4. "Jak wygram, pocałujesz mnie (...)"
Wyścigi i rajdy... Kolejne rzeczy, które kocham. Być może to dziwne, że kobieta lubi takie rzeczy, ale ja już taka jestem i nie wstydzę się tego.
Raz na rok organizowane są wyścigi, na których jak znam życie będą walczyć moi bracia.
To nie tak, że ja się nie zgłaszam, przeciwnie i to wiele razy, ale przez to, że Jodie z początku miała jechać ze mną, a przynajmniej ja tak myślałam, się nie zgłaszałam.
Ostatecznie okazało się, że pojadę znowu jako jedyna kobieta...
Jadę tam już za dwa dni i tradycyjnie zostajemy tam na dwa dni.
Mam tylko nadzieję, że uda mi się wrócić na pięciolecie...
Na dzisiaj skończyłam pracę.
Zbliżałam się ku wyjściu, kiedy z baru słyszałam głośne śmiechy.
— Jodie, nie idziesz jeszcze do domu? — zapytałam podchodząc do niej.
— Nie, jeszcze zostanę. Chciałam bardziej poznać pracowników. — Spojrzała na mnie.
— Ale się zaangażowałaś... Co u ciebie, Jason? — zapytałam mężczyznę stojącego przy barze.
Lubiłam go. Był dobrym pracownikiem, co prawda czasami podczas pracy lubił tańczyć, gdy grała muzyka i klienci patrzeli na niego z dziwnym wyrazem twarzy, mimo to naprawdę był jednym z najlepszych współpracowników.
Był dość gruby, ale za to nie był jakiś dużo starszy, bo tylko pięć lat. A tak poza tym, to z nim łatwo jest dojść do porozumienia.
— Jak tam dziewczynki? — zapytałam.
— Dobrze, ale mają takie wymagania... — Machnął ręką. — Ostatnio młodsza prosiła mnie o wyjazd do Disneylandu... — Pokręcił głową.
Na jego słowa lekko się zaśmiałam.
— Dobra, to ja się zmywam — odrzekłam, sprawdzając czy schowałam w kieszeni spodni telefon.
Nie nosiłam torebek, bo ich nigdy nie lubiłam. Zawsze przeszkadzały mi one. Każda z nich wisiała mi na ramieniu, żyjąc własnym życiem.
— Sie ma, kochana. — Pożegnał się ze mną Jason.
I to żadna nowość w tym, każdego nazywa kochaniem albo nawet skarbem.
I nie, nie był gejem.
Miał żonę azjatyckiej urody i dwie córeczki.
Odpaliłam auto i wyjechałam spod restauracji, kierując się do domu.
Samochód wypełniało z radia "Youngblood". Jedna z piosenek, których lubiłam słuchać, gdy grzebałam w samochodach.
— "Love me till the day I die" — śpiewałam z zespołem.
Droga do domu o dziwo szybko minęła. Tym razem nie było korków jak zazwyczaj, być może to dlatego że skończyłam trochę później niż normalnie.
Jedyne czego na tą chwilę pragnęłam, to przebrać się z roboczych ciuchów w domowe. W tym celu pobiegłam do domu i nie witając się z ojcem ani innymi, o ile w ogóle byli, weszłam do swojego pokoju.
Kiedy miałam już przygotowane swoje ciuchy i chciałam zacząć się już ubierać, bez pukania wszedł Cameron.
— Mama nie uczyła cię kultury? — zapytałam, unosząc w górę jedną brew.
— Coś tam kiedyś było, a nawet jeśli bym zapamiętał, to przecież nie raz cię widziałem w stroju kąpielowym. — Wszedł głębiej, zamykając za sobą drzwi.
Świetnie!
No i po co on mi tu?
— A co to ma do tego?
— To tak jakbyś była w samym staniku. — Zaczął rozglądać się po moim pokoju. — Nic tu się nie zmieniło...
Szczerze mówiąc nie było tu nic ciekawego, na ścianach kiedyś miałam rozwieszone plakaty samochodów, motorów i innych pojazdów na kółkach, ale zdjęłam je, bo to byłoby trochę nienormalne, że taka dorosła KOBIETA ma takie rzeczy powieszone na ścianach. Teraz tylko na jednej ścianie miałam kalendarz oczywiście ze zdjęciami aut.
— Szybko, bo nie mam czasu — pospieszyłam go.
— Przecież już wróciłaś z pracy — zauważył.
— Ale idę do drugiej, do tej lepszej.
Uśmiechnął się do mnie na moje słowa, potrząsając głową.
— Potrzebuję twojej pomocy — usłyszałam po chwili.
Wiedziałam, że czegoś potrzebuje. Inaczej by nie przyszedł...
— Nie możesz poprosić któregoś z moich braci, na przykład Deana?
— Ale to ty jesteś w tym najlepsza. — Podrapał się po karku z zakłopotania.
— O co chodzi? — zapytałam, nie rozumiejąc o czym mówi.
— Pomożesz mi z samochodem? — zapytał nieśmiało.
***************
— Dlaczego w ogóle ci to robię? — zapytałam, kiedy grzebałam w masce samochodu.
Byłam już przebrana w szarą, starą już koszulę i czarne moje robocze spodnie.
Pochylałam się by mieć wygodniej, podczas gdy on stał obok mnie i na pewno podziwiał mój tyłek.
Znam go...
— Cameron! — zawołałam go, bo nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, co oznaczało, że mam rację: gapi się na moją dupę...
Chciałam już się odwrócić, by mu w tym przeszkodzić, kiedy w końcu wymamrotał:
— Biorę udział w wyścigu.
— Nie mów... — Wyjęłam szybko głowę z maski, przez co się w nią walnęłam. Zaczęłam masować miejsce uderzenia. — Zrobiłeś to specjalnie, bo wiedziałeś, że ja nie będę brała udziału — prawie pisnęłam.
— Nie prawda — odpowiedział, a gdy na niego spojrzałam wzrokiem mówiącym, że wiem że kłamie, odrzekł tym razem szczerze: — Przyznaję, że chciałem trochę cię rozzłościć, ale sama wiesz że też to lubię.
— Ty to lubisz, a ja kocham. Powiedz mi, dlaczego taki jesteś? — Spojrzałam w jego oczy.
— Jaki? — Nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
— Taki. — Pokazałam ręką w powietrzu na jego całego. — I dlaczego się śmiejesz?
— Bo jesteś urocza jak się wściekasz. — W jego oczach widziałam prawdę.
On naprawdę jest chory...
...umysłowo.
— Okey, mam to gdzieś, twoje auto i ciebie. — Rzuciłam ścierką, którą wcześniej wycieram ręce. — Nie będę ci pomagać. — Odwróciłam się od niego i skierowałam się ku wyjściu z garażu, lecz mężczyzna złapał mnie za nadgarstek, umożliwiając mi zrobienie jakiegokolwiek kroku.
— Przepraszam. Jak chcesz, to możesz ze mną...
— Nie chodzi tylko o wyścigi — przerwałam mu. — Ty jesteś zawsze taki, zachowujesz się jak chory na mózg.
Nic nie odpowiedział, za to podniósł rękę w górę i zaczął mi ścierać coś z policzka.
— Co ty robisz? — Stałam jak zaczarowana i nawet się nie odsunęłam.
— Miałaś brudne. — Uniósł jeden kącik ust w górę. — Brudas...
— Idiota — uśmiechnęłam się lekko.
— Wiesz, że nasze zachowanie porównują do zachowania dzieci? — zapytałam.
— Chyba nigdy nie dorośniemy. — Wzruszył tylko ramionami.
— Pomogę ci, ale pamiętaj że cię nie lubię i że w ogóle nie trzymam kciuków za ciebie — odparłam szczerze, wyswobodzając swój nadgarstek z jego dłoni.
— Jeszcze będziesz mi gratulować z wygranej. Co dostanę jak wygram? — Poruszył znacząco brwiami.
— Nie wygrasz — prychnęłam.
— Założymy się?
— Nie wydurniaj się. — Przewróciłam oczami.
— Jak wygram, pocałujesz mnie w policzek. — Uśmiechnął się dumnie, a ja się głośno zaśmiałam.
— Cameron, nigdy w życiu tego nie zrobię, nawet jeśli wygrasz, nawet jeśli się założymy.
— ...a jak przegram, to nigdy mi nie pomożesz w naprawie auta — zignorował moją wcześniejszą wypowiedź.
— Jesteś nienormalny — powiedziałam tylko. — Nie zgadzam się! — krzyknęłam ponownie pochylając się nad maską samochodu.
************************************
Hej! ❤️
Co myślicie? 🤗🤗🤗
Liczę na Wasze komki i gwiazdki ^^
♥️Pozdrawiam♥️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro