Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. "Jesteś wyjątkowa"


Przez całą noc nie mogłam spać. Wciąż myślałam o tacie, jak się czuje, czy jest z nim dobrze, czy aktualnie śpi...

Martwiłam się o niego.

Spokojnie się czułam ze świadomością, że razem z nim są moi bracia, chociaż z drugiej strony czułam się nie fair, bo mnie przy nim nie mogło być, podczas gdy reszta tam się znajduje.

Tak więc autentycznie całą noc nie spałam.

O szóstej nad ranem wstałam z łóżka i zaczęłam się szykować. Jedyne czego nie zrobiłam, to nie zjadłam śniadania. Nie chciało mi się jeść, poza tym nie miałam czasu. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się przy tacie.

Wychodząc z domu, przypomniało mi się, że wczoraj swój samochód zostawiłam przed szpitalem i nie mam czym jechać.

Jedynym wyjściem było poproszenie o pomoc Xavier'a, chociaż wolałam zadzwonić do braci albo Cameron'a.

"No i dlaczego jestem tak źle na niego nastawiona? Czemu nie chcę nawet o nim myśleć nawet jak o dobrym koledze albo przyjacielu?" — zapytałam siebie w myślach, wciąż siebie nie rozumiejąc.

Przecież on mi niczego złego nie zrobił, przeciwnie zawsze jest miły, uśmiechnięty...

Może denerwuje mnie to, że wszystko dookoła mnie jest tak jak zawsze, wszystko dobrze i normalne, podczas gdy z moim ojcem było źle...
I to tak nagle...

Nawet ptaki śpiewają, ćwierkają i latają swoimi kluczami jak ja to zawsze mówię, ze swoimi rodzinami.

Trzymałam już telefon w dłoni, chcąc wybrać pierwszy numer jaki wyszukam i zadzwonić do niego prosząc o podwózkę, gdy wtem jak na zawołanie przy mnie pojawił się samochód Xavier'a.

W pierwszym momencie, nie poznałam jego auta, ale potem zerknęłam na siedzenie za kierownicą, gdzie siedział wspomniany wcześniej mężczyzna.

Uśmiechał się do mnie.

Pomachał ręką, na znak abym weszła do wozu. Tak więc po chwili zajęłam miejsce obok niego.

— Hej. — Wysiliłam się na uśmiech. — Nie musiałeś. — Zapięłam pas.

— Ale chciałem, poza tym i tak nie masz wyjścia. — Zaśmiał się lekko. — Twój samochód został pod szpitalem.

— Zawsze mogłam zadzwonić po któregoś z braci. — Wzruszyłam mimowolnie ramionami.

— No wiesz? — Udał urażonego.

— Xavier... — zaczęłam, przypominając sobie sytuację z wczoraj.

Uznałam, że powinnam zacząć ten temat i nie udawać, że nic się nie wydarzyło.

— Chcę żebyś wiedział, że jesteś dobrym człowiekiem i jestem ci wdzięczna za pomoc, ale...

— Jesteś wyjątkowa — przerwał mi nagle. — Wybacz, że mówię to w takich okolicznościach, ale chcę byś wiedziała — dodał, kiedy długo nic nie odpowiadałam.

"Nie chcę ci robić nadziei" — chciałam to powiedzieć na głos, lecz niestety albo stety, nie odważyłam się.

Nie szukam faceta, nie chcę też z kimś być na siłę. Tym bardziej teraz, kiedy nie mam na to głowy.

Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałam się nad przyszłością i nad tym czy będę miała rodzinę, jaka ona będzie i jak będzie wyglądał mój przyszły mąż.

Dziwne, ale to chyba dlatego, że żyję chwilą, że nigdy niczego nie planuję, bo nie lubię. Nie jestem taka. Zawsze byłam inna i nigdy się tego nie wstydziłam, pomimo wielu obelg w moją stronę, gdy chodziłam jeszcze do szkoły. Nie przejmowałam się tym, po prostu nie słuchałam ich, myślałam nad tym co będę robić jak przyjdę do domu. A wtedy po zrobieniu wszystkich najważniejszych rzeczy: (już wtedy znałam moje życiowe motto: "najpierw obowiązki, a potem przyjemności", które od lat wpajał mi tata, i przez którego nauczyłam się, że tak powinnam zawsze robić) kiedy wracałam ze szkoły, po obiedzie pierwsze co, to odrabiałam lekcje, potem starałam się nauczyć na sprawdzian, o ile takowy następnego dnia był, bo pamiętam, że nie uczyłam się systematycznie z czystego lenistwa, by później jak najszybciej znaleźć się w garażu, wśród samochodów, a tam musiałam pojawiać się chociaż na pięć minut, tak bardzo mnie do tego ciągnęło i chyba to ja najbardziej od zawsze kochałam, w porównaniu do moich braci i Cameron'a.

Żyłam chwilą i byłam zakochana w samochodach. Nie myśląc o niczym, chowałam się w garażu, czasami nawet tam zasypiając i jakoś nie myślałam o niczym takim.

Nagle moje przemyślenia przerwał dzwonek mojego telefonu, który od razu odebrałam:

— Katie, przyjedź szybko. — To był Matthew, mówił szybko, a w głosie czułam zdenerwowanie. — Z tatą jest coraz gorzej. — Po tych słowach się rozłączył.

— Możesz pojechać szybciej? — zapytałam zmartwiona.

— Jedzie tu dużo samochodów i byłoby trochę niebezpiecznie... — Mówiąc to zaczął rozglądać się nerwowo we wszystkie strony jezdni.

Na domiar złego staliśmy na czerwonym. Przez chwilę chciałam wyjść z auta i pobiec do szpitala, ale potem pomyślałam, że zaraz będzie zielone i szybciej będę samochodem niż bym biegła całą drogę. Na dodatek zmęczyłabym się biegiem i zanim bym zrównowała oddech i doszła do siebie, nie daj Boże, ominęło by mnie coś.

Nie wiem czy to dlatego, że już miałam w głowie najgorsze scenariusze i bardzo martwiłam, ale gdzieś w głębi duszy czułam, że coś jest nie tak i to się źle skończy...

Bałam się, że z tatą się źle skończy, że...
Nawet nie chciałam o tym myśleć! Ale czułam coś strasznego, choć nie powinnam, bo obojętnie co by nie było, a człowiek żyje, trzeba mieć nadzieję!

A ja miałam takie dziwne uczucie i najgorsze scenariusze w głowie....

"Nie mogę tak myśleć" — mówiłam to do siebie, przywołując sobie dobre, pozytywne i miłe wspomnienia.

Bałam się nie tylko tym, że może tata... Że to najgorętsze się sprawdzi, ale też to, że nie zdążę.

Straszne by to było...
Nie!
To jest straszne...

Podróż kolejny raz trwała wieczność i nim się pojawiłam na korytarzu, podczas gdy Xavier dopiero wysiadał z auta, sala taty była otwarta na oścież, a w niej byli moi bracia, Cam, a nawet Amy, która była w swoich wczorajszych ubraniach, co oznaczało, że została na noc z Matthew'em.

Nie myśląc dłużej weszłam do środka.

Każdy z nich był smutny, płakał, głaskał tatę...

Kiedy zobaczyłam jak on tam wygląda, łzy same zaczęły mi płynąć po policzkach niczym strumień i nie chciał przestać.

To już nie był tata z wczoraj. Leżał na wznak, w nosie miał włożoną jakąś rurkę, obok stało jakieś urządzenie przypominające mały telewizorek i pokazywał jak biło mu serce.

On sam miał zamknięte oczy.

Pogłaskałam go delikatnie, lecz tak by poczuł, że jestem, że nie zostawię go...

Wzięłam go za rękę, nachyliłam się nad nim, pocałowałam w czoło, szepnęłam tylko, że go bardzo kocham, a potem słychać już było tylko dźwięk oznaczający zatrzymanie serca.

Wtedy już wiedziałam, że czekał na mnie. Chciał się ze mną pożegnać i odejść.

************************************
Hej, kochani! ❤️
Jak Wam się podoba?
Co sądzicie?
Ja muszę się przyznać, że pisząc ten rozdział płakałam 🤧

Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki! ^^

♥️Pozdrawiam♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro