Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 66

Tymczasem w Hogwarcie, gdy Fred dowiedział się od McGonagall, że Callie została zabrana do domu, stał się naprawdę przygnębiony. W środku zmierzał ze sobą walkę, bo z jednej strony chciał pomóc ukochanej dziewczynie jak tylko potrafił (i to jak najbardziej leżało w jego narwanej, gryfońskiej naturze), a z drugiej ona przecież wymusiła na nim obietnicę, że nic nie zrobi w tym kierunku. Ale nie mógł tak po prostu siedzieć bezczynnie wiedząc, że jej mogła dziać się krzywda.

George próbował podnieść swojego brata na duchu, gdy razem siedzieli przy stole w pokoju wspólnym i zastanawiali się, co robić.

- Jeśli to cię pocieszy, widziałem tę całą dziewczynę Malfoya czy kim ona tam jest, no i nieźle na niego wrzeszczała. Karma wróciła - mówił George, usadowiony w jednym z czerwonych foteli.

- I wróci jeszcze raz, to na pewno - powiedział Fred, zajmując miejsce obok brata. - Ale dobra, Malfoyem zajmiemy się później. Na razie...

- Co się stało? Czemu macie takie wyrazy twarzy? - chłopakowi przerwał inny męski głos.

Do pokoju Gryfonów weszli Ron i Hermiona i właśnie siadali naprzeciw bliźniaków. Dziewczyna trzymała w dłoni grubą księgę o tytule Skrzaty domowe na świecie i wyglądała na wyraźnie zdenerwowaną. Najwyraźniej Ron zagadał do braci tylko w celu przerwania kłótni z nią. Harry'ego z nimi nie było, gdyż rozmawiał z Dumbledorem czy Moodym - nie mieli w sumie pewności.

- Ty przyszedłeś - odparł mu Fred, mrużąc oczy.

- I jak zwykle wściubiasz nosa w nie twoje sprawy - dodał George.

- Callie Irving zabrali z Hogwartu - wyjaśniła Hermiona, nonszalancko rozkładając grubą księgę na stole.

- Jakim cudem ona wie wszystko? - szepnął George do Freda, a starszy tylko wzruszył ramionami.

- I...co z tego? - zapytał zdezorientowany Ron.

- Naprawdę, Ronald, nie było cię wczoraj na kolacji? - odpowiedziała zirytowana Gryfonka.

- Przydałaby ci się dziewczyna taka, jak Hermiona, Ron. Będzie widzieć za was dwoje - zauważył Fred, na co dziewczyna lekko się zaczerwieniła i zasłoniła nieco książką.

Wtedy też do zbiorowiska podeszła Ginny.

- Hej, co się dzieje? - zapytała.

- Widziałem, co się stało wczoraj, ale nie rozumiem, jaki to ma związek z wami - powiedział Ron.

- Och, naprawdę, Ronald, niektórzy mają dziewczyny i się nimi przejmują - odparła zniecierpliwiona Hermiona.

- Co? Jaka dziewczyna? - chłopak wytrzeszczył oczy.

- Skąd wiedziałaś? - powiedzieli obaj bliźniacy w tym samym czasie, całkowicie zaskoczeni słowami Gryfonki.

- A to o to chodzi...Nawet ja to zauważyłam - wtrąciła Ginny, zakładając ręce, ku jeszcze większemu zdziwieniu identycznych braci.

Hermiona westchnęła głęboko, w końcu unosząc wzrok znad książki.

- Po prostu widzę - powiedziała takim tonem, jakby tłumaczyła im, ile to dwa plus dwa. - A tak poza tym, to co planujecie zrobić?

- Nie mam pojęcia. Ona powiedziała, żebym jej nie szukał - odparł Fred.

- No to tego nie rób, nie? - rzucił zdezorientowany Ron, a Hermiona, Ginny i bliźniacy spojrzeli na niego poirytowani.

- Ty to nie masz żadnego wyczucia, Ronald - powiedziała dziewczyna, kręcąc głową.

- Dokładnie - potwierdził George, po czym spojrzał na swojego młodszego brata, a następnie na Hermionę. On i jego bliźniak doskonale wiedzieli, że tamten był niesamowicie zazdrosny o Kruma, który zdawał się być mocno zainteresowany dziewczyną, jednak - tak, jak trafnie twierdziła - nie potrafił wyczuć tego, że to nie bułgarski zawodnik najbardziej podobał się Gryfonce.

- No ale co masz zrobić, polecisz tam na miotle? - powiedział Ron.

- Nie dawaj mu takich pomysłów! - zawołała od razu Ginny, znając swoich braci na tyle, że wiedziała, że byliby w stanie to zrobić.

Zanim ktoś zdążył jeszcze coś powiedzieć, cała piątka usłyszała głośny trzask tuż za Ronem. Wszyscy odwrócili głowy w stronę owego dźwięku i Fred z Georgem byli zaskoczeni, że zobaczyli tam Cudkę. Skrzat ukłonił się i powiedział:

- Cudka przynosi wiadomość od pani Irving.

- Tak? Co się z nią dzieje? Wraca do szkoły?! - Fred zaczął zalewać skrzata pytaniami, wstając.

- Wystraszysz ją! - krzyknęła Hermiona, widząc minę Cudki, jednak chłopak ją zignorował.

- Panna Irving kazała Cudce przekazać, że wszystko z nią w porządku i mówiła, żeby się nie martwić.

Fred opadł na fotel, odetchnąwszy z ulgą.

- To wszystko? - zapytał George.

Skrzat pokiwał głową i zniknął równie szybko i gwałtownie, co się pojawił.

- Słyszałeś? Wszystko dobrze! - George klepnął brata w plecy. Fred cieszył się przez moment, jednak nagle spoważniał.

- George...a co jeśli jej kazali tak powiedzieć? Wiesz, wysłali tego skrzata specjalnie? Żeby uśpić naszą czujność...

- Od kiedy ty taki pesymista jesteś? - przerwał mu młodszy. - W porządku to w porządku.

- Jak ona już tu wróci, to wypadałoby nam wszystkim ją przedstawić, nie sądzisz, Freddie? - zaproponowała Ginny.

- Tak, urządzimy spotkanie autorskie - odpowiedział z sarkazmem. - Z autografami i pamiątkowymi zdjęciami.

- A ty, siostra, przypadkiem sama sobie dobrze nie radzisz? - zapytał George.

- Nie wasza sprawa - odparła od razu Ginny, na co bliźniacy wymienili tylko porozumiewawcze spojrzenia. - Poza tym hej, nie musicie być tacy wredni.

- Nie bez powodu Callie z wami dotąd nie rozmawiała - wyjaśnił smutno Fred. - To nie jest takie proste...

Tymczasem Draco naprawdę miał przechlapane i coraz bardziej zaczynał żałować, że wydał Callie. Aurora, która znała i jego, i jego kuzynkę od zawsze, zrobiła mu istne piekło za to, co zrobił. I ponieważ dziewczyna od niedawna zaczęła mu się podobać, tym bardziej nie pasował mu fakt, że nie zatwierdziła tego, co zrobił i wróciła do spędzania czasu z Blaisem. Nie miał jednak zamiaru przepraszać Callie ani w ogóle przyznawać się do błędu - w końcu Draco to Draco...

Następnego dnia nadal niezbyt radosny Fred i jego bliźniak szli razem na śniadanie, już po raz etny rozważając, co zrobić, by przywrócić Callie do szkoły. Znaleźli się już tuż obok Wielkiej Sali, gdy George uderzył swojego brata w ramię.

- Fred, zobacz! - zawołał, wskazując przed siebie.

Starszy uniósł spuszczoną dotychczas głowę i nagle serce zabiło mu szybciej. Na końcu korytarza stała Callie, uśmiechająca się. Rozmawiała z profesor McGonagall, która wyglądała na nie mniej zadowoloną. Nauczycielka transmutacji mówiła jej o tym, że niemal wszyscy nauczyciele słyszeli wyzwiska skierowane do Ślizgonki przedwczoraj i że zostaną z tego wyciągnięte konsekwencje, co jeszcze bardziej polepszyło humor Ślizgonki.

- Dziękuję pani za informację - powiedziała wdzięczna Callie do profesorki, uśmiechając się.

- Proszę bardzo. Nie będę już cię zatrzymywać, bo najwyraźniej ktoś na ciebie czeka - odparła profesorka, patrząc wymownie za dziewczynę.

Zdezorientowana Callie odwróciła się i wtedy zauważyła Freda, który na moment skamieniał. Twarz dziewczyny rozjaśniła się na jego widok jeszcze bardziej, niż wcześniej. Bez namysłu - i ku jego kompletnemu zaskoczeniu - Ślizgonka podbiegła do niego i z wielkim uśmiechem rzuciła mu się na szyję, kompletnie nie zważając na to, że wokół znajdowały się dziesiątki osób zmierzających na śniadanie. Wtuliła się w niego bliska płaczu ze szczęścia.

- Nawet nie wiesz, jak długo chciałam to zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro