Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXVI

  Wieczór wigilijny dobiegał końca. Było już blisko północy, gdy Cassie zostawiła Harry'ego w salonie razem z jej ojcem, by pomóc matce posprzątać ze stołu.
- Podobasz mi się młodzieńcze. - wypalił Pan Kole. Harry zrobił dziwną, przerażoną minę słysząc stwierdzenie mężczyzny.
- Oh nie w tym sensie. - Ben zaśmiał się tubalnym głosem. - Podoba mi się sposób, w jaki ją traktujesz. Jest przy tobie szczęśliwa. Tak trzymaj. - Klepnął się w uda i wyszedł z salonu, nie dając brunetowi dojść do słowa.

- Nie wiem,jak te jego kudły ci nie przeszkadzają - zagadnęła córkę Frilla.
- Moim zdaniem są urocze. Pasują mu.
- Też kiedyś byłam młoda, ale nie głupia. Cassidy on jest muzykiem, będzie wyjeżdżał w te swoje trasy, a tam będzie miał od groma panienek do łóżka. Rzuć go, puki to nie zaszło za daleko.
- To moje życie mamo. Ufam mu. Nie zdradzi mnie.
- Jak sobie chcesz. Ja cię ostrzegałam, tylko nie przychodź potem do mnie z płaczem.
- Nie bój się. Nie przyjdę — blondynka rzuciła ścierkę na blat i wyszła z kuchni. Weszła do swojego pokoju, gdzie zastała Harry'ego. Siedział na łóżku, na kolanach trzymając laptopa. Pisał z kimś, zawzięcie wciskając guziczki klawiatury.
- Z kim piszesz?
- Z Louisem.
- Larry, ach ten Larry.
- Kolejna. Co z wami?
- Słodko razem wyglądacie. To mój OTP.
- Moim OTP jest Hassie — stwierdził z uśmiechem. Zamknął laptopa i odłożył go na szafkę nocną.
- Chodźmy spać - dziewczyna ziewnęła, ignorując zaczepkę chłopaka- Jestem zmęczona.
Brunet odchylił kołdę obok siebie, a Cassy wśliznęła się pod nią, układając głowę na poduszce.
Po parunastu minutach oczy dziewczyny już opadały, gdy całkiem rozbudzony Harry postanowił rozpocząć rozmowę na nowo.
- Cass?
- Huh?
- Zostaniesz moją dziewczyną?
- Tak Harry. Śpij już - Poklepała go po włosach, ponownie zakopując się pod kołdrą.
- Czekaj, co?! - informacje dotarły do niej jakby z opóźnieniem.
- Zapytałem, czy...
- Tak wiem i w pełni się zgadzam - oznajmiła i z uśmiechem patrzyła w zielone oczy chłopaka - ale co cię wzięło...
- Wiesz, już wcześniej zaczęło mi zależeć, a teraz rozmawiałem z Lou. I no wiesz...
Blondynka rzuciła się Harry'emu na szyję, śmiejąc się wesoło.
- Dlaczego się śmiejesz? - zapytał zdezorientowany.
- Jesteś słodki, gdy się denerwujesz i nie wiesz co powiedzieć.
- Ta, dzięki.
Dziewczyna cmoknęła obrażonego Hazzę w policzek i ułożyła się na jego torsie, przykrywając się kołdrą.
- Teraz przez ciebie nie zasnę.
- Możemy zająć się czymś innym.
- O nie! Śpij! Dobranoc.

Kolejny dzień był dniem wyjazdu z Bath. Z rana Harry, odmawiając jakiejkolwiek pomocy, zapakował ciężkie bagaże do auta, zupełnie nieprzypadkowo popisując się przed Cassidy. Para zjadła jeszcze tylko śniadanie z państwem Kole w ich przytulnej, pomarańczowej jadalni i wyruszyli w drogę powrotną. Tuż przed wyjazdem z miasteczka, blondynka spostrzegła brak swojego pupila i robiąc wielki raban, nakazała brunetowi zawrócić.
- Chce hot-doga - rzuciła ni stąd, ni zowąd dziewczyna.
- Podjedziemy na stację, przyda mi się kawa.
- Powinniśmy powiedzieć im od razu?
- Komu? Co?
- No chłopakom. Sam wiesz o czym.
- O tym, że wreszcie jesteś mojądziewczyną? Ogłosiłbym to całemu światu, ale on już o tym wie.
- Ta cała intryga psuje nam frajdę. Wszyscy wiedzą o nas już od sześciu miesięcy, a nas nami nazywać można dopiero od 12 godzin. - mruknęła naburmuszona Cass.
- Zdecydowanie potrzebuje kawy, żeby zrozumieć twoje przemyślenia.
- Nie marudź. Po prostu okropnie mi się nudzi. Myślałeś kiedyś, jak robią żyrafy? Albo zebry? - zawiesiła głos, zastanawiając się na zadanym przez siebie pytaniem. - Albo nad tym, dlaczego parawanem da się zasłonić, ale słoniem nie da się zaparawanić? - dodała po chwili.
- Nareszcie stacja. Nie przeżyje tego bez kofeiny.
Dziewczyna na widok miny swojego chłopaka zachichotała cicho i cmoknęła go w policzek, drepcząc u jego boku do budynku stacji benzynowej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro