Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

- Wiedziałaś, że Irving jest kuzynką Malfoya?! - zawołał Ron, siadając obok Harry'ego i naprzeciwko Hermiony przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali.

Hermiona uniosła wzrok znad grubej książki, którą wtedy czytała i westchnęła teatralnie, widocznie poirytowana swoim przyjacielem.

- Ron, wszyscy czarodzieje czystej krwi są w pewnym stopniu spokrewnieni - wyjaśniła mu takim głosem, jakby mówiła do pięciolatka. - Może ci się to nie podoba, ale ty też w jakimś pokoleniu masz coś wspólnego z Malfoyem.

- Ale nie tak, Hermiona - powiedział George, który usiadł obok niej.

- Idąc tą logiką, wszyscy ludzie są spokrewnieni - dodał Fred, usadawiając się obok swojego bliźniaka.

Hermiona już otwierała usta, by się kłócić, gdy znowu odezwał się George:

- Poza tym, ona sama przed chwilą powiedziała, że jest jej kuzynem, a potem go uciszyła. A ten jeszcze jej posłuchał, jak potulny baranek!

- Ale dziwne, nie? - wtrącił Ron. - Bo jeśli w niej płynie ta sama krew, co w Malfoyu, to czemu jeszcze nas nie zwyzywała od zdrajców krwi i w ogóle wszystkiego, co najgorsze?

- Och, naprawdę, Ronald - westchnęła Hermiona, zamykając wielką książkę, którą czytała. - Nie można kogoś oceniać po więzach krwi, ty chyba wiesz o tym najlepiej.

- Ale Malfoy... - i tu Ron uciszył się pod wpływem morderczego spojrzenia, którym obdarzyła go dziewczyna.

Fred i George jeszcze długo chodzili mocno wstrząśnięci tym, czego dowiedzieli się tamtego dnia.

Lekcja eliksirów ze Ślizgonami przyszła o wiele szybciej, niż by tego chcieli, bo już dwa dni później. Niechętnie, ale w dobrych nastrojach bliźniacy ruszyli w kierunku lochów tuż po drugim śniadaniu, żywo rozmawiając z ich przyjacielem Lee Jordanem. Ich miny zrzedły niemalże od razu, gdy ujrzeli ich najmniej ulubionego profesora.

- Nie siadać - powiedział stanowczo Snape, gdy uczniowie, zarówno Gryfoni, jak i Ślizgoni, zaczęli wchodzić do klasy. - Usiądziecie od razu tak, jak was podzielę. Kiedy wszystkich dobiorę, wylosujecie eliksir, który będziecie przygotowywać. Będzie to dowolny eliksir z poprzednich pięciu lat nauki - wyjaśnił.

Callie, która również znajdowała się w klasie, nie mogła się doczekać rozpoczęcia pracy. Wiedziała, że wykona zadanie bezbłędnie, bez względu na przydzielonego jej partnera.

Ciemne oczy Snape'a skanowały stojących przy ścianie uczniów przez jakąś chwilę, aż w końcu powiedział:

- Pucey z Johnson.

Adrian jęknął z niezadowoleniem, a Angelina Johnson westchnęła, podnosząc swoją torbę z ziemi. Callie widziała, jak jeden z Weasleyów posyła jej współczujące spojrzenie. W sumie się im nie dziwiła, bo Adrian zdecydowanie nie był najlepszym partnerem do eliksirów na świecie.

- Spinnet z Conolly - kontynuował Snape, a Melanie spojrzała na Callie z rezygnacją.

- Życz mi szczęścia - szepnęła do niej, po czym niechętnie ruszyła do miejsca obok Spinnet.

- Jeden Weasley z Irving. Drugi z Walkers.

Ryan na dźwięk swojego nazwiska bez większych reakcji ruszył do ławki, ale serce Callie na chwilę stanęło, bardziej ze strachu niż z czegokolwiek innego. Ella posłała jej współczujące spojrzenie, ale tamta je zignorowała.
Dziewczyna powoli podeszła do jednej z ławek, nadal oszołomiona, podczas gdy Weasleyowie szybką grą w papier, kamień, nożyce zdecydowali, kto do kogo idzie.

- No proszę, znowu na siebie wpadamy - powiedział jeden z Weasleyów, stanąwszy obok Callie.

Ta nie odpowiedziała, udając niesamowite zainteresowanie małą, gojącą się ranką na swojej prawej dłoni. Jej milczenie było bardziej spowodowane strachem przed upokorzeniem się niż czymkolwiek innym.

Kiedy wszyscy byli już dobrani, Snape przeszedł po klasie z workiem, z którego każda para losowała swój eliksir.

- Panie przodem - powiedział ten Weasley, który wcześniej podszedł do Callie, gdy Snape do nich dotarł. Dziewczyna przewróciła oczami i bez namysłu wyjęła pierwszą lepszą kartkę.

- Eliksir Zmniejszający? - powiedziała zdumiona Callie, przeczytawszy wylosowaną karteczkę. - Przecież to jest aż za proste. Każdy trzecioklasista to zrobi.

- Akurat na poziomie Weasleya - rzucił Snape, prawdopodobnie oczekując, że Callie do niego dołączy, ale ta nic nie odpowiedziała i od razu ruszyła do spiżarni po potrzebne składniki. Wróciła po chwili i rozłożyła je na stoliku.

- Weasley, ja zrobię wszystko i miejmy to po prostu z głowy - westchnęła Callie, rozłożywszy to na stole. - Ty tylko pokrój te gąsienice - wskazała na słój pełen obrzydliwych, zielonkawych stworzonek, z którymi nie chciała się bawić.

- Nie potrzebujesz książki? - spytał zdziwiony chłopak, przyglądając się rzeczom na stole i wyciągając swoją kopię Eliksirów dla zaawansowanych.

Callie zerknęła za siebie. Była w zasięgu słuchu i Elli, i Adriana i nie mogła się przymilać. Sama słyszała ich rozmowy, więc nie miała prawa zdjąć swojej maski.

- Każdy kretyn zrobiłby ten eliksir bez przepisu - odparła. - Pokrój to po prostu. Drobno - rozkazała stanowczo, po czym sama zajęła się przygotowywaniem pozostałych składników.

- Dobra, dobra, pani ulubienica-nietoperza-z-lochów - Weasley pokręcił głową, otwierając słój z gąsienicami.

Callie schyliła głowę i pozwoliła swoim długim włosom zasłonić jej twarz, po czym uśmiechnęła się sama do siebie. Chciałaby zaśmiać się otwarcie, wiedząc, że to tylko takie droczenie...Ale nie mogła.

Przez chwilę pracowali w ciszy. Callie kilka razy spotkała wzrok ze stojącą nieopodal Melanie, która patrzyła na nią tak, jakby miała zaraz skonać, dyskretnie wskazując na pracującą z nią Gryfonkę. Sztaynka widziała, że przyjaciółka często ją obserwuje, więc obojętność nie schodziła z jej twarzy.

- Mam do ciebie pytanie - odezwał się nagle rudzielec, co nieco wyrwało Callie z transu. - A nawet dwa.

- Dobrze kroisz - odparła od razu, odmierzając potrzebny do eliksiru sok z liczi, nawet nie odrywając wzroku od trzymanego przez nią słoika. 

- Co? Nie, nie o to mi chodzi - pokręcił głową, co dziewczyna widziała tylko kątem oka. - Po pierwsze, ty nawet nie wiesz, czy ja jestem Fred, czy George, mam rację?

Ślizgonka westchnęła ciężko i odstawiła odmierzony sok na blat.

- Nie mam pojęcia i nie jest mi to do szczęścia potrzebne - odparła szybko, otwierając słoik ze śledzioną szczura.

To było kłamstwo. Callie rozpierała ciekawość; strasznie chciała się dowiedzieć, czy to ciągle ten sam bliźniak spotykał z nią wzrok, czy to na tego samego wpadła w pociągu...

- Dobrze, ułatwię ci to. Ja jestem Fred. Ten lepszy brat.

- Fantastycznie - odparła dziewczyna od niechcenia, nie odrywając wzroku od śledziony. Za chwilę skarciła się mentalnie za tę odzywkę, ale nie potrafiła inaczej. To było już odruchowe, wyuczone, dla niej kompletnie naturalne.

Ale w środku się ucieszyła. Już wiedziała, że to Fred.

- Wiem - odparł niczym niewzruszony chłopak. - A teraz drugie pytanie. Dlaczego jesteś dla nas taka miła?

Callie zesztywniała z trzymanym przez siebie słoikiem w powietrzu, po czym uniosła wzrok na chłopaka. Ten uśmiechał się, a ona gapiła się na niego oczami wielkimi jak galeony. Była tak oczywista? Czy to oni aż tak zwracali na nią uwagę? Próbowała sobie przypomnieć każdy moment, w którym zachowywała się za miło...

- Nie wiem, o czym mówisz - wymamrotała w końcu, wybudzając się ze swojego szoku i powracając do zajmowania się swoim słoikiem.

- Och, błagam. Najpierw nie zwyzywałaś mnie w pociągu, potem dogadałaś Puceyowi, potem obroniłaś nas przed swoimi psiapsiółkami i w końcu doprowadziłaś Malfoya do pionu. Jak na ślizgońskie standardy, to to było jak jakas akcja dobroczynna.

Callie przygryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. On miał po części rację.

- To wszystko przypadki - odparła po chwili, nie patrząc na niego. - A mojego kuzyna cały czas trzeba doprowadzać do pionu - dodała, brzmiąc nieprzekonywująco nawet dla samej siebie.

Fred pokręcił głową.

- Jak na Ślizgonkę, to spodziewałem się lepszej odzywki.

- Nie denerwuj mnie, Weasley - powiedziała cicho Callie, widząc, że Adrian się jej przygląda.

- I znowu to samo, formułka plus nazwisko - westchnął Fred.

Dziewczyna ugryzła się w język, żeby nie wybuchnąć. Pokręciła głową w kierunku Adriana, który przyglądał się im ze zdziwieniem, po czym wróciła do pracy. Starała się już nie odzywać, skupiając się na warzeniu eliksiru, ale Fred nie poddał się tak łatwo.

- Nasz tleniony blond przyjaciel rzadko się tak daje postawić do pionu, wiesz. Możesz kiedyś poopowiadać o tym twoim kuzynie i sposobach na niego.

- Chciałabym...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro