ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdyby Edmundowi przyszło określić Blue Brillianta jednym słowem, byłoby to — wyzwolony. Niebieskowłosy młodzieniec nie ustępował alfom zarówno w sprawności fizycznej, intelektualnej, jak i butnym charakterze. Ponadto rozpościerała się przed nim świetlana przyszłości ze względu na jego pochodzenie z jednej z najbogatszych i najbardziej wpływowych rodzin w kraju.
Od najmłodszych lat przygotowywano go do przejęcia części rodzinnych interesów, zapewniając mu najekskluzywniejsze pomoce. Żaden jego rówieśnik nie mógł poszczycić się tak dokładnym przygotowaniem na każdą niefortunną sytuację.
Za sprawą swojego ciężkiego charakteru — mimo doskonałych ocen, osiągnięć sportowych, byciu po kursie samoobrony, uczęszczaniu na obozy dla alf, graniu na pianinie, skrzypcach i gitarze, ale też i swojej anielskiej twarzy, którą inni uczniowie pokochali do tego stopnia, że wygrał zarówno w pierwszej jak, i w drugiej klasie szkolny konkurs piękności dla omeg oraz damskich bet — nie zyskał sympatii środowiska. Ludzie nienawidzili jego panoszenia się, wygłaszania męczących przemówień, odrzucania wyznań, spoglądania z góry. Mimo to nie znalazł się nikt, kto mógłby mu odmówić charyzmy i uroku. Nie posiadał za grosz delikatności w słowach, kiedy przedstawiał swoje zdanie, ale mimo to słuchałeś go i zazwyczaj nie potrafiłeś mu się sprzeciwić. W końcu w kim nie wzbudziłby zachwytu, niebieskowłosy chłopak o takim samym kolorze tęczówek z gładką i jasną skórą, z małym, prostym nosem, i z delikatnymi ustami, na dodatek zawsze wyglądający nienagannie: ubrania wyprasowane, włosy dokładnie rozczesane, usta pomalowane różowym błyszczkiem. W prawym uchu miał czarny kolczyk, który jak sam twierdził, symbolizował jego zbuntowaną naturę.
Edmund szybko polubił tego niebieskowłosego "panicza", który nie bał się odrzucenia, a jedynie brnął w zaparte.
— Ash, serio nie przeszkadza ci to, że widzą cię tylko jako dodatni przyrost naturalny? — Blue Brilliant zwrócił się do chłopaka, siedzącego obok niego i notującego coś z życiem w zeszycie.
Ów nastolatek posiadał jasne blond włosy i żółte oczy, przez co czasami złośliwie Rylan Snidman nazywał go słoneczkiem. Na co dzień wolał zakładać raczej wygodne i w jego mniemaniu urocze ubrania — typu żółty sweter, biała spodnie i srebrny łańcuszek z serduszkiem.
— Jaki przyrost? — zapytał blondyn, skrzywiając się i zamazując swoją odpowiedź w zeszycie. — Nie rozumiem, o czym znowu mówisz. Chcę być rodzicem, chcę być tylko nazywany tatusiem.
Ashley Goodall był całkowitym przeciwieństwem Blue. Kochał tandetny romantyzm. Wierzył w bajki o wiecznej miłości. Jego życiowym marzeniem było poślubienie alfy i danie mu gromadki blondwłosych dzieci. Nie wyróżniał się wśród omeg. Niektórzy nie wierzyli, że ktoś tak nudny i naiwny, przyjaźnił się z tym Brilliantem. Nie brali oni jednak pod uwagę tego, że sama jego odporność na alfie feromony sprawiała, że Blue był nim zainteresowany.
Ash do perfekcji opanował umiejętność spławiania alf, które od czasu do czasu zaczepiały go — posiadał całkiem ładną buźkę. Jak sam twierdził, nie zwiążę się z kimś, nieliczącym na głębszą więź. Zdarzało mu się także rzucić, że większość alf cuchnie, szczególnie często padało wtedy imię: "Scarlett Manners".
Ponadto istniała jeszcze powiązana z tym bezpośrednio sprawa jego gorączki. Edmund i Blue mieli sposobność być przy nim, gdy jej dostał. Nawet słowem nie wspomniał o "tych" rzeczach. Czuł się na tyle dobrze, że zaproponował im ciasto i przeprosił za to, że wygląda jak narkoman na odwyku. Oczywiście, szybko wyszli wtedy z domu. Ed szczególnie oczarowany, ponieważ sam ledwo doczłapywał się z pokoju do łazienki w okresie trwania swojej gorączki. Jęczał wtedy pod nosem z bólu i wstydu — ostatnio jego ojciec wrócił do domu na parę minut, żeby zabrać na komisariat czyste ubrania i ważne dokumenty, i dzięki doskonałego wyczuciu czasu był świadkiem jego żałosnego stanu.
— Ashley, słonko, ty co najwyżej możesz poszukać sobie tatusia — Blue zabrzmiał na przejętego. — Ale nawet nie próbuj, jeśli nie chcesz sprawić mi przykrości. Jeszcze upodobnisz się do naszej królowej kurw.
W jednym momencie wszyscy przy ich stoliku spojrzeli na chichoczącą przy innym Whitney Leman. Blue często złośliwie mówił, że łatwiej byłoby wymienić, kto jej nie przeleciał, niż kto to zrobił. Na długiej liście osób, których nienawidził, na samej górze znajdowało się napisane drukowanymi literami imię i nazwisko: WHITNEY LEMAN. Wielokrotnie podkreślał, że Whitney jest ujmą dla wszystkich omeg, a Ash przytakiwał mu z życiem.
Sama Whitney także ich nie lubiła, szczególnie niebieskowłosego nastolatka. Przede wszystkim za sprawą jego niewybrednych żartów na jej temat i podawania dalej krzywdzących ją plotek. Edmund nie pochwalał jego zachowania, ale nigdy nie odważył się powiedzieć tego głośno.
— Wystarczy, Blue. Wiesz, że tak się nie stanie. To wciąż prawiczek — odezwała się czwarta i ostatnia osoba, siedząca przy stoliku.
Rylana Snidmana spokojnie można było nazwać rozpuszczonym. Od dziecka rodzice i rodzeństwo spełniali każdą z jego zachcianek, starając się mu wynagrodzić rzadkie spotkania. Wśród innych ludzi wyróżniały go oczy o rzadko spotykanym kolorze — czerwonym. Ponadto zawsze zaczesywał swoją grzywkę do tyłu i ubierał się drogo.
Nazwisko "Snidman" odznaczało się podobnym prestiżem co "Brilliant". Mimo to wychowanie, jakie otrzymał Rylan, zupełnie różniło się od tego Blue. Nigdy nie wymagano od niego doskonałości, wszechstronności — wręcz przeciwnie. Najmłodszego syna betę postrzegano jako słabszego i wymagającego większej swobody, żeby poprawnie się rozwinąć. Ta swoboda doprowadziła do tego, że z własnej woli opuścił dom i zamieszkał z ciocią. Tutaj nie musiał robić już nic.
— Właśnie! — przytaknął mu ochoczo Ash, któremu nie podobały się próby zrobienia z niego dewianta. — To Ed jest podobny do Whitney. Ostatnio powiedział, że miłość to suka, a prostytucja łatwy zarobek — wyrzucił z delikatnymi rumieńcami z uwagi na użycie przez niego nieodpowiednich słów.
Edmund Gilday wzruszył ramionami. Był stosunkowo nowym uczniem. Na początku semestru przeprowadził się do Sawulf do swojego ojca, Gideona Gildaya. Jego rodzice rozwiedli się wiele lat temu, ale dopiero teraz jego matka odnalazła nową miłość i siłą rzeczy Ed musiał zniknąć z jej życia.
Ed nie lubił w sobie niczego, zaczynając od bycia omegą po czarne jak smoła włosy, oczy tego samego koloru, białą jak kreda skórę i martwe spojrzenie. Stawiał na prosty ubiór: czarne spodnie, czarny sweter pod samą szyję i wysokie kozaki. Denerwowały go czynności kojarzone z omegami — dzieci, obowiązki domowe, korzenie się przed alfami, miłość. Wolał leżeć na łóżku i użalać się nad sobą.
Na co dzień brał tabletki, ukrywające jego zapach, ponieważ nie chciał męczyć się ze złośliwymi uwagami alf na temat tego, jak beznadziejną omegą jest. W poprzedniej szkole, rówieśnicy śmiali się, że nikt nie zakocha się w kimś tak upiornym i, mimo że ich słowa nie robiły na nim wrażenia, wolał nie przeżywać podobnie tego samego.
— Danie dupy? Ja? — Ed spojrzał z niedowierzaniem na swoich przyjaciół, szczególnie długo na Blue, który uśmiechał się delikatnie i jednocześnie złośliwie. — Ja nigdy nie daje dupy.
Ashley zachichotał, odrywając się na chwilę od swojej pracy domowej, Blue zrobił to samo. Jedynie Rylan zachował powagę i chłodno stwierdził:
— Masz rację. Jedynie ostatnio na chemii omal nie zafundowałeś sobie poparzeń przynajmniej II stopnia.
W jednym momencie cała trójka zaśmiała się głośno na wspomnienie tej pamiętnej chwili. Ed skarcił ich wzrokiem. Żywił nadzieję, że nikt już nigdy nie wspomni o tym, że pomylił dwa zupełnie różne kolory płynów z powodu niewyspania się, spowodowanego oglądaniem w nocy wszystkich odcinków "Sposobu na morderstwo".
— Ej, pomożecie mi teraz z pracą domową? — zapytał nagle Ash, przesuwając swój różowy zeszyt na środek stołu. — Proszę — dodał, składając swoje ręce jak do modlitwy. — Nienawidzę zajęć z psychologiem.
Zajęciami z psychologiem Ashley nazywał przedmiot "Wiedza o abo". Uczęszczanie na niego nie było obowiązkowe, dlatego Ryl i Ed podarowali go sobie, jednak blondyn chciał uczyć się tego samego, co Blue. Nie przewidział, że zadania, które niebieskowłosy rozwiązywał bez problemu, jemu sprawią niemały kłopot. Codziennością stały się jego pytania w czasie przerwy obiadowej o pomoc.
Mimo to zazwyczaj i tak zgłaszał nieprzygotowanie albo szukał odpowiedzi w internecie, bo te jego przyjaciół nie nadawały się do pokazania nauczycielce.
— Co tym razem? — zapytał niebieskowłosy, nawet nie zerkając na zeszyt.
Uważał, że pismo Asha jest zbyt niestaranne, żeby się z nim męczyć.
— Czym są bratnie dusze.
— Bzdurą — Ed odpowiedział bez zastanowienia.
Zarówno Blue, jak i Ash zmierzyli go zimnym wzrokiem, ale ten jedynie wzruszył ramionami. Nie krył się z tym, że nie przepadał za pojęciem: "bratnie dusze".
— Drake'em Nolanem — stwierdził Brilliant, wskazują palcem za siebie.
Pokazał dokładnie na wchodzącego z przyjaciółmi na stołówkę alfę. Tym osobnikiem był wspomniany wcześniej Drake Nolan, znany ze swojej skłonności do używek. Posiadał czarne włosy, fioletowe oczy, bladą jak trup skórę z niewielkimi tatuażami na rękach i dużo kolczyków. Należał on do najpopularniejszej paczki alf w szkole.
Blue od dawna nazywał Drake'a swoją bratnią duszą, ale niewielu wierzyło w jego słowa. Gdyby to była prawda, już dawno skończyliby ze sobą w łóżku.
— A dokładniej? — poprosił Ash, patrząc z wyczekiwaniem na Rylana, który jednak wzruszył ramionami i wyjął telefon z kieszeni.
Jako beta nie interesował się niepotrzebnymi dla niego pojęciami.
— Dyktuje — powiedział Ed, nie zwracając uwagi na brak przekonania ze strony blondyna. — Bratnie dusze nie istnieją. Wymyślone zostały one przez napalone alfy, żeby bezkarnie móc pieprzyć durne omegi.
Edmund wiedział, że się mylił, bo spotkał już bratnie dusze, ale czasami te słowa były tak prawdziwe.
— Nie wydaje mi się — zaczął Ash, ale czarnowłosy mu przerwał.
Blue w tym samym momencie pokręcił głową niezadowolony, kierując swój wzrok na Drake'a, który razem z przyjaciółmi szedł do swojego stolika.
— Pierwotnie bratnie dusze służyły jako usprawiedliwienie dla złych alf, które gwałciły omegi. Jesteśmy bratnimi duszami, więc to w porządku. Z czasem omegi zaczęły w to wierzyć a często, jeśli gorliwie wierzymy w kłamstwo, ono staje się dla nas prawdą. Teraz od nowej linii. Innymi słowy, alfy to chuje — Ed uśmiechnął się zwycięsko, myśląc, że jego wytłumaczenie miało sens.
Po Blue i Ashu nie było widać, żeby podzielali jego szczęście. Za to z trudnym do zdefiniowania wyrazem wpatrywali się w stojącą za Edmundem osobę.
— Chuje powiadasz?
Czarnowłosy wzdrygnął się, słysząc kpiący głos za sobą. Odwrócił się niechętnie. Poznałby go nawet w najgłębszych czeluściach piekieł.
Alfa David Coldwell także należał do najpopularniejszej paczki alf w szkole i przerażał innych uczniów swoimi srebrnymi włosami, złotymi oczami oraz dziarami na całym ciele.
Edmund przytaknął pewnie, myśląc, że żaden alfa nie miał prawa go straszyć.
— Jak na betę, na dużo sobie pozwalasz — stwierdził David, jednocześnie się śmiejąc.
Ed warknął cicho, nie mogąc znieść tego, że alfa jak zawsze nie brał go na poważnie.
— To problem? — zapytał rzeczowo.
Zignorował spojrzenie swoich przyjaciół, które mówiło, że ma się uspokoić, ponieważ chcą w spokoju odrobić lekcję i zjeść lunch. Te Asha było szczególnie nalegające, bo prócz zajęć z psychologiem pozostała mu jeszcze fizyka i angielski.
— Nie — szarowłosy pokręcił głową. — Podnieca mnie to.
Ed zacisnął ręce w pięści, licząc w myślach do 20, żeby opanować chęć uduszenia Davida na środku stołówki. Przez jego nieodpowiedzialne słowa, Ashley myślał, że mogą być ze sobą w przyszłości.
— Nie jestem omegą — wycedził, kłamiąc jednocześnie.
Posłał karcące spojrzenie Rylanowi, który wziął swoje rzeczy i skierował się do Haydena Freemana, kolejnego członka alfiej paczki. Beta usiadł na miejscu obok alfy, dokładnie tym, które należało do Davida. Każdej innej osobie nie uszłoby to na sucho, ale Ryl zyskał sympatię alf, prawdopodobnie grubością swojego portfela i wagą swojego nazwiska.
— To problem? — zapytał Coldwell, naśladując ton głosu Eda, mając nadzieję, że w ten sposób wyprowadzi go z równowagi. — I myślisz, że nie wiem? Zupełnie nie nadawałbyś się na omegę.
Edmund poczuł ukłucie w sercu, jego omega zakwiliła, słysząc odrzucenie ze strony Davida. Powodem nienawiści Gildaya do bratnich dusz było to, że sam odnalazł swoją. Na upartego mógłby zrzucić winę na swoją matkę, która zmusiła go do przeprowadzki do Sawulf i chodzenia tym samym do tutejszej szkoły. Ed nie potrafił zapomnieć swojego pierwszego zobaczenia Davida na przerwie obiadowej, gdy szedł do stołówki. Ignorując uderzenia gorąca, szloch swojej omegi i nogi jak z galarety, musiał wbiec do toalety, gdzie dopadli go Blue i Ashley, po czym przygarnęli do swojej paczki. Tamtego dnia połknął zdecydowanie za dużo tabletek, żeby ukryć swój zapach. Przedstawiono mu także Rylana, który fuknął na niego niezadowolony, że będzie spędzał czas z jeszcze jedną omegą.
Od tamtej pory już nigdy nie stracił na sobą kontroli, ale często przyłapywał siebie na myśleniu o Davidzie, szukaniu go wzrokiem na stołówce, denerwowaniu jego słowami podczas jego zaczepek. Zły los chciał, że to akurat w Edzie alfa odnalazł doskonały obiekt żartów.
— Dlatego nią nie jestem — podsumował chłodno czarnowłosy. — A teraz, jeśli to wszystko, spieprzaj.
David zachichotał, nie zwracając uwagi na to, że ta beta znowu nieokazała mu szacunku. Takie odzywki ze strony każdej inne osoby, kończyły się na połamaniu w ramach kary kilku kości, ale widocznie Edmund był specjalny.
Blue uśmiechnął się szeroko, kiedy Coldwell oddalił się od nich.
— Wciąż czekam na jego pierwsze uderzenie — oznajmił, popijając sok pomarańczowy wyjęty z plecaka chwilę wcześniej.
Edmund wywrócił oczami, przypominając sobie "błyskotliwy" plan Blue. W przyszłości miał on bowiem zamiar założyć "Ruch Wolnych Omeg". Do jego stworzenia potrzebny jest jednak "zapalnik", a takim miało być skrzywdzenie którejś z omeg przez alfę. Brzmiało to głupio i nie sądził, żeby niebieskowłosy kiedykolwiek spełnił swój plan.
— Emm. — Ashley zwrócił na siebie uwagę chłopaków i wskazał palcem na wciąż puste miejsce pod pytaniem od pani psycholog. — To, co mam napisać?
— Bzdurą.
— Drake'em Nolanem — zawołali w tym samym momencie.
Nie dogadają się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro