12.5 "Zapraszam ciebie do swojego domu (...)"
Nie powiem. Było miło.
Spacerowaliśmy, wolnym krokiem i rozmawialiśmy, chociaż tak naprawdę to on mówił najwięcej, opowiadając o swoim życiu. Nie żeby coś, bo fajnie opowiadał, ale miałam trochę wrażenie, że nie dawał mi dojść do słowa.
Wydawało mi się też, że opowiadając swoje historie, chciał mi pokazać jak to jest mądry i iloma rzeczami się interesuje...
Być może źle mi się wydawało.
Nie wiem, ale tak czułam.
— Zapraszam cię do siebie. — Uśmiechnął się, gdy staliśmy już przy moim domu. - Mam twój numer, więc jakoś się skontaktujemy.
— Było miło. — Uśmiechnęłam się delikatnie. — Dzięki.
Chciałam znaleźć się już w domu. Z czasem było mi coraz zimniej, więc gdy pojawiłam się w końcu przy swoim domu, miałam ochotę już go zostawić, wejść do domu i zamknąć przed nim drzwi.
— Pamiętam jak z przyjaciółmi w nocy... — Włożył swoje ręce do kieszeni.
— Xavier — przerwałam mu. — Wybacz, ale jestem już zmęczona — po tych słowach weszłam do domu, zamykając przed nim drzwi.
Było już dawno po dziewiątej!
Nie wierzę...
Nawet nie udało mi się porozmawiać z Amy i resztą.
Weszłam głębiej do domu, pragnąc się jak najszybciej znaleźć w moim pokoju. Jednak gdy stałam przy salonie, usłyszałam jak Matthew opowiada coś Amy:
— Skarbie, opowiadałem ci już przecież... — miał głos jakby wcale nie chciał jej tego czegoś nie mówić.
— Właśnie, że niczego mi nie powiedziałeś. Co się wtedy wydarzyło?
— Ja wtedy tam nie byłem, przecież wiesz... Nawet nie wiem czy to wszystko było prawdą — mężczyzna westchnął głośno.
— Opowiedz jej. To wszystko to prawda — głos ojca usłyszałam z drugiej strony pokoju.
Niemalże poczułam jak mój brat patrzy teraz morderczym wzrokiem na tatę.
— Byli wtedy na imprezie, wiesz Cameron wygrał i chcieli to jakoś uczcić. — Zaczął opowiadać historię z klubu. — Zaczęło się od jednego, niewinnego drinka, potem to już samo się rozkręciło. Ralph pił przy barze, więc nic takiego nie zrobił, Gary wypił tylko jednego, Dean tańczył, pił i bawił się z jakimiś laskami, Katie była już po kilku kolejkach, więc miała dużo odwagi do tego, by pokazać prawdziwe emocje i kiedy zobaczyła Cam'a tańczącego z jakąś rudą laską w miniówie, podeszła do nich i zaczęła się afera... Ona zaczęła krzyczeć na rudą laskę, która się jej przestraszyła i odeszła od nich. Potem podobno krzyczała na niego, zaczęła gadać coś typu, co on robi, dlaczego, przecież ona siedziała tam sama i to ją mógł wziąć do tańca, no wiesz... A on do niej nagle podszedł i nie wiadomo co go skłoniło, ale pewnie alkohol i się pocałowali, tylko Gary wciąż nie wie kto, kogo. Następnego dnia Cameron sobie wszystko przypomniał, a że Katie niczego nie pamięta, to uznaliśmy, że nie będziemy jej o tym mówić.
— Ale dlaczego? — usłyszałam tylko pytanie Amy, a potem pobiegłam do pokoju.
"To nie mogła być prawda!" — pomyślałam, siadając na podłodze z twarzą schowaną w dłoniach.
******************
Następnego dnia starałam się ignorować wszystkich, których napotkałam na drodze. Siedziałam cicho i nie miałam ochoty z nimi się widzieć.
Wybawieniem okazała się moja praca w gabinecie Trevor'a, jednak nie na długo, bo później Dean i Cameron zawitali w restauracji, by dokończyć swoją pracę nad menu knajpy.
— Co tak biegniesz, Katie? — usłyszałam mojego brata, kiedy szybkim krokiem kierowałam się do wyjścia.
— Spieszę się — odpowiedziałam tylko, starając się brzmieć dobrze, jednocześnie nie chciałam spoglądać na mężczyznę, siedzącego obok niego.
Właśnie się odwracał w moją stronę, kiedy do środka nagle wszedł Xavier - mój bohater!
— Hej, Katie... — chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu w tym przerwałam:
— Xavier. — Uśmiechnęłam się do niego. — Jednak przyszedłeś. — Podeszłam do niego. — Właśnie wychodziłam. — Otworzyłam drzwi, rzuciłam do brata i jego kolegi "cześć", a potem wyszłam z kumplem Steve'a.
— Cieszę się, że przyszedłeś — odezwałam się w końcu. — Chyba ci nie przeszkodziłam w planach? — Na moment się zatrzymałam.
— Nie. — Na jego twarzy pojawił się uśmiech. — Chyba myślimy tak samo. — Zaśmiał się. — Bo myślałem o tym, żeby cię gdzieś zabrać.
— O, to świetnie. — Uśmiechnęłam się do niego miło.
Szczerze mówiąc nie za bardzo chciałam z nim spędzać czas, ale przecież to dzięki niemu udało mi się uniknąć rozmowy z chłopakami. Więc też jestem mu coś winna.
— Jesteś autem? — zapytałam, spoglądając na mój samochód.
— Nie.
— To wsiadaj, chyba że masz inny pomysł.
Starałam się być miła, choć tak naprawdę wkurzało mnie to, że on non stop się do mnie uśmiechał i był przeszczęśliwy, podczas gdy ja się tak naprawdę w jego towarzystwie nie czułam się za dobrze. Czułam się wręcz niekomfortowo.
Dziwne, ale taka była prawda...
— W zasadzie wolałbym się przejść, ale jak chcesz to jedźmy.
— Tak, pojedźmy. — Otworzyłam drzwi do samochodu i weszłam na miejscu kierowcy.
Nie chciałoby mi się potem wracać specjalnie po auto, tym bardziej że do domu mam trochę drogi.
— Zapraszam ciebie do swojego domu, jeśli oczywiście będziesz miała czas — zaczął mężczyzna, kiedy tylko odpaliłam silnik. — Przecież to nie jest tak daleko. Oczywiście nie myśl, że coś ci zrobię. — Zaśmiał się lekko, lecz nie zwracałam na to uwagi, skupiając się bardziej na jeździe. — Mam w końcu większy pokój, wiesz taki swój, własny kąt — powiedział z dumą. — Mam dużo ciekawych książek, mógłbym ci parę pożyczyć. Historyczne, takie o życiu... A ty jakie czytasz?
— Ja nie czytam książek — odpowiedziałam od razu, nie odrywając wzroku od jezdni.
— A lubisz fotografię? Bo mógłbym ci kiedyś pokazać swoje zdjęcia nieba — mówił dalej, a ja już miałam dość. — Albo zrobiłbym ci kilka fotek — zaproponował.
— Nie lubię jak mi ktoś robi zdjęcia — powiedziałam jak najmilej umiałam.
Chciałabym być tak miła jak mój ojciec.
Teraz by mi się to bardzo przydało...
Westchnął tylko głośno.
— Wiesz, bo jak robisz zdjęcia, to lepiej jest aparatem, masz aparat? Bo to trzeba specjalnym... — ciągnął. — Taki, który ma...
Nie chciałam dalej słuchać, a przynajmniej nie na razie. Przez cały dzień myślałam nad moim zachowaniem po pijaku w klubie.
Ponownie wróciłam do tych myśli...
Chyba powinnam porozmawiać z Cameron'em o tym całym zajściu i oboje musimy wszystko sobie wytłumaczyć, tak szczerze.
Dziwnie byłoby tak nagle go ignorować. Przecież szczerze mówiąc lubię się z nim droczyć, wtedy mimowolnie na mojej twarzy pojawia się uśmiech i czuję się bardzo dobrze.
Przecież on jest jak mój brat! Jak mogłabym nagle z nim przestać...
— Katie? — głos Xavier'a przywrócił mnie do rzeczywistości.
— Słucham?
Zaśmiał się głośno, być może kryjąc tym swoją urazę, że go nie słuchałam.
— No właśnie nie, pytałem się...
— Posłuchaj, przepraszam cię bardzo, ale nie wiem o czym mowa — przerwałam mu. — Skupiałam się na drodze...
— Pytałem się czy masz czas na przykład w czwartek?
— Nie wiem, nie lubię planować — odpowiedziałam szczerze.
— Okey. — Ponownie się zaśmiał. — To zadzwonię do ciebie i wtedy mi powiesz. Bo pewnie nie słyszałaś, jak mówiłem, że w czwartek mogłabyś do mnie przyjść.
— Zobaczę czy będę miała czas.
— Ale patrz... — Zaśmiał się cicho. — Jesteśmy podobni, najpierw myślimy, a potem robimy, potrzeba nam czasu, poza tym oboje jesteśmy rozsądni.
"No jasne" — powiedziałam w myślach.
************************************
Hejo! 😊
Co myślicie o rozdziale? ^^
Co myślicie o Xavier'u?
Przypadł Wam on do gustu?
Kochani, już w przyszłym tygodniu święta, więc życzę Wam wesołych świąt i wspaniałej kolacji wigilijnej, spędzonej w gronie rodzinnym, no i wymarzonych prezentów 🤗❤️
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki ☺️
♥️Pozdrawiam♥️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro