XXV
- Ja tak wysoko tego nie zaśpiewam. Nie jestem kogutem.
- Więcej nie dam rady, jestem głodna.
- Problem rozwiązany, lecimy na szamę i dopiero potem kończymy melodię.
- Hazz, gdzie ty o trzeciej w nocy znajdziesz jaki kolwiek lokal z jedzeniem? - zaśmiałam się.
- Sam ugotuję!
- Oh nie! - krzyknęli hurem chłopcy.
- Cassidy, łap go! - rozkazał Liam.
Harry puścił się biegiem do kuchni. Udało mi się wskoczyć mu na plecy i spowolnić jego ruchy. Lecz on tylko złapał moje uda i biegł dalej.
- Ma zakładnika!!
Brunet wpadł do kuchni i zostawił mnie na blacie. Zamknął drzwi zastawiając je krzesłem.
- Harry, co ty chcesz zrobić? - zapytałam niepewnie, gdy on zaczął powoli zbliżać się do mnie. Na jego ustach pojawił się zadziorny uśmiech, a ja wiedziałam, że to raczej nie wróży nic dobrego.
- Coś proponujesz? - poruszył brwiami.
- Ymm...
- Pizza! Ty umiesz gotować, a ja jestem głodny. Deal..?
- Deal - zachichotałam i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń.
- Coś tam za cicho.
- Lou otwórz te drzwi.
- Nie mogę... - zza drzwi dobiegały stłumione głosy chłopaków.
- Ej, ej, żyję! Wyjdziemy za godzinkę!
- Tylko nie za ostro!
Przewróciłam oczami i zabrałam się za wyciąganie składników na pizzę.
- Ej! Nie jedz już tego, nie starczy na pizzę! - kolejny raz upomniałam Harrego, ale on nic sobie z tego nie robiąc, dalej wyjadał szynkę.
- Wałkuj to, ja zrobię sos. - zarządziłam chcąc odciągnąć go od jedzenia. Poskutkowało.
- Uwarzaj! Poparzysz się!
- Ssss - syknął dotykając rozgrzanego metalu.
- Mówiłam? Eh, daj ten palec pod zimną wodę.
- Lepiej?
Brunet pokiwał głową jak małe dziecko i dalej dmuchał na poparzone miejsce.
Ja w tym czasie pokroiłam pizzę i wyjęłam ketchup oraz sos czosnkowy.
- Dobra, jedzmy, bo to pachnie nieziemsko! - zawołał brunet sięgając po kawałek placka.
- A reszta?
- Niech sobie zamówią. Jesteś moja i to mnie robisz pizzę - oznajmił z uśmiechem, żując kawalek.
Po godzinie śmiechów, jedzenia i mazania siebie nawzajem sosami, mogłam umyć tacę, na której wcześniej spoczywała pizza.
- I co teraz? - zapytałam wycierając dłonie. Brunet spojrzał na mnie wesołym wzrokiem.
- Trzeba wyjść...
Powoli odsunął krzesło i wychylił głowę za drzwi. Rozejrzawszy się, machnął na mnie ręką i mruknął ciche 'Droga wolna'. Powoli wyszliśmy z kuchni i Harry udał się do holu.
- Gdzie idziesz? - szepnęłam.
- Nie pytaj, chodź - pokręciłam głową. - No chodź - pociągnął mnie za rękaw.
Ubrałam buty i narzuciłam kurtkę. Harry zrobił to samo i wyszliśmy z domu.
Była już piąta. Powoli świtało, a my poszliśmy do parku.
Szuraliśmy butami po chodniku, ciągnąc za sobą pożółkłe liście.
- Dobra, teraz ja!
Jak nazywa się latający kot?
Kotlecik! - Harry zarechotał z własnego żartu, a ja mu zawtórowałam. Nie dlatego, że kawał jakoś wybitnie mnie rozbawił, ale brunet miał tak dziwaczny i zaraźliwy śmiech, że nie dało się zachować powagi.
I szliśmy tak zanosząc się śmiechem, dopóki Harry nie oberwał kaloszem od jakiejś staruszki. Z miną zbitego psa pocierał głowę, a ja niczym najlepsza przyjaciółka zwijałam się na chodniku ze śmiechu.
- Chodź zbierać kasztany!
- Harry, jest po szóstej, a ja nie zmróżyłam oka. Jestem zmęczona - nie miałam zamiaru ruszać się z wygodnej, drewnianej ławeczki przy parkowej alejce.
Zauważyłam tylko niebezpieczny błysk w oczach Loczka, a potem siedziałam na jego ramionach.
- Teraz pozbierasz ze mną kasztany? - zapytał z nadzieją, zadzierając głowę by na mnie spojrzeć.
- Ale takie duże wybieraj- zaśmiałam się.
- O! I tego w tym zielonym też weź!
Nie, nie tego! Tego dużego!
O tego! - wskazałam Harremu kolejny kasztan. Schylił się przytszymując moje łydki, żebym nie spadła i schował brązową kulkę do i tak wypchanej kieszeni.
- Harry, selfie! - chciałam zwrócić jego uwagę, ale on gdy tylko spostrzegł włączony aparat spóścił głowę i cicho zachichotał. Mimo wszystko pstryknęłam zdjęcie i, dodając parę hashtagów, wrzuciłam na swojego Instagrama.
Wyciszyłam powiadomienia i zwróciłam się do Loczka.
- Haaary...
- Hm?
- Bo wiesz... Oni są sami w domu tak już od trzech godzin i...
- Wracamy- zaśmiał się i ruszył do domu.
~°~
Wróciłam!
Po 11 dniach, ale się udało!
Chyba nigdy nie usystematycznię tego ff.
Ale co tam
Może jakieś gwiazdki i komy na zachętę do pisania?
Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro