Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Od autora: Jakoś nie znalazłam wcześniej czasu, żeby dokończyć ten rozdział (już 20) za co przepraszam. Dodatkowe zajęcia z siatkówki, nagrywanie filmu na angielski, spotkanie z mówcą motywacyjnym, sprawa dzików i wystawianie ocen — trochę się działo/dzieje. Ale mam nadzieję, że w ferie wszystko nadrobię. I może dodam coś w poniedziałek/środę, bo nie mam języka angielskiego (moja pani będzie chora...) i wracam już o 14.
Zapraszam na rozdział. 
w mediach "High Hopes" ft. J. Fla

Ashley z pochyloną głową, słuchał wywodu pana Milesa na temat jego pogarszających się ocen z matematyki. Ash z całych sił starał się go słuchać, przytakiwać. Wiedział, że musi dać z siebie wszystko, żeby zdać, ale to było trudne. Ilekroć siadał wieczorem do biurka, żeby odrobić pracę domową i wykonać zlecone przez Milesa karty pracy, zapatrywał się w zdjęcie Blue nad swoim biurkiem, pozwalał się pochłonąć światowi marzeń.

W jego świecie marzeń wszyscy byli szczęśliwi i każdy mógł być tym kim chciał. Nie wytykano palcem inności. No i wszyscy kochali pomarańczowy kolor. 

— O kur... — Ashley zdziwił się, gdy jego nauczyciel nagle zapatrzył się na coś za jego plecami. — Miałem nadzieję, że ten szczyl tu nie wróci...

Ash uśmiechnął się szeroko, bo ta reakcja mogła znaczyć tylko jedno. Pierwszy raz nie zdenerwował się na Milesa, gdy ten nazwał kogoś szczylem. Bez namysłu odwrócił się i w parę sekund znalazł się tuż przy osobie o charakterystycznych niebieskich włosach, na którą bez namysłu skoczył.

— Blue!

Blue omal nie przewalił się, gdy Ash owinął nogi wokół jego bioder i mocno się w niego wtulił. Szybko złapał Ashleya za plecy— myśl, że jego słoneczko mogłoby upaść przerażała go. 

— Ash...

Ashley nie zamierzał puszczać, nawet jeśli gniótł nową marynarkę swojego przyjaciela. Nawet jeśli mieli zaraz oboje upaść na ziemię na oczach Milesa i wszystkich uczniów.

— Tak tęskniłem — wyszeptał do ucha Blue, zaciskając palce na jego włosach.

— To tylko półtora tygodnia — przypomniał Brilliant, starając się zignorować ciepło w swoim sercu.

"Przyznałeś, że ci na nim zależy." 

— Ale zrobiłem tyle złych rzeczy... Skrzywdziłem cię.

Ashley mocniej wczepił się w Blue, który ostrożnie skierował się do swojej szafki. Miał ochotę zachichotać, czując na sobie pełen nienawiści wzrok innych uczniów. Skierowany był on, co prawda na Blue — szkolnego ulubieńca. 

— Niby jak? — zapytał niebieskowłosy, uśmiechając się sztucznie do Milesa, na którego czole pojawił się "ten" pot. — Nie czuję się skrzywdzony.

— Umówiłem się ze Scarlett i jesteśmy razem.

Ashley pisnął, gdy chwilę później jego plecy zderzyły się z metalową szafką. Zamarł, gdy tuż nad nim zawisł Blue z wyraźną wściekłością na twarzy.

— Ty...

Blue nie dokończył, przywierając do ust Ashleya i miażdżąc je. Swoją dłoń zacisnął na ramieniu niższego chłopaka, w środku ciesząc się z tego, że z pewnością sprawia mu ból. Ugryzł dolną wargę blondyna i pociągnął.

— Brilliant!

Z szerokim uśmiechem Blue odsunął się i obserwował krew na wardze Asha.

Po chwili dotarło do niego, że gdyby nie Miles, mógłby zranić dotkliwie swoje słoneczko. 

Mimo to nie przestał się cieszyć z pokazania, że mu zależy. 

— Jesteś mój — wysyczał niebieskowłosy, odsuwając się i podchodząc do swojej szafki.

Ashley na drżących nogach, stanął prosto. Złapał się za swoje usta. Smak krwi — w ogóle go nie przeraził. Nie wiedział, czemu jego wargi ułożyły się w delikatnym uśmiechu.

Dostał swój dowód — jego miłość jest odwzajemniona.

*****

— Laleczko.

Edmund podskoczył ze strachu i zamknął z hukiem swoją szafkę, przez przypadek omal nie przycinając sobie palców. Ze złością spojrzał na Davida, który skomentował jego reakcję głupawym uśmiechem.

— Nie strasz mnie, proszę — wycedził czarnowłosy, ponownie otwierając szafkę.

Wyjął z niej podręcznik do sztuki, który pierwszy raz odkąd tu się przeniósł, miał być mu potrzebny i to do głupiej klasówki. Przypadkiem Edmund zerknął na zdjęcie wiszące na drzwiczkach, wciąż wywoływało w nim te same uczucia.

— Czemu odwołałeś naszą randkę w sobotę? — Edmund zaklął w myślach. — Byłem u ciebie w domu i cię nie było. Co robiłeś?

Edmund miał ochotę skarcić Davida za kontrolowanie go, ale nie uśmiechało mu się zapadanie się jeszcze mocniej w to bagno wstydu.

— Przesadziłem — mruknął, zamykając szafkę. — Umierałem u Rylana.

— Żartujesz? — zaśmiał się alfa, idąc za Edem, który zaczął się kierować w stronę klasy pani Breiman, z którą miał pierwszą lekcję. — Chcesz powiedzieć, że ty miałeś kaca? Taki nudny beta jak ty?

Ed chciał zaprzeczyć, ale powstrzymał się, bo sam zdawał sobie sprawę z tego, że był nudnym człowiekiem.

— Przepraszam za wystawienie cię.

— Nic nie szkodzi — stwierdził alfa, uśmiechając się podejrzanie. — Wynagrodzisz mi to.

Edmund uniósł brew. Miał zdecydowanie złe przeczucia.

— Jak?

David złapał Eda za ramiona, zmuszając się do zatrzymania. Nachylił się nad nim.

— W naturze — wyszeptał mu do ucha.

Edmund w pierwszym odruchu chciał na niego się zezłościć, ale dotarło do niego, że nie czuł żadnym negatywnych emocji. Nie było potrzeby podnosić głosu.

— Nie lubię cię, aż tak bardzo, więc nie — stwierdził czarnowłosy, wyrywając się i idąc powoli dalej pod klasę. — Poza tym uważam, że jeśli chcemy stworzyć wartościowy związek musimy przestrzegać pewnych zasad.

David jęknął przez śmiech, domyślając się o co chodziło.

— Najpierw randka, pierwszy pocałunek, kolejne randki, przedstawienie tacie...

— Zakumałem. Po ślubie. Jesteś trudny jak na laleczkę — oznajmił alfa, zatrzymując się razem z Edmundą tuż przed Simonem, siedzącym pod ścianą i czytającym książkę. — Gdzie chcesz pójść w sobotę?

— Nie zakładaj z góry, że się zgodziłem. Poza tym to ty chcesz pójść na randkę, nie ja, więc coś zaproponuj.

David westchnął cierpiąco.

— Zoo?

— Nie lubię zwierząt.

Edmund posiadał same złe wspomnienia ze zwierzętami. Ugryzł go pies sąsiada, ciągle drapała go po twarzy kotka mama, uciekł mu chomik, rzucił się na niego byk, wdepnął w odchody konia, raz nawet rzucił się na niego wilk. Choć to ostatnie rodzice uznali raczej za dobry znak. 

— Park rozrywki?

— W zimę? 

David nie przejął się swoją pomyłką. 

— Kino?

— Nie ma nic ciekawego.

— Impreza z mocnym alkoholem?

Edmund dałby sobie rękę uciąć, że David tymi słowami chciał go podirytować, oczywiście bez skutku.

— Nie.  

— Spacer i lody? 

Ed westchnął.

— Jeszcze raz, w zimę?

David poczochrał swoje włosy, nie mogąc wpaść na żaden dobry pomysł. 

— Wystawa śniegu?

— Już ją zamknęli.

— Sklep ze swetrami?

— Byłem ostatnio z Rylanem. 

— Odrzucasz wszystkie moje pomysły — jęknął David. 

— Są słabe.

Edmund uśmiechnął się delikatnie na strapioną minę Davida. Nie chciał go odrzucać, ale nie chciał też iść na randkę, na której istniało duże prawdopodobieństwo, że nie bawiłby się dobrze. W sumie mógłby rzucić jakimś pomysłem, ale na niego nie wpadł. Powinien zostawić głowienie się Davidowi.

— To może pizza?

Ed pokręcił głową, wyglądając coraz radośniej. Kochał niepewnego i uroczego Davida.

Nagle Edmund spoważniał, zauważając niebieską czuprynę za Davidem. Tylko jedna osoba — pomyślał, pewny, że lepiej być nie mogło. Rzucił przepraszające spojrzenie zdezorientowanemu Davidowi, który po chwili zmarszczył nos, czując znajomy zapach. Edmund może powinien przeprosić, że zerwał się do biegu i uderzył barkiem w bark Davida, ale gdy z całej siły przytulił się do Blue, tylko ten omega zaprzątał jego myśli.

Miał mu tak wiele do powiedzenia.

— Blue — powiedział z ulgą, nie wiedząc nawet, że aż taki odczuwał żal. — Tęskniłem.

Spojrzał prosto w niebieskie oczy, odsuwając się, ale wciąż ściskając za mocno ramiona swojego przyjaciela i gnąc jego granatową marynarkę, która, jak zauważył, została już porządnie wytarmoszona.

— Kolejny Ash — zaśmiał się Brilliant, przytulając chłopaka do siebie. — Zachowujecie się jakbyśmy nie widzieli się rok.

Edmunda nie obchodziła kpina w głosie Blue.

— Tyle się wydarzyło — przyznał Gilday, nie mogąc oderwać wzroku od niebieskich tęczówek. — Sam jest moim koszmarem. I pani Taft jest moim koszmarem. Brat Alana to omega, którego boi się Manners i Leydon. Zacząłem chodzić z Davidem, a Ashley z Manners — Blue syknął. — Alfy pobiły Cody'ego. Leydon pobił Randy'ego. I pani Breiman pyta mnie co lekcję — wyznał na jednym wydechu Edmund.

Blue wpatrywał się w niego ani poważnie, ani lekceważąco.

— Rozumiem — odpowiedział po dłuższej chwili. — Jest poważnie. Mam wyczarować rozwiązanie?

— Poproszę — stwierdził bez namysłu Ed, po chwili omal nie wybuchając śmiechem, mimo wciąż grobowej miny.

Blue odczepił od siebie czarnowłosego, wzdychając pod nosem. Kąta oka obserwował mordercze spojrzenie Davida, który wciąż stał pod klasą, udając, że ogląda jeden z plakatów o przeciwdziałaniu przemocy wywieszonych na ścianach wszystkich korytarzy.

— Nie jestem czarnoksiężnikiem, choć bardzo bym chciał — zauważył Blue, zerkając na Davida, który zakręcił się wokół własnej osi i podążył na koniec korytarza, co i rusz zerkając za siebie na Eda.

Blue nie rozumiał fascynacji alfy jego przyjacielem. Ed był do bólu nudny.

— No i, Brilliancie. — Blue spiął się, starając się powstrzymać część siebie, która chciała przyznać Edowi rację. — Trudno mi uwierzyć, że ktoś tak utalentowany nie dałby rady szepnąć słówka do pani Taft, zapewniając mi przejście do następnej klasy.

Blue spojrzał w czarne, puste oczy. Zawsze chciał, żeby się roześmiały, ale one nie spełniły jego życzenia. I choć nie zamierzał nic robić, powiedział:

— Okay.

*****

Edmund tęsknił za chwilami, gdy mogli tak jak teraz siedzieć we czwórkę przy swoim stoliku i śmiać się z naprawdę głupich rzeczy. Szkoda tylko, że dziś się nie śmiali.

— Ashley, co robisz?

Ash odsunął się od Blue, który chciał dotknąć jego ramienia. Ed zareagował na to lekkim zdziwieniem.

— Muszę napisać o sposobach zabezpieczania się przed ciążą — przyznał blondyn, schylając głowę i ukrywając swoją twarz.

— To oczywiste! — stwierdził Rylan, oblizując łyżkę, jadł właśnie jogurt truskawkowy. — Nie uprawiaj seksu.

— Albo — wtrącił się Blue, nie spuszczając wzroku z zarumienionych policzków, w większość zakrytych przez blond włosy — spotykaj się z omegą.

— Lub kobietą betą — dodał Ryl, śmiejąc się. — Nie mogę sobie tego wyobrazić. To dziwne — przyznał beta, nie zauważając zniesmaczenia na twarzy Blue. — I pewnie trudne. Szczególnie przechodzenie tej waszej gorączki.

Edmund nie odrywał wzroku od Blue, który z trudem utrzymywał swoją przyjazną twarz. Jego nieracjonalna złość z pewnością nie była godna członka Brilliantów. Edmund mógł sobie wyobrazić jak Blue karci siebie w myślach za tą reakcję.

Ed starał się tego nie zauważać od dawna, ale w obecnej formie i obecnej chwili było to niemożliwe, nie dla uważnego obserwatora Blue.

— Jeśli dwie omegi się kochają, poradzą sobie ze wszystkim.

Blue kochał Asha.

*****

Blue nie chciał zostawać sam na sam z panią Taft. Zerknął na zamknięte drzwi, przez którego wyszli już wszyscy z klasy, w tym Simon, Sadie, Edmund, który myślał, że u Taft będzie załatwiał jego trzecią klasę. Blue żałował, że nie było z nim choćby tego głupiego okularnika.

Skierował wzrok na alfę przed sobą. Podobała się mu jej biało-czarna fryzura wzorowana prawdopodobnie na Kidzie — czarny garnitur w paski był tego największym dowodem.

— Brilliant — Blue lubił to, że większość nauczycieli nazywała go po nazwisku — bez względu na twój status, niektórych rzeczy nie wolno robić — stwierdziła nauczycielka.

— Chodzi pani o mój pocałunek? — zapytał Blue, starając się brzmieć obojętnie, bez kpiny. — To nieodpowiednie, bo jestem omegą?

Taft zmroziła go wzrokiem, bardzo podobnym do tego jego ojca, tego, którego nienawidził.

— To nieodpowiednie, bo manipulujesz Goodallem — Blue nienawidził tych słów, sprawiały, że czuł się jak śmieć. — I ranisz Pani Nocy wilka winnych ludzi. 

— Milesa? — zaśmiał się Blue.

Taft nie podzielała jego rozbawienia. 

— Nie — stwierdziła ostro. — Scarlett.

— Biedna alfa. Nie pozbiera się — ironizował Blue.

Chwilę później zacisnął zęby, czując uderzenie na swoim policzku. Miał nadzieję, że mu nie spuchnie. 

— Chyba nie muszę ci przypominać, że Scarlett nie ma obecnie rodziny — powiedziała lodowatym tonem nauczycielka, nie widząc niczego złego w spoliczkowaniu swojego ucznia i omegi. — Jest całkowicie sama. Wiesz czemu kocha Ashleya, bachorze? — Blue pokręcił głową. — Ponieważ przypomina jej matkę. Nie możesz go tak po prostu odbić, bo zacznie się znowu obwiniać. 

— To co mam zrobić? Najpierw jej powiedzieć: "Chcę twojego chłopaka. Pogódź się."?

Blue ponownie zacisnął zęby, gdy ręka pani Taft znalazła się na drugim policzku. Tym razem w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. 

— Nie przesadzaj, smarkaczu — wycedziła alfa. — Musisz jej uzmysłowić, że to co czuję do Asha nigdy nie będzie prawdziwe. Dasz sobie radę, Brilliancie — nauczycielka podkreśliła ostatni wyraz ku niezadowoleniu Blue.

— Jesteście okropni, proszę pani — stwierdził, przypominając sobie jak Edmund rano także zwrócił się do niego w ten sposób. 

— Uważaj, Brilliiant, żeby to słówko cię jeszcze nie dopadło.

Blue przytaknął i mimo to mówiąc:

— Nie musi się pani martwić. Nie mam sobie równych.

Uśmiech, który zagościł na twarzy pani Taft nie zwiastował niczego dobrego. 

— Brilliant, widzimy się o 16.00 w tej sali, do końca następnego tygodnia. 

— Za co?! — krzyknął Blue, uświadamiając sobie, że następny tydzień będzie siedział w kozie, mimo tego, że bez słowa przyjął uderzenia pani Taft. 

— Za niechodzenie na moje lekcje — oznajmiła nauczycielka. A teraz wynocha.

Blue nie chcąc przedłużenia kary, po prostu wyszedł. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro