Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIV

  - To wcale tak nie było! Przestań gadać bzdury. Nie oblałam go specjalnie. Napatoczył się i dostał PRZYPADKIEM... A że herbata była gorąca, to już nie moja wina - próbowałam się wytłumaczyć.
- Ostro - zaśmiał się Harry.
- Trafił potem do szpitala z poparzeniem. Pół miasteczka potem o tym gadało.
- Wcale nie! Tylko jedna czwarta!
Naszą, dość długą już rozmowę, przerwał zawieszony nad drzwiami dzwoneczek. Spojrzeliśmy w stronę wejścia i... zamarłam. Dlaczego on? Dlaczego akurat teraz? Odwróciłam się z powrotem do stolika, a Janice wstała, by obsłużyć gościa. Chociaż nie wyglądała z początku na zadowoloną, z uśmiechem stanęła za ladą. Zaparzyła zamówioną kawę i odebrała zapłatę. Gdy chłopak już wychodził, zauwarzył Harrego. Uniósł brwi i podszedł do naszego stolika. Kurwa, dlaczego? Chciałam tylko spędzić miłe popołudnie. Ale on musiał się pojawić. Jest jak koszmar. One zawsze wracają.
- Witaj Cassidy. Dawno cię tu nie widziałem. Wracasz na stare śmieci... co? Londyn nie przyjął cię z otwartymi ramionami, huh? - mówił ironicznie, wwiercając się kpiącym spojrzeniem w moją osobę.
- Jakoś nie miałam ochoty wracać tu wcześniej. Chyba wiesz dlaczego?
- Nadal to rozpamiętujesz? Pogódź się z tym mała, nie byłem dla ciebie.
- Och to mnie w tym najbardziej cieszy. Nie mogę sobie jedynie darować, dlaczego tak długo siedziałam w tym gównie - poczułam ciepłą dłoń Harrego owijającą się wokół mojej. Jakby chciał dać mi niemy znak, że nie ma co się angażować.
- Evan, mógłbyś proszę wyjść. Już zamykam - zainterweniowała Janice.
- Ta, spadam.
Wyszedł. Nareszcie. Do czego to doszło, że jeden Evan Pieprzony Collins mógł wzbudzić we mnie tak negatywne emocje.
- My też już będziemy iść - stwierdził Hazza, wstając. Podał mi rękę i również podniosłam się z miękkiej czerwonej kanapy w rogu kawiarni.
- Nie bój się. Jeszcze cię odwiedzę - uprzedziłam dziewczynę i wyszliśmy na zewnątrz. Panował tu chłód, a i wiatr nie podnosił temperatury. Ale teraz tego potrzebowałam, musiałam ochłonąć.
- Wracamy do ciebie? - zapytał Harry, wyrywając mnie z dziwnego stanu zawieszenia.
- A tak. Chodźmy - rzuciłam mu nikły uśmiech i ruszyłam do domu.

Gdy weszliśmy do salonu, uprzednio zostawiając kurtki i buty w holu, zobaczyliśmy mojego tatę. Stał na środku pomieszczenia cały zaplątany w choinkowe światełka, cicho przeklinając pod nosem. Zachichotałam cicho i już chciałam iść mu pomóc, ale brunet był szybszy.
- Pan mi to da. Pomogę.
- Och synu. Mów mi Ben. Weź ode mnie to ustrojstwo. Każdego roku to jest coraz bardziej poplątane - marudził przy pomocy Hazzy, wyplątując się ze światełek.
- To chyba najbardziej wredna część choinkowych ozdób - zaśmiał się Harry - Cass pomożesz mi?
- O tak. Dobry pomysł. Wy młodzieży zajmijcie się tymi świecidełkami. A ja poszukam bombek. Grom wie gdzie, dziecino, twoja matka je upchnęła - paplał, wychodząc z pokoju. - Co za kobieta. A i łańcuchy też możecie rozplątać! - dobiegł nas jeszcze głos z korytarza.
- Potrzymaj tu. A teraz przełóż pod tym. Nie tym, tamtym. O! A teraz chodź tu i stój. No i daj to pod tym. Nie pod! Mówię, że nad. Cassie ty obiboku. Sam sobie poradzę. Oddaj to! Nie uciekaj! No! - powiem wam, że on spokojne mógłby się przebranżowić i zostać kabareciarzem. Byłoby, na co patrzeć. Zwłaszcza, że to tylko światełka.
- Mam bombki! Wsadziła je pod toster! Co za kobieta! Chodź tu Cassidy. Pomożesz mi wieszać. Harry sobie poradzi. Prawda? No i fajnie - czasem się zastanawiam, co mój ojciec robi tutaj z moją matką. Są tak różni, że to aż cud, że to wszystko jeszcze się trzyma. Ale jedynie tata ma tak dużą cierpliwość z mamą wytrzymać.
- O patrz, co znalazłem! Pamiętasz? Zrobiłaś je w szkole i byłaś taka dumna, gdy przyniosłaś je do domu i zawisły na choince. - tata trzymał w ręce dwa aniołki z masy solnej. Trzymały się za ręce i dziwie się, że jeszcze żyją.  

~°~
Wesołych świąt!
I chociaż tu jest dopiero Wigilia, to chce Wam życzyć zdrowych, wesołych i mokrych Świąt Wielkiej Nocy!
Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro