Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Krew spływała z jego włosów, podkreślając ostre rysy twarzy i malując na niej bezwzględny wyraz. Szkarłat rozprzestrzeniał się dalej i brudził jego ramiona, ręce, ciało. Nawet nie drgnął, gdy kolejny wytrysk uderzył go w policzek.

– Minevro, przytwierdź z powrotem jego język.

Uzdrowicielka z wahaniem przeszła obok króla. Ames przeraził ją tylko kilka razy, odkąd go poznała, ale w takiej postaci jeszcze go nie widziała. Wyglądał jak najniebezpieczniejsza i najokrutniejsza istota we wszechświecie.

Wyglądał jak... potwór.

Podeszła do więźnia, który już po raz trzeci odgryzł sobie język. Ames go torturował i próbował wtargnąć do jego umysłu, a ona badała ukrytą przez jaszczura energię. Jak na razie ponosili kompletną porażkę.

Zdusiła w sobie frustrację i sięgnęła po wypluty narząd.

– Pomożesz? – spytała, zerkając na króla przez ramię.

Ames zbliżył się, po czym złapał mężczyznę za twarz. Siłą rozerwał jego szczęki, a huk łamanych kości odbił się od pustych ścian. Więzień wydał z siebie żałosny dźwięk. Minevra nie tracąc ani sekundy, wypuściła z siebie moc. Złote wiązki złapały odgryzioną część ciała i złączyły się z powrotem z właścicielem.

– Gotowe – oznajmiła, odsuwając się.

Król przekrzywił głowę, przyglądając się mężczyźnie.

– Nie rozumiem, po co się tak trudzisz – stwierdził. – Za każdym razem odzyskasz język. Jedynie tracisz krew i sprawiasz sobie dodatkowy ból. I przy okazji mnie irytujesz, a to naprawdę nie działa na twoją korzyść. – Ścisnął ręką złamaną szczękę. Więzień wydarł się, jakby znowu obdzierano go ze skóry. – Powiedz mi, jak maskujesz energię, a oszczędzę ci cierpienia.

Jaszczur rzęził ciężko, wpatrując się z nienawiścią w Amesa.

– I tak mnie zabijesz – wypluł.

Ames uśmiechnął się upiornie.

– Oczywiście, że tak. Możesz jednak umrzeć szybciej lub siedzieć tu i krzyczeć z bólu. Twój wybór.

Reptilianin zarechotał.

– Nie masz pojęcia, z czym się mierzysz – wychrypiał. – Nie można znaleźć energii, która została ukryta.

Ames zmarszczył brwi.

– Jesteś jakiś ograniczony, czy jak? Pozwól, że przytoczę ci trochę wiedzy ze słownika. Słowo „znaleźć" oznacza ustalenie miejsca, gdzie przebywa coś ukrytego. To tylko kwestia czasu, aż ją znajdę, czy mi to powiesz, czy nie.

– Zanim się zorientujesz, będzie już po wszystkim, a jeśli ją znajdziesz, to martwą. Przy śmierci energia potęguje się, by wydostać duszę dla wszechświata. Wtedy na pewno ją poczujesz.

Spojrzenie Amesa stało się surowe.

– Martwą... – powiedział niskim głosem. – Naprawdę musisz lubić ból, skoro o niej wspominasz.

Reptilianin odsłonił zakrwawione zęby.

– Nic ci nie powiem. Możesz mnie torturować, ile zapragniesz, ale nie wyciągniesz ze mnie żadnych informacji.

– Brzmi jak wyzwanie. – Król uśmiechnął się krzywo. – Jest ktoś, kto stoi na szczycie, prawda? Nie jest to Sapphira ani Phyllon.

Więzień milczał.

– To Casimir, prawda?

Minevra wciągnęła z sykiem powietrze, a reptilianin rozszerzył oczy z szoku. Ames zaśmiał się.

– No popatrz, nawet nie musiałeś nic mówić. Dziękuję za informację. Jest bardzo przydatna.

– Nie! Pocze...

Ames ścisnął mężczyznę mocno za szyję, posyłając w jego ciało ogień. Żyły więźnia rozjaśniły się, a on przeraźliwie wrzasnął. Zielony płomień wsiąkł w niego od środka i zaczął wypływać z oczu, ust i uszu. Krzyki zmieszały się z buczeniem ognia, a ciało reptilianina... wybuchło.

Mężczyzna rozpadł się w popiół.

Ames wyprostował się i powoli odwrócił do Minevry. Jego oczy były martwe.

– Chcę kolejnego.

Skinęła głową i pospiesznie wyszła z lochu.

Ames przymknął powieki i wytężył umysł. Wszystkie zmysły były otwarte na jego wybrankę, jednak nadal odbierał tylko szum przerażającej ciszy. Usilnie starał się nie pozwolić wygrać emocjom, lecz przychodziło mu to z coraz większym trudem. Mijały kolejne godziny, a on nie wiedział, gdzie przebywa Soul. Odnosił wrażenie, że kiedy się do niej zbliża, ona oddala się jeszcze bardziej niż poprzednio.

Odetchnął głęboko, wyciszając w sobie gniew i panikę. Musiał zachować jasny umysł i skupić się na racjonalnym działaniu. Nie było miejsca na błędy. Popełnił ich już wystarczająco.

– Amiasie...

Ochrypły głos generała wyrwał go z transu. Otworzył oczy i jego wzrok padł na słaniającego się na nogach Eliasa. Z licznych ran sączyła się krew, a na zmasakrowanej twarzy malowało się wycieńczenie.

– Musimy porozmawiać – oznajmił z widocznym wysiłkiem. – Teraz.

***

Dash przemierzał korytarze energicznym krokiem. Z każdą minutą lepiej odnajdywał się w swoim nowym ciele, bardziej rozumiał siłę, którą posiadł. Nie wiedział jednak nic o mocy. Użył jej tylko raz, przez przypadek. Do teraz nie miał pojęcia, jak to zrobił. Sądził, że powinien czuć coś w środku siebie, cokolwiek, jednak odczuwał jedynie pustkę.

Ta pustka ziała w nim, odkąd porwano Souline.

Nie tylko on wtedy zawiódł i zamierzał wykorzystać ten fakt na swoją korzyść. Dzięki nowemu słuchowi z łatwością dowiedział się, gdzie będzie osoba, której szukał.

Minął sale treningowe i zszedł niżej, do miejsca, w którym zbierała się część wojska na zmianę z rannymi żołnierzami. Mijał uzbrojonych po zęby wojowników, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Może dlatego, że wyglądał podobnie do nich – założył skradziony strój do walki i zaopatrzył się w tonę broni.

W końcu odnalazł wzrokiem Bokhaida. Znalazł się przy nim w ułamku sekundy. Ledwo wyhamował i prawie się przewrócił, ale w ostatniej chwili zapanował nad ciałem.

– Pozwól mi walczyć – odezwał się, zanim strażnik zdążył to zrobić.

Bokhaid zmierzył go wzrokiem. Jeśli zdziwił go strój Dasha, nie dał tego po sobie poznać.

– Nie ma mowy.

Dash uniósł łuk i wystrzelił. Bokhaid usunął się z drogi, lecz strzała zmieniła kierunek i trafiła go w ramię. Strażnik rozszerzył oczy.

– Jak...?

– Odkryłem to przed chwilą – odpowiedział Dash. – Nie mogłem siedzieć bezczynnie, więc zacząłem ćwiczyć. Każda moja strzała trafia do celu, który sobie wymierzam.

Ponownie uniósł łuk i tym razem wycelował w wazon na końcu korytarza. W ostatniej sekundzie jednak stanął bokiem i wypuścił strzałę w przeciwnym kierunku. Pocisk nigdy nie powinien dolecieć do wazonu, lecz zaraz rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.

Odwrócił się i spojrzał na Bokhaida.

– Podejrzewam, że to mój... dar.

Strażnik przez chwilę wpatrywał się w niego zagadkowo, po czym jednym ruchem wyrwał strzałę.

– Nie masz pojęcia, jak jest na wojnie – oznajmił ostro. – Nawet przeszkoleni wojownicy czasami nie wytrzymują pewnych widoków. To nie przypomina ludzkich walk. U nas jest brutalnie. Nieludzko.

– Nie jestem już człowiekiem – odparował i dodał z zawzięciem: – Dam radę.

Bokhaid pokręcił głową.

– Nie.

– Muszę coś zrobić! – zaoponował, mocniej ściskając łuk. – Moja siostra jest przetrzymywana przez potwory, a Ames nie może jej znaleźć. Muszę jej pomóc!

– To wcale nie jest takie proste. Ames robi wszystko, by ją znaleźć.

– Wiem. – Dashowi załamał się głos. – Widziałem, jak na nią patrzy. Wiem, że poruszy każdy skrawek ziemi, by ją odzyskać. Ale ja też mogę coś zrobić. – Jego spojrzenie stało się zdeterminowane. – To moja siostra. Moja krew i rodzina. Sam masz siostrę. Jak możesz mi odmawiać, doskonale wiedząc, co czuję?

Bokhaid milczał z zaciętą miną.

– Chcę się przydać. – Dash zbliżył się do niego. – Mogę walczyć i zabijać. Dla Soul mogę zrobić wszystko. To przeze mnie została porwana. Chciała mnie uratować i... – Zacisnął szczęki. – Zrobię, co w mojej mocy, by pomóc.

Strażnik przymknął powieki i przeklął pod nosem.

– Nie wejdziesz w środek walki. Zostaniesz przydzielony do łuczników i to z nimi będziesz się trzymał. Jeśli wasze miejsce zostanie zdemaskowane i zaatakowane, nie walczysz, tylko uciekasz. Ja cię znajdę. Rozumiesz?

Dashiell skinął głową.

– Przydzielam cię do mojego oddziału i od teraz jesteś moim podwładnym. Słuchasz moich rozkazów. Nie wolno ci się sprzeciwiać. Rozumiesz?

Dash ponownie skinął głową.

– Świetnie. W takim razie chodźmy zabić trochę powietrznych ścierw.

***

Ames przeniósł ich portalem do królewskich komnat.

– Wezwałem uzdrowicielkę. – Pomógł Eliasowi usiąść na kanapie. – Gdzie Złotka?

Generał rozerwał materiał zepsutego stroju, z którego wypadła figurka w kształcie niedźwiedzia. Ames złapał ją, zanim uderzyła w podłogę. Wyprostował się, po czym podrzucił ją i rozpostarł ręce na boki. Moc wyrwała się z niego i zawirowała, tworząc bańkę. Ogień objął figurkę, a następnie przyjął w sam środek. Złoto roztopiło się, po czym przykleiło do ścianek i zaczęło formować zwierzęcy kształt.

Pot skroplił czoło króla. Zamknął oczy i marszczył brwi, nieprzerwanie dodając zielony płomień do wykonywanego rytuału. Tworzył swoją niedźwiedzicę z pamięci, kawałek po kawałku. Ogień trzaskał w bańce, poddając się jego woli. Zmuszał moc do zwrócenia jej wspomnień i uczuć. Zmuszał, by stworzyła serce, które znowu będzie biło ogniem i więzią.

Krew spłynęła stróżką z jego nosa, ostry ból przedarł się do umysłu. Jego ciało protestowało zbyt dużym wyładowaniem płomienia. Zignorował to i kontynuował swoje dzieło. Sięgnął do źródła, po czym zaciskając zęby, wyrwał z siebie kawałek mocy i przekazał go niedźwiedzicy, napełniając ją życiodajną siłą. Złoto poruszyło się, zaczęło oddychać. Ogień poruszył serce i płuca, a na końcu zapłonął w żyłach.

Rozbłysk mocy zawładnął komnatą, a potężny ryk wstrząsnął ścianami. Ames zachwiał się, ogień uderzył w jego pierś. Zielony płomień powrócił do właściciela, a przed oczami ukazała mu się jego najwierniejsza towarzyszka.

Złotka powróciła.

Przez chwilę wpatrywała się zdezorientowana na swojego stwórcę, po czym upadła na podłogę, kwicząc z powodu powracającego bólu z zadanego ciosu i szalejącego w niej płomienia. Ames znalazł się przy niej i uklęknął.

– Wiem – powiedział łagodnie, przepraszająco, dotykając delikatnie jej boku, by nie sprawić jej dodatkowej krzywdy. – Twoje ciało musi na powrót stać się jednością z ogniem. Nasze połączenie dopiero się wytwarza, dlatego nie możemy rozmawiać w myślach i nie mogę odebrać od ciebie bólu. Wybacz mi, Złotko.

Popatrzyła na niego wypełnionymi smutkiem złotymi oczami i spróbowała przysunąć się bliżej. Ames pogłaskał ją lekko po głowie. Jego dotyk ją uspokajał.

– Rzucę zaklęcie i odejdziesz w sen. Pomoże ci to przetrwać ból.

Złotka zaskomlała w odpowiedzi.

– Cii... nie bój się – uspokoił. – Zapanuj nad ogniem i wróć. Będę na ciebie czekał, wierna towarzyszko.

Poruszyła łbem, zgadzając się i posłała mu ostatnie udręczone spojrzenie. Zamknęła oczy, a Ames spełnił swoją obietnicę, pogrążając ją w ciemności. Dał sobie kilka sekund, po czym wstał i odwrócił się do generała, który był opatrywany przez uzdrowicielkę. Czarnowłosa kobieta skończyła bandażować pierś Eliasa, a następnie zwróciła się do króla:

– Moja moc nie wpływa na rany generała Eliasa. Nie wiem dlaczego, ale ciało ją odrzuca. Zaaplikowałam specjalną maść, która powinna wzmocnić skórę i wyciągnąć ewentualne toksyny, ale nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Wrócę za godzinę i spróbuję ponownie użyć mocy.

– Rozumiem. – Skinął głową. – Dziękuję, Thereso.

– Wasza Wysokość. – Ukłoniła się nisko i pospiesznie opuściła komnatę.

Kiedy drzwi się zamknęły, Ames natychmiast spytał:

– Co tam się wydarzyło?

– Wiem, o czym myślisz... – zaczął spokojnie.

– Och, doprawdy, Eliasie? – rzucił kąśliwie.

Generał dźwignął się z kanapy i oznajmił:

– Nie możesz zejść do tuneli.

Oczy Amesa ciskały gromy.

– Podaj mi jeden dobry powód, przez który nie mogę tam pójść i wszystkiego spalić.

– Chociażby dlatego, że jeśli zaczniesz palić poszczególne korytarze, wszystko się zawali. Nie wiemy do końca, jak działa kamień i czy uchroniłby ją przed toną ziemi. Myśl, Ames. Myśl! – Elias również był wzburzony. – Nawet jeśli zdecydowałbyś się ich nie spalić, sieć jest tak rozległa, a nie znamy jeszcze wszystkiego, że z jaszczurzą szybkością przemierzenie całego układu bez map zajmie ci kilka do kilkunastu dni!

Wokół Amesa zatańczyły płomienie.

– Przypominam ci, że mapy tworzone są po to, by jak najszybciej znaleźć Souline – powiedział Elias, niewzruszony kierującym się do niego ogniem. – Wysłałeś Złotkę i mnie, żeby nie zwrócić ich uwagi. Poczują twoją moc od razu, gdy się tam znajdziesz, a te tunele wcale nie powstały, by uwięzić Souline. Ona jest środkiem do celu i nie chodzi mi tutaj jedynie o kamień. – Spojrzał mu prosto w oczy. – Tunele to pułapka. Na ciebie.

Ames zaśmiał się.

– Dziękuję za troskę, ale potrafię o siebie zadbać.

– Nie rozumiesz! – Zbliżył się. – Korytarze nieustannie się zmieniają. Naliczyłem siedemnaście różnych kombinacji, a nie byłem tam długo.

– Eliasie, mam zielony płomień. Poradzę sobie. Już i tak zbyt długo zwlekałem. Najpierw mapy, później informacje... – Pokręcił głową. – Starałem się działać racjonalnie, ale skończyłem. Powinienem zejść do tuneli od razu, gdy dowiedziałem się o ich istnieniu. Nie zamierzam marnować ani sekundy dłużej. Idę po Souline!

Elias złapał go za ramię. Nagły ruch sprawił, że rany na jego piersi otworzyły się i krew zabarwiła jasny materiał bandaża.

– Nagle zgubiłeś gdzieś rozum? – warknął. – Ogarnij się! Gdybyś tam wtedy zszedł, zostałbyś pojmany, a Souline byłaby już martwa.

Ames wyrwał się.

– Pojmany? – Przyjął stoicki wyraz twarzy. – Czego mi nie mówisz, Eliasie?

Generał przeklął głośno.

– W tunelach jest coś na kształt mgły, pyłu. Pojawia się znikąd i blokuje nie tylko magię, ale też żywioł. Było nas trzydziestu, Ames. Zostało tylko trzech. Napotkaliśmy także istoty, z którymi ledwo sobie poradziliśmy. Wydostaliśmy się tylko dlatego, że ktoś je odwołał, a gdy uciekaliśmy, ściany zmieniały się tak, by nas wypuścić.

– Ktoś chciał, żebyś mi to przekazał – domyślił się. – Ktoś chciał, żebyś mnie ostrzegł.

Elias skinął głową.

– Kto?

– Wydaje mi się, że była to... Ignatia. Zauważyłem kogoś przy wyjściu z tuneli. Podobna sylwetka, identyczne włosy.

Ames przymknął na chwilę powieki. Gdy na powrót je uniósł, jego oczy zmieniły się na jaszczurze.

– Dobrze – oznajmił ze spokojem. – Mam informacje, wiem na co uważać. Idę po nią. Idę po moją wybrankę.

– Nawet nie wiesz, gdzie ona jest!

Ames zacisnął szczęki.

– To nie ma znaczenia.

– Jak to?

Ames pragnął zakończyć tę rozmowę jak najszybciej.

– Nie mam czasu...

– Ames, mów!

Król przeklął swojego dawnego przyjaciela w myślach i powiedział:

– Widziałem się z Phyllonem...

– Gdzie on jest? – wtrącił się Elias. – Pojmałeś go?

– Nie...

– Dlaczego? – znowu mu przerwał.

– Bo zastawiłem na niego pułapkę! Jeśli bym go pojmał, nie mógłbym go nawet torturować, bo nie mam pojęcia, jak połączenie ich żyć oddziałuje na Soul. Już wystarczająco zaryzykowałem na spotkaniu.

Generał zwęził oczy.

– Słucham?

– Prawie wyrwałem mu serce i zagroziłem, że jeśli nie odda Souline w ciągu godziny, zabiję go.

– I nie oddał jej – stwierdził Elias.

Ames zaśmiał się z goryczą.

– Oczywiście, że nie. Ale dowiedziałem się, że Sapphira i Phyllon zawarli układ. Przez kolejne dwadzieścia dni Soul jest w całkowitym władaniu królowej, a Phyllon wrócił do swojej kryjówki. Nie odważy się z niej wyjść, więc przynajmniej wiem, że nie zagrozi życiu Souline.

– Ames – warknął Elias. – Co ty, do cholery, wyprawiasz? Nie pojmałeś jednego ze swoich największych wrogów! Dałeś mu odejść wolno!

– Włożyłem mu do serca kawałek ognia. Znam jego lokalizację. Nie muszę szukać jego energii, bo czuję w nim mój płomień.

Elias był w takim szoku, że przez chwilę zaniemówił.

– To w ogóle możliwe?

– Nie wiedziałem, czy to zadziała. Zaryzykowałem. – Zerknął na niedźwiedzicę. – Pomyślałem, że moja więź ze Złotką działa dzięki ogniu. To moc wyczuwam, a nie ją. Podobnie było w przypadku Bokhaida, gdy scaliłem jego serce z kawałkiem miecza. Przez kilka dni wyraźnie czułem w nim resztkę ognia. Stwierdziłem, że spróbuję z Phyllonem i opłaciło się. Zielony płomień pozwala mi go zlokalizować mimo ukrytej energii.

Generał milczał, wprawiając króla w coraz większe zniecierpliwienie.

– Phyllon jest idiotą, ale jest też przebiegły – odezwał się jego dawny przyjaciel. – Domyśli się, że coś zrobiłeś.

– Zanim zacznie coś podejrzewać, trochę minie, a nawet wtedy nie będzie wiedział, co uczyniłem. Wiem, gdzie on jest, więc jeśli tylko Soul się przy nim znajdzie, zdołam ją uratować.

– Skąd będziesz to wiedział? Przecież nie wyczuwasz Souline.

– Wysłałem do kryjówki Phyllona szpiega, który od dekady pracuje jako strażnik w jego zamku. Phyllon nie uważa go za zagrożenie, a jeśli Hacil zaproponuje mu ochronę, pozwoli mu z nim zostać. Gdy tylko zobaczy Souline, poinformuje mnie i zaatakuję. – Pstryknął palcami i jego zakrwawione ubrania zmieniły się w łuskowaty strój do walki. – Sapphira groziła, że jeśli ją zabiję, Phyllon zajmie się Souline i ukryje ją tak, że nigdy jej nie znajdę. Idę więc ją zabić.

Ames ruszył w stronę gabinetu, gdzie przechowywał broń, lecz Elias zagrodził mu drogę.

– Jeśli chcesz tam iść, najpierw będziesz musiał mnie zabić.

Płomienie zajęły dłonie króla.

– Nie prowokuj mnie – wycedził. – To naprawdę nie jest dobry moment.

– Mówię poważnie, Ames. Jeśli cię złapią, pociągniesz za sobą Souline. A ona umrze. Daj mi się uzdrowić i tam wrócę. Tym razem będę lepiej przygotowany. Jeśli pójdę sam, możliwe, że nie zwrócą na mnie uwagi.

Ames zacisnął dłonie w pięści i zdusił w sobie wybuch. Nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść, że choć posiadał niezmierzone pokłady mocy, nie mógł uratować Souline. Nie nawidził tego, że z całą jego potęgą, był bezużyteczny. Kompletnie, beznadziejnie bezużyteczny. Ogień, który powinien ją uratować, tak naprawdę tylko w tym przeszkadzał.

Obiecał sobie, że gdy odnajdzie Soulie, nie opuści jej na krok. Zapewni jej bezpieczeństwo i spokój. Przy nim już na zawsze będzie bezpieczna. Już nigdy więcej jej nie zawiedzie. Nie obchodziły go konsekwencje. Sprawi, że jego obietnica stanie się rzeczywistością. Ogień zawrzał w jego ciele, zgadzając się z nim.

Ames cały czas milczał, więc Elias wykorzystał to i mówił dalej:

– W tym czasie musimy dowiedzieć się, jak najwięcej. Musimy... – urwał i siarczyście przeklął. – Nie mam pojęcia, gdzie szukać. Energia, pył, istoty... Skąd oni to wszystko mają?

Król wpatrywał się w swojego generała.

– Mówiłem ci, że coś nie gra z Phyllonem, pamiętasz? – Gdy Elias przytaknął, Ames kontynuował: – Gdy byłem u niego, sprawdzałem też, czy jest na tyle ważny, by ktoś, kto nim włada, interweniował, ale tak jak podejrzewałem, jest tylko pionkiem. Ktoś obiecał mu coś, czego pragnie i z tego powodu jest mu posłuszny.

– Sapphira?

– Nie. – Posłał mu poważne spojrzenie. – Casimir.

Elias zamrugał.

– Chyba nie myślisz, że...

– Tak. Jestem pewny, że Muzyk pochodzi z innego wymiaru.

– Ale... – Generał na chwilę zaniemówił. – Jak to możliwe? Przecież...

– Moja siostra coś wie. Upewniłem się w tym po twoich słowach. Nie wiem, co kombinuje, ale przed... – Zacisnął szczęki. Po tylu latach czasami nadal nie potrafił wypowiedzieć okropnej prawdy. – Była moją doradczynią. Ufałem każdemu jej wyborowi. Nie bez powodu zaklęła go na dachu.

– Czyli to on jest za wszystko odpowiedzialny – podsumował generał. – To on nam umykał.

– Owszem. Jeden z więźniów z blizną na szyi niedawno mi to potwierdził.

Elias pokiwał w zamyśleniu głową.

– Wpadłem na coś. – Podszedł do stołu, gdzie leżały kopie map tuneli i zapatrzył się na nie. – Do stworzenia portalu potrzeba energii. Kiedy nie mogłem go otworzyć, spytałem Lezona, czy czuć moją energię i nie wyczuł nic. Ktoś ją zamaskował, żebyśmy nie mogli się szybko przemieścić do Złotki i Souline.

Ames wyczulił zmysły.

– Teraz czuć twoją energię – stwierdził.

– No właśnie. Zakładam, że Sapphira potrafi manipulować nią na tyle, by na chwilę ją przywrócić, aby posłużyć się portalem. Cały czas ją ukrywa, ale jestem pewien, że czasami przywołuje energię, by szybko zmienić lokalizację. Swoją lub czyjąś. – Popatrzył na swojego króla. – Dzięki paktowi Podziemia jesteś w stanie wyczuć energię każdego z władców, by w razie zagrożenia go odnaleźć i powstrzymać. Jeśli skupisz się na Sapphirze, w końcu ją poczujesz i będziesz mógł odnaleźć. Niekoniecznie będzie wtedy z Souline, ale moglibyśmy wtedy wykorzystać plan z Phyllonem.

Ames nie zdążył się odezwać. Do komnaty wpadła zdyszana Bahar i cała uwaga skupiła się na niej.

– Co się stało? – spytał natychmiast Elias.

Bahar popatrzyła na niego w popłochu, po czym przeniosła przerażony wzrok na króla.

– Zabrali ją – wykrztusiła. – Sprawdzałam rynek. Nie mam pojęcia, jak to się stało, wysłałam strażników, żeby strzegli cukierni, ale nie ma jej. Nigdzie nie mogę jej znaleźć.

Ames pragnął się przesłyszeć. Rzeczywistość była jednak zbyt okrutna i Bahar mówiła prawdę.

Elias chciał coś powiedzieć, lecz nie odważył się, gdy Ames odezwał się śmiertelnie cichym głosem:

– Po ogłoszeniu informacji o kamieniu, powinnaś udać się do Dashiella. Nie wysłałem cię na front, bo twoja moc się odbudowuje i miałaś pilnować w tym czasie Dasha! – Na jego słowa Bahar się wzdrygnęła. – Co ty, do cholery, robiłaś na rynku?

Strażniczka zbladła, warga jej zadrżała.

– J-ja...

– Gdzie jest brat Souline? – zapytał, z jego dłoni wystrzeliły pazury. – Gdzie. On. Jest?!

Bahar zakryła usta ręką. Nawaliła. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zawiodła swojego króla, swojego królestwa. Nie sądziła, że kiedykolwiek zdoła odpokutować ten błąd. Pragnęła się przydać. Pragnęła upewnić się, że wszystko jest w porządku, chciała to zrobić dla Souline. Zaufała Dashowi, a to...

To był kolosalny błąd.

– Ja... – Cichy, zduszony szloch wyrwał jej się z gardła. – N-nie wiem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro