Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Wieczorem następnego dnia, czyli dwa dni przed pierwszym zadaniem Turnieju Trójmagicznego, Callie siedziała sama w swoim dormitorium po wizycie u Snape'a, który poinformował ją, że na razie jej (i innych prefektów) patrole są wstrzymane. Gdy spytała o powód, powiedział coś o profesorze Moodym, jednak nie dał jej jasnej odpowiedzi. Ona wiedziała, że lepiej nie dopytywać, więc po prostu wróciła do siebie.

- I co ja mam z tym zrobić?

Dziewczyna westchnęła, patrząc smutno do środka swojego kufra. Miała tam cukierki i lipne różdżki, które dali jej bliźniacy, ale których nadal nie wykorzystała. Po tym, jak Adrian stanął w jej obronie...Choć podejrzewała, że to wszystko było na pokaz, nie miała jakoś serca teraz mu cokolwiek zrobić. Jednak nadal była Ella...

- Co masz zrobić z czym?

Szatynka z prędkością światła wrzuciła cukierek do swojej kieszeni i gwałtownie zamknęła swój kufer, który potem wsunęła pod łóżko. To był głos Melanie i dziewczyna nie miała zamiaru się jej z czegokolwiek tłumaczyć.

- Nic ważnego - odparła Callie, prostując się.

- Jak się trzymasz? - zapytała brunetka, siadając naprzeciw przyjaciółki na jej łóżku.

Callie uniosła brew.

- W sensie?

Melanie przejechała ręką przez swoje włosy, które jak smoła przelewały się jej między palcami. Callie zawsze uważała, że przez nie przyjaciółka wyglądała dość przerażająco.

- Słuchaj, nie pamiętam za wiele z moich urodzin, ale Adrian mówił, że Ella nieźle się na ciebie rzuciła. A że ostatnio nas wszystkich totalnie unikasz, to nie miałyśmy okazji nawet pogadać.

- Ann też się na mnie rzuciła, ale mnie przeprosiła. A Ella..Hm, no cóż, mówiła, że to ty byłaś w zmowie z Ann na to pytanie - odparła Callie, krzyżując ręce na piersi.

Melanie mrugnęła kilka razy, patrząc na długowłosą w szoku.

- Co?! - krzyknęła nagle, zrywając się na równe nogi. - No chyba sobie żartujesz, że tak powiedziała.

Callie była kompletnie zdezorientowana reakcją Melanie i oparła się o kolumnę podtrzymującą baldachim nad łóżkiem, czekając na rozwój wydarzeń.

- Zadałam ci to pytanie, żeby była zabawa, a nie żeby wspierać jakieś chore fantazje Ann. Przecież nie spytałabym cię, czy wolisz Adriana czy Weasleyów, bo odpowiedź jest chyba oczywista. Nie byłoby zabawy - wyjaśniła Melanie.

Odpowiedź oczywista, ale chyba nie taka, jak się spodziewasz.

- Mówię, co słyszałam - szatynka wzruszyła ramionami.

- A to jędza...Uduszę ją - burknęła Melanie, patrząc na podłogę z wściekłością. - Ludzie sobie jeszcze pomyślą, że mi też się dziewczyny podobają, matko...

- No, powiedzmy, że Ella nie jest moim ulubionym człowiekiem na świecie na ten moment - przyznała szatynka i nagle wpadła na genialny pomysł.

Mieć Melanie po swojej stronie byłoby idealne. Ze wszystkich trzech przyjaciółek Callie to ona była zdecydowanie najsprytniejsza i miała największy wpływ na pozostałe dwie. Szatynka nie chciała tego robić, ale wiedziała, że będzie potrzebować każdego wsparcia przeciwko Elli, a także w wypadku, gdyby Ann kiedyś pękła i wyznała wszystkim jej sekret. Dlatego Callie postanowiła, że musi sobie zjednać brunetkę.

Szatynka była już ekspertem w udawaniu, dlatego bez problemu przyjęła wredny uśmieszek i podeszła do Melanie.

- W takim razie...Chcesz mi pomóc się na niej zemścić? - zapytała Callie cicho, a Melanie uniosła na nią wzrok z zaskoczeniem.

- No, no, Cal - powiedziała, zakładając ręce i uśmiechając się pod nosem - jakby twoja stara wersja wróciła w końcu. Masz całą moją uwagę.

Callie wyjęła z kieszeni swojej szaty cukierek Weasleyów i przytrzymała go Melanie przed oczami.

- Jeden gryz, a jej język będzie adekwatnie długi do tego, ile bzdur nagadała.

- Skąd to masz? - spytała zaskoczona brunetka.

I Callie znowu musiała nakłamać.

- Weasleyowie rozwijają swoje produkty i nie są zbyt światli. Widziałam, jak ich używają. Zwinęłam im parę rzeczy - wyjaśniła, ponownie załamana tym, co musiała robić.

Melanie uśmiechnęła się szeroko i położyła jej dłoń na ramieniu.

- Stara Callie wraca.

O nie.

- Cały czas tu byłam - powiedziała szatynka wbrew sobie. - A, ja pamiętam o twoim eliksirze, Mel. Daj mi tylko składniki i będzie gotowy...Tylko musisz wejść ze mną w ten układ.

- Jasne, że w to wchodzę - odparła jej Melanie i przybiły sobie piątkę.

Obie Ślizgonki ruszyły razem na kolację. Ella nie siedziała jak zwykle obok Callie, ale naprzeciwko niej, co ułatwiało całą sprawę - dodatkowo Ann jeszcze nie przyszła. Melanie szybko zagadała blondynkę, wytykając jej to, co powiedziała o pytaniu na urodzinach. Dzięki temu Callie niepostrzeżenie wrzuciła kawałek cukierka do spaghetti Elli.

Na efekty nie musiały czekać długo. Już po minucie jedzenia język blondynki zaczął nagle wystawać.

- Hej, hej, Ella! - zawołał Adrian i odskoczył, gdy owy język spadł mu na kolana.

Blondynka krzyknęła z przerażenia, a Callie i Melanie wymieniły tylko porozumiewawcze spojrzenia, powstrzymując śmiech.

- Co tu się dzieje?! - zawołała przerażona McGonagall, podbiegając do stołu Slytherinu. - Panno Caskwind! Panie Pucey, to pana dzieło?! - zapytała, zauważywszy język blondynki.

- Nie! - wrzasnął Adrian, odsuwając się ponownie z drogi Elli, która nadal krzyczała.

- Szybko, proszę za mną, panno Caskwind - zarządziła McGonagall surowym głosem, po czym wyjęła różdżkę, by unieść język blondynki w powietrze, żeby nie ciągnęła go po ziemi.

Gdy wyprowadzała ją z Wielkiej Sali, wszystkie oczy zwróciły się w stronę Elli i ludzie co jakąś chwilę wybuchali śmiechem.

- Mel? - Callie wystawiła swoją otwartą dłoń w kierunku brunetki, gdy blondynka zniknęła im z widoku.

- Cal - odpadła Melanie, przybijając jej piątkę. - Nie wiem, jak ty, ale mnie jest już lepiej.

- Mnie też.

- Co to było? - zapytał zszokowany, ale mimo wszystko rozbawiony Adrian, z powrotem zajmując swoje miejsce przy stole.

- Karma - odparła po prostu Melanie, zabierając się za swoją porcję spaghetti, na co Callie tylko zaśmiała się krótko.

Tę całą sytuację widzieli bliźniacy ze stołu po drugiej stronie Wielkiej Sali i śmiali się do rozpuku.

- Chyba ją dobrze nauczyliśmy, co nie, Georgie? - zapytał Fred.

- Jestem wzruszony - odparł George, ocierając fałszywą łzę z oka, na co obaj roześmiali się jeszcze bardziej. - To skoro załatwiła już tę blondynkę, to jeszcze tamtych troje i będziecie mogli być razem!

Na te słowa Fred wypchnął George'a z siedzenia na twardą posadzkę Wielkiej Sali. Młodszy zaśmiał się i szybko się podniósł z podłogi, po czym usiadł z powrotem obok bliźniaka i nie zamierzał kończyć zabawy.

- O, popatrz, Freddie - zachichotał - przynieśli sok. Pomarańczowy.

I tak George znowu wylądował na podłodze.

Od wyboru Czary Harry Potter miał naprawdę przechlapane w szkole. Callie widziała, jak wiele osób nosiło przypinki z napisem Potter śmierdzi, które podobno zainicjował sam Draco. Szatynce się to nie podobało, ale była ostatnio zbyt zajęta własnymi problemami, żeby jeszcze przejmować się głupimi pomysłami swojego kuzyna. Zresztą, jemu też wolała się nie narażać, bo każdy sojusznik był w jej sytuacji na wagę złota.

Jednak gdy nadszedł czas pierwszego zadania, Callie i tak miała zamiar kibicować Diggory'emu, jak znaczna większość szkoły. Zresztą, gdyby wspierała Pottera, Melanie nie dałaby jej żyć - całą drogę do areny, na której zawodnicy mieli przetrwać pierwszą konkurencję, mówiła o tym, jak przystojny był Puchon i że eliksir będzie musiał na niego zadziałać. Callie znosiła to dzielnie, bo zdobywała w ten sposób zaufanie brunetki. Dzięki układowi z Melanie, teraz już wszystkie trzy, wraz z Ann, były przeciwko Elli. Blondynka nawet z nimi nie usiadła, gdy dotarły do trybun.

Callie usadowiła się pomiędzy Melanie a Adrianem. Przez chwilę dyskutowała z przyjaciółką o zadaniu i jego możliwych wynikach, gdy w pewnym momencie szatynka usłyszała tuż za sobą:

- O, proszę, proszę!

Serce Callie na chwilę stanęło. Ona znała ten głos - i to za dobrze. Od razu zrozumiała, kto siedział tuż za nią.

Na pewno specjalnie tam usiedli. Na sto procent. Na sto dziesięć.

Odwróciła głowę do tyłu i zobaczyła te dwie identyczne twarze, które już dobrze znała. Bliźniacy szczerzyli się jak zwykle i pytali, kto jeszcze na kogo stawia. Z ich z jednej strony siedziała Johnson i Spinnet, a po drugiej Jordan. Te dwie pierwsze patrzyły na nią z czymś w rodzaju przerażenia połączonego z niechęcią, ale Callie kompletnie to zignorowała.

- O, czyżby Ślizgoni też chcieli obstawiać? - powiedział George, po czym trącił brata łokciem, by ten zauważył, że dziewczyna patrzy w ich stronę.

Na te słowa Fred również na nią spojrzał, ale głowę w kierunku bliźniaków odwróciła także Melanie - Adrian był zbyt zajęty rozmową z Ryanem, by ich zauważyć.

- Ugh, szkoda na was patrzeć z tymi żałosnymi zakładami, Weasley - rzuciła, po czym szybko odwróciła się z powrotem w stronę areny.

Callie tylko pokręciła głową, udając, że poprawia swój zielony szalik i dając bliźniakom do zrozumienia, żeby ją sobie odpuścili. Dopiero wtedy odważyła się do nich uśmiechnąć, co Fred oddał jej z nadwiązką.

- Rzeczywiście żałosne - powiedziała szybko dla wiarygodności, po czym odwróciła się również w stronę areny.

Bliźniacy jednak  nie mieli zamiaru tego tak po prostu zostawić. Tak jak Callie podejrzewała, specjalnie tam usiedli. Gdy po kilku sekundach zerwał się zimny, listopadowy wiatr, włosy dziewczyny zakryły jej całą twarz.

- Och, komuś tu chyba przeszkadzają włosy - powiedział bardzo wymownie Fred, a Callie po prostu nie mogła się nie odegrać.

Wstała i specjalnie odrzuciła całe swoje włosy na tył tak, żeby przy tym mocno uderzyły bliźniaków w twarz.

- Ej! - zawołali obaj naraz.

- Mówiliście coś? - zapytała, posyłając im szelmowski uśmiech.

- Callie, zaczyna się! - pisnęła Melanie, ciągnąc szatynkę za rękaw, więc dziewczyna usiadła z powrotem, choć w tamtym momencie wcale nie chciało się jej oglądać Turnieju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro