Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ SIÓDMY

— Patrz na tego głupka! — zawołał Ash, wskazując palcem na Rylana, który tarzał się w śniegu, a nad nim stał Sam wraz z Annie. — Na pewno się przeziębi i będzie mówił, żebyśmy zostali z nim w domu.

Edmund przytaknął. Przez chwilę wpatrywał się w śmiejącego się Rylana — tej odsłony dawno nie widział. Potem jego wzrok powędrował na Sama, który miał na skórzanej kurtce przyczepioną różową przypinkę z napisem "słodziak". Kiedy Ed przyglądał się jego zaczesanym na prawo włosom, niebieskim, iskrzącym oczom i wargom posmarowanym różowym błyszczykiem, trudno było mu się z tym nie zgodzić.

Sam był dziwny — Ed może trochę późno to zauważył.

— Sam jest przystojny.

Edmund potrząsnął głową, patrząc na swojego przyjaciele i nie wierząc w jego słowa. Ash autentycznie wpatrywał się w Sama zachwycony. Dotąd patrzył w ten sposób jedynie na Blue. 

— Może — mruknął po dłuższej chwili.

Zdziwił się, kiedy nagle radość zniknęła z twarzy Ashleya. Szybko zrozumiał dlaczego, gdy spojrzał przed siebie.

W najgorszych koszmarach i najpiękniejszych snach nie wyobrażał sobie zobaczyć na pieprzonej czerwonej ławce Davida Coldwella i siedzącej mu na kolanach Hailey Calkins. David objął betę w pasie, jednocześnie gryząc jej odsłonięty obojczyk, a ona uchyliła delikatnie usta.

Edmund zacisnął dłonie w pięści, w jego oczach wezbrały się łzy bólu. "Ukradła. Ukradła. Ukradła."— ze wszystkich sił, próbował zignorować szloch swojej omegi. Nie może znowu pozwolić jej na siebie wpłynąć.

— Ash, chodźmy do środka — wyszeptał, patrząc w swoje zniszczone buty.

Ashley pokiwał głową i objął swojego przyjaciela ramieniem. Ze złością wpatrując się najpierw w Davida, a potem w Scarlett, która uśmiechała się do niego, siedząc na szkolnych schodach razem z Haydenem, poprowadził Eda do szkoły. Kiedy znaleźli się w środku, z ulgą przyjął fakt, że na środku holu Blue znowu kłócił się z Simonem.

Kiedy niebieskowłosy omega ich zobaczył, pokazał środkowy palec rywalowi i podbiegł do nich.

— Widział to? — zapytał Asha z lekką złością, przytulając do siebie Eda. — Już dobrze. Jestem tu. Obiecuję, że to minie. I potem zostanie tylko nienawiść — wyszeptał czarnowłosemu do ucha. — Ta nienawiść da ci siłę.

Edmund pokiwał głową, oddając uścisk. Dobrze wiedział, co chce mu przekazać przyjaciel. Ale nie chciał tej nienawiści, zazdrości, goryczy. Nie chciał Davida Coldwella w swoim życiu.

*****

Edmund z rezygnacją wpatrywał się w swoich przyjaciół, którzy mimo dowiedzenia się tego okropieństwa o Hailey i Davidzie, nie byli ani trochę żywotni. Spodziewał się wyzwisk w ich kierunku, ale zamiast tego jego przyjaciele byli, aż niepokojąco spokojni. Ashley odpowiadał na pytania pani psycholog, jednocześnie jedząc kanapki przyniesione z domu. Parę razy obrócił pomarańczowy długopis ze swoim imieniem w ręce, prawdopodobnie nie mógł sformować odpowiedzi na któreś z pytań. Rylan w ciszy rysował dziwne bazgroły w swoim czerwonym brudnopisie, co jakiś czas tupiąc nogą. Zaś Blue pił mleko truskawkowe z kartonika, jednocześnie kartkując podręcznik od matematyki.

— Ej — zaczął Ash, przysuwając swój zeszyt w stronę Blue. — Jaka jest definicja wpojenia?

— Wpojenia? — zdziwił się Ryl. — Co to?

Blue zamknął książkę i przeczesał swoje włosy.

— Zapytaj alfy — stwierdził, zgniatając w dłoni pusty już kartonik po mleku. — Co omegi i bety mogą wiedzieć o wpojeniu?

Ash wzruszył ramionami.

— Nie wiem, ale tak jakby wszystkie alfy nas nienawidzą, więc niby którego alfę mam zapytać? — zapytał lekko uszczypliwie.

Manners — pomyślał Ed, ale nic nie powiedział, bo Ashley nie mógł się dowiedzieć o zainteresowaniu alfy nim w ten sposób.

— Ech — niebieskowłosy omega westchnął. — Z tego, co czytałem i słyszałem to wpojenie to rzadka reakcja alfy na zapach konkretnej omegi. Jeśli go poczuję, czuje pociąg tylko do tej omegi, myśli wciąż o niej, za wszelką cenę pragnie ją oznaczyć. To samo czują omegi, gdy poczują feromony tego jedynego alfy. Bratnie dusze, po prostu — Blue spojrzał znacząco na Edmunda.

Ed w pierwszych chwili wiedział, co to spojrzenie znaczy. Nagle olśniło go. David nigdy nie poczuł jego zapachu, dlatego nie zdawał sobie sprawy z tego, że mogą być sobie przeznaczeni, jeśli to nie jest jedynie kaprys jego omegi. W tym samym momencie dotarło do niego coś innego.

— Blue — zniósł zirytowany wzrok Blue na użycie jego imienia zamiast nazwiska — czy Drake Nolan nie powinien się w ciebie wpoić?

Zarówno Ash jak i Rylan spojrzeli na Blue, bo także ciekawiła ich jego odpowiedź. Niebieskowłosy wzruszył ramionami, w ogóle nie poruszony słowami przyjaciela.

— Przecież my nie jesteśmy takimi bratnimi duszami — oświadczył ze spokojem.

— Ha?! — zawołał Rylan. — Jak to nie jesteście bratnimi duszami?

— No. Normalnie. To tylko jednostronne — Blue zachowywał się jakby nie rozumiał zdziwienia wymalowanego na twarzach przyjaciół. — Zobaczyłem go i pomyślałem, że to on. Ale wszyscy nastolatkowie tak mają. Zakochują się na zabój, a potem, gdy kończą szkołę to przemija — wytłumaczył krótko.

Ash w ciszy odsunął krzesło i schował wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Ryl zrobił to samo. Po chwili obaj z grobowymi minami opuścili stołówkę, nie patrząc za siebie. W tym samym czasie Edmund ściskał w pięści dłonie pod stołem. Doskonale rozumiał, dlaczego jego przyjaciela potrzebowali ulotnić się z tego miejsca i przetrawić usłyszaną informację. Był pewien, że miłość Blue to taka bardzo na poważnie, a ten wyskoczył z czymś takim. Oszukał go. Mimowolnie Ed spojrzał na stolik Davida, gdzie Scarlett i Hayden śmiali się głośno, a Drake patrzył na nich z chęcią mordu. Wpojenie. Zapach. Bratnie dusze. Czemu on wiedział o tym tak mało?

— Ach. No tak, wychowałem się wśród bet — wymamrotał tak cicho, że tylko on był w stanie to usłyszeć.

Blue spojrzał na niego zdezorientowany, ale Ed zignorował go. Nie odzywając się już żadnym słowem, zaczął jeść pokrojoną marchewkę ze swojego talerza, a Blue powrócił do studiowania książki od matematyki, mamrocząc pod nosem "wszyscy to tacy naiwniacy".

*****

Edmund w ciszy przyglądał się Blue, który uważnie rozwiązywał równania z trzeciego zadania. Każdy wynik podkreślał niebieskim cienkopisem. Przez cały czas delikatnie się uśmiechał jakby praca domowa sprawiała mu radość. Ed nienawidził matematyki, w sumie wszystkich przedmiotów ścisłych. Nigdy nie rozumiał, gdy Blue wraz z Rylanem mówili: "matematyka jest piękna". Drgnął, przypominając sobie wczorajsze odkrycie powiązane z Rylanem. Hayden jest zaręczony — to tylko kwestia czasu nim Ryl dowie się o tym od zirytowanych alf. Może być to dla niego szokiem i dotkliwie go zranić. "Bawił się" z nim, wiedząc, że nic z tego nie będzie.

Edmund zbyt dobrze rozumiał, jak to jest być zabawką alf. "Urodziłeś się ofiarą" — te słowa zbyt mocno utkwiły w jego głowie.

— Jesteś zaręczony? — wymsknęło się Edmundowi, gdy przypomniał sobie, że Blue należy do tego samego świata, co Ryl i Hayden.

— Nieoficjalnie — odpowiedział, nie podnosząc wzrok z zeszytu. — Ale ojciec planuje mój ślub z omegą, Nathanem Coolidge'em. I do niedawna z wieloma pieprzonymi alfami. Nawet Haydenem.

Słowo ojciec wypowiedziane zostało z tak wielką pogardą, że Ed nie był w stanie wyobrazić sobie jak bardzo Blue gardził swoim rodzicem. Ponadto trudno było mu nie okazywać zdziwienia wspomnieniem o Haydenie i chłopaku o nazwisku Coolidge jak Sadie.

— Nie uważasz, że jesteś za młody na małżeństwo? — ciągnął dalej.

W jego myślach pojawił się obraz Blue w garniturze weselnym obok chłopaka o twarzy Sadie. Wyglądał bardzo jak nie on.

— Nie? — Blue zdziwił się, czytając jednocześnie polecenie do kolejnego zadania. — Czemu? Jestem pełnoletni* — zauważył. — Gdyby nie to, że jestem omegą, może poślubiłbym już kogoś w poprzednie wakacje. Rodzina by o to zadbała — wymamrotał cicho, krzywiąc się, bo obliczenia do zadania nie zmieszczą mu się na jednej stronie i będzie musiał przenieść je na kolejną.

— Rodzina?

Przeczucie Edmunda mówiło mu, że nie chodzi o mamę i tatę.

— Ci u góry.

Teraz Ed czuł się bardzo nie w temacie.

— Macie hierarchię w rodzinie i to nie związaną z drugą płcią?

Jednocześnie zaczął się zastanawiać jak ważnym w takiej rodzinie jest Blue. Po jego zachowaniu można było sądzić, że kimś znaczącym.

— Tak. To coś dziwnego? — zapytał, uśmiechając się, bo wykonał kolejne zadanie.

— Trochę — przyznał Ed. — Gdzie jesteś?

Przez chwilę Blue się zastanawiał.

— Raczej nisko. Jestem młodą omegą niespokrewnioną bezpośrednio z Darrenem Brilliantem. Nowym szefem — wytłumaczył.

Edmund nie mógł w to uwierzyć. Po całym obyciu Blue spodziewał się raczej, że jest on następcą czy kimś podobnym.

— Czy przez to traktują cię gorzej czy coś? — spytał zaniepokojony, przypominając sobie niechęć Blue do znęcenia się nad omegami.

— Powiedzmy — Blue parę razy pstryknął długopisem, bo musiał jeszcze raz przeczytać polecenie do trudnego zadania. — Ciągle mnie obserwują i jeśli splamię nazwisko wracam do domu, a potem prawdopodobnie zostaje wyrzucony.

— Jak wyrzucony? — zapytał lekko przestraszony Gilday.

— Pozbawiony nazwiska, celu w życiu. Ktoś jak ty nie zrozumie, jak to ważne — oświadczył młody Brilliant. — Bez nazwiska jestem nikim, dlatego muszę grać jak mi zagrają.

Dla Edmunda brzmiało to odrobinę złowieszczo. Trochę jakby Blue musiał ciągle udawać, żeby nie zawieść innych.

— Ile was jest? — zmienił temat, nie chcąc więcej słuchać o fałszywości przyjaciela.

— Brilliantów? — Blue zdziwił się na takie pytanie. — Niech pomyślę... — niebieskowłosy przez dłuższą chwilę się nie odzywał. — Tych, którzy mają wstęp do rezydencji prawie 60. Ja też się do nich zaliczam, moje siostry i ojciec. Matka jest dochodzona, dlatego nie ma tam wstępu — wytłumaczył.

— Co to ta rezydencja? — w głosie Eda brzmiało lekkie zaciekawienie.

— Trafnym określeniem byłoby "dom Brilliantów". Nie rób takiej miny — dodał, zauważając grymas na twarzy przyjaciela.

— Mieszkasz w tej rezydencji?

Blue przewrócił stronę w książce. Zostały jeszcze 4 zadania.

— Spędziłem tam dzieciństwo, ponieważ opiekowała się mną babcia. Ale nie powiedziałbym, że czułem się jak w domu. Ciągle się uczyłem, widywałem z ojcem w gabinecie i biłem z dużym Finnem. Miłości rodzinnej i ogniska domowego nie doświadczyłem — objaśnił.

Duży Finn brzmi jak przydomek prześladowcy — pomyślał Ed. Trudno było mu jednak wyobrazić sobie prześladowcę Blue.

— Ale powiedziałeś, że to dom... — wymamrotał.

Blue zaśmiał się.

— Jesteś zabawny — stwierdził.

Edmund speszył się. "Jesteś pośmiewiskiem." Pokręcił głową. Nie czas na to, żeby się nad tym rozwodzić. 

— O co chodzi z Darrenem i Harry'm?

Blue chwilę się zastanawiał jak to najprościej przedstawić, po czym otworzył środek zeszytu i przysunął się bliżej Edmunda.

— Jest stołek szefa. I jest dwóch ludzi, którzy się o niego biją — narysował dwie kreski z głowami i krzesło. — Harry od urodzenia przygotowuje się do zajęcia tego miejsca. Parę miesięcy temu nagle dowiaduje się, że jest ktoś, kto ma większe szanse tutaj usiąść. To Darren, nieznany wcześniej wnuk zaginionego syna szefa. Harry i Darren stają się wrogami, rodzina się dzieli. Schorowany szef odchodzi, wybiera Darrena na następce. Harry jest wściekły. I to koniec. Na razie — Blue uśmiechnął się do mnóstwa kresek i kwadratów narysowanych przez siebie. — Harry chce pozbyć się Darrena. Darren chce się pozbyć Harry'ego. Jak szef umrze, rozpocznie się rodzinna wojna. 

— Powiedzmy, że rozumiem — mruknął Edmund, czując mętlik w swojej głowie. — Po której stronie ty stoisz?

Blue pokręcił głową.

— Nie wiem. Nie znam Darrena — wyjaśnił.— Ojciec i Rosamund są za Harry'm, ale Vivian chyba za Darrenem. Vivian rzadko nie zgadza się z ojcem. Musiała coś w Darrenie zobaczyć.

— Lubisz Harry'ego? 

Blue prychnął. Ed skulił się w sobie, czując, że zepsuł humor swojego przyjaciela.

— Lubisz Davida?

Edmund zarumienił się. Nie spodziewał się tego pytania. W pierwszym odruchu chciał zaprzeczyć, ale chodziło o Blue. Blue nie lubił, kiedy go okłamywał, a Blue zawsze wiedział, kiedy go okłamywał.

— Chyba tak — wymamrotał.

Blue zmierzył go zimnym wzrokiem.

— A ja nie jestem tak popieprzony, żeby lubić kogoś, kto widzi we mnie lalkę, marionetkę — stwierdził chłodno. — A teraz możemy już o tym nie mówić? Piszę pracę domową — zauważył.

Edmund nie przejął się słowami Blue. Dobrze zdawał sobie sprawę, że to co czuje do Davida nie jest dobre.

— Zacznij odrabiać ją w domu — burknął czarnowłosy.

On sam nie tknął swojej pracy domowej i przeczucie mówiło mu, że nie odrobi jej w ogóle, narażając się na gniew pani Marlin, bo znowu w domu przyśnie podczas oglądania telewizji.

— A wtedy co będę robił w kozie, gdy Ash i Ryl znowu nawieją? — zadał pytanie retoryczne.

Ed niechętnie mu przytaknął. Kiedy siedzieli we czwórkę, mieli o czym porozmawiać, ale tak to w bibliotece było zwyczajnie nudno. Jak na razie był jedyną osobą, która nie opuściła ani jednej kary. Następnym razem może będzie ją odbywał sam i wtedy może nawet on weźmie się za pracę domową.

Chwilę później Edmund powrócił do obserwowania Blue. Niebieskowłosy zakreślił zielonym cienkopisem regułkę, którą przepisał z podręcznika.

— Czy w szkole są jacyś ludzie, którzy cię śledzą? — zapytał nagle czarnowłosy, przypominając sobie jedne ze słów Brillianta.

Blue uśmiechnął się szeroko i fałszywie jednocześnie, i spojrzał Edowi prosto w oczy.

— Na pewno. Może to nawet jedno z was — powiedział zdawkowym tonem, a potem powrócił do pracy domowej.

*****

Rylan nie spodziewał się spotkać podczas drogi do domu nikogo ze swojej szkoły. Nigdy nie spotykał. Może dlatego, że większość miała zajęcia dodatkowe albo spotykała się ze znajomymi. A już na pewno nie spodziewał się spotkać Layne'a Wheatona na swojej drodze, który spojrzy na niego, po czym podejdzie i się odezwie.

Czasami, gdy siadał wcześniej przy stoliku alf razem z Haydenen, zajmował miejsce przy Layne'ie, ale nigdy nie zamienił z nim żadnego słowa. Alfa był zwyczajnie skryty. Jedynym, co zdążył się o nim dowiedzieć, było to, że przyjaciele nazywają go Jackiem Frostem, bo posiadał białe jak śnieg włosy, niebieskie jak niebo oczy, jasną cerę i serce z lodu. Hayden wielokrotnie śmiał się z tego, że Layne nie odczuwa nawet litości. Ponadto Layne był jedyną znaną mu alfą, która brała blokery.

— Jesteś przyjacielem Blue Brillianta? — alfa zapytał obojętnie.

Rylan przytaknął, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Nie do końca rozumiał, co się działo. Layne chwycił jego dłoń i otworzył. Nie zaprotestował.

— Przekaż mu to, proszę — białowłosy położył na jego dłoni zgiętą kartkę. — I nie mów, że masz to ode mnie. Albo cię zabiję.

Rylan wzdrygnął się. Jego ostatnie słowa nie brzmiały na kłamstwo.

— Dobrze...

Layne obrzucił go chłodnym spojrzeniem, po czym odszedł w stronę, z której szedł Ryl. Beta rozwinął zaciekawiony papierek, ponieważ Layne nic nie wspominał o tym, że mu nie wolno. "12.04.11.00.1566935"

— Co do... — wymamrotał cicho.

Za cholerę nie wiedział, o co chodziło.

//////////////////////////

*w tym świecie pełnoletność osiąga się w dniu ukończenia 16 lat

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro