Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ CZWARTY

Edmund Gilday nie odczuwał w tym momencie sympatii do swojego niebieskowłosego przyjaciela. Brilliant wykorzystując swoje wpływy w szkole, nikłe umiejętności dyplomatyczne i przede wszystkim własne nazwisko, znalazł dla nich pustą klasę, którą przechrzcił na "siedzibę ABO". Skrót ABO miał prawdopodobnie oznaczać alfy, bety, omegi — ta kolejność liter nie pasowało do Blue. Zgodnie z jego tokiem myślenia, bardziej adekwatnym skrótem byłby OBA.

Oczywiście nie to wyprowadziło Eda z równowagi, ale wiązało się z tym bezpośrednie. Jako że klasa była pusta, musieli załatwić do niej krzesła i ławki.

W porządku, będzie nas 20, w tym mnóstwo alf — pomyślał sobie Edmund, gdy usłyszał o tym od Blue rankiem w piątek, gdy szli do szkoły i wesoło rozprawiali o zapowiedzianych na dzisiejszy dzień klasówkach. Nie przewidział, że nie zjawi się żaden alfa.

Podzielcie się w pary, pójdzie szybciej — oznajmił Blue, wychodząc z siedziby razem z Samem Riverem, który do chucher nie należał. Ed spojrzał na pozostałych. Ash złapał za rękę Simona Wintera, klasowego mózgowca, do którego w innej sytuacji, by się nie zbliżył, po czym wyminął Edmunda, pokazując mu język. Czarnowłosy miał już podejść do Annie-gotki, gdy uprzedziła go Sadie Coolidge. Uśmiechnęła się pięknie i bez słowa ukradła mu betę, trzymając ją za dłoń. Wilk w owczej skórze — przypomniały mu się słowa Blue. Przez przebywanie z nim powoli zaczynał patrzeć mniej przyjaznym okiem na pięknych ludzi. Chodź, Eddie — zawołał Cody, będący ostatnią osobą, która zjawiła się dzisiaj na spotkaniu. Ed niechętnie się go posłuchał. I w tym momencie jego humor powoli zanikał w niekończącej się złości.

Razem z Codym zrobili trzy kursy. 4 krzesła, jedna ławka i Edmund nie miał pojęcia, ile razy chciał zabić przez niecałe 20 minut tego narwanego pierwszaka, któremu wielokrotnie coś wypadło z rąk, uderzając głośno o podłogę. W dodatku usta nie zamykały mu się nawet na moment.

Życie ssie, tak jak równouprawnienie — pomyślał Ed, siadając w pierwszej ławce i próbując zabić Blue wzrokiem. Na szczęście Cody znajdował się na końcu klasy na parapecie, z dala od jego osoby.

Jemu samemu trudno było uwierzyć, że ktoś poza Davidem, potrafi wzbudzić w nim tak silnej emocję. Może powinien zacząć spędzać czas z Cody'm, jeśli chce się stać "normalny".

Blue podszedł do tablicy, mocno uderzając o podłogę obcasami swoich butów. Jedną rękę włożył do kieszeni swoich obcisłych spodni, a w drugą wziął niebieską kredę. Odwrócił się w ich stronę. Nim się odezwał, poprawił jeszcze swoje niebieskie włosy i uśmiechnął, ukazując rząd białych jak śnieg zębów — zawsze idealny.

— Dziękuje za wasz trud. Nie jesteśmy silni, ale to nie znaczy, że potrzebujemy silnych — zapodał jeden z typowych dla siebie tekstów. — Teraz, zajmijmy się naglącymi sprawami. Napisałem scenariusz do naszego przedstawienia. Zatytułowałem je "Jak zabiłem swojego mate" — mówiąc to, starannie zapisał tytuł na tablicy, Ed tylko trochę był pod wrażeniem, że udało mu się go skończyć na czas — ale wszystko to dopiero wersja robocza. Dzisiaj chciałbym usłyszeć wasze opinie i propozycje zmian.

Tch, pewnie zapłacił alfom, żeby nie przychodziły — przeszło przez myśl Edmundowi. Blue posunąłby się daleko, żeby jego pomysł został zaakceptowany bez sprzeciwu. 

— Ej, Blue! — jęknął Ash, który położył się na ławce i oparł głowę na nogach Sama, siedzącego obok niego i przeczesującego jego włosy. — Obiecałeś, że będzie wesoło, a znowu chcesz kogoś zabić — blondyn skrzywił się, gdy przez myśl przeleciało mu wspomnienie ich pierwszego spotkania. — To Dzień Bratnich Dusz. Musimy pokazać jak silna i nierozerwalna to więź. Jeśli twój mate zostanie zabity, ty też już umierasz. Nie zgadzam się.

Sam pokiwał głową na znak, że popiera Ashleya.

— A-A-Ashly i Sa-Sammy mają rację — odezwał się Cody, trzęsąc się, bo zimny wzrok Blue skierował się na niego. — Powinniśmy pokazać, że wszyscy możemy się ze sobą przyjaźnić. Nie ważne, jakiej jesteśmy płci — oświadczył, zaciskając oczy, obawiając się, że niebieskowłosy skrzyczy go.

Brilliant zignorował ich, biorąc do ręki kartki ze scenariuszami i zaczynając je rozdawać. Dla Eda oczywiste było, że z grzeczności zaproponował zmiany, a naprawdę zamierzał zrobić wszystko według swojego pomysłu — cały Blue.

— Szczęśliwe zakończenia są nudne — stwierdziła Sadie, odbierając scenariusz. — Na siłę się je wciska, szczególnie w historie z bratnimi duszami. Wmawiają ludziom, że ta więź cokolwiek znaczy.

Blue spiął się nieznacznie. Pewnie bije się z myślami czy jednak nie zmienić zakończenia, żeby dopiec Sadie — pomyślał Ed, także odbierając kartkę.

Na pierwszej stronie znajdował się spis bohaterów. Czarnowłosy zdziwił się, widząc swoje imię zapisane jako pierwsze. "Edmund Gilday — odrzucony przez rodziców omega, który podejmuje się zlecenia zabicia trzeciego dziecka lorda Brillianta. David Coldwell — alfa ze slumsów, który pilnuje, żeby nowa omega wykonała swoje zadanie; zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia."

— Blue! — zawołał Ed, niewiele myśląc. — Czemu jestem na samej górze razem z NIM?

Brilliant machnął w jego stronę ręką, dając mu do zrozumienia, że jego zdanie znaczyło nic. Stanął ponownie przy tablicy i opierając ciężar swojego ciała na prawej nodze, przemówił obojętnie:

— Większość z was zachowała własne imiona i nazwiska, ponieważ w legendach imiona nie grają specjalnej roli, a to będzie swego rodzaju opowieść, bajka o ludziach, którzy przegrali ze swoim przeznaczeniem — wzrokiem uciszył Eda, który ponownie chciał mu przeszkodzić. — Najpierw przeczytam opis sztuki, a potem listę aktorów. Na koniec wysłucham waszych opinii. Jakieś zastrzeżenia? — nikt się nie odezwał, Cody zakrył nawet swoje usta, żeby nie wydać żadnego dźwięku. — W porządku. Edmund opuszcza rodzinną wioskę, mając dosyć bycia gardzonym z powodu swojego upiornego wyglądu. Dociera do Oldgardet, gdzie zamieszkuje w śmietnikach i kradnie. Przypadkiem zabija bezdomnego, który go dotyka — Ed wzdrygnął się na samą myśl, że ktoś miałby go dotknąć. — Świadkiem tego jest David, który proponuje mu nagrodę za zabicie trzeciego dziecka lorda Brillianta. Edmund zgadza się. Wykorzystuje to, że zarówno on, jak i jego cel są męskimi omegami, zaprzyjaźnia się z nim. Przyjaźń obraca się jednak wobec niego. Młody Brilliant odkrywa jego tajemnice i zabawia się nim. Edmund daje sobie wmówić, że David wykorzystuje go, żeby na koniec się go pozbyć. Zabija Davida, po czym znika i nikt nie wie, co się z nim stało.

— To głupie — skomentował Simon, poprawiając swoje niebieskie okulary. — I nie widzę tego na scenie. Za dużo zmian czasu i miejsca. I najważniejsze, dlaczego dałeś sobie sam rolę? Przecież to oczywiste, że ty będziesz Brilliantem.

Niebieskowłosy uciszył blondyna wzrokiem. Ta dwójka potrafiła jedynie się ze sobą nie zgadzać. Simon pewnie chce rolę, którą Blue da sobie — pomyślał Edmund.

— Dlaczego gram główną rolę? — Ed powtórzył swoje wcześnie pytanie.

— Bo jako jedyny wyglądasz dość upiornie — odpowiedział bez zastanowienia Blue. — Bez urazy — dodał. — Wracając do bohaterów, Ed i David zagrają główną parę. Ja "Brillianta" jak już zdążyliście się domyślić — posłał Simonowi spojrzenie wyższości, które mogło być też zemstą za wytknięcie mu błędu na angielskim. — Jett będzie bezdomnym obmacywaczem.

— Dlaczego robisz to przewodniczącemu? — pisnął Cody cały zarumieniony. — On nie jest zboczeńcem. Nie możesz niszczyć jego image'u — przełknął głośno ślinę i zagryzł swoją dolną wargę.

Edmund spojrzał na niego zdziwiony. Nie spodziewał się, że tchórzliwa omega jak Cody stanie w obronie alfy, której nawet tutaj nie było.

— To tylko zabawa — oznajmił chłodno Blue. — Scarlett i Simon będą moim starszym rodzeństwem, które po prostu będzie.

Żeby alfy i Simon nie narzekali — przeszło przez myśl Edowi.

— To wszyscy? — zapytała Sadie. — Nie zapytam, gdzie jestem ja — westchnęła głośno, poprawiając swoje włosy. — Ale muszę wiedzieć, czy jesteś pewny, że to ma jakąkolwiek szanse wypalić?

Blue przytaknął.

— Oczywiście, że jakąś ma — stwierdził zacięcie.

Przeczucie Eda mówiło mu, że po prostu robił dobrą minę do złej roli, jego dumna była za duża. 

— Wciąż nie podoba mi się zakończenie — przypomniał Ash. — Czy David nie może na koniec się wskrzesić dzięki sile miłości.

— Chcę inną rolę — powiedział Simon, potrząsając scenariuszem — z jakąś kwestią mówioną.

Blue po raz kolejny ich zignorował.

— Przekażcie tym, których nie ma, żeby odebrali ode mnie albo od Jetta scenariusz. To tyle, jeśli chodzi o nasze przedstawienie. Teraz miłosne historie — Edmund jęknął w myślach. — Jett przyniósł mi listę par — wziął do ręki kartkę z biurka i magnes, po czym przyczepił ją do tablicy. — Tym osobom, które się na niej nie znalazły, sam przyporządkowałem partnerów losowo — jego spojrzenie mówiło, że jednak nie całkiem losowo. — Przekażcie wszystkim, którzy się nie zjawili, że do końca tego miesiąca macie stworzyć poruszające, pokrzepiające, interesujące historie. Zacznijcie też lepiej spędzać ze sobą czas — uśmiechnął się nieszczerze — bo musicie się całkowicie wczuć. I tak dalej. Simon jesteś z Sadie — Simon sposępniał, gdy to usłyszał. — To tyle na dzisiaj. Widzimy się we wtorek.

Po tych słowach ukłonił się teatralnie i wskazał ręką drzwi, chcąc im przekazać, że mają wyjść. Parę sekund później Ed został sam na sam z Blue, bo Ashley wyszedł z klasy, trzymając się za rękę z Samem. Miał nadzieje, że w poniedziałek nie dowie się, że chodzą ze sobą. Z drugiej strony z dwojga złego wolał Sama niż Scarlett.

Edmund powoli zbliżył się do tablicy, żeby przeczytać jaką osobę Blue do niego dopasował, ale miał nieznośne przeczucie, że to będzie ON. Na myśl o Davidzie zrobiło mu się cieplej na sercu. Nie od dziś wiadome było, że Blue usilnie starał się ich zeswatać.

Nie pomylił się.

— Przykro mi, Ed — powiedział Blue, widząc minę przyjaciela po przeczytaniu nazwiska obok swojego. — Ale uważam, że powinieneś działać, skoro on ci się podoba. I tak nikogo lepsze zainteresowanego tobą nie znajdziesz.

Jett & Cody
Hannah & Annie
Sam & Ashley
Hayden & Rylan
Thomas & Randy
Drake & Whitney
Scarlett & Layne
Oscar & Hailey
Simon & Sadie
Edmund & David

Ed się skrzywił. Nie podobało mu się to. Czy przyjaciele zawsze tak robili? Uprzykrzali sobie nawzajem życie? Przecież nie było szans, żeby wytrzymał z tym napuszonym głąbem. Prędzej go zabije. Albo wyzna mu, że jest omegą i bardzo mu się podoba. A potem zwali całą winę na Blue.

— Wcale mi się nie podoba — zawołał Edmund, odwracając wzrok od tablicy i kierując go na Brillianta, który z uśmiechem układał papiery na biurku. — A nawet jeśli to nie mam zamiaru z nikim się wiązać. Alfy są odrażające! — podniósł odrobinę głos, brzmiąc jak nie on. 

Ed przestraszył się, gdy w jednym momencie ręka Blue znalazła się tuż przy jego policzku, bo w ostatnim momencie niebieskowłosy powstrzymał się od uderzenia go. Nigdy nie widział na twarzy swojego przyjaciela, aż tyle goryczy. Jego roześmiane oczy przepełniała nienawiść pomieszana ze smutkiem.

Blue spuścił wzrok i powiedział chłodno:

— Muszę iść. Zamknij klasę.

Brilliant odsunął rękę od Eda i odszedł w kierunku drzwi spokojnym chodem. Edmund miał pustkę w głowie. Nigdy nie widział go w takim stanie.

Blue zatrzymał się tuż przed drzwiami i powiedział, sprawiając, że serce Eda na chwilę się zatrzymało:

— Zawsze chciałem być odrażającą alfą.

Po tym wyszedł z klasy, a Edmund poczuł się jak idiota, bo zrozumiał swój błąd. Blue wielokrotnie podkreślał poniżanie go w swojej rodzinie, traktowanie jak gorszy sort tylko dlatego, że nie urodził się alfą. Zranił swojego najcenniejszego przyjaciela. To wszystko przez Davida — powiedział do siebie, nie chcąc odczuwać winy.

*****

Blue Brilliant wpatrywał się już 6 minutę w obraz wywieszony w domu kultury. Przedstawiał księżyc, odbijający się w wodzie. Na odbitym księżycu znajdował się cień kobiety.

— Pani Nocy.

Blue był niewierzący. Nie wierzył ani w Panią Nocy i Pana Dnia, ani w to, że są przeklętymi wilkami, ani w to, że światem rządzą 4 żywioły, ani w nic innego.

— Obraz pochodzi z 2006, namalowała go Alex Brilliant — usłyszał głos obok siebie. — Została zmuszona do tego przez religijnych fanatyków, którzy zamknęli ją w lochach pod świątynią — beta o różowych włosach i bliznach po pryszczach na twarzy, położyła dłoń na nowej marynarce Blue. — Oczywiście, nie zgodziła się. Ale wykorzystali jej słabość, jej omegę.

Blue dziękował za swoją silną wolę, która pomogła mu nie uderzyć tej dziewczyny w twarz za zabrudzenie jego ubrania i opowiadanie kłamstw o jego rodzinie. Każdy Brilliant wiedział, że Alex zrobiła to dla pieniędzy, ponieważ w tamtym momencie zaciągnięte mieli duże długi przez najgłupszego z Brilliantów — Blaira.

— To podróba — stwierdził chłodno, strącając dłoń różowowłosej.

— Co? — zapytała zaskoczona.

— To falsyfikat — powtórzył Blue, zaczesując swoje włosy i patrząc teraz prosto w oczy dziewczyny. — A ja jestem Brilliant Blue. Miło było poznać — dodał z delikatnym, acz fałszywym uśmiechem.

Odwrócił się i skierował do wyjścia. Z trudem powstrzymał śmiech i słowa pogardy do tej głupiej dziewuchy. Ktoś mógłby mu zarzucić dramatyzm, ale czy nie był on adekwatny do sytuacji?

— Błyskotliwy? — było jedynym, co wydusiła z siebie dziewczyna w momencie, gdy odszedł od niej już na 16 kroków.

W tym momencie z kpiącym uśmiechem pomyślał: "prawdziwy wisi w mojej sypialni".

*****

Edmund nie czuł się sobą od momentu kłótni z Blue. Cały weekend nie wychodził z pokoju i zbywał swojego ojca, który parę razy podchodził pod drzwi jego pokoju, żeby zawołać go na jedzenie. Nawet Rylan, który wspiął się na drzewo obok jego okna i zaśpiewał "It's my life", nie potrafił go rozweselić. Wtedy też Ryl spadł z drzewa i sąsiadka nawrzeszczała na niego, bo przeszkadzał jej w modlitwie do Pani Nocy. Prawdopodobnie czerwonooki beta będzie miał mu to długo za złe.

Wczorajszego wieczoru Edmund postanowił, że zaraz po przyjściu do szkoły, znajdzie i przeprosi Blue. Nie chciał go skrzywdzić, ale to zrobił i jeśli chciał naprostować ich relację, musiał pokazać, że żałuje.

Z takim postanowieniem ubrał po raz pierwszy czarną koszulę, którą dostał od Blue. Zjadł na śniadanie znienawidzoną przez siebie kaszę manną. Przeszedł po pasach, idąc do szkoły, dodając sobie 2 minuty drogi. Powiedział "dzień dobry", widząc nauczyciela Milesa przy bramie. Jeśli przyjaciel miał mu wybaczyć, powinien się postarać.

Mimo że tak się starał, wciąż się denerwował, dlatego tuż przed wejściem do szkoły, przestawał zwracać uwagę na otoczenie wokół niego, mając w głowie już jedynie te słowa: "Blue, przepraszam, przepraszam, wybacz mi, przepraszam, Blue, proszę". I to było jego błędem.

— Kochanie? — poznałby ten głos nawet w najgłębszych czeluściach piekieł.

Ze wszystkich alf w tej szkole, musiał akurat uderzyć tego w ramię. Ktoś tam na górze musiał się na niego uwziąć.

— Czemu się ze mną nie przywitałeś? — David odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego z udawanym zmartwieniem.

— Muszę coś zrobić — odpowiedział szorstko Edmund.

— Co takiego? — dopytywał alfa.

Ed zagryzł wargę do krwi. Nie lubił kłamać, dlatego postanowił stać w ciszy, dopóki David sobie nie odpuści.

— Zero z tobą zabawy. Dziewczyna cię rzuciła? A może dostałeś jedynkę u Taft? Ktoś podstawił ci nogę? Mam mu przestawić przegrodę? Przeczytałeś, że "Teoria Wielkiego Podrywu" się kończy? Chyba że... pokłóciłeś się z jednym z twoich przyjaciół? — Ed spojrzał w ziemie, czując, że się rozpłacze, jeśli się teraz odezwie. — Więc tak.

David podszedł do niego i złapał za rękę, po czym pociągnął do czerwonej ławki. W innych okolicznościach Ed krzyknąłby na niego, żeby przestał się z niego nabijać, ale w tym razem musiał pozwolić naturze uspokoić jego uczucia.

Usiedli obok siebie, a David położył dłoń na jego kolanie, co w normalnych okolicznościach, uznałby już za molestowanie — alfa nie jest jego szefem i nie może dać mu podwyżki.

— Ja też czasami kłócę się z przyjaciółmi. Przez ciebie. Też sądzisz, że cię za bardzo lubię? — David uśmiechnął się delikatnie, a Ed poczuł ciepło w sercu, nikt nigdy nie interesował się nim. — Czy ta kłótnia... — trudno było uwierzyć w niepewny głos alfy — czy ona jest przeze mnie? Czy to przeze mnie pokłóciłeś się z przyjacielem? Bo też mnie lubisz?

Edmund spojrzał mimowolnie Davidowi w oczy. Nie było w nich żadnej troski. To w tym momencie dotarło do niego, co robi. Odskoczył szybko od alfy, która w tym samym czasie zaczęła się głośno śmiać.

— Co robisz, alfo! Wykorzystujesz to, że mam doła? — zawołał czarnowłosy, czerwieniąc się, bo wszystkie oczy na dziedzińcu przed szkołą zwróciły się na nich, na niego, na głupka. — Jak można być takim chamem?! Wcale cię nie lubię.

Ed nie przywykł do uwagi innych. I nie chciał jej w takim momencie.

— Och, chyba cię naprawiłem — powiedział David, nie przejmując się morderczym wzrokiem młodszego chłopaka. — Przez chwilę bałem się, że to nieodwracalne i będę musiał znaleźć nową zabawkę. To byłoby kłopotliwe.

W jednej chwili Ed poczuł ukłucie w sercu.

Jestem zabawką — wciąż ta sama myśl krążyła mu po głowie. Jego omega wyła. Miał dosyć tego. Jej krzyków. "Zabawka! Zabawka! Zabawka! Tylko zabawka!"

Nie miał pojęcia, w jaki sposób znalazł się chwilę później na Davidzie, który leżał na ziemi. Ani w którym momencie jego pięści zaczęły okładać twarz alfy i nie przestały, nawet gdy znalazła się na nich czerwona ciecz.

Potem było jeszcze tylko gorzej. Ręce Blue, które odciągnęły go od uśmiechającego się w przerażający sposób Davida. Krzyki alf — przyjaciół Coldwella. Krzyki jego przyjaciół. Dwie grupy patrzące na siebie z nienawiścią.

Skołowany on, Blue w furii, przerażony Ash, zawiedziony Rylan przeciwko wściekłej Scarlett, niezadowolonemu Haydenowi, niechętnego Layne'mu i Davidowi, z którego nosa ciekła krew.

— Koszmar — wyszeptał cicho, gdy dotarło do niego, co właśnie zrobił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro