P R O L O G
Skończyłem przerabiać materiał na ostatni egzamin na studiach. Nareszcie ile można siedzieć przy tych głupich podręcznikach. Mój telefon zaczął dzwonić. Spojżałam na ekran. Był to jakiś obcy numer. Więc miałem go w dupie i od razu wciągnąłem czernoną słuchawkę. Głupote zrobisz. Rozejżałem się po salonie. Wszystko było jakieś puste i nijakie. Miejsce zamieszkania było puste. Przezwyczaić się idzie po czasie. Wcześniej było słuchać chodziaż szczekanie psa.
Wasseter jest u weterynarza podady chemioterapii z powodu nowotworu. Chociaż mam zwątpienie że przeżyje. Mój telefon nie przestaje dzwonić. Zaczęło mnie to już irytować. Jakby ludzie swojego życia nie mięli. Spojżałam cały czas ten sam numer. Przez myśl mi się obiło że to coś ważnego. Postanowiłem już odebrać bo nie dadzą mi spokoju.
-Halo?-Spytałem od razu po odebraniu połączenia.
-Ile można?-Spytał głos w słuchawce. Wiedziałem już z kim gadam.
-Tato mam dużo na głowie.-Powiedziałem.
-Powiem krótko twoja matka została zamordowana.-Powiedział i się rozłoczył.
Coś we mnie pękło czemu akurat ona.
Nawet nie wiem kiedy oczy puszczały słone łzy. Cholera kurwa jebana mać. Czemu nie mój ojciec ten gbur. Czemu nie on a ona. Świat jest zbyt niesprawiedliwy. Wstałem z kanapy i skierowałem się do łazienki. Stanołem nad umywalką i spojżałem w lustro. Spuchnięte policzki i czerwone oczy. Gdyby nie to że musiałem jeszcze dziś pojechać do weterynarza za jakieś dwie trzy godziny. Chciałem zobaczyć mojego psa. Którego mam ze sobą dość długo.Wyszedłem z łazienkami kierując się do sypialni w stronę szafy. Może dlatego że jest trzynasta a ja mam na sobie ciągle piżamę. Wziąłem szare dresy i czarną oversize koszulkę. Przegrałem się a piżamę rzuciłem na łóżko. Miałem jeszcze chwilę by odetchnąć i poczekać na Falco. Dzisiaj miałem z nim pojechać do Wesstera.Fleschmen raczej nie będzie na czas. Ma być za pół godziny. Obstawiam że czekać będę godzinę albo on zapomni. Jak ostatnie pięć razy gdy miał przyjechać. Postanowiłem mu przypomnieć wysyłając wiadomość żeby nie zapomniał. Wolę już spóźnienego Falco niż zapominalskiego. Przeglądałem tik toka. Patrząc na to że Falco właśnie wysłał tik toka. Kretyn. Delej nie wiem jakim cudem my się ciągle przyjaźnimy. Wysłanego tik toka nawet nie otwierałem. Jak każdego wysłanego przez niego. Zjebane tik toki tak samo jak Falco.
Zobaczyłem na Messengera czy łaśnie pan chociaż odczytał moja wiadomość. Miałem ledkie zdwiniene gdy zobaczyłem że nawet odpisał. Nowość może wreszcie nauczy się odpisywać. Odkąd go znam to ma z tym jakiś problem.
Od Falco
Ta pamiętam. Za godzinę będę
Wysłana piętnaście minut temu.
Pamięta oczywiście się spóźni. Nie mam do tego siły. Chociaż jest dorosły jego życie jest jego. Więc na chuj się tym martwię. Spojżałem jeszcze na grupę z Zippy'm Keena'nem i Frankie'm. Nie było tam dużo wiadomości głównie jakieś głupoty. Popatrzyłem jeszcze do kilku chatów. Jednak żadnych ciekawych ani ważnych wiadomości. Nawet nie wiem kiedy minęła godzina. W której Falco zaczął napierdalać w drzwi bo pukaniem tego nazwać nie można.
Poszedłem mu otworzyć. Spojżałem na bruneta w kurtce i całego obładowanego płatkami śniegu. Przypominając że jest styczeń. No tak dopiero co się zaczął nowy rok a mamy starego Falco. Wpuściłem chłopaka do środka. Nie miałem do tego głowy.
-Słuchaj mnie jeszcze raz będziesz potrzebował mnie do odwiedzenia Wesstera to skaczę z mostu.-Powiedział a ja spojżałem na niego pytająco.
Falco na wszystko przytakiwał mimo tego często wymyślał wymówki by nic nie robić i siedzieć w domu. Jeżeli nie miełeś z nim jakiegoś kontaktu to nie było szans żeby przyszedł. Zawsze była też opcja przyjść do niego i zabrać go siłą.
-Boże z kim ja się zadaję.-Powiedział czekając aż łaskawie się ubiorę.
-Codziennie zadaję sobie to pytanie.-Powiedziałem.
-Słucham?-Powiedział a bardziej oburzył się Fleschmen.
-Nie mów słucham bo cię wyrucham.-Odpowiedziałem mu.
-Sorry ale ja bym cię nie tknął.-Powiedział Falco.
-No ciebie przez całe życie nikt nie chcę i ja też tani przyjacielu.-Powiedziałem.
-Jak już to drogi.-Powiedział gdy ja wiązałem sznurówki.
-Nie jesteś bogaty więc drogi pdo ciebie nie pasuje.-Powiedziałem biorąc klucze oraz kluczyki od samochodu.
-Jak ty byś był bogaty.-Powiedział.
-Na pewno mam więcej kasy od ciebie.-Powiedziałem otwierając drzwi.
-Panie przodem.-Powiedziałem na co Falco spojrzał na mnie wzrokiem jakby chciał mnie zabić.
-Panie przodem czemu nie idziesz?-Spytał Falco.
Ostatecznie już wyszliśmy nie mając energii na kłutnie. Szybko zakluczłem drzwi od mieszkania. Patrząc na Falco który patrzył na mnie jak na ostatniego debila świata.
-Czemu macie zawsze zjebana windę?-Spytał.
-Uwierz mi że kurwa nie wiem.-Powiedziałem.
Akurat mieliśmy to szczęście że to było tylko drugie piętro. Wole schodzić z drugiego niż z dziesiątego.
Nie zawsze była zjebana ale często się zwyczajnie psuła. Zapewne jakieś dzieciaki przyłaźiłi i ją psuli.
Zeszliśmy po schodach spojżałem na swój samochód. Po chwili go otworzyłem. Falco zaczął bawić się radiem. Miał pecha bo jego auto znowu było w naprawię. Miał jakiegoś starego grata który częściej się psuł niż jeździł. Więc to przeważnie ja czy Kennan woziliśmy mu dupę. Zippy zrobił to raz i stwierdził nigdy więcej.
Jakieś dwadzieścia minut później byliśmy pod weterynarią. Wysiedliśmy i od razu skierowaliśmy się do wejścia. Personel już nas znał więc nie było z tym jakiś większych problemów. Mowa o problemach nastąpiły małe komplikacje w postaci Ariona i Riccardo. Miałem nadzieję na nas nie zauważa. Chodziaż jeden i zaczepianie ludzi było nie możliwe. Kiedy ja się pozbędę Riccardo z życia nosz ale można.
-Terry, Falco.-Krzyknął Sherwind.
-Hej.-Powiedział Falco wręcz mając ich w dupie.
-Siema.-Powiedziałem nie za bardzo mając ochotę na jakąś rozmowę.
-Dobra to ja lecę do Wesstera.-Powiedziałem do Falco na co ten spajżał na mnie z przerażeniem.
-Coś się stało?-Spytał Arion nie za bardzo wiedząc o co chodzi.
-Nic takiego szczególnego.-Powiedziałem.
Nic szczególnego wsadzie to jakieś dwie godziny temu dowiedziałem się że mame mi zamordowali. W sumie kogo to obchodzi. Raczej nikogo.
-Dobra.-Powiedział szeroko się uśmiechając.
Skierowałem się do sali w której był Wesster. Nie lubię go tu odwiedzać. Zwłaszcza że niedawno dowiedziałem się o tej sytuacji. Mimo że było się tego w stanie dowiedz wcześniej. Spojrzałem na psa rasy haski syberyjski. Nie byłem zbyt przekonany do tej weterynarii nie ufam jej.
-Jeszcze raz mnie zostawisz na pastwę losu to zajebe.-Powiedział Falco.
-Ta jasne a teraz o czym
pierdoliście.-Powiedziałem.
-Arion jarał się bo Kotka Riccardo urodziła pięć małych kotów.-Powiedział Fleschmen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro