Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

- I czemu nie dałaś koledze Puceyowi naszego cukierka? - zapytał od razu jeden z bliźniaków (George, choć Callie nie miała pojęcia), gdy szatynka w końcu dotarła do tajemnego przejścia.

- Nie miałam jak, to było zbyt ryzykowne. Ja nie jestem taka agresywna jak wy Gryfoni - wyjaśniła dziewczyna, podchodząc do stołu, na którym nadal stał kociołek z eliksirem. - Co to w ogóle za cukierek?

- Gigantojęzyczne Toffi - odparł Fred.

- Wydłuża język - odpowiedział George.

- Do czterech metrów.

- Działa świetnie.

- Sprawdzone na kuzynie Harry'ego.

- O, w takim razie na pewno tego użyję - odparła (już kolejny raz) zaskoczona zdolnościami bliźniaków Callie, ściągając pokrywkę z kociołka. - Widzę, że mnóstwo zostało wam tego eliksiru - powiedziała, zajrzywszy do środka.

Pociągnęła nosem i zauważyła zmianę w zapachu. Kosztem woni morza wzmocniła się ta słodka, której nadal nie potrafiła zidentyfikować. Wydawała jej się o wiele silniejsza, niż tydzień temu, jednak nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo odezwał się Fred:

- Pracujemy nad zwiększeniem produkcji butelek, bo na razie mamy ich za mało, jeśli chcemy je zacząć rozprowadzać.

- A jak już zaczniemy, to będziemy potrzebować więcej eliksiru - dodał George.

- Zrobię go wam - powiedziała od razu Callie, zakrywając kociołek z powrotem. - Po tym, co zrobiliście wczoraj...Dzisiaj zresztą też... - mówiła to, patrząc sobie na ręce i minimalnie się uśmiechając, ale ten mały uśmiech nie umknął Fredowi, który powiedział:

- Wyglądałaś na... Zadowoloną.

Callie przygryzła wargę, nie unosząc wzroku.

- Bo byłam. Bardzo. Nadal jestem.

- My się nawet nie zmęczyliśmy, prawda, Freddie? - powiedział George, klapiąc brata po plecach.

- Tak... I tak w ogóle wymyśliliśmy, jak może działać nasza konspiracja - powiedział Fred i dopiero wtedy Callie uniosła głowę, zaskoczona.

- Naprawdę?

- To w sumie nie takie trudne - wzruszył ramionami. - Ty robisz dalej swoje, wyzywasz nas na każdym kroku i tak dalej, a my też robimy swoje i pokazujemy, że nas to nie rusza. Komunikować się będziemy jak dotąd, zresztą doskonale zrozumiałaś dzisiaj przesłanie - zaśmiał się, ale Callie pokręciła głową.

- To takie chore - powiedziała z wściekłością. - Ja chciałabym przestać to robić... Wszyscy poza moimi... "przyjaciółmi" - tu zrobiła cudzysłów z palców - uważają mnie za potwora. I w sumie... Chyba im się nie dziwię - powiedziała smutno, patrząc na podłogę i drapiąc się nieświadomie w ramię.

Bliźniacy spojrzeli na nią ze współczuciem. Fred uwolnił się spod ręki brata i podszedł bliżej, tak, by stanąć tuż naprzeciw niej, po drugiej stronie stołu.

- My nie - powiedział, a ona ponownie uniosła głowę, jeszcze bardziej zszokowana niż wcześniej.

Patrzyła na chłopaka przed sobą z otwartymi ustami, trochę tak, jakby nie stał przed nią jeden z wielu Weasleyów, które ta szkoła widziała, ale sam Merlin. W duchu modliła się, że się nie przesłyszała.

- To znaczy, ja nie. Georgie się jeszcze czasem waha - zaśmiał się Fred, na chwilę odwracając głowę w stronę brata. - Nie jesteś taka zła, jak ci się wydaje.

Callie odjęło mowę. Te słowa uderzyły w nią tak mocno, że chłopak nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdyby się tego nie wstydziła, zapewne rozpłakałaby się w tamtym momencie ze wzruszenia, ale powstrzymała się, po prostu stojąc tam i patrząc na niego jak cielę na malowane wrota.

- Oj, a ten jak zwykle zrobi wszystko, żeby lepiej wypaść - George przewrócił oczami. - Ja jestem po prostu...

- Rozumiem, spokojnie - przerwała mu Callie, oprzytomniawszy i ponownie spuściwszy wzrok. - Moja cała rodzina to Ślizgoni. Sama im nie ufam bezgranicznie.

- No, Malfoyowi też bym nie ufał, w jakimkolwiek byłby domu - powiedział George, opierając się o ścianę.

- Draco to najmniejsze zło - dziewczyna machnęła lekceważąco ręką. - Najgorszy jest jego ojciec...No i też moja matka.

- Dlatego nie rozmawiajmy o nich, bo się zrobi taka sztywna atmosfera, jakby Perce tu był - powiedział od razu Fred, na co Callie krótko się zaśmiała.

- To było wredne, jak na Gryfona.

George pokręcił głową.

- Nie znasz Percy'ego.

- To było miłe - dodał Fred.

- Jeśli jest taki, jak wtedy, gdy dawał mi instrukcje co do bycia prefektem rok temu, to mogę się zgodzić - stwierdziła szatynka.

- Nadal taki sam - odparł Fred.

- Zero zmiany.

- Jest nawet gorzej.

- Barty Crouch to jego bóg.

- Ale pan Crouch twierdzi, że ta sprawa powinna być inaczej rozwiązana! - powiedział Fred, naśladując głos starszego brata, ku kolejnemu rozbawieniu Callie.

- Właśnie, w piątek zacznie się turniej - rzucił nagle George, przypomniawszy sobie, jak Percy przez całe lato ukrywał przed braćmi i siostrą informacje o tym wydarzeniu, sądząc, że ci będą błagać go o wyjawienie prawdy. - To od was tylko Warrington ma zamiar wziąć udział?

- Z tych ludzi co znam, to tak. A wy nadal chcecie się zgłosić? - spytała.

- No ba! - zawołał George.

- Do naszych urodzin w kwietniu brakuje tylko kilku miesięcy. Muszą nas przyjąć - stwierdził Fred.

- Brakuje wam więcej niż mnie. Jak na moje, to was nie przyjmą.

- Oj, nie bądź taką pesymistką jak Hermiona - powiedział George. - Nie takie rzeczy robiliśmy.

- Jestem realistką - broniła się Callie. - I po prostu znam realia tej szkoły. Dumbledore z tymi swoimi zasadami pewnie nie dopuści do takich machlojek.

- Jak będzie trzeba, to przechytrzymy i jego - zapewnił ją Fred.

- Po prostu musimy wziąć udział w tym turnieju.

- Ale naprawdę, ten turniej nie jest tak prosty jak uprzykrzenie życia Adrianowi. Nawet jeśli się wam uda dostać, w co szczerze wątpię, to przecież i tak tylko jeden z was...

- A właśnie - przerwał jej George - jak z twoim rozpoznawaniem nas? - zapytał, na co Callie pokręciła głową.

Nadal nie miała pojęcia, który był który, o ile nie mieli tych swoich swetrów z literami.

- Słabo, ale i tak cały czas będę na was mówić Weasley, Weasley - odparła, zakładając ręce.

- No dawaj - dodał Fred i razem z bratem stanęli obok siebie naprzeciwko niej.

Callie zaczęła im się bacznie przyglądać, próbując przypomnieć sobie te małe szczegóły, które chciała zapamiętać jakiś czas temu. Rozmieszczenie piegów, wzrost... Zmrużyła oczy, intensywnie się zastanawiając. W końcu wyciągnęła niepewnie rękę i odgięła palec wskazujący.

- Ty Fred... - pokazała na tego po prawej. - ...A ty George - a tu na tego po lewej.

Obaj chłopcy się wyszczerzyli i odpowiedzieli w tym samym czasie:

- Bingo.

23 października 1994

"Nie jesteś taka zła, jak ci się wydaje."

Dziękuję, Weasley.

Po namyśle i próbie przypomnienia sobie, który z nich jej to powiedział, dopisała:

Chyba Fred.

Przemyślała tamtą rozmowę jeszcze raz i ją olśniło - To znaczy, ja nie. Georgie się jeszcze czasem waha. Skreśliła Chyba Fred i napisała pod tym:

Na pewno Fred.

Znowu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro