Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50

Ku zdziwieniu Callie, Ann przyjęła wiadomość o André całkiem dobrze, nawet zbyt wiele o niego nie pytała. Gdy szatynka wracała po kolacji do pokoju wspólnego, ujrzała przed kamienną ścianą dużą grupę ludzi, która nie wchodziła do środka. Brew dziewczyny wystrzeliła w górę.

- Co to za zbiorowisko? - zawołała, przedzierając się przez tłum. - Zrobić przejście! Jestem prefektem!

- Nie przyjmuje hasła! - krzyknął jakiś chłopak z trzeciego roku, a Callie przewróciła oczami, docierając w końcu do kaniennej ściany.

- Czemu nikt nie poszedł po żadnego prefekta? Jeju...Nowe hasło to tentakula - i gdy tylko wypowiedziała to słowo, kamienna ściana przesunęła się, ujawniając wejście. - No, a teraz wchodzić, migiem! - zawołała, usuwając się z drogi, gdy tłum Ślizgonów zaczął niczym bydło wchodzić do środka. Callie pewnie weszłaby razem z nimi, gdyby nie zauważyła, jak od chaotycznego tłumu odbiega blondwłosa dziewczynka, którą kojarzyła jako pierwszoroczną. Uczennica usiadła na schodach oddzielających lochy od reszty zamku i ukryła twarz w dłoniach, najwyraźniej płacząc.

Nie zastanawiając się długo, Callie podeszła do łkającej dziewczynki i zapytała spokojnie:

- Hej, co się stało?

Jedenastolatka uniosła głowę, ujawniając czerwoną, zapłakaną twarz i niesamowicie, wręcz nienaturalnie jasnoniebieskie oczy. Patrzyła na Callie trochę z przerażeniem, dlatego szatynka powoli usiadła obok niej i zadała kolejne pytanie:

- Jak masz na imię?

- C-Claire... - wydukała po chwili przerażona dziewczynka, pociągając nosem. - Claire Havenbrow - dodała po chwili, po czym kolejne łzy napłynęły jej do oczu.

- Już, już, spokojnie... - powiedziała Callie, lekko gładząc ją po plecach. - Co się dzieje?

- To moi przyjaciele - odparła Claire, pociągając nosem.

- Co z nimi?

- Mówią, że jestem hańbą dla Slytherinu i że nie nadaję się na Ślizgonkę, bo obroniłam mugolaka...Nie chcą się ze mną zadawać - wyłkała blondynka.

Callie ukuło coś w sercu. Nagle zobaczyła w tej dziewczynce samą siebie sprzed sześciu lat, gdy jej przyjaciele się z niej co prawda nie śmiali, ale miała mętlik w głowie. Wszyscy byli od razu niemili wobec innych domów, a zwłaszcza Gryfonów, co dziewczynę wtedy nieco zdziwiło. Nigdy tego nikomu nie mówiła, ale jeszcze w pociągu, jeszcze przed przydziałem, rozmawiała i w pewnym sensie zakolegowała się z właśnie Alicią Spinnet. Jednak gdy ta została przydzielona do Gryffindoru, wszystko się zmieniło...Callie zakładała, że Alicia już tego nie pamiętała. Wtedy na początku Ślizgonka też nie chciała być dla niej wredna i płakała tak samo, jak dziewczynka, która właśnie siedziała obok niej.

Szatynka nie myślała nad tym długo i postanowiła jej ofiarować taką pomoc, jaką ona kiedyś chciałaby mieć, jednak nikt jej wtedy tej pomocy nie udzielił...

- Tiara Przydziału musiała się pomylić! Przecież ja nie pasuję do Slytherinu, ja... - dziewczynka urwała, bo powróciły jej łzy.

Wtedy Callie wyjęła swoją różdżkę z kieszeni i wyczarowała nią małą chusteczkę, którą podała Claire.

- A według ciebie kto pasuje do Slytherinu? - zapytała po tym, jak blondynka wyszeptała podziękowania.

- Ktoś, kto jest czystej krwi i potrafi komuś dopiec - odparła. - A ja nie umiem, ja...

To boli.

- To, że jesteś Ślizgonką nie oznacza, że masz być dla wszystkich niemiła - przerwała jej Callie, a Claire uniosła wzrok znad chusteczki i popatrzyła na nią z zaskoczeniem.

- Moi przyjaciele mówią, że nie przetrwam długo, jak się tego nie nauczę...

- To nieprawda - powiedziała Callie stanowczo. - Tak długo, jak jesteś sprytna, ambitna i zaradna, pasujesz do Slytherinu. Poza tym, to dobrze, że obroniłaś tego mugolaka i nie masz się za co wstydzić.

Claire wpatrywała się tymi swoimi niesamowitymi oczami w starszą Ślizgonkę ze zdziwieniem i jednocześnie podziwem.

- Naprawdę? - zapytała po chwili milczenia.

- Naprawdę - odparła jej Callie, uśmiechając się lekko. - A, i jak następnym razem stanie się coś takiego, możesz zawołać mnie. Jestem prefektem, ciekawe czy mi twoi przyjaciele podskoczą.

Claire zaśmiała się słabo, ocierając ostatnie łzy.

- Dziękuję...

- Callie - zakończyła za nią szatynka, widząc, że blondynka próbuje przypomnieć sobie jej imię. - Teraz chodź już do pokoju, robi się późno. Nowe hasło to tentakula.

Claire pokiwała głową i wstała, po czym pobiegła do wejścia do pokoju wspólnego. Callie, nadal siedząca na schodach, westchnęła głęboko.

Obyś i ty nie musiała udawać.

Tymczasem w innej części zamku bliźniacy zbierali się z Wielkiej Sali, by wrócić do pokoju wspólnego Gryffindoru. George bacznie przyglądał się swojemu bratu, który całą kolację zdawał się być przybity.

- Ej, ziemia do Freda! - George pacnął go w głowę, gdy zmierzali do wyjścia. - Co się z tobą dzieje? Dlaczego masz minę Rona w sidłach pająków?

Fred westchnął, unikając wzroku swojego rozmówcy.

- Callie ma chłopaka.

Na te słowa George parsknął śmiechem.

- Niby kogo? Puceya?

- Nie - odparł tylko Fred.

George podrapał się po głowie. Zrozumiawszy w końcu powód zachowania brata, zapytał:

- Skąd to wiesz?

- Słyszałem, jak to mówiła - wymamrotał.

- Na pewno tego źle nie zrozumiałeś?

- Jak mogłem to źle zrozumieć?! - wybuchł Fred. - Powiedziała ja i André jesteśmy razem.

- Jaki André? - brwi George'a wystrzeliły w górę.

- Nie wiem! - odkrzyknął mu bliźniak a młodszy zamyślił się na chwilę.

- Według mnie blefowała - powiedział w końcu, gdy zaczęli wchodzić po schodach.

- W jakim celu miałaby kłamać o czymś takim? - zapytał Fred, nie widząc sensu w słowach brata. - To niczego jej nie daje.

- Nie wiem, ale nie zapominaj, że mimo wszystko ona nadal jest ze Slytherinu - powiedział George, podkreślając ostatnie cztery słowa.

- I co, nagle masz uprzedzenia?! Teraz?! - krzyknął Fred, na co bliźniak zdzielił go w ramię.

- Nie, posłuchaj mnie, kretynie!  Chodzi mi o to, że jest sprytna, tak? Na pewno miała dobry powód! Zresztą, po prostu ją spytaj i już!

- Nie, nie ma mowy - odparł Fred, kręcąc głową. - Wtedy się domyśli, że...

George westchnął głęboko, masując swoją skroń. Przystanął w połowie schodów, chwilę pomyślał, po czym powiedział w końcu:

- Kiedy się z ciebie taka sierota zrobiła, co? Dobrze. Z tego co widzę, George Weasley, ten lepszy z bliźniaków Weasley, będzie musiał uratować dzień.

- No, już widzę, jak ratujesz dzień. Nie mogę się doczekać - powiedział z sarkazmem nadal nieco poddenerwowany Fred.

- Jak już z nią będziesz, to mi podziękujesz i się jakoś rozliczymy. Może w galeonach...? - odparł mu niewzruszony George, nadal w głębokim zaudmaniu.

Fred spojrzał w dół, opierając się o barierkę.

- Weź nie dobijaj leżącego, co? To niemożliwe...

- Pfff - prychnął George - od kiedy dla Gryfonów - dla nas - cokolwiek jest niemożliwe?

- Od kiedy Ślizgoni też wchodzą w grę.

George pokręcił głową.

- Patrz i ucz się, bracie - powiedział, po czym odwrócił się do bliźniaka tyłem i zaczął szybko schodzić po schodach.

- Gdzie idziemy? - zapytał Fred, próbując dogonić brata.

- No jak to gdzie? Do lochów, czubku, po twoją białogłowę. Czy tam brązowogłowę w tym przypadku.

- Białogłowy były zamężne - poprawił go Fred, samemu się dziwiąc, że skądś pamiętał takie rzeczy.

George zeskoczył z ostatniego schodka i uniósł ręce.

- No, to już prawie się zgadza! Jak Percy miał dziewczynę, to każdy może.

-
Adnotacja tylko, bo była wojna...Ship nazywa się Frellie 😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro