6. "Może o jeden cios za dużo..."
Znasz to uczucie, kiedy musisz znajdować się w jednym pomieszczeniu z osobą, którą nie lubisz, jest bardzo wkurzająca i robi ci na złość?
Ja tak, i to przez dwie godziny, podczas jazdy na wyścig, w którym ten sam człowiek, o którym wspomniałam wyżej, bierze udział.
Nie zazdroszczę mu, ale część mnie w głębi serca czuje, że zrobił to specjalnie, bo wiedział że ja w tym roku nie biorę udziału.
Nawet zapomniałam dlaczego...
Może to przez pracę albo inne zajęcia, przez które nie miałam czasu na wyjazd, by się zgłosić.
- Trzymaj kciuki, brudasku. - Mrugnął do mnie zalotnie Cameron, kiedy zawodnicy przygotowywali się już do wyścigu.
Tata miał rację, z resztą jak zawsze, że na parkingu nie było miejsca...
Chwilę trwało, zanim coś w miarę dobrego znalazłam, w dodatku było to dalej niż myślałam, ale ważne było to, że jakieś wyszukałam.
Wyścig odbywał się na specjalnej, dostosowanej do tego drogi. Miejsce było oddzielone, by każdy wiedział gdzie są zawody, a gdzie jest miejsce na widownię.
- A ty pamiętaj o naszym zakładzie - krzyknął z oddali Dean, stojący obok swojego auta.
W ogóle nie wiedziałam o co chodzi mojemu bratu, nie tak jak Cameron, który w odpowiedzi kiwnął głową do niego.
W tym właśnie momencie usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk, oznaczający zajęcie swoich miejsc.
- Połamania nóg! - krzyknęłam tylko, a on spojrzał na mnie ostatni raz przed rozgrywką i wszedł do swojego samochodu.
Reszta moich braci tym razem odpuścili sobie wyścig, za to głosili się na ludzi, którzy mają dawać butelki z wodą konkretnej osobie biorącej udział w zabawie.
Uparli się, że jeśli nie będą jeździć, to muszą być chociaż jako ludzie od wody i zmieniania kół, o ile będzie potrzeba.
Dlatego na widowni siedziałam tylko z tatą, któremu podałam Pepsi i nachosy, które wcześniej kupiłam.
Oprócz nas wśród publiczności siedziało jeszcze mnóstwo ludzi, a wielu z nich trzymali transparenty i plakaty, niektórzy nawet mieli na sobie koszulki, na których napisane było, że wygra Gregory albo rządzi Samuel. My nie potrzebowaliśmy takich gadżetów, ważniejsze że kibicowaliśmy i trzymaliśmy kciuki za naszych
- Kto tym razem wygra? - zagadałam, kiedy chłopacy jechali już od kilku minut.
Przed nimi osiem dużych kółek, a Dean i Cameron byli jednymi z pierwszych.
Ciekawe jak im dalej pójdzie...
- No na pewno ktoś z naszych. - Wziął do ust słomkę, która znajdowała się w kubku. - Na kogo stawiasz? - Uderzył mnie lekko ramieniem w moje ramię.
- Oczywiście, że na Dean'a! - zawołałam sarkastycznie, choć i tak nie było słychać, bo w naszym otoczeniu było głośno.
- Oboje mają spore szanse - mówiąc to ani na chwilę nie oderwał wzroku od samochodów. - Więc albo będzie remis, albo podzielą się nagrodą, albo wygra najlepszy. - Wziął nachosa do buzi.
- W zeszłym roku Dean wygrał, a byłam bardzo blisko - przypomniałam mu.
- Wiesz, że zrobił to specjalnie, przyspieszając na końcu?
- Nie byłby sobą. - Przewróciłam oczami. - Ale to nie wygrana jest najlepsza, tylko zabawa. - Tym razem to ja uderzyłam ramieniem w ramię ojca.
Uczestnicy jechali już czwarte kółko z rzędu, więc mieli jeszcze połowę drogi przed sobą. Jak na razie dawali sobie radę, nie tak jak kilka samochodów przed nimi, którzy na pewno mieli starszy model silnika i nie mogli się lepiej starać. Parę aut również zjechało z drogi, co oznaczało dyskwalifikację z zawodów.
- To jest moja krew! - krzyknął nagle tata, kiedy Dean niespodziewanie przyspieszył.
- Zauważyłeś, że nasz Dean ma fanki? - spytałam, spoglądając na bok, gdzie kilka dziewczyn stojąc na ławce, krzyczało bardzo głośno coś, że Dean ma wygrać.
- Nie tylko on. - Pokazał mi głową na tyły, gdzie kilka osób trzymało wielki transparent, na którym znajdowało się imię Cameron'a.
To nie jest ich pierwszy raz, więc się nie dziwię że mają fanki. Dean jest tu co roku, ale Cameron wrócił po przerwie. Twierdził, że musi się skupić na studiach, ale wróci, tylko potem. Jest teraz od długiej przerwy, co cieszy jego fanki i fanów.
Nasi zaczęli okrążać ostatnie koło, gdy nagle jeden z rywali niebezpieczne przyspieszył. Meta była coraz bliżej, a ja już powoli traciłam nadzieję na wygraną mojego brata czy nawet jego przyjaciela. Ale nie poddali się, zawody ostatecznie wygrał Cameron, a za nim Dean i szczerze mówiąc chyba nigdy nie widziałam go takiego szczęśliwego. Nawet kiedy wygrał pierwsze miejsce, nie cieszył się tak bardzo.
Chłopacy siedzieli jeszcze w autach, gdy nagle wcześniej wspomniany rywal, wyszedł z pojazdu i szybkim krokiem podszedł do samochodu Cameron'a.
Był to starszy facet, który wyglądał niczym goryl. Duży i dość otyły, szedł pewnym krokiem do mojego rówieśnika.
Wydawało mi się, że był zły z przegranej.
Nie znałam go, nawet z widzenia, więc na pewno to był jego pierwszy wyścig.
Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, uderzył mężczyznę przez otwarte okno wozu.
To było tak niespodziewane, że każdy tu obecny nie mógł oderwać wzroku od niego, kilka osób nawet coś krzyknęło, ale nie wiem co, bo byłam skupiona na czym innym.
Z tego co widziałam, Cameron dostał raz. Dzięki Bogu! Potem szybko rywal został oddzielony od niego siłą i wyprowadzony do jakiejś budki wraz z ochroną.
Cameron dość długo nie wychodził, przez co myślałam, że może jest z nim naprawdę źle, ale przecież to był tylko jeden cios...
"Może o jeden cios za dużo..." - powiedziałam w głowie.
W końcu wyszedł. Z tego co zdążyłam zauważyć, chyba dostało mu się w policzek. Nie było to aż tak widoczne, tym bardziej że siedziałam na widowni, ale wyglądało to nie za ciekawie.
Nie myśląc dłużej, wstałam z ławki i pobiegłam do niego. Potrzebował pomocy, więc musiałam jak najszybciej pojawiać się obok niego.
To, że mnie wkurza i jest jaki jest, to nie znaczy że mu nie pomogę. Przecież mam uczucia i coś tam w środku, co ludzie nazywają sercem.
************************************
Hejo! 😊
Jak Wam się podoba rozdzialik? ^^
Mam nadzieję, że tak ❤️
Napiszcie Waszą opinie *-*
Czekam na komki i gwiazdki ☺️☺️☺️
♥️Pozdrawiam♥️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro