Rozdział 13
Gdy Callie wróciła w końcu do dormitorium, gotowa do spania i nie do końca wierząca w swoje szczęście, w pomieszczeniu było ciemno i jej współlokatorki już spały...Albo tak jej się wydawało.
- Callie? To ty? - wybrzmiał cichy głos z prawej strony pokoju, gdy szatynka próbowała po omacku dotrzeć do swojego łóżka po lewej.
- Ann? - spytała Callie, oceniając bardziej po kierunku, z którego dochodził głos, niż po nim samym.
Usłyszała jakiś ruch i gdy bardzo wytężyła wzrok, zobaczyła zbliżającą się do niej sylwetkę niższej dziewczyny.
- Lumos - szepnęła Ann, po czym jedną ręką zasłoniła prawą stronę różdżki, by światłem nie obudzić śpiących już Elli i Melanie. - Czekałam na ciebie - dodała, stając tuż naprzeciw Callie i nieświadomie skubiąc swoją niebieską koszulę nocną.
- Po co? - spytała zdziwiona szatynka, siadając pewnie na swoim łóżku, które w końcu widziała dzięki światłu z różdżki Ann. Jej ciało było już w dormitorium, ale głowa nadal w tajnym przejściu, w którym przez niecałe pół godziny uśmiechała się (czy też ukrywała uśmiech) chyba więcej, niż przez cały tydzień.
- Stało się coś czy jak? - dopytała Callie po tym, jak Ann nie odzywała się przez dobre pół minuty. Szatynka zaczynała się już niecierpliwić, podczas gdy tamta mrużyła oczy, bo bez okularów była praktycznie ślepa, a chciała widzieć reakcję na twarzy przyjaciółki.
- Nie, tylko... - Ann spojrzała niepewnie w ciemną część pokoju, tam, gdzie spały ich współlokatorki, jakby się ich bojąc. - W sumie...pogadajmy jutro. Pewnie się zmęczyłaś. Czy coś. Nie wiem - dodała nie najmilej, po czym niemal z prędkością światła wróciła do swojego łóżka.
- Aha...? - odparła Callie, kompletnie zbita z tropu, a po tym pokręciła głową i nakryła się kołdrą. Zachowanie Ann ją nieco zdziwiło, bo tamta rzadko inicjowała rozmowę i zazwyczaj siedziała po prostu w książkach, ale zrozumiała w końcu, że najprawdopodobniej dowie się następnego dnia...podczas którego znowu miała się spotkać z bliźniakami.
- Ja nadal w to nie wierzę - oznajmił George, kiedy on i jego brat zajęli miejsca przy stole Gryffindoru w następny (piątkowy) poranek.
- Mówiłem ci, że mam dobre przeczucia, Georgie - zaśmiał się Fred, klepiąc brata po plecach.
- Co się stało? - spytała siedząca naprzeciwko Angelina, ale George ją zignorował, jego wzrok wlepiony w stół Slytherinu.
- Spodziewałem się bardziej Oni próbowali się wymknąć! a zaraz po tym Szlaban, Weasley, i minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru!
Angelina popatrzyła na nich z przerażeniem.
- Co znowu kombinujecie? Wymknęliście się na błonia?
- No właśnie nie! - krzyknął George, a Fred zaczął się tylko jeszcze głośniej śmiać.
- Mój jakże niemądry brat po prostu nie zaufał Ślizgonce, a ja owszem, i dobrze na tym wyszliśmy - powiedział, z satysfakcją patrząc na omawianą uczennicę.
Angelinie zrzedła mina na te słowa i spojrzała za siebie na siedzącą do niej tyłem dziewczynę, prychając pod nosem.
- Znowu Irving? Co wy do niej macie?
Bliźniacy wymienili wymowne spojrzenia.
- Ściśle tajne - szepnął Fred i obaj się zaśmiali, na co Angelina westchnęła.
Nie podobało jej się nagle zainteresowanie przyjaciół ową dziewczyną. Sądziła, że nic dobrego z tego nie wyniknie. W końcu Callie Irving była Ślizgonką, i to nie taką, która spoczywała na laurach, jeśli chodziło o wredne uwagi i występki. A bliźniacy - tak wydawało się Angelinie - należeli do zbyt miłych osób, by wyczuć podstęp kogoś takiego - cokolwiek do niej mieli.
Tymczasem przy stole Slytherinu panował wesoły gwar, spowodowany wiadomością o anulowaniu pierwszej lekcji (obrony przed czarną magią z Moodym, który był podobno "niedysponowany"). Został on jednak przerwany przez grobowy głos Melanie.
- Callie, możesz mi powiedzieć, dlaczego ci kretyni się na ciebie gapią? - burknęła z morderczym wzrokiem skierowanym na stół Gryfonów po drugiej stronie sali. Czarne włosy nadawały jej teraz naprawdę przerażającego wyglądu - gdyby spojrzenia mogły zabijać, Weasleyowie byliby martwi.
Callie przełknęła ślinę i nieznacznie spojrzała za ramię, i tak wiedząc, o kim mowa. Ogarnęła się jednak szybko, przewidziawszy już taką sytuację po wczorajszych wydarzeniach.
- A ja wiem? - prychnęła Callie, przymując najbardziej zobojętniały głos, jaki potrafiła. - To nie mo... - i tu urwała, bo do sali wleciały setki sów, które niosły pocztę. Dziewczyna po chwili wypatrzyła jej własną, która zrzuciła jej tylko malutką kopertę.
Melanie zapomniała o swoim pytaniu, zbyt zajęta otrzymaną przed chwilą paczką, podczas gdy Callie rozerwała papier. W środku znalazła tylko krótką notkę, która sprawiła, że wielki uśmiech wkradł się jej na twarz.
Dziś po obiedzie w tym samym miejscu, okej? Daj znak, że okej.
Podpisano:
Wiesz kto
- Co ty się tak szczerzysz, Cal? - Melanie zadała kolejne pytanie, a na te słowa nawet Ann uniosła głowę znad książki, by sprawdzić, co się dzieje.
- A co ty taka wścibska, Mel? - odparła szatynka, prędko wkładając notkę do kieszeni. - To była notka dla prefekta o zmianie godzin patrolów, jak tak bardzo cię to interesuje - dodała, czując nagły przypływ kreatywności i na dobre przymykając Melanie.
Śniadanie szybko dobiegło końca. Callie zakładała swoją torbę i przygotowywała się do wyjścia z Wielkiej Sali, by wykorzystać jakoś swoją wolną godzinę, gdy zatrzymała ją Ann.
- Możemy teraz pogadać? - spytała ją, trzymając palec pomiędzy stronicami grubej księgi, by nie zgubić strony.
- A, tak - odparła, przypominając sobie wczorajszą rozmowę.
- Tylko same - dodała pospiesznie Ann. - Najlepiej na dworze.
Callie skinęła głową i obie ruszyły na dziedziniec, na którym kręciło się kilkunastu uczniów również z innych roczników, którzy też nie mieli niektórych lekcji.
- W sumie dziwne, Ann, ty nigdy nie chcesz gadać - powiedziała Callie, gdy zmierzały na jedną z ławek. - O co w ogóle chodzi?
Ann założyła kosmyk włosów za ucho, unikając wzroku przyjaciółki za wszelką cenę.
- Wszystko z tobą w porządku? - mruknęła, siadając na ławce.
- Eee...Tak? Czemu pytasz? - Callie usadowiła się obok niej, zdumiona.
- Ostatnio bardzo dziwnie się zachowujesz - wyjaśniła cicho Ann. - Melanie w ogóle podejrzewa, że z kimś się spotykasz.
- Chodzę na patrole, nie na schadzki - Callie przewróciła oczami, choć w środku się trochę wystraszyła. No ale z drugiej strony...Melanie była za głupia, by dodać dwa do dwóch, prawda?
- Chodziło mi bardziej... - Ann zaczęła bawić się kawałkiem szaty, zupełnie jak wcześniej - ...że spotykasz się, w sensie, że masz kogoś.
- Co? Niby kogo? - Callie parsknęła udawanym śmiechem.
- Po prostu wczoraj wieczorem...
Tu serce Callie na chwilę stanęło. Była praktycznie na sto procent pewna, że Ann powie, że ktoś widział ją wchodzącą do przejścia czy coś w tym stylu, a ona będzie pogrzebana...
- Bo wczoraj długo nie wracałaś i...No wiesz, jak u nas jest z plotkami...Wsyzscy myślą tylko o jednym... - dokończyła Ann, a Callie w duchu odetchnęła z ulgą.
- Co za idioci - mruknęła do siebie, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że jej znajomi to planktony umysłowe. - Nie mam nikogo, jeju, co ich tak interesuje moje życie uczuciowe?
- Naprawdę? - tu Ann po raz pierwszy uniosła wzrok na Callie, jakby z nadzieją.
- No naprawdę - odparła szatynka, wzdychając i spoglądając przed siebie. Wtedy po drugiej stronie dziedzińca zauważyła opierającego się o filar Freda (albo George'a) i znowu prawie dostała zawału. Chłopak zaśmiał się, zobaczywszy jej przerażony wyraz twarzy. Callie spojrzała na siedzącą obok niej Ann, a potem z powrotem na niego, jakby pokazując, żeby nic nie robił.
- Na co patrzysz? - spytała po chwili Ann.
- Aa tak patrzę jakie to niebo niebieskie dzisiaj, nie? - Callie natychmiast uniosła wzrok na sklepienie, które, o ironio, akurat było całe zakryte ciemnymi chmurami. Modliła się w duchu, że przyjaciółka to kupi.
- Chyba...? - powiedziała skołowana okularnica, sama patrząc w górę.
Korzystając z rozproszenia Ann, Callie ponownie spojrzała na jednego z bliźniaków, który wykonał krótki ruch naśladujący mieszanie, po czym pokazał jej uniesiony kciuk. W odpowiedzi szatynka skinęła wręcz niezauważalnie głową. On uśmiechnął się ponownie i odszedł, a ona spojrzała z powrotem na Ann.
- To wszystko, o czym chciałaś pogadać?
- Umm...Tak, chyba tak... - Ann znowu spuściła wzrok na kolana.
- Super, to ja idę - oświadczyła Callie i szybkim ruchem podniosła z podłogi swoją torbę, po czym wstała i zaczęła odchodzić, gotowa nagadać któremuś Weasleyowi za tę niedyskrecję.
-
Niech to będzie nagrodą za wczorajsze raczysko 😂❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro