Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. "Jeśli chcesz, możesz przyjść do mnie"


Kiedy wszyscy obecni zdążyli już wejść i chwilę porozmawiać z tatą, zawieźli go na wózku inwalidzkim na badania, mówiąc że takie są procedury i w tym momencie nie jest ważne nawet to, że ojciec nie jest kaleką.

Niestety przy badaniach nie mogliśmy być obok i jedynym wyjściem było czekanie na korytarzu przy jego sali.

Siedziałam na krześle ze złożonymi rękami jak do modlitwy, błagając po raz etny Boga, by z badań wynikło, że guz nie jest groźny.

Już nie płakałam tak jak z początku, ale bardzo się martwiłam o mojego rodziciela. Tak bardzo chciałam, by wszystko było dobrze...

"Szczęście w nieszczęściu" — pomyślałam. — "Gdyby nie ten wypadek, nie wiedzielibyśmy, że tata ma coś w głowie..."

— Kochana. — Usłyszałam zapłakany głos Jodie, która nagle pojawiła się w szpitalu.

Nic nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam ją do siebie. Czułam jak płacze, podczas gdy mi poleciała tylko jedna łza z oka.

— Będzie dobrze, zobaczysz — mówiąc to oderwała się ode mnie i złapała za moje dłonie. — Wiem o wszystkim. — Patrzyła się prosto w moje oczy.

Dowiedziała się na pewno od moich braci albo Cameron'a, który do niej zadzwonił, a ona od razu przyjechała.
Byłam tego pewna.

Przecież znała mojego ojca. Był dla niej jak jej własny tata, którego nie widziała tak często jak powinna...

— Dzięki, że jesteś. To wiele znaczy... — Uśmiechnęłam się do niej.

— Katie, jak się czujesz? — Naszą rozmowę przerwał Xavier, który przybiegł do nas.

Co on tutaj robił?
Jego tu się najmniej spodziewałam...

"A może przyjechał ze Steve'm?" — pytanie samo się pojawiło w mojej głowie.

— Kiedy się dowiedziałem, od razu przyjechałem, a że spotkałem Jodie przed twoim domem, zabrałem ją ze sobą. — Miał oddech jak po biegu.

Czyli dowiedział się pierwszy, a dopiero później powiedział wszystko Jodie...

— Nie mogłem do ciebie się dodzwonić — ciągnął mężczyzna. — Więc pomyślałem, że Cameron mi jakoś pomoże, a kiedy do niego zadzwoniłem, o wszystkim mi powiedział i jestem. — Podniósł ręce jakby czekając aż rzucę się mu na szyję i obejmę go.

Czy tak miałam zrobić?

Spojrzałam się ukradkiem na przyjaciółkę, która tylko delikatnie wzruszyła ramionami jakby sama nie wiedziała, a potem nieśmiało do niego podeszłam i delikatnie objęłam go. To był przyjacielski uścisk, bez żadnych emocji lub uczuć.

Po kilku sekundach się od niego oderwałam, starając się do niego lekko uśmiechnąć i ustałam bliżej Jodie.

"Wciąż czuję się niekomfortowo, ale teraz chyba jeszcze bardziej" — mówiłam do siebie w głowie.

Na jego ustach widziałam uśmiech.

"Och, znowu się zaczyna..." — dodałam w myślach.

Dołączył do nas Cam, który albo mi się wydawało, że uśmiechał się sztucznie, a w środku był zły jak cholera albo rzeczywiście tak było.

Na pewno tak było. Znam go...

Co Dean znowu mu powiedział?
Nawet teraz, kiedy jest taka sytuacja, a nie inna?

— O cześć Cam. — Uśmiechnął się do mężczyzny.

— Przyniosę ci kawę, chcesz? — Zignorował powitanie Xavier'a, patrząc zmartwionym wzrokiem na mnie.

— Na razie nie trzeba, ale dziękuję. — Postarałam się uśmiechnąć do niego chociażby delikatnie, ale i tak pewnie wyszła z tego jakaś krzywa mina.

— Ale jak coś będzie trzeba, od razu mów. — Patrzył przenikliwie w moje oczy jakby sprawdzał czy aby na pewno mówię prawdę.

W końcu pojawił się tata, oczywiście na wózku, a wraz z nim jego lekarz prowadzący.

Nie było im do śmiechu...
Ale to chyba nic nie znaczy.

Mam nadzieję.

Dopiero, gdy tata został sam w sali, podszedł do nas lekarz. I chyba miał już wyniki...

— Panie doktorze, proszę być z nami szczery — odezwał się Dean, który do nas przybiegł od razu, gdy zobaczył lekarza.

Spojrzał na niego niezbyt wesołym wzrokiem, może i nawet w ogóle nie był wesoły, był zatroskany, zmartwiony, przygnębiony, smutny...
Jeśli w tej chwili powie to, o czym przed momentem przeleciało mi w głowie...

— Niestety... — po tym jednym słowie, wiedziałam wszystko.

Nie potrzeba mi było jego słów ani tych całych wyników.

Od razu zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułam jak prawie upadłam na podłogę, ale czyjeś umięśnione ramiona uratowały mnie przed uderzeniem.


*******************

— Katie, myślę że powinnaś jechać do domu. To dobrze ci zrobi. — Po raz kolejny usłyszałam od Ralph'a to samo.

Odkąd się obudziłam, nic tylko słyszę to samo. Moi bracia powtarzają mi, że mam odpocząć w domu, bo to dla mnie za dużo.

A ja nie chcę. Co jeśli to są ostatnie momenty życia mojego taty? Co jeśli coś się wydarzy z moim ojcem, a mnie przy tym nie będzie? Nie mogę tego zrobić.
Nie chcę...

Tata na moim miejscu też byłby przy mnie non stop. Nie potrafiłby, tak ja teraz, ode mnie ani na moment odejść.

— Mogę cię podwieźć jak chcesz — dodał mój brat.

— Ja mogę. — Xavier przypomniał mi o swoim istnieniu. — Ty zostań. — Chyba pierwszy raz widziałam go poważnego.

Zapomniałam o nim całkowicie.
Mimo, że nie musiał, wciąż tu był. Miło z jego strony...

Koniec końców Xavier wyręczył chłopaków w zawiezieniu mnie do domu.

— Dziękuję, naprawdę. — Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.

Wykrzywiłam usta w dziwny uśmiech i odpięłam pas bezpieczeństwa.

Zanim jeszcze wysiadłam, mężczyzna złapał mnie za rękę. Gwałtownie na niego spojrzałam pytającym wzrokiem, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

Nagle zaczął się do mnie przybliżać, jednak ja nie potrafiłam zrobić żadnego ruchu, byłam jak skamieniała.

Gdy był już tak blisko, że czułam jego oddech i zapach, lecz nie umiałam rozpoznać co to była za woń, szepnęłam:

— Wybacz, ale nie mogę...

Patrzył się w moje oczy, już nie na moje usta i kiwnął niezauważalne głową.

— Jeśli chcesz, możesz przyjść do mnie — odrzekł. — Nie będziesz siedziała sama...

— Przepraszam. — Po wypowiedzeniu tego słowa, wyszłam z samochodu.

To nie był dobry czas na takie rzeczy, poza tym chyba nie chciałam się z nim całować...

************************************
Hej! ❤️
Jak Wam się podoba? Coś jest nie tak? Widzicie jakieś błędy? Piszcie! 😁
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki!
♥️Pozdrawiam♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro