Rozdział 40
Dedykuję ten rozdział shawnies_princess, Zaczytana345 i Obsession__fox, które wszystkie po części miały dobre przewidywania co do tych wydarzeń.
A/N: Heh, to chyba mój ulubiony rozdział jak dotąd~
~
- Czyli serio nie idziesz, Ann?
W wielce wyczekiwany przez wielu dzień balu Callie przebierała się w swoją sukienkę za parawanem w dormitorium i słyszała, jak Melanie zaczyna przepytywać Ann - brunetka zrobiła się nawet jeszcze bardziej uszczypliwa, gdy długowłosa oznajmiła jej, że jej Eliksir Miłosny "niestety nie zdążył się uwarzyć".
Oj, to się może źle skończyć.
- Daj mi już spokój, Mel. Nie lubię ani skupisk ludzi, ani tańców, więc odwal się - burknęła Ann do brunetki, która stała przed lustrem i robiła ostatnie szlify przy swoim mocnym makijażu. Sukienka Melanie była bordowa i bez ramiączek, a dziewczyna ubrała na szyję kryształową kolię, która do niej idealnie pasowała. Włosy brunetki związane były w pięknego koka, a na uszach miała również kryształowe kolczyki.
- Nie wiesz, co tracisz. No ale jak chcesz, to tu siedź, ja cię na siłę nie wyciągnę - powiedziała Mel, zamykając swoją krwistoczerwoną pomadkę. - Nie rozmazałam się, Ella? - spytała, odwracając się w stronę blondynki.
Ella miała białą sukienkę w wymyślne, błękitne wzory, również bez ramiączek. Jej krótkie włosy były pokręcone, a oba nadgarstki zdobiły bransoletki.
- Jest dobrze, Mel - powiedziała, przyjrzawszy się twarzy przyjaciółki.
- Dobrze? Nie może być dobrze, Ella, ma być idealnie - zawołała brunetka, z powrotem odwrócając się w stronę lustra. - A ty Cal co tam tyle robisz?! Pokaż się w końcu!
- No już - odkrzyknęła jej Callie, po czym, zakładając na rękę srebrną bransoletkę, wyłoniła się zza parawanu.
Ann, która siedziała na swoim łóżku i czytała książkę, przełknęła ślinę na jej widok.
- No, no...Zielony to twój kolor, Cal - powiedziała Melanie, zmierzywszy szatynkę wzrokiem.
Sukienka Callie była szmaragdowozielona i posiadała szerokie ramiączka. Swoje długie włosy miała tylko częściowo upięte i pofalowane, a na twarzy makijaż pięknie zrobiony przez Melanie.
Ann patrzyła na nią z otwartymi ustami, nie zauważając nawet, że jej książka się zamknęła.
- Już jesteś gotowa? - zapytała Ella, na co Callie pokręciła głową.
- Jeszcze jedna rzecz - powiedziała i podeszła do swojej szafki nocnej, z której wyciągnęła zapinkę swojej babci, po czym ostrożnie wpięła ją sobie we włosy i zobaczyła się w lustrze. Zielone kamienie idealnie komponowały się z sukienką i szatynka uśmiechnęła się sama do siebie. Stwierdziła, że wcale źle nie wyglądała.
Po tym jeszcze wezwała tylko Cudkę, by zrobiła jej i jej przyjaciółkom zdjęcie, które tak bardzo chcieli zobaczyć jej rodzice.
- No i dobra! - Melanie klasnęła w dłonie, gdy skrzat już zniknął. - Dziewczynki, idziemy rozkręcić imprezę! - i po tych słowach otworzyła drzwi dormitorium, a następnie z niego dumnie wymaszerowała.
Ella poszła tuż za nią, a jedynie Callie stanęła w drzwiach i ostatni raz odwróciła się do Ann:
- Będzie z tobą wszystko w porządku, Ann? - zapytała.
Zaskoczona okularnica pokiwała głową.
- Tak, tak...Baw się dobrze - uśmiechnęła się słabo i szybko wróciła do książki.
I wtedy już Callie wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Adrian czekał na nią w sali wejściowej i choć Ślizgonka obiecała sobie, że na tej imprezie będzie choć próbowała się świetnie bawić, na jego widok po prostu zrzedła jej mina.
- Wow, Cal... - powiedział, gdy do niego podeszła, patrząc na nią tak, jakby chciał ją pożreć wzrokiem. - Po prostu...
Adrian mówił coś jeszcze, ale Callie niezbyt go słuchała. Błądziła wzrokiem po sali, szukając tych dwóch identycznych, radosnych twarzy. Znalazła Draco, który pospieszał swoją partnerkę, by weszła do środka, co robiło już wiele osób.
- Chodźmy już tam, Cal - powiedział Adrian, niespodziewanie obejmując ją w talii, po czym zaczął ją prowadzić do Wielkiej Sali. Ona tylko lekko skinęła głową, nadal się rozglądając.
- Kim w ogóle jest ta dziewczyna, z którą poszedł Cedrik? - usłyszała prychnięcie Melanie idącej za nimi. - I Krum z Granger? Z Granger?! Ona przy nim jest niemowlakiem! I jeszcze szlamą!
Callie starała się to zignorować i gdy Melanie zaczynała kolejny wykład (tym razem na temat tego, jak okropnie wyglądała partnerka Cedrika), szatynka znalazła to, czego szukała. Zobaczyła Freda i Angelinę już w środku. Dziewczyna śmiała się, przez co Callie szybko odwróciła wzrok. Ona mogła tylko modlić się o to, że będzie szczęśliwa tamtej nocy.
Po tańcu reprezentantów na parkiet wyszły wszystkie pary, jednak Callie bardziej skupiała się na stałym przesuwaniu ręki Adriana w górę, niż kołysaniu się do rytmu. Już wtedy wiedziała, że wieczór był stracony, ale nie miała pojęcia, że będzie jeszcze gorzej.
Po jakimś czasie Adrian zaoferował, że pójdzie po coś do picia, dlatego Callie stanęła przy jednej ze ścian i oparła się o nią, by odpocząć. Nie zaznała jednak zbyt wiele spokoju, bo zanim wrócił Adrian, usłyszała za sobą damski głos.
- Hej, ty jesteś Callie, prawda?
Callie odwróciła się prędko na dźwięk swojego imienia i zobaczyła nieco wyższą od siebie dziewczynę ubraną w błękitną suknię, z brązowymi włosami związanymi w wysokiego kuca. Ślizgonka poznała ją od razu: była to starsza siostra Ann, której widok jej nie zdziwił - w końcu Ann wspominała, że ta przyjedzie obejrzeć turniej. Callie nie miała dobrych przeczuć, bo doskonale wiedziała, że Christina nie była jej największą fanką...
- Tak, to ja - potwierdziła Ślizgonka.
- Jestem Christina, siostra Ann, pewnie mnie pamiętasz. Widziałaś może ją gdzieś? Szukam jej od godziny.
Uff, czyli bez wykładów. Tylko szuka Ann. Okej.
- Ann została w domitorium - odparła Callie zgodnie z prawdą, na co Christina zamrugała kilka razy.
- Co? Dlaczego?
- Nie wiem - Ślizgonka wzruszyła ramionami. - Mówiła coś, że nie lubi tańców i w ogóle?
Christina zmierzyła Callie podejrzliwym wzrokiem, po czym w końcu westchnęła.
- Dobra, pójdę już, w takim razie. Miłej zabawy - powiedziała, po czym obróciła się szybko, tak, że jej kucyk o mało nie trafił Callie w twarz. - Oliver, tu jestem!
Christina ledwie zniknęła w tłumie tańczących, kiedy Ślizgonka poczuła, jak czyjaś ręka owija się jej wokół talii.
- Jestem z powrotem, tęskniłaś? - zapytał Adrian, jedną ręką podając jej kubek z piciem i drugą trzymając własny.
- Totalnie - syknęła w odpowiedzi, na co on się zaśmiał.
Rozmawiali chwilę, a gdy oboje opróżnili swoje kubki, Adrian odstawił je na stół i złapał Callie za rękę.
- Chodź.
- Dokąd? - dziewczyna uniosła brwi.
- Niespodzianka, ale nie pożałujesz - powiedział z szelmowskim uśmiechem, po czym zaczął prowadzić ją w stronę korytarza dzielącego salę wejściową od lochów. Żaden nauczyciel ich nie zatrzymał, gdyż myśleli, że po prostu wracają do dormitoriów Slytherinu. Owy korytarz był opustoszały i ciemny i już wtedy Callie zapaliła się czerwona lampka.
- Ej, nie, Adrian, wracamy.
- Nie wracamy, póki nie będzie niespodzianki... - i tu już było za późno. Adrian zbliżył się do niej i zanim zdążyła się zorientować, pocałował ją w szyję, jedną rękę prowadząc na jej klatkę piersiową, a drugą przytrzymując ją o wiele niżej niż w talii.
- Zostaw mnie, Adrian! - wrzasnęła Callie, próbując się wyrwać, ale był za silny.
- Cal, tyle mi się chyba należy za stanięcie po twojej stronie - odparł niewzruszony, teraz gładząc ją po ramieniu, i całując w kącik ust. Drugą ręką próbował rozpiąć jej sukienkę od tyłu.
- Nic ci się nie należy! Zostaw mnie! - wrzasnęła jeszcze raz.
Adrian pocałował ją w usta, a wtedy tego było już za wiele. Zebrawszy całą swoją siłę, dziewczyna wyrwała się mu. Po tym jak najszybciej zaczęła wbiegać po schodach, przeklinając pod nosem samą siebie.
Dlaczego ja tam w ogóle poszłam...Dlaczego ja się na to zgodziłam...
Callie wybiegła w końcu na dwór, gdzie lekko prószył śnieg. Udała się do pierwszego bezpiecznego miejsca, jakie zobaczyła - schowanej pomiędzy krzakami ławki. Usiadła na niej i ukryła twarz w dłoniach, uprzednio otarłszy swoje usta. Zbierało się jej na płacz, ale z drugiej strony nie chciała uronić ani łzy przez tego idiotę. Dlatego w miarę się ogarnęła i spojrzała przed siebie. Zobaczyła jezioro, w którym pięknie odbijało się światło księżyca, a on sam stanowił piękne tło dla spektakularnie wyglądającego statku Durmstrangu.
Wydawało się jej, że już się trochę uspokoiła, gdy nagle zobaczyła dwie postaci wychodzące pospiesznie z zamku - poznała je. Był to Draco i jego partnerka. Szli na tyle blisko niej, że usłyszała kawałek ich konwersacji.
- Och, nie bądź taka pewna. Nawet nie wiesz, ile dziewczyn oddałoby wszystko, by teraz być tobą - powiedział Draco z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
- No tak, na przykład Pansy - dziewczyna parsknęła śmiechem, a on za nią.
- Nawet jeśli nikomu się nie spodobam - chociaż to niemożliwe - nadal mam ciebie.
Callie była ukryta za krzakami, gdy ją minęli, ale sądziła, że nawet bez tego by jej nie zauważyli, tak bardzo byli w siebie zapatrzeni. Oni odeszli w stronę jeziora, a wtedy w niej coś pękło - wydawało się jej, że chyba każdy tamtej nocy miał więcej szczęścia niż ona. Pierwsza łza spłynęła jej po policzku i wiedziała, że za chwilę mogą spłynąć kolejne, dlatego zapobiegawczo ponownie schowała twarz w dłoniach.
Nie siedziała tak jednak dłużej niż minutę, gdy usłyszała tuż po swojej prawej czyjś głos.
- Ciekawa noc, co?
Nie zastanawiała się nawet, do kogo mógł należeć i od razu z przerażeniem uniosła głowę, bojąc się, że to Adrian. Ku jej radości - i ogromnej uldze - ujrzała rudowłosego chłopaka...Który, z jakiegoś powodu była pewna, był Fredem.
- Och, to ty... - powiedziała, prędko wycierając swoje pojedyncze łzy.
- Nie będziesz teraz na mnie wrzeszczeć, że ktoś może nas zobaczyć? - zapytał, podchodząc bliżej.
Callie sama się sobie zdziwiła, ale zaśmiała się krótko.
- Nie...I tak nikt tu nie przychodzi. Nawet Draco mnie nie widział. I nawet cię nie pytam, jak mnie znalazłeś, tak, wiem, macie swoje sposoby.
Wtedy Fred też się zaśmiał i uzykawszy w pewnym sensie pozwolenie, usiadł obok niej.
- Twoja partnerka cię nie szuka? - zapytała od razu Callie, rozumiejąc, że miał zamiar tam zostać na dłużej. On wzruszył ramionami.
- Mógłbym cię spytać o to samo.
Wtedy wspomnienia sprzed kilkunastu minut znowu wróciły, a Callie wręcz zaczęła się trząść. Zacisnęła swoje zęby mocno, próbując powstrzymać płacz.
- Co się stało? - spytał Fred ze strachem, widząc jej reakcję.
- Adrian...On...On próbował mnie...
Choć dziewczyna nie była w stanie dokończyć zdania, Fred zdawał się ją rozumieć i położył jej dłoń na ramieniu.
- Powinnam była to przewidzieć! - krzyknęła nagle Callie. - Jestem idiotką. Dlaczego w ogóle tu przyszłam...Przez chwilę naprawdę myślałam, że on...
- Hej, hej, uspokój się - powiedział Fred, przysuwając się do niej i lekko ściskając jej ramię. - Nie obwiniaj się, bo to w żadnym stopniu nie twoja wina.
Serce zabiło jej szybciej, a skóra ją paliła w miejscu, w którym trzymał swoją dłoń. Nawet nie wiedziała, że tak bardzo tych słów potrzebowała. Patrzyła na niego ze zdumieniem, stopniowo się uspokajając pod wpływem samej jego obecności.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał po chwili, widząc, że nieco lepiej wygląda.
Callie odchrząknęła, by normalnie mówić.
- W zasadzie to...tak. Miałam mieć uprzykrzanie na zawołanie, prawda? Macie więc teraz pełne prawo zrobić Adrianowi piekło - powiedziała, na co Fred uśmiechnął się szeroko.
- Z przyjemnością.
Callie otarła swoje ostatnie łzy i spróbowała mu odwdzięczyć się tym samym.
- Dzięki, Weasley - szepnęła.
- Polecam się. A i tak w ogóle, możesz mi już chyba mówić Fred, nie?
Byli strasznie blisko, gdy to powiedział. Bliżej, niż kiedykolwiek i bliżej, niż prawdopodobnie powinni. Gdy Callie zdała sobie sprawę, że sama nieświadomie się do niego przysunęła, odchrząknęła niezręcznie i wycofała się nieco, poprawiając swoją sukienkę.
- Dzięki, Fred - powtórzyła już z szerokim uśmiechem, który oddał jej z nadwiązką.
Chłopak wyglądał, jakby miał zamiar ją przytulić, jednak w ostatniej chwili złapał się i tylko niezręcznie wycofał swoje ręce.
- Dobra. To idę powiedzieć George'owi, że musimy się zająć kolegą Puceyem - oznajmił, po czym wstał i już miał odejść, gdy odwrócił się do niej ostatni raz i powiedział:
- Pięknie wyglądasz.
I nie dając jej jakiejkolwiek szansy na odpowiedź, ruszył z powrotem do środka.
Oszołomiona dziewczyna otrząsnęła się nieco, próbując zrozumieć to wszystko, co się stało. Jej ramię nadal było ciepłe tam, gdzie ją dotknął. Poprawiła swoje nieco zmierzwione włosy i wtedy nagle coś poczuła tam, gdzie przed chwilą siedział chłopak...Zapach, który rozpoznała i zrozumiała, skąd go znała.
To był ten słodki zapach, który czuła w Amortencji.
Dziewczyna zdała sobie też sprawę, że wcześniej go nie zidentyfikowała z Fredem, bo czuła go głównie w tajnym przejściu - a to miejsce całe było przesiąknięte aromatem słodyczy przez produkty bliźniaków.
Callie poczuła, że zrobiło jej się nagle bardzo gorąco, pomimo że na dworze padał śnieg. Przejechała ręką przez swoje włosy, z niedowierzaniem patrząc na ziemię, jakby ta mogła jej powiedzieć, co się z nią działo.
- O cholera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro