedy jego matkę - wiedział, że gdy się w końcu spotkają, to na pewno się dogadają.

- W piątek robimy imprezę z okazji naszych urodzin, ale też dla ciebie - wyjaśnił Fred, na co Callie zrobiła wielkie oczy.

- Dla mnie? - powtórzyła z zaskoczeniem.

- Dla niej? - zapytała Angelina w tym samym czasie, nie mniej zszokowana.

- Żeby uczcić te wszystkie dobre rzeczy, co się ostatnio działy, no i żebyś lepiej zapoznała się ze wszystkimi.

Callie prawie się roztopiła na te słowa. Miała ochotę zacząć skakać z radości i pocałować Freda w podzięce, ale peszyło ją towarzystwo Gryfonek, dlatego w końcu nic nie zrobiła, tylko patrzyła na chłopaka z niedowierzaniem. Alicia widziała wymieniane przez tamtych dwoje spojrzenia i wyczuła, że to ich moment na odejście - jeszcze zanim Angelina może się rozpłakać.

- No dobra, to widzimy się później! - powiedziała radośnie Gryfonka, po czym złapała przyjaciółkę za ramię, żeby ją stamtąd wyprowadzić.

- No cóż...to skoro już wiesz o wszystkim, to uświadamiam cię tylko, żebyś zabrała maskotkę, bo zostajesz wtedy u nas - mówił Fred, kiedy on i Callie znowu zaczęli iść.

- Niby gdzie? - dziewczyna uniosła brew.

- No jak to gdzie?

Callie popatrzyła na niego podejrzliwie, na co on roześmiał się.

- No nie patrz się tak na mnie. Ja się zdrzemnę na kanapie, o ile w ogóle pójdziemy spać. W końcu weekend, możemy robić wszystko.

- Gdziekolwiek byś nie spał, to ci ufam - zapewniła go dziewczyna, na co on się uśmiechnął.

- Jeju, ale skoro już wiesz, to musimy odesłać tego wielkiego tygrysa, który miał cię tam przywieźć... - powiedział "załamany" Fred.

- Co? Jaki tygrys? Prawdziwy tygrys? - mówiła jednocześnie zaskoczona i trochę przerażona Callie.

- Prima aprilis! - zawołał chłopak, widząc, że dziewczyna dała się złapać. - Dwa zero, pani Snape.

Callie poczuła się upokorzona i postanowiła się zemścić w najbardziej okrutny sposób, jaki przyszedł jej do głowy. Złapała się nagle za serce i oparła o ścianę, niemal się osuwając.

- Callie, co się dzieje? - zapytał przerażony, podtrzymując ją.

- Jeju, Fred, tak mi słabo... - wydusiła z siebie, przymykając oczy.

- Czekaj, zabiorę cię do...

I tu Callie zerwała się na równe nogi i zaczęła uciekać jak najszybciej.

- Prima aprilis, pomarańczo! - krzyknęła, śmiejąc się jak szalona. - Dwa jeden!

Fredowi zajęło trzy sekundy przyswojenie tego, co się właśnie stało, bo nie potrafił uwierzyć w to, że dał się tak łatwo nabrać. W końcu sam rzucił się w pogoń za dziewczyną.

- Nie ujdzie ci to na sucho!

- Pff, no już się boję - prychnęła Ślizgonka, zaczynając wbieganie po schodach, ponownie zdumiona tym, jak szczęśliwa była.

W tym samym czasie Angelina usiadła na ławce pod dachem nieopodal dziedzińca i ukryła twarz w dłoniach.

- Dlaczego on wybrał ją? - wyszeptała.

Alicia westchnęła, siadając obok niej.

- Miłość nie wybiera - stwierdziła, kładąc swoją dłoń na ramieniu przyjaciółki.

- Nie chodzi mi już o to, że ona to ona - powiedziała Angelina, unosząc głowę. - Po prostu...jest mi przykro. To wszystko. Wiem, że Fred chciałby, żebym się z nią zaprzyjaźniła, ale to jest raczej niemożliwe.

- Czyli nie przyjdziesz na imprezę?

- Nie wiem - mruknęła Angelina.

- Ale ona jest naprawdę w porządku, Angie - zauważyła Alicia. - Mieli rację, że nie jest taka jak ci inni Ślizgoni z naszego roku. Ginny ją też lubi...

- Alicia, ty też byś jej nie polubiła w mojej sytuacji - przerwała jej Angelina i bez zbędnych słów ruszyła do pokoju wspólnego. Przyjaciółka westchnęła ponownie i po chwili ruszyła za nią.

Kiedy zniknęły z pola widzenia, zza filaru, obok którego siedziały, wyszły Ella i Melanie. Ta druga uśmiechała się tak, jakby święta wcześniej przyszły.

- Oj, ty się nam jeszcze przydasz, Johnson.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro