Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 68

Co do ostatniej "gównoburzy" na temat plagiatu tej książki...Dziękuję wszystkim moim czytelnikom, którzy tak dzielnie mnie bronili 💕 Ja sama się uśmiałam z tego spamu 😂

~

Trzy dni później miały nadejść urodziny bliźniaków. Callie posłuchała się rady ojca i wykorzystała swoje umiejętności - jeszcze w domu cały dzień i pół nocy spędziła na warzeniu kilku eliksirów, którymi potem nasączyła całą bombonierkę czekoladek: Eliksir Rozśmieszający, Eliksir Zmieniający Kolor Włosów, Eliksir Wzbudzający Euforię... i parę innych. Wiedziała, że obaj docenią ten prezent, który był bardzo w ich stylu.

Dziewczyna chciała jednak dać Fredowi coś szczególnego. Nie potrafiła uwierzyć w to, jak bardzo jej na nim zależało - jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego wobec nikogo. Miała ogromny problem z wymyśleniem odpowiedniego prezentu. Wszystko wydawało się jej zbyt tandetne lub zwyczajne, a pragnęła, by było to coś, co chłopak zapamięta.

Na dwa dni przed pierwszym kwietnia dziewczyna zwierzyła się ze swoich rozterek Ginny i Hermionie, z którymi niemal od razu się dogadała. Obiecała młodszej pomóc z eliksirami, a Granger i tak zawsze siedziała w bibliotece, więc po prostu dosiadła się do znajomych twarzy.

- Fred ucieszy się ze wszystkiego, co mu dasz, serio, on tak ma - powiedziała Ginny, wzruszając ramionami. - Jak miałam osiem lat, dałam im obu kamyki obwiązane wstążkami i cieszyli się jak głupi.

- Nie sądzę, że teraz jego reakcja byłaby taka sama... - powiedziała Callie sceptycznie. - Jestem po prostu zła, że nadal tak mało o nim wiem...Ale po prostu w tym całym szale...

- Teraz będziesz miała dużo okazji, żeby się tego dowiedzieć - zauważyła Hermiona. - Poza tym, tu nie chodzi o to, czy znasz jego ulubiony kolor czy przedmiot czy cokolwiek, tylko o to, że o nim pamiętasz, chcesz go wspierać i tak dalej.

Callie przyswoiła te słowa, po czym spojrzała na Hermionę i uśmiechnęła się lekko.

- Wiesz, jesteś o wiele mądrzejsza niż mówią, Hermiona.

Gryfonka uśmiechnęła się tylko.

- A ty milsza.

Callie pokiwała smętnie głową.

- Wracając do prezentu, ja im daję zestaw do gry, którą chyba kiedyś chcieli kupić, ale nie zdążyli - powiedziała Ginny.

- Ja muszę coś wymyślić. Jego prezent dla mnie był przecież idealny - dziewczyna westchnęła i pokręciła głową. - No nic. Wracamy do eliksirów.

- A już liczyłam, że zapomnisz... - jęknęła Ginny, na co Callie i Hermiona się roześmiały.

W dzień urodzin bliźniaków Callie nie miała z nimi żadnych lekcji, ale pasowało jej to - unikała ich też na posiłkach, by zrobić im niespodziankę od razu po zajęciach. Mieli spotkać się na dworze, gdzie (choć na niebie były ciemne chmury) zrobiło się w miarę ciepło. Dziewczyna czekała na nich pod drzewem na skraju Zakazanego Lasu i siedziała tam jak na szpilkach.

- No w końcu - powiedziała, wstając, gdy zauważyła ich już blisko siebie. - Ile można czekać? Ja wiem, że nogi już nie te, ale bez przesady...

- To ja się pytam, ile można nas tak perfidnie unikać? Co to miało być? - powiedział "wściekły" Fred, na co dziewczyna się roześmiała.

- No a ile można na was patrzeć? - odgryzła się, mimo wszystko się uśmiechając. - Wszystkiego najlepszego, starowizno pierwsza - tu pocałowała Freda w policzek - i starowizno druga - lekko przytuliła George'a jedną ręką, co go mocno zdziwiło. Po tym wręczyła im dużą bombonierkę, obwiniętą w zieloną  wstążkę.

- Od razu mówię, że to nie są zwykłe czekoladki - powiedziała z prawdziwie ślizgońskim uśmiechem.

- Jak to nie? - zapytał George, ściągnąwszy pokrywkę. - Wyglądają normalnie - stwierdził, przyjrzawszy się słodyczom.

- George, lepiej tego... - zaczęła Callie, gdy chłopak bez namysłu wrzucił jedną z czekoladek do ust - nie jedz - skończyła, ale było już za późno. Młodszy z bliźniaków przełknął smakołyk i momentalnie jego włosy stały się niebieskie. Fred wybuchł śmiechem.

- Wyglądasz jak kretyn...A, czekaj, czyli nic się nie zmieniło - mówił starszy, śmiejąc się do rozpuku.

- Callie! Nie spodziewałem się tego po tobie! - zawołał George, widząc, że nawet włosy na jego rękach robią się niebieskie.

- Chciałam wam je dać do rozdania ludziom, przecież tym się zajmujecie, nie? Wszystkie zrobiłam sama specjalnie po to - wyjaśniła dziewczyna, próbując powstrzymać rozbawienie. - Idź z tym do tajnego przejścia, w żółtej butelce pod stołem jest antidotum.

George popatrzył na Callie, potem na Freda i założył ręce.

- No, to ja już rozumiem, po co były ci te czekoladki... - powiedział ze zmrużonymi oczami. - To ja je zabieram, bo chyba już są zbędne - dodał, biorąc bombonierkę pod pachę i ruszając w stronę zamku.

Fred patrzył, jak jego bliźniak odchodzi, po czym zwrócił się do Callie:

- Nie doceniałem tego, jak dyskretnie potrafisz pozbyć się ludzi - powiedział, kładąc dłonie na jej ramionach.

- Nie chciałam się go pozbyć - odparła, kręcąc głową.

- Jasne, jasne - powiedział nieprzekonany Fred. - Jesteś niewinnym aniołkiem, co złego to nie ty.

Callie znowu się zaśmiała.

- No tak jak ty - powiedziała, dźgając go w żebro. - Ale skoro George poszedł...To chyba mogę teraz dać ci twój prezent.

- Co? Mój prezent?

Callie uwolniła się spod rąk Freda i podniosła z ziemi niewielkie, przezroczyste pudełko. Przyniosła jej je Cudka dzień wcześniej, po tym jak dziewczyna stwierdziła, że już chyba nic nie wymyśli.

- Fred, naprawdę nie wiedziałam, z czego cieszyłbyś się najbardziej...Liczę, że...

- Wystarcza mi, że jest od ciebie - przerwał jej chłopak z szerokim uśmiechem.

- To jest drzewko - wyjaśniła Ślizgonka, wręczając mu pudełko, w którym znajdowała się pomarańczowa doniczka, a z niej wyrastała malutka roślinka. - Nie trzeba przy nim za dużo robić, instrukcja jest zresztą w środku. Wyrastają z niego malutkie cukierki, nie większe niż paznokieć...Z tym mi się najbardziej kojarzysz, dlatego uznałam, że to będzie odpowiedni prezent...

Fred odłożył pudełko na ziemię i pocałował Callie w głowę.

- Dziękuję - powiedział. - Ale nie musiałaś mi dawać dwóch prezentów. George nie da mi przez to żyć.

- Oj, a tego byśmy nie chcieli, prawda? - zachichotała. - Ale...podoba ci się? Tylko mów szczerze.

- Pewnie, Cal.

Na te słowa Callie przygryzła wargę.

- Nie zrozum mnie źle, Fred, ale...mógłbyś do mnie nie mówić Cal? Oni wszyscy zawsze tak do mnie mówili...

- To jak byś wolała? - zapytał, tym razem obejmując ją w talii.

- Callie jest w porządku.

- Nie, nie, to musi być coś lepszego. Pani Snape?

- Oj, przestań - dziewczyna przewróciła oczami i lekko uderzyła go w tors.

- Panna Irving?

- O matko...

- Pani mistrzyni eliksirów? Pani długie włosy? Pani blada twarz?

- Fred - powiedziała Callie, kręcąc głową i ponownie uderzając go.

- Pani Weasley?

Na te słowa Callie miała ochotę zakryć twarz dłońmi, bo poczuła, że jej policzki robią się cieplejsze. Fred uśmiechnął się: lubił, gdy tak na nią działał. Zastanawiał się też wtedy, czy kiedykolwiek naprawdę będzie tak nazwana.

- Może pomarańcza? - powiedział po chwili, zanim zdążyłaby mu odpowiedzieć.

- To chyba bardziej pasuje do ciebie - zauważyła, mierzwiąc mu włosy.

- A słońce? Bo jesteś tak blada, że aż promieniejesz.

- Jesteś okropny - dziewczyna zmrużyła oczy.

- Albo skarbie. Jesteś skarbem wśród Ślizgonów.

Callie spojrzała w dół z trochę smutnym uśmiechem.

- Na pewno nie ja pierwsza się zbuntowałam.

- Ale tamci inni nie byli tobą - powiedział Fred, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, dosłownie w momencie, gdy Callie poczuła na nosie kroplę deszczu.

- Pada... - stwierdziła, spojrzawszy na ciemne niebo i poczuwszy kolejne krople na twarzy.

- No i co z tego? - zapytał niewzruszony Fred.

- Ty jesteś z cukru - zauważyła, na co on się zaśmiał, po czym odgarnął włosy Callie na bok i ujął jej twarz jedną dłonią. Dziewczyna wiedziała, co zaraz nastąpi, dlatego chciała go zaskoczyć. Sama zbliżyła się do niego i zamknęła dzielący ich dystans. Nie miała pojęcia, co dało jej do tego odwagę, ale w tamtym momencie po prostu wydawało się jej to właściwe.

- Wszystkiego najlepszego jeszcze raz - wyszeptała, gdy od siebie odstąpili.

A Callie nie wiedziała, że w czasie, gdy ona przeżywała jedne z najszczęśliwszych chwil w swoim dotychczasowym życiu, ktoś za jej plecami planował jej to wszystko zepsuć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro