Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Edmund Gilday nie spodziewał się, że opuści swoje bezpieczne schronienie w weekend. Planował przeleżeć cały dzień na kanapie owinięty paroma kocami i obejrzeć wszystkie sezony "Wybranych". Tymczasem trzymając ręce głęboko w kieszeniach niemodnej kurtki, z ustami zakrytymi przez szal i mocnym makijażem na twarzy, mierzył morderczym wzrokiem każdego mijanego przechodnia. W myślach krążyły mu słowa "I want to because you said I couldn't", ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, gdzie je zasłyszał, co doprowadzało go do szewskiej pasji.

Skrzywił się na kolejkę, gdy wszedł do środka sklepu. Obym nie musiał w niej stać — pomyślał Ed, biorąc do ręki czerwony koszyk. Mimowolnie zerknął na produkty w promocyjnej cenie, w tym jego ulubioną czekoladę.

— Ed, musisz być silny — wymamrotał, biorąc głęboki wdech i idąc w głąb sklepu.

Pierwszym, co znalazło się w jego koszyku, było pudełko płatków czekoladowych w kształcie gwiazdek. Nie czuł się gwiazdą, ale uważał gwiazdki za szczególnie urocze. Potem wrzucił do koszyka, pierwsze lepsze szynki i ser, które znalazły się w jego dłoni. Jego ojcu wszystko było obojętne. 

— Nie chce mi się nieść mleka — mruknął ze skwaszoną miną, wpatrując się we wspomniany produkt.

— Poniosę za ciebie, skarbie.

Edmund mimowolnie fuknął, poznając ten znienawidzony przez siebie głos. Spojrzał w prawo, a jego wściekłe spojrzenie skrzyżowało się z tym Davida Coldwella, który uśmiechał się w najlepsze.

— Nie, dzięki, alfo — rzekł oschle czarnowłosy, wymijając kolegę ze szkoły.

Pod nosem wymamrotał coś o zabawnej Pani Nocy. W myślach szukał jakiegoś sposobu na upust złości, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nawet nie wiedział, co takiego ją powodowało. Domyślał, że to, że David tak po prostu do niego zagadał po tym wszystkim: po tym jak złamał mu nos, po tym jak David znalazł sobie Hailey, po tym jak zaczął chodzić z Samem. 

Edmund postanowił zakończyć zakupy. Skierował się do kasy. Niestety, natrętny alfa razem z nim, co wywołało radość omegi Eda. Alfie na nas zależy — Edmund nie miał ochoty wyprowadzać jej z błędu. Konflikty z nią męczyły go bardziej niż jej obsesja na punkcie Davida. 

— Skoro już się spotkaliśmy, może chcesz się przejść? — zaproponował David, kiedy oboje stanęli w kolejce.

— Nie bardzo.

— W domu kultury jest wystawa o wszystkich rodzajach śniegu — próbował zachęcić go bez skutku szarowłosy.

— Czy ty w ogóle coś kupujesz? — zapytał rzeczowo Edmund. 

Przez chwilę jego wzrok zatrzymał się pudełku z opakowania prezerwatyw, a dokładniej na napisie na nim. "Zawsze lepiej bezpieczniej." Brzmiało zabawnie, ponieważ za niebezpieczeństwo uważało się niechciane ciążę, częste wśród omeg. Ed zaśmiał się w myślach, gdy przypomniał sobie slogan o tym, że zawsze lepiej zgwałcić omegę w prezerwatywie niż bez niej. Ten świat był chory. 

— Nie czepiajmy się szczegółów — David uniósł ręce w obronnym geście, po czym ze złośliwym uśmiechem stwierdził: — Ja nie mówię, że nie dokończyłeś zakupów, ponieważ próbujesz ode mnie uciec, ponieważ albo się mnie boisz, albo ci się podobam.

— Masz jakiś problem? — głos Eda był ostry jak nigdy dotąd i zimny niczym sopel lodu.

— Kocham twoją nierozważność — David uśmiechnął się fałszywie. — Kiedyś cię za nią zabiję.

— Wątpię.

Po tych słowach Edmund podszedł do kasy. Zapłacił za kupione produkty. W myślach przeklął sprzedawczynię, która spojrzała na niego jak na dziwaka z powodu jego upiornego wyglądu.

"Dziwak, nie bawcie się z nim."

Odetchnął z ulgą, nie widząc już przy kasie Davida. Radość nie trwała długo. Czekał na dworze.

— To gdzie najpierw?

— Dlaczego się ode mnie nie odczepisz? — westchnął Edmund, idąc szybkim krokiem w stronę domu.

Jedyne o czym teraz myślał to ucieczka od tego irytującego alfy. 

— Dobre pytanie — przyznał David. — Myślę, że chcę cię poznać i zrozumieć. Jesteś betą, brzydkim, niezbyt inteligentnym i złamałeś mi nos, ale nie mam ochoty ci oddać. Nie uważasz, że mam prawo tutaj czegoś nie rozumieć?

Edmund może i by przytaknął, ale był zbyt zajęty rumienieniem się. Nie chcę dać mi w twarz — wołał do siebie w myślach. Coś było zdecydowanie nie tak z jego poczuciem romantyczności.

— Brzmisz jakbyś proponował mi randkę?

Ed nie miał pojęcia, skąd wziął odwagę na wypowiedzenie tych słów. Zerknął ze strachem na Davida, który nie był jednak ani zły, ani zdegustowany. Edmundowi wydawało się, że prawdziwie się cieszył. Na chwilę zapomniał o serialu czekającym na niego w domu. 

— Może proponuję.

Edmund nie był pewien czy naprawdę widzi na policzkach Davida delikatny rumieniec, czy to nie jakieś omamy. Nawet jeśli, to z zimna — pomyślał, nie przestając zerkać na zarumienione policzki alfy.

— Co z Hailey?

— Była tylko na ruję.

Edmund w jednym momencie sposępniał. David mówił o Hailey jak o leku, przedmiocie jednorazowego użytku. To prawda, że za nią nie przepadał, ale zarówno ona jak i Whitney Leman zasługiwały na minimum szacunku.

— Ach, tak — mruknął jadowicie. — Na każdą ruję masz kogoś innego?

David w jednym momencie spoważniał, co lekko przeraziło Eda.

— Przetrwanie rui jest trudne — oznajmił chłodno alfa.

— Domyślam się.

Edmund nie potrafił zaakceptować stwierdzenia, że "ruje alf" są trudniejsze. Jakoś większość omeg bez problemu wytrzymuje swoje gorączki. Ed wzdrygnął się na przypomnienie tego, że alfa za gwałt na omedze w czasie jej rui lub swojej jest praktycznie zawsze uniewinniony, ponieważ przepisy działają na jego korzyść. Najbardziej odstręczające było to, że Ashley i wiele innych omeg także uważały, że niektóre gwałty powinno się wybaczać, bo to wina "natury". 

— Raz prawie rzuciłem się na Scarlett — wyznał David, a Ed uniósł brew, nie wierząc w to. — Wykręciła mi ręce i parę razy uderzyła moją głową w parapet, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że my też mamy ciężko, jak omegi.

Jeśli David dowiedziałby się o tym, że jest omegą, miałby prawo go oznaczyć, miałby prawo do niego. To zabawne, że jego omega na myśl o tym skakała z radości, a on tracił chęć do życia. 

— Z pewnością.

— O co ci chodzi? — David zrównał swój krok z tym Eda. — Jesteś betą. Nie masz o tym pojęcia.

— Taa. Nigdy tego nie doświadczyłem — stwierdził kpiąco Edmund, przypominając sobie swoją ostatnią gorączkę, gdy zbił lustro, w którym zobaczył swoją podnieconą twarz. — Długo jeszcze będziesz za mną szedł?

David zdziwił się. 

— Mówiłem, chcę randki z tobą — przypomniał. 

Edmund spiął się. Albo Scarlett mu powiedziała, albo robił sobie z niego żarty jak ostatnio. 

— A ja nie chcę! — krzyknął głośno ze złością. — Nie jestem twoją zabawką! — w jego głosie słychać było rozpaczliwość. — Nienawidzę tego w tobie! — Ed machnął ręką, omal nie uderzając Davida w twarz. — Dlaczego alfy są tak obrzydliwe?! Wszyscy jesteśmy równi!

David odsunął się lekko wystraszony. Przez chwilę Ed miał wrażenie, że go przeprosi, ale tylko pokręcił głową i wyszeptał cicho, ale dość wyraźnie, żeby jego słowa utkwiły w pamięci Eda.

— A dlaczego omegi są takie obrzydliwe? Wszyscy jesteśmy równi. 

David spojrzał zranionym wzrokiem na Edmunda, którego serce na chwilę się zatrzymało, po czym odszedł, nie oglądając się. 

Ed przez chwilę stał w miejscu rozdarty, po czym potrząsnął mocno głową. Alfy są obrzydliwe. Omegi są obrzydliwe. W sumie wszyscy byli obrzydliwi. 

"Jesteś takim brzydkim stworzeniem."

*****

Rylan skulił się w sobie. Czuł się samotny.

Przytulił się do swojej dakimatury z Rinem. On nigdy go nie opuści. Zerknął na figurki poustawiane na jego regałach. One także nigdy go nie opuszczą. Kąciki jego ust podniosły się delikatnie. Poprawił się na łóżku, wygodniej oparł o ścianę. Z kieszeni wyjął swój telefon. Z podłogi podniósł słuchawki i podłączył je do niego. Bez namysłu po odblokowaniu smartfona wszedł na youtube'a i wybrał swoją playlistę z j-popem. Uśmiechnął się delikatnie, widząc Sayuri ze swoją gitarą.

— Skarbie! — usłyszał, gdy miał już włożyć słuchawki. — Zaraz zaczyna się wywiad z twoim przyjacielem!

Rylan zaklął. Powinien powiedzieć swojej cioci, że on i Hayden nigdy już nie będą blisko. 

— Obejrzę na telefonie!— skłamał bez wahania. 

Wywiad z Haydenem Freemanem, dziedzicem — nie chciał go widzieć. Nie chciał poznać życia Haydena i dość do wniosku, że nigdy nie było w nim dla niego miejsca. 

Rylan założył słuchawki. 

"...Happy Birthday. Happy..."

— Wszystkiego nieszczęśliwego na twoje urodziny, Rylan. Już niedługo — powiedział do siebie chłopak, po czym przymknął oczy i zatracił się w swoich myślach. 

*****

Blue ze smutkiem wpatrywał się w zdjęcie w swoim telefonie, przedstawiające uśmiechniętego Ashleya , jedzącego loda, w czasie ich "randki" w parku rozrywki. Wiele by dał, żeby być w tym momencie z nim zamiast stać pod drzwiami do gabinetu swojego ojca. Gdyby tylko Ash go nie odrzucił, wcale by tu nie przyjeżdżał. Wybiegłby z domu, nie dokończył pakowania walizki, odrzucił połączenie od Vivian, wystawił Rosamund, żeby posiedzieć na kanapie z Ashleyem i pośmiać się ze szkoły. 

Schował telefon, słysząc jak drzwi się otwierają, a z gabinetu wychodzi Vivian.

— I jak? — zapytał niepewnie, nie wyczytując nic z twarzy swojej siostry.

Vivian uśmiechnęła się z trudem i poklepała jego ramię. Wzdrygnął się. Pogniotła jedną z jego najlepszych marynarek. 

— Chyba już nie jestem twoją siostrą — wyznała. 

Blue niewiele myśląc, przytulił swoją starszą siostrę. Jego ojciec był okrutny, pozbywając się córki, bo raz w życiu miała inne zdanie. To jego powinni się pozbyć. Dla dobra rodziny Brilliantów. 

— Co ty gadasz. Darren nie wyrzuci cię z rodziny.

Vivian sama mu powiedziała, że jest jedną z niewielu osób, którym Darren ufa. 

— A co jeśli to Harry wygra?

Vivian odsunęła go od siebie i spojrzała z psotnym uśmiechem. Blue przeszło przez myśl, że szkoda mu służek, którym Vivan będzie sprawiała kłopoty, ponieważ z niewyjaśnionych przyczyn rozweseliła się. 

— To wtedy wciąż będziesz moją siostrą. Vivian Snow też ładnie brzmi — skłamał gładko.

W jego życiu liczyli się tylko Brilliantowie i Ashley, nienawidził Snowów, rodziny swojej matki. 

— Dzięki, braciszku — Vivian zaśmiała się. —Twoja kolej. Skończ lepiej niż ja.

Blue przytaknął. Spojrzał ostatni raz z niepewnością na Vivian, po czym podszedł do drzwi i zapukał w nie. Otworzył je powoli, mimo nie usłyszenia "proszę". 

— Spóźniłeś się, synu. Niedługo kolacja — stwierdził szorstko George Brilliant, stojący przed oknem i przyglądający się widokowi za nim.

Blue pomyślał, że nienawidzi patrzenia na jego plecy bardziej niż na jego obrzydliwą twarz. Niebieskowłosy wyprostował się, ręce założył za plecami. 

— Przepraszam, ojcze — powiedział pokornie.

— Liczę na to — George odwrócił się w stronę syna. — Darren planuje zerwać twoje zaręczyny z Coolidge'em. Nie możesz na to pozwolić.

Blue nie wiedział czemu, ale poczuł ulgę na tę wieść. Uważał Nathana Coolidge'a za porządną omegę, ale nie widział z nim swojej przyszłości. Widział ją z uśmiechniętym Ashem. Blue przeklął się za tą myśl. Ashley i on nigdy nie będą razem. W takim przypadku związek dwóch omeg nigdy nie wypali.

— Tak, ojcze.

Przez przypadek Blue przypomniał sobie rozmowę ze swoim ojcem tuż po drugiej gorączce. Przedstawił mu listę alf. Hayden Freeman, Lorainne Snidman, Tyler Minton, Newt Harkess, Cassidy Curiel, Crystal Scalia — to niektórzy z nich. "Brilliantowie się nie przymilają, ojcze. Dziękuje, ojcze, ale odwal się ode mnie." — nigdy nie żałował tych słów. Wtedy ojciec zaczął ich małą wojnę.

— Pamiętaj, że musisz być posłuszny. Vivian popełniła dzisiaj błąd. Jeśli jesteś prawdziwym Brilliantem, nie podążysz jej śladem.

Blue zaśmiał się w środku. Prześladowały go te parę słów.

"Brilliant. Oto czym jesteś."

Całe życie podporządkowane słowom usłyszanym za dzieciaka od osoby, której nawet nie pamiętał. We mglistych wspomnieniach pojawiała się jedynie wątła sylwetka kobiety o białych jak śnieg włosach i ametysowych tęczówkach. Było to jednak zbyt fantazyjne, dlatego założył, że jego umysł po zobaczeniu w tamtym czasie jakiejś postaci w książce przyswoił ją.

— Nie zawiodę cię, ojcze.

To jego ojciec przynosił wstyd Brilliantom. 

— To oczywiste — ojciec zmierzył Blue wzrokiem, omega wzdrygnął się. — Te włosy... — George pokręcił głową. — Carla pojutrze wychodzi ze szpitala. Powinieneś ją odebrać.

— Nie, ojcze — sprzeciwił się Blue.

Żaden dzień nie był odpowiedni na jego spotkanie z matką.

— Dobrze. Zajmie się tym Rosamund — oświadczył ojciec, uśmiechając się delikatnie z powodu poprawnej odpowiedzi syna.

— Nie — zaprzeczył stanowczo Blue.

George zdziwił się, ale nie dał tego po sobie poznać. Był pewien, że przyszłość Rosamund nie miała dla Blue znaczenia.

— Na bankiecie w poniedziałek — zmienił temat — zjawią się bardzo ważni goście. Między innymi Coolidge'owie. Twoim obowiązkiem będzie zapewnienie ich o nieprawdziwości plotek o zerwaniu umowy przez Brilliantów, a także zabawienie Nathana.

To ostatnim może być jego najtrudniejszym zadaniem. Poprzez zabawienie ojciec rozumiał zaciągnięcie go do sypialni. Jego ojciec naprawdę nie miał pojęcia na temat tego jak ważny dla omegi był pierwszy raz i Nathan nawet nie bierze pod uwagę, że mógłby przeżyć go Blue. Ba, sam Blue także o tym nie myślał, mieli poczekać do ślubu. A teraz jeśli istnieje możliwość niedojścia do ślubu, tym bardziej nie będzie o tym myślał. 

— Tak, ojcze.

Nie zamierzał nigdzie zaciągać Nathana, tym razem sprzeciwi się ojcu. 

— Możesz odejść, synu. Nie spóźnij się na kolację. Dostąpi cię zaszczyt spotkania nowej głowy rodziny, Darrena Brillianta. Wiesz, jak się zachowywać.

Blue ukłonił się. W tym samym momencie ojciec odsunął krzesło i zajął na nim miejsce. Blue wyszedł z pokoju, Vivan już nie było, i pospiesznie skierował się do swoich komnat. Jego myśli krążyły wokół Rosamund, którą obronił, zapewnił obecność na bankiecie. Usprawiedliwiał się tym, że miał u niej dług, bo opiekowała się nim. Wcale nie ryzykował swojej przyszłości z powodu czegoś tak głupiego jak przywiązanie.

W drodze do swoich pokoi ani na chwilę nie zdjął z twarzy obojętnej maski, mając w pamięci słowa: "na każdym rogu czeka wróg". Miał to szczęście, że wpadł na niego na ostatniej prostej.

Oboje upadli na ziemię.

— Przepraszam — drugi chłopak odezwał się jako pierwszy, podnosząc się na kolana — spieszyłem się. 

Zbliżył się do Blue powoli na kolanach. Zatrzymał się, będąc pomiędzy jego nogami. Blue zamarł. Wpatrywał się we włosy w kolorze truskawek. Przez myśl przeszło mu, że są piękne. Fantazyjne. Chłopak zbliżył do niego swoją twarz, sprawiając, że ich nosy dzieliły zaledwie centymetry. Blue zmarszczył nos, czując subtelny zapach kwiatu bawełny i jakby ciastek albo cukierków. Trudno mu było go określić.

— Jestem Darren Brilliant — Blue czuł, że braknie mu tchu. — Widzę, że poznałeś mój sekret.

Blue spojrzał w szare oczy Darrena. Może to głupie, ale już wybrał swojego "szefa". 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro