Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Callie mrugnęła kilka razy, gapiąc się tępo na George'a, który zadał jej pytanie. Po tym w końcu powiedziała:

- O, wy tu jesteście...To ja...Pójdę...

- Nie, nie, chodź - przerwał jej Fred, odstawiając trzymane przez siebie pudełko i podchodząc do niej, by zamknąć za nią wejście.

- Wy zawsze tu siedzicie? - zapytała.

- Jak mamy tyle zamówień, to tak - odparł Fred ze śmiechem.

- Chwila, jak ty się tu...? - spytał George, marszcząc czoło.

Wtedy Callie już wiedziała, że to Fred zaprosił ją do środka, gdyż tuż po tym spojrzał na nią porozumiewawczo. Dziewczyna odchrząknęła.

- Mam skrzata, nie? - odparła George'owi, po czym szybko podeszła do stołu z kociołkiem i oparła się o niego.

- Co tu robisz tak późno? - zapytał Fred, z powrotem unosząc pudełko, które wcześniej trzymał.

Callie założyła sobie kosmyk włosów za ucho, wzdychając.

- Chciałam przyjść i skończyć eliksir, to mnie uspokaja.

- Uspokaja? - zapytał Fred.

- No w sumie...Marnie wyglądasz - dodał George, przyjrzawszy się jej, na co brat posłał mu zirytowane spojrzenie.

- Tak się czuję - odparła niewzruszona Callie, przytulając swoje ręce do siebie.

- Co się stało? - zapytał Fred.

Dziewczynie przypomniały się wszystkie wydarzenia sprzed chwili i miała ochotę wręcz zwymiotować na całą myśl. To zdecydowanie nie był jej najlepszy dzień.

- Szkoda język strzępić. To było żałosne. I straszne - odparła.

- Zrobili ci coś? - dopytywał Fred.

Całkowicie zniszczyli wiarę w ludzkość.

- Nie, w sumie nie Po prostu jak zwykle ja wyszłam na najgorszą. Chciałam dobrze, nawet odpowiedziałam zgodnie z prawdą...

- A, czyli graliście w butelkę! - zaśmiał się George, odkładjąc swoje pudełko na ładny stos. - To się zawsze źle kończy, to się nie dziwię.

- Nie do końca...Zapytali mnie, czy wolałabym pocałować dziewczynę, czy któregoś z was.

- Ojeju, okrutne - zachichotał George.

- I co powiedziałaś? - zapytał Fred, stając obok niej i również opierając się o stół.

- Jak myślisz?

- Że dziewczynę?

- Że was! - odpowiedziała we frustracji, a bliźniacy wymienili zdziwione spojrzenia. - I za to na mnie na wrzeszczeli, bo okazało się, że Ann jest w ogóle we mnie zakochana i oczekiwali, że odpowiem, że dziewczynę i...Najgorsze jest to, że Ann wie, że ja z wami się zadaję i boję się, że... - dziewczyna nie skończyła, bo bała się, że może się rozpłakać, a nie chciała, by kolejny raz widzieli ją w takim stanie.

- Kto na ciebie nawrzeszczał? - zapytał Fred.

- Zasadniczo to Ann i Ella...A co?

- To je zostaw nam - powiedział George, odkładając kolejne pudełko i strzepując sobie ręce. - Ty tylko staraj się, żeby to wszystko nie wyszło. W razie czego my cię nie znamy.

- A tak poza tym, gdybyś pocałowała któregoś z nas, to już nigdy nie chciałabyś pocałować nikogo innego - dodał Fred.

Callie nie wierzyła sama sobie, ale się zaśmiała. Spojrzała w swoje prawo, tam, gdzie tuż obok niej stał przewyższający ją o co najmniej pół głowy chłopak, który szczerzył się w jej kierunku.

- Co za skromność, macie jakieś referencje? - powiedziała, patrząc na niego z zadziornym uśmieszkiem.

- A co, będziesz chciała spróbować?

- Ty Ślizgonki zgasić nie próbuj, Weasley, bo ci się nie uda - powiedziała, zakładając ręce.

Jedno zdanie - tylko tyle potrzebowała od niego Callie, by od razu poczuć się lepiej. Nie wierzyła w to, ale chciała z tego jak najdłużej korzystać. Gdy tam stała i robiła z nim konkurs na pewniejsze siebie spojrzenia, Ann, Ella i wszyscy inni znikali z jej głowy.

- Chciałabyś - zaśmiał się chłopak.

- To wy byście chcieli, pewnie co najwyżej poduszka miała z wami pierwszy pocałunek.

Fred już miał się odgryźć, gdy nagle George odchrząknął głośno.

- No, przepraszam, że wam przerwę tę fascynującą dyskusję, ale już skończyliśmy, Freddie. Zbieramy się? - zapytał, stając przy wyjściu.

- Chyba tak...A ty idziesz już? - Fred zwrócił się do Callie.

No i tyle z mojej chwilowej radości.

- Nie, ja chyba jeszcze...Jeszcze chwilę tu zostanę, może skończę ten eliksir... - odparła Callie, a uśmiech zniknął z jej twarzy. - Nie chcę tam wracać i tak.

George otworzył już kamienną ścianę i zrobił pierwszy krok na korytarz, ale Fred nadal się nie ruszył ze swojego miejsca przy stole.

- Mam dziwne wrażenie, że my pójdziemy, a ty coś sobie zrobisz - powiedział do Callie, a ta zaśmiała się żałośnie.

- Nie, aż tak źle nie jest. Po prostu wrócę, jak oni już zasną czy coś...

George popatrzył najpierw na brata, a potem na dziewczynę i pokręcił głową.

- Dogonisz mnie, Freddie - powiedział i wyszedł, zamykając za sobą wejście, na co sztaynka popatrzyła wielkimi oczami.

- U was wszyscy tak mają? - zapytała Freda po chwili ciszy.

- To znaczy?

- Każdy tak sobie pomaga? Czy to tylko wy?

Chłopak ponownie się zaśmiał.

- Prawie każdy.

Callie westchnęła głęboko, nieświadomie skubiąc rękaw swojego szarego swetra. Jakoś czuła, że jeśli wyrzuci to wszystko z siebie, to będzie jej lepiej - a on zdawał się chcieć ją wysłuchać.

- Ja chyba po prostu trafiłam na złe towarzystwo...Spójrz na takiego Draco. On jest w siódmym niebie z tym swoim gangiem, nikt mu nawet nie podskoczy.

- A chciałabyś być taka, jak on? Z tego co mówisz, to chyba nie - powiedział Fred, a ona znowu na niego spojrzała. - Tak jest dlatego, że Malfoy jest wredniejszy niż oni wszyscy razem wzięci. A w tobie odzywa się sumienie. To znaczy, że jesteś tą lepszą, nie?

Callie patrzyła na niego w całkowitym osłupieniu, nie wiedząc, co powiedzieć. Ktoś jej praktycznie obcy - przecież nie znali się tak dobrze - był wobec niej życzliwy. Zapadła cisza, podczas której ona czuła, jakby ta wiara w ludzkość jej jednak wracała.

Freda jednocześnie nieco bawiło, a nieco smuciło jej zaskoczenie. Wydawało mu się to niezbyt normalne, by ktoś był tak zdziwiony faktem, że jest się dla niego miłym...Sam nie wiedział do końca, co go do tego tak pchało, ale bardzo chciał ją pocieszyć. Zresztą tak uczyli go jego rodzice - by wyciągać pomocną dłoń bez względu na wszystko.

- Chyba będę się zbierać, bo George zaraz tu wpadnie - chłopak przerwał w końcu ciszę, która zdawała się trwać wieczność. Podszedł do wyjścia i zapytał:

- Chodź może też. Wrócisz tam i nadstawisz im drugi policzek czy coś. Eliksir jutro skończysz czy kiedyś.

I dopiero wtedy Callie jakby oprzytomniała i zebrała się na powiedzenie:

- Dziękuję...Za wszystko.

- Fred. Ten lepszy. Polecam się - chłopak zasalutował, otwierając różdżką przejście. - To idziesz?

- Tak, raczej tak... - dziewczyna odbiła się lekko od stołu i wyszła na korytarz za Fredem, po czym cicho zawołała Cudkę.

- Dobranoc - powiedział, cicho odchodząc korytarzem w prawo.

- Dobra...noc - wydukała Callie, patrząc w szoku, jak ciemna sylwetka chłopaka znika za rogiem.

Po tym Cudka przeteleportowała ją przed wejście do pokoju wspólnego i Callie z westchnięciem, ale także i z nową mocą zdobytą od Freda wypowiedziała hasło. Ściana się przesunęła, a dziewczyna z wysoko uniesioną głową weszła do środka. Widziała, że zabawa trwała nadal, a Ann - choć z zaczerwienioną twarzą - również siedziała z nimi wszystkimi. Callie niestety musiała ich minąć, by dostać się do dormitorium, co nie uległo uwadze Elli.

- O proszę, przyszła - powiedziała kpiąco, zauważywszy szatynkę. - Fanka zdr...

- Zamknij się, Ella - przerwała jej Callie, patrząc na nią zmrużonymi oczami.

- Oj, nie! - zawołała wyraźnie pijana Melanie, podnosząc się ze swojego fotela. - Ja nie chcę mieć dramatu w urodziny. Dobranoc! - krzyknęła, po czym chwiejnym krokiem chciała zacząć iść w stronę dormitorium, ale została powstrzymana przez Ryana. Ten wziął ją za rękę i próbował ją poprowadzić, choć sam nie był w najlepszym stanie. Callie zastanawiała się, jakim cudem tak szybko się wykończyli, ale nie miała na to za dużo czasu, gdyż odezwała się Ella:

- Jesteś z siebie zadowolona? - prychnęła.

- Tak, jestem - odparła Callie od razu, a w głowie huczały jej słowa Freda - Jesteś tą lepszą, nie?

- Odwal się od Callie, Ella.

Na te słowa szatynka odwróciła się gwałtownie i ku jej całkowitemu zszokowaniu zobaczyła, jak Adrian podnosi się z kanapy i podchodzi do niej.

Co?

Ella ponownie prychnęła.

- Od kiedy ty jesteś taki obrońca uciśnionych, Adrian? Ona wybrała...

- Co za różnica - przerwał jej. - To nie wina Callie, że Ann ma jakieś chore zainteresowania - dodał, patrząc wymownie na okularnicę, która spuściła głowę.

Czy ja dobrze słyszę?

- Adrian, co ty... - zaczęła sparaliżowana z szoku sztaynka, ale on jej przerwał, łapiąc ją za rękę.

- Chodź stąd, Cal. Chcesz spać dziś u nas?

Puf, czar prysł.

- Teraz jesteś żałosny, Adrian - syknęła Ella.

- Oj, żebym ja ci nie mówił, jaka ty jesteś - odgryzł się chłopak, po czym zaczął ciągnąć Callie w kierunku jego dormitorium, zostawiając Ellę i Ann skołowane.

- Adrian, co to było...Ty...Ty tak serio? - spytała szatynka, gdy byli już poza zasięgiem ich słuchu.

Chłopak westchnął i zatrzymał się.

- Cal, przyjaźnimy się od zawsze, jesteś dla mnie ważna, mówiłem ci to. Poza tym, to Ann jest jakaś świrnięta - powiedział, a dziewczyna nadal patrzyła na niego tak, jakby stał przed nią sam Merlin.

- Ja...Nie sądziłam, że tak to przyjmiesz...

- Jak to nie sądziłaś? - zapytał chłopak, po czym znowu westchnął i ujął jej twarz w dłonie. - W sumie...Co się z nami stało, Cal?

A ona patrzyła tylko na niego swoimi nieco zaszklonymi, niebieskimi oczami, nie będąc w stanie mu odpowiedzieć.

Tymczasem Fred dogonił George'a tuż przed wejściem do pokoju wspólnego Gryffindoru, do którego po chwili wskoczyli.

- I jak z nią? - zapytał George.

- Naprawdę mi jej szkoda.

- Dlatego jej pomagamy, nie?

- Wybrała nas - powiedział Fred jakby w transie, gdy szli razem do dormitorium.

- Co? - George zmarszczył brwi, po czym go olśniło. - A, no tak, w tym.

- Dziwne, nie?

- Cóż, raczej jest pierwszą Ślizgonką w historii, która to zrobiła - zaśmiał się.

- I pierwszą, która mnie w ogóle obchodzi - pomyślał Fred.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro