Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Sapphira śmiała się, jakbym powiedziała coś niezwykle zabawnego.

– Nie mogę się doczekać, aż was złamię – oznajmiła, uśmiechając się nikczemnie. – Ames musiałby spalić całe Podziemie, żeby do ciebie dotrzeć. Wiesz dlaczego?

Milczałam, wytrzymując jej świdrujący wzrok.

– On nie ma pojęcia, gdzie jesteś. Może zrobić wszystko, ale nigdy cię nie znajdzie.

Całym sercem chciałam wierzyć, że tym razem to ona próbowała blefować, ale wiedziałam, że mówiła prawdę. Ames nie mógł mnie wyczuć. Sam to powiedział, zanim zostałam porwana. Nie miałam pojęcia, jak Sapphira tego dokonała, ale Ames nie mógł się już zjawić na moje zawołanie.

– Mogę zaproponować mu układ – odezwała się. – On w zamian za ciebie.

Pragnęłam się zaśmiać, bo uznałam to za kolejną próbę zastraszenia mnie, której nie chciałam do siebie przyjąć, ale naraz mnie zmroziło. Wszystkie słowa Ignatii jak potężna fala zalały mój umysł.

Oni go chcą, Souline. Nie pozwól, żeby znalazł się w ich rękach.

Nigdy w niego nie wątp, proszę cię, Souline. Każdy chce was obrócić przeciwko sobie. Nie pozwól na to.

Jego ogień ma dwie strony, Souline. Może być ogniem zniszczenia lub ogniem życia. Dlatego tak bardzo go chcą. Dlatego tak bardzo się go boją i chcą powstrzymać.

Lodowate zimno zaczęło płynąć moimi żyłami. Nie chodziło tylko o kamień. Pragnęli zdobyć przedmiot wraz z Amesem, a ja właśnie stałam się największą możliwą kartą przetargową.

Poczułam koszmarny strach. Nie, nie, nie. Ignatia ostrzegała mnie, że chcą go skrzywdzić. Że był zagrożeniem, które chciało się wyeliminować. Ale nigdy nie sądziłam, że to właśnie mnie wykorzystają, by to osiągnąć.

Skrzywdzić można na wiele sposobów.

– A skoro Ames nie ma pojęcia, gdzie jesteś... – kontynuowała. – Nie ma również pojęcia, co się z tobą dzieje. Mogę mu wmówić, że oddałaś kamień. Mogę dokładnie opisać tortury na tobie, identyczne, jakich dopuściłam się na nim. Mogę poruszyć każdą czułą strunę. I mogę dotrzymać obietnicy, którą mu złożę. Bo wiesz, co stanie się później? Teraz tak bardzo chronisz kamień, ale gdy Ames będzie u mnie, zwrócę się do ciebie z inną propozycją. Na którą na pewno przystaniesz, by odzyskać jego.

Sapphira nie mogła uwierzyć, że sprawuje nad nami jakąkolwiek władzę, bo będziemy skończeni. Ignatia była niezrównoważona i prawie nigdy nie można było jej ufać, ale w jednej sprawie miała rację. Nie mogłam zwątpić w Amesa. Wierzyłam, że mnie odnajdzie i nie ulegnie manipulacjom Sapphiry.

Poza tym, była jeszcze jedna istotna kwestia, o której Sapphira nie zdawała sobie sprawy. Będzie chciała mnie złamać, żeby dostać kamień, ale ja niedługo miałam umrzeć. Nie posiadałam przyszłości, o którą mogłabym walczyć.

Przedmiot ukryty w naszyjniku zaczął palić mnie w skórę. Zrozumiałam, że moim ostatnim zadaniem przed śmiercią była ochrona tego kamienia. Byłam gotowa poświęcić siebie, by nigdy przenigdy nie znalazł się w nieodpowiednich rękach. Może i ja nie miałam przyszłości, ale będę walczyć o przyszłość poddanych Królestwa Ognia. Nie należał im się los, który zgotowałaby im Sapphira.

– Twój plan ma wiele niedociągnięć – oznajmiłam, powstrzymując chęć naplucia w jej parszywą twarz. – Ames nie wybrałby mnie na swoją wybrankę, gdybym tak łatwo dała ci się podejść. Doskonale wiem, co oznacza ten kamień w twoich rękach i nigdy ci go nie oddam. Ames mnie zna. Wie, że nie poddam się tak łatwo. – Nachyliłam się i tym razem to ja się uśmiechnęłam. – A wiesz, czego jeszcze nie założyłaś? Że nie mam nic do stracenia. I ty doskonale o to zadbałaś. Nie oddam ci kamienia tylko po to, by wrócić do Amesa. Jestem królową. I tak jak Ames dbam o poddanych.

Sapphira odwzajemniła uśmiech.

– Jesteś nikim, Souline. Przeżyłam dekady, łamiąc potężniejsze osoby niż ty. Myślisz, że ze mną wygrasz?

– Nie walczysz tylko ze mną, Sapphiro. Walczysz z kimś, kto włada ogniem, a ty jesteś jak oliwa. Wiesz, co się dzieje, gdy te dwie rzeczy się łączą? – Przez sekundę coś w jej spojrzeniu się zmieniło. Nie była tak pewna siebie, jak próbowała pokazać. – Powstaje pożar, którego niszczycielska siła obraca wszystko w proch. – Miałam na tym skończyć, ale ostatecznie dodałam coś, z czego nie byłam dumna, ale liczyłam, że ją przerazi. – Władcy Królestwa Lodu coś o tym wiedzą. Chcesz skończyć jak oni?

Królowa wyprostowała się, płatki złota na jej sukni błysnęły w ciemnościach. Niepohamowana wściekłość przemknęła przez jej nieskazitelną twarz. Zastanowiłam się, jak ktoś tak piękny z zewnątrz może mieć tak gnijące wnętrze.

– Może sama nie jestem na tyle potężna, by skrzywdzić Amesa... – Złapała za pręt i ścisnęła. Żelazo jęknęło, poddając się pod jej siłą. – Ale pomyśl, gdybym przeciągnęła na swoją stronę pozostałe królestwa. Phyllona już mam. Wystarczy zdobyć poparcie władców Ziemi, co wcale nie będzie takie trudne, gdy przedstawię im, jakie zagrożenie stwarza Ames. Myślisz, że twój wybranek oparłby się t a k i e j potędze?

Prychnęłam.

– Chyba nie widziałaś pełni jego mocy, skoro uważasz, że mielibyście jakiekolwiek szanse.

– Och, widziałam doskonale. – Szeroki uśmiech rozciągnął pomalowane na czarno usta. – Tak samo jak ty. Ten popis, którego niedawno byliśmy świadkiem w tunelach, ogarnął całe Podziemie.

Wstrzymałam oddech. Całe?

– Szok na twojej twarzy mówi mi, że nie miałaś pojęcia. – Zaśmiała się. – Przyznam, że byłam pod wrażeniem. Nie sądziłam, że posiada tak dużo zielonego płomienia. Jego poprzednia moc starczyła na jedno, najmniejsze królestwo i prawie go to zabiło. A teraz... – Pokręciła głową. – Teraz może zalać ogniem cały nasz świat. Zastanawia mnie więc jedno. Jak mógł wypuścić z siebie tyle mocy i nikogo nie spalić? Tylko niepotrzebnie się naraził.

Było mi jednocześnie zimno i gorąco. O czym ona, do cholery, mówiła?

– Moc nie ma nieskończonego źródła. A Ames pozbył się jej, pochłaniając Podziemie zielonym płomieniem i musi poczekać, aż się odbuduje. Jest teraz całkowicie bezbronny.

Ledwo utrzymałam się na nogach. Powietrze z trudem przechodziło przez moje gardło, gubiąc się co chwila w płucach. Strach, który schowałam w żołądku, nagle zaczął wychodzić na zewnątrz.

Tak właśnie Ames został skrzywdzony piętnaście lat temu. Gdy spalił Królestwo Lodu, całkowicie wykorzystał biały ogień i nie mógł się bronić. Został pojmany i torturowany. Odebrano mu moc.

– Poza tym, droga Souline, nie widziałaś jeszcze, do czego m y jesteśmy zdolni. Chyba nie sądzisz, że to, co pokazałam z Phyllonem na przyjęciu pożegnalnym zorganizowanym przez Mistrzynię Mądrości, było maksimum naszej mocy. To był zaledwie procent. Moje powietrze potrafi odcinać kończyny. Odpowiednio wymierzony cios, niespodziewany i bliski... – Przekrzywiła głowę. – Myślisz, że Ames by z tym wygrał? Samotnie pokonałam dwóch władców. Zabiłam rodziców Bibiany i zbliżyłam się na tyle, by wyrwać im serca. Przejęłam królestwo. I zrobiłam to sama. Myślisz, że teraz, gdy praktycznie nie ma mocy, nie jestem w stanie go pokonać?

Strużka potu spłynęła mi po plecach.

– Nie znasz go – powiedziałam i dziękowałam wszechświatowi, że nie zadrżał mi głos. – Nie ulegnie twoim sztuczkom. I nawet bez mocy jest potężny. Spójrz, jak długo utrzymał się na tronie bez białego ognia.

– Souline. – Cmoknęła językiem zniesmaczona. – Zapominasz, że poznałam twojego wybranka doskonale. Może nawet lepiej niż ty. Codzienne tortury potrafią wyjątkowo do siebie zbliżyć, wiesz? Pamiętam jego krzyki. Pamiętam jego ból i wyraz twarzy. Pamiętam usta wykrzywione w cierpieniu. – Mocniej ścisnęła kraty i prawie się wzdrygnęłam. – Byłam blisko zniszczenia go, ale popełniłam błąd, okazując zbyt dużo dobroci. Z tobą tak się nie stanie. Zniszczę cię, Souline. Skrzywdzę tak bardzo, że nigdy się po tym nie pozbierasz.

Przełknęłam ślinę, moje gardło nagle kompletnie zaschło.

– Nie możesz mnie skrzywdzić. Nie, dopóki mam kamień.

– Och, naiwna istoto. Torturować można na wiele sposobów. – Puściła kraty, a wykręcone pręty sprawiły, że przeszedł mnie dreszcz. – Nawet nie wiesz, jakie piekło można stworzyć w samym umyśle. Wykończę cię psychicznie, odbiorę rozum, zmiażdżę umysł.

Nie byłam w stanie się odezwać, a Sapphira już nic więcej nie powiedziała. Obrzuciła mnie jedynie pogardliwym spojrzeniem, po czym odeszła, śmiejąc się głośno, a ten okropny dźwięk odbijał się od pustych ścian jeszcze długo po jej zniknięciu.

Objęłam się ramionami i osunęłam na ziemię.

– Ames? – szepnęłam.

Ames nie odpowiadał.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro