Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Gdy Callie wróciła w końcu do dormitorium, gotowa do spania i nie do końca wierząca w swoje szczęście, w pomieszczeniu było ciemno i jej współlokatorki już spały...Albo tak jej się wydawało.

- Callie? To ty? - wybrzmiał cichy głos z prawej strony pokoju, gdy szatynka próbowała po omacku dotrzeć do swojego łóżka po lewej.

- Ann? - spytała Callie, oceniając bardziej po kierunku, z którego dochodził głos, niż po nim samym.

Usłyszała jakiś ruch i gdy bardzo wytężyła wzrok, zobaczyła zbliżającą się do niej sylwetkę niższej dziewczyny.

- Lumos - szepnęła Ann, po czym jedną ręką zasłoniła prawą stronę różdżki, by światłem nie obudzić śpiących już Elli i Melanie. - Czekałam na ciebie - dodała, stając tuż naprzeciw Callie i nieświadomie skubiąc swoją niebieską koszulę nocną.

- Po co? - spytała zdziwiona szatynka, siadając pewnie na swoim łóżku, które w końcu widziała dzięki światłu z różdżki Ann. Jej ciało było już w dormitorium, ale głowa nadal w tajnym przejściu, w którym przez niecałe pół godziny uśmiechała się (czy też ukrywała uśmiech) chyba więcej, niż przez cały tydzień.

- Stało się coś czy jak? - dopytała Callie po tym, jak Ann nie odzywała się przez dobre pół minuty. Szatynka zaczynała się już niecierpliwić, podczas gdy tamta mrużyła oczy, bo bez okularów była praktycznie ślepa, a chciała widzieć reakcję na twarzy przyjaciółki.

- Nie, tylko... - Ann spojrzała niepewnie w ciemną część pokoju, tam, gdzie spały ich współlokatorki, jakby się ich bojąc. - W sumie...pogadajmy jutro. Pewnie się zmęczyłaś. Czy coś. Nie wiem - dodała nie najmilej, po czym niemal z prędkością światła wróciła do swojego łóżka.

- Aha...? - odparła Callie, kompletnie zbita z tropu, a po tym pokręciła głową i nakryła się kołdrą. Zachowanie Ann ją nieco zdziwiło, bo tamta rzadko inicjowała rozmowę i zazwyczaj siedziała po prostu w książkach, ale zrozumiała w końcu, że najprawdopodobniej dowie się następnego dnia...podczas którego znowu miała się spotkać z bliźniakami.

- Ja nadal w to nie wierzę - oznajmił George, kiedy on i jego brat zajęli miejsca przy stole Gryffindoru w następny (piątkowy) poranek.

- Mówiłem ci, że mam dobre przeczucia, Georgie - zaśmiał się Fred, klepiąc brata po plecach.

- Co się stało? - spytała siedząca naprzeciwko Angelina, ale George ją zignorował, jego wzrok wlepiony w stół Slytherinu.

- Spodziewałem się bardziej Oni próbowali się wymknąć! a zaraz po tym Szlaban, Weasley, i minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru!

Angelina popatrzyła na nich z przerażeniem.

- Co znowu kombinujecie? Wymknęliście się na błonia?

- No właśnie nie! - krzyknął George, a Fred zaczął się tylko jeszcze głośniej śmiać.

- Mój jakże niemądry brat po prostu nie zaufał Ślizgonce, a ja owszem, i dobrze na tym wyszliśmy - powiedział, z satysfakcją patrząc na omawianą uczennicę.

Angelinie zrzedła mina na te słowa i spojrzała za siebie na siedzącą do niej tyłem dziewczynę, prychając pod nosem.

- Znowu Irving? Co wy do niej macie?

Bliźniacy wymienili wymowne spojrzenia.

- Ściśle tajne - szepnął Fred i obaj się zaśmiali, na co Angelina westchnęła.

Nie podobało jej się nagle zainteresowanie przyjaciół ową dziewczyną. Sądziła, że nic dobrego z tego nie wyniknie. W końcu Callie Irving była Ślizgonką, i to nie taką, która spoczywała na laurach, jeśli chodziło o wredne uwagi i występki. A bliźniacy - tak wydawało się Angelinie - należeli do zbyt miłych osób, by wyczuć podstęp kogoś takiego - cokolwiek do niej mieli.

Tymczasem przy stole Slytherinu panował wesoły gwar, spowodowany wiadomością o anulowaniu pierwszej lekcji (obrony przed czarną magią z Moodym, który był podobno "niedysponowany"). Został on jednak przerwany przez grobowy głos Melanie.

- Callie, możesz mi powiedzieć, dlaczego ci kretyni się na ciebie gapią? - burknęła z morderczym wzrokiem skierowanym na stół Gryfonów po drugiej stronie sali. Czarne włosy nadawały jej teraz naprawdę przerażającego wyglądu - gdyby spojrzenia mogły zabijać, Weasleyowie byliby martwi.

Callie przełknęła ślinę i nieznacznie spojrzała za ramię, i tak wiedząc, o kim mowa. Ogarnęła się jednak szybko, przewidziawszy już taką sytuację po wczorajszych wydarzeniach.

- A ja wiem? - prychnęła Callie, przymując najbardziej zobojętniały głos, jaki potrafiła. - To nie mo... - i tu urwała, bo do sali wleciały setki sów, które niosły pocztę. Dziewczyna po chwili wypatrzyła jej własną, która zrzuciła jej tylko malutką kopertę.

Melanie zapomniała o swoim pytaniu, zbyt zajęta otrzymaną przed chwilą paczką, podczas gdy Callie rozerwała papier. W środku znalazła tylko krótką notkę, która sprawiła, że wielki uśmiech wkradł się jej na twarz.

Dziś po obiedzie w tym samym miejscu, okej? Daj znak, że okej.
Podpisano:
Wiesz kto

- Co ty się tak szczerzysz, Cal? - Melanie zadała kolejne pytanie, a na te słowa nawet Ann uniosła głowę znad książki, by sprawdzić, co się dzieje.

- A co ty taka wścibska, Mel? - odparła szatynka, prędko wkładając notkę do kieszeni. - To była notka dla prefekta o zmianie godzin patrolów, jak tak bardzo cię to interesuje - dodała, czując nagły przypływ kreatywności i na dobre przymykając Melanie.

Śniadanie szybko dobiegło końca. Callie zakładała swoją torbę i przygotowywała się do wyjścia z Wielkiej Sali, by wykorzystać jakoś swoją wolną godzinę, gdy zatrzymała ją Ann.

- Możemy teraz pogadać? - spytała ją, trzymając palec pomiędzy stronicami grubej księgi, by nie zgubić strony.

- A, tak - odparła, przypominając sobie wczorajszą rozmowę.

- Tylko same - dodała pospiesznie Ann. - Najlepiej na dworze.

Callie skinęła głową i obie ruszyły na dziedziniec, na którym kręciło się kilkunastu uczniów również z innych roczników, którzy też nie mieli niektórych lekcji.

- W sumie dziwne, Ann, ty nigdy nie chcesz gadać - powiedziała Callie, gdy zmierzały na jedną z ławek. - O co w ogóle chodzi?

Ann założyła kosmyk włosów za ucho, unikając wzroku przyjaciółki za wszelką cenę.

- Wszystko z tobą w porządku? - mruknęła, siadając na ławce.

- Eee...Tak? Czemu pytasz? - Callie usadowiła się obok niej, zdumiona.

- Ostatnio bardzo dziwnie się zachowujesz - wyjaśniła cicho Ann. - Melanie w ogóle podejrzewa, że z kimś się spotykasz.

- Chodzę na patrole, nie na schadzki - Callie przewróciła oczami, choć w środku się trochę wystraszyła. No ale z drugiej strony...Melanie była za głupia, by dodać dwa do dwóch, prawda?

- Chodziło mi bardziej... - Ann zaczęła bawić się kawałkiem szaty, zupełnie jak wcześniej - ...że spotykasz się, w sensie, że masz kogoś.

- Co? Niby kogo? - Callie parsknęła udawanym śmiechem.

- Po prostu wczoraj wieczorem...

Tu serce Callie na chwilę stanęło. Była praktycznie na sto procent pewna, że Ann powie, że ktoś widział ją wchodzącą do przejścia czy coś w tym stylu, a ona będzie pogrzebana...

- Bo wczoraj długo nie wracałaś i...No wiesz, jak u nas jest z plotkami...Wsyzscy myślą tylko o jednym... - dokończyła Ann, a Callie w duchu odetchnęła z ulgą.

- Co za idioci - mruknęła do siebie, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że jej znajomi to planktony umysłowe. - Nie mam nikogo, jeju, co ich tak interesuje moje życie uczuciowe?

- Naprawdę? - tu Ann po raz pierwszy uniosła wzrok na Callie, jakby z nadzieją.

- No naprawdę - odparła szatynka, wzdychając i spoglądając przed siebie. Wtedy po drugiej stronie dziedzińca zauważyła opierającego się o filar Freda (albo George'a) i znowu prawie dostała zawału. Chłopak zaśmiał się, zobaczywszy jej przerażony wyraz twarzy. Callie spojrzała na siedzącą obok niej Ann, a potem z powrotem na niego, jakby pokazując, żeby nic nie robił.

- Na co patrzysz? - spytała po chwili Ann.

- Aa tak patrzę jakie to niebo niebieskie dzisiaj, nie? - Callie natychmiast uniosła wzrok na sklepienie, które, o ironio, akurat było całe zakryte ciemnymi chmurami. Modliła się w duchu, że przyjaciółka to kupi.

- Chyba...? - powiedziała skołowana okularnica, sama patrząc w górę.

Korzystając z rozproszenia Ann, Callie ponownie spojrzała na jednego z bliźniaków, który wykonał krótki ruch naśladujący mieszanie, po czym pokazał jej uniesiony kciuk. W odpowiedzi szatynka skinęła wręcz niezauważalnie głową. On uśmiechnął się ponownie i odszedł, a ona spojrzała z powrotem na Ann.

- To wszystko, o czym chciałaś pogadać?

- Umm...Tak, chyba tak... - Ann znowu spuściła wzrok na kolana.

- Super, to ja idę - oświadczyła Callie i szybkim ruchem podniosła z podłogi swoją torbę, po czym wstała i zaczęła odchodzić, gotowa nagadać któremuś Weasleyowi za tę niedyskrecję.

-
Niech to będzie nagrodą za wczorajsze raczysko 😂❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro