ROZDZIAŁ PIĄTY
Po ostatnich wydarzeniach mających miejsce w szkole uczniowie podzielili się na trzy obozy, których członkowie starali się nie wchodzić ze sobą w interakcję.
Pierwsza grupa broniła Davida i widziała w Edmundzie zdrajcę społeczności, ponieważ zburzył panujący ład — słaba, nic nieznacząco beta jak on nie miała prawa uderzyć alfy. W tej drużynie grały prawie wszystkie alfy, bety, które obawiały się Davida i jego przyjaciół oraz omegi, które nienawidziły Blue.
Druga grupa broniła Eda, twierdząc, że został sprowokowany przez Davida, należało do niej jedynie parę osób.
Trzecią grupę tworzyli ci, którzy woleli się nie mieszać — zdecydowana większość szkoły.
Po Stronie Sprawiedliwości! — Ed, Brilliant Blue, Ryl, Ja, Cody, kochany Sam, Simon, Annie, Hannah
Nie Lubię Ich — dupek David, głupia Scarlett, Hayden, Thomas, Layne, dziwkarz Drake, Hailey, Oscar
Nie Mieszają Się — przewodniczący, Sadie, WHITNEY LEMAN
— Ed, poprawi ci to humor, że mamy większość? — zapytał Ashley, podkładając czarnowłosemu pod nos, sporządzoną przez siebie listę. — I, że ten przewodniczący Jett i ta Whitney Leman nie stoją po przeciwnej stronie?
Blue wyrwał mu kartkę z ręki i nie zważając na jęk protestu, zgniótł ją, po czym włożył do prawej kieszeni spodni.
— A pamiętasz może, kto nie jest po naszej stronie? — przypomniał ostro, biorąc łyk wody z butelki.
Mimo że od paru dni chodził rozdrażniony, wciąż nie stracił nic ze swojego uroku, przez co Ashley poczuł się zakłopotany. W takim stanie Blue jeszcze bardziej niż zwykle przypominał rozstawiającego wszystkich po kątach alfę.
— Drake Nolan? — zapytał niepewnie, jednocześnie myśląc, że lepiej by było, gdyby ten alfa nie chodził do tej szkoły.
Przez niego musiał pogodzić się z tym, że nigdy nie stanie się wystarczająco ważny dla Blue.
— No właśnie! — zawołał niebieskowłosy. — Zamiast odpowiadać na moje adorowanie, obmacuje się po kątach z Hailey, z którą dopiero, co spędził ruję! — Bez wahania odepchnął od siebie tackę z obiadem, rozwalając swój ulubiony deser. — A co jeśli ją przypadkiem zapłodnił?! Narobi mi wstydu, jeśli ktoś z rodziny się o tym dowie — oznajmił z desperacją, przygryzając opuszek swojego palca.
Ash wpatrywał się w niego przez chwilę w ciszy. Nigdy by tego nie przyznał, ale uważał każde wcielenie swojego przyjaciela za nie z tej ziemi. Chciałby, że należały one do niego. Nie mógłbym zakochać się w innej omedze, ale jednocześnie Blue był jedyną osobą, dla której mógłby zawalczyć z całym światem.
— Jeśli rodzice cię zapytają, udasz, że ta cała twoja miłość do Drake'a nigdy nie istniała? — zapytał, wiedząc, jaka będzie jego odpowiedź.
— To oczywiste — Blue wzruszył ramionami. — Jestem Brilliant Blue. Nie na odwrót.
Ash wpatrywał się w niego jak w anioła, dopóki Ed nie walnął go w kark i nie przypomniał:
— Mamy większe kłopoty. Jestem na celowniku większości szkoły. Nie zdziwię się, jeśli w drodze do domu ktoś mnie napadnie i złamie nos, i tym kimś będzie David — mruknął pochmurnie.
Ashley uśmiechnął się przepraszająco. Czasami nie zdawał sobie sprawy z tego, że Ed się martwi przez jego twarz o ciągle tym samym wyrazie. Niczym upiorna porcelanowa lalka — przypomniał sobie słowa Blue, gdy pierwszy raz zobaczyli Edmunda. Nie byli jakoś specjalnie zdziwieni, gdy dowiedzieli się, że jest omegą, był zbyt nietypowy jak na betę.
— Twoja buźka nabierze kolorów — stwierdził Blue. — Choć nie tych, których potrzebujesz. Pomyśl o tym w ten sposób, jeśli David cię uszkodzi, będzie musiał wziąć odpowiedzialność i cię poślubić.
— Nie chcę za niego wychodzić. Zasługuję na więcej — oznajmił Ed bez przekonania.
Niebieskowłosy zaniósł się śmiech, a Ash z trudem powstrzymał chichot.
— Ed, nie myśl jedynie o sobie — wtrącił się Rylan, który na każdej przerwie obiadowej ze smutkiem spoglądał na stół kumpli Davida, gdzie siadał Hayden. — To moja działka.
— Czyli przyznajesz się, że jesteś narcyzem? — spytał Ash, pochylając się w stronę bety.
Rylan zdziwił się. Odepchnął dłonią twarz blondyna od siebie, nie przejmując się jego grymasem.
— Co? Nie! — zaprzeczył urażony. — Po prostu mam wszystkiego dość. Czy ktoś mi wyjaśni, czym sobie zasłużyłem na zerwanie z miłością mojego życia, zanim zaczęliśmy ze sobą chodzić?
Przez chwilę Ashley udawał, że wcale nie zna odpowiedzi na jego pytanie.
— Bo nazwał Edmunda świrusem, który myśli, że David zainteresowałby się na poważnie kimś takim jak on?
— No właśnie! Jak ja mogłem go kochać — Rylan złapał się za głowę.
Blue zaśmiał się ponownie, słysząc to.
— Więc potrafisz kochać? — po tych słowach niebieskowłosy poczuł uderzenie w ramię. — Mówię poważnie — powiedział, w odwecie czochrając włosy Rylana.
— Oczywiście, że potrafię.
Beta złapał w rękę swój jogurt i bez zastanowienia wylał go na nową marynarkę Brilianta. Ten nie pozostając mu dłużny, rzucił w niego jabłkiem, jednak beta uchylił się, przez co Hailey przyjęła rzut. Złapała się za bolący nos.
Ryl z Blue nachylili się ku sobie, ignorując głośny chichot Asha.
— Chyba mamy przejebane — zauważył czerwonooki.
Hailey chodziła z Drake'em i nic nie powstrzymywało jej przed naskarżeniem.
— Nie mogę jej współczuć, jak pomyśle o tym, co robiła w łóżku Drake'a — odrzekł Blue, łapiąc Rylana za rękę. — Na trzy zwiewamy. Raz, dwa, trzy...
— Brilliant! — krzyknęła Hailey i w tym samym momencie chłopacy zerwali się z krzeseł i wybiegli ze stołówki, wpadając przy tym na Simona, którego taca z obiadem upadła na ziemię. — Zapłacicie mi za to, przebrzydłe dziwaki — oznajmiła w momencie, gdy obok niej pojawił się Drake.
Ed nie mogąc dłużej tu przebywać, ponieważ każdy gapił się na niego z żądzą mordu, złapał za ramię Asha, który wciąż nie przestał się śmiać, także opuścili stołówkę.
*****
— Przepraszam... — Ash i Blue oderwali wzrok od książek, a Rylan drgnął, ale nie przestał szkicować na kartce karykatury Haydena. — To moja wina, że odbywacie karę. Wszystko przez to, że go uderzyłem. Nawet nie wiem czemu.
— Ja wiem! — Blue podniósł rękę, podczas gdy pod stołem kopnął Eda w kolana. — To odrażająca alfa, która nie zasługuje na ciebie. Twoja była zabawka.
Blue uśmiechnął się szeroko, a Ash i Ryl pokiwali głowami na znak, że się z nim zgadzają.
— Poza tym zasłużyła za zranienie uczuć Blue — stwierdził blondyn ze złością, a Blue poklepał go po włosach pokrzepiająco.
Ostatnio wszyscy ciągle okazywali swoją złość i niezadowoleniu, co nie podobało się Edowi. Nie powinni cierpieć przez kogoś takiego jak ja — krążyło mu po głowie.
— I na dodatek wszyscy razem możemy uczyć się do klasówki z matmy w ramach kary. Może Ash dostanie pozytywną ocenę — dodał Rylan, akcentując na swoim rysunku łysinę Haydena grubym pociągnięciem ołówka. — Mamusia się ucieszy.
— To nie moja wina, że nie mam do niej głowy — zauważył Ashley, zamykając podręcznik od matematyki. — Matma to działka reszty mojego rodzeństwa. Nawet moja mama już to zaakceptowała i przestała za karę nie pozwalać mi się opiekować rodzeństwem.
— To chyba nagroda — powiedział Rylan, dorysowując Haydenowi rogi i ogon zakończony strzałką. — Dzieci są okropne. Myślą, że wszysko im wolno, bo są królami świata.
Ashley zaśmiał się niedowierzająco, przypadkiem uderzając łokciem Eda w twarz i nie przepraszając.
— Dlatego, że są jak ty?
— Wiedzieliście, że pingwin cesarski może ważyć nawet 40 kilogramów? — wtrącił się Blue, wskazując palcem na rysunek pingwina w książce. — Ash, ile ty ważysz? — zwrócił się do Goodalla, którego twarz wykrzywiła się w grymasie zupełnie do niego niepodobnym.
— A co to ma do rzeczy?
Blue zignorował przyjaciela.
— Ryl, a ile ty ważysz? — zwrócił się do drugiego chłopaka.
— Coś koło 70 kilogramów, tak mi się wydaje — odpowiedział beta po dłuższej chwili wahania. — Raczej się nie ważę. W końcu to nie ma znaczenia. I tak wyglądam z was wszystkich najlepiej.
Blue usatysfakcjonowany jego odpowiedzią zwrócił się do czarnowłosego, nie wspomniał nic o tym, że to on sam wyglądał z nich najlepiej.
— A ty, Ed?
Ed poczuł, że braknie mu powietrza. Od dziecka miał problem z niedowagą, jego matka zarzucała mu anoreksję i próbowała zmusić do pójścia do psychologa. Każdego dnia wypominała mu, że nie potrafi o siebie zadbać, że nikt nie zechce kogoś takiego jak on. Ale on wiedział, że nie był chory. Po prostu jedzenie nigdy nie sprawiało mu przyjemność, wszystko w gruncie rzeczy smakowało tak samo. Po co zmuszać się do jedzenia więcej, żeby trochę przytyć?
— 55 chyba — wymamrotał cicho.
Blue nie spojrzał na niego karcąco, za to na Asha z dziwnie triumfującym uśmieszkiem.
— Widzisz? To nietrudne. Ile ważysz? — ponowił pytanie.
— Przecież nie wymiguje się od odpowiedzi — mruknął Ashley, przygryzając wargę. — 62.
— Ha! — zawołał niebieskowłosy, zapominając, że znajdują się w bibliotece. — A ja 68, przegrańcu! Przepraszam — dodał, czując na sobie niezadowolone spojrzenie bibliotekarki.
Ed za nic nie mógł pojąć radości Blue. Zazwyczaj "zwycięzcą" był ten, ważący mniej, ale nie za mało. Wzdrygnął się na napływ wspomnień z dzieciństwa, niekoniecznie szczęśliwych. "Urodziłeś się po to, żeby być sam" — przypomniał sobie słowa dziewczyny z placu zabaw.
— Żartujesz? — zawołał Ash, otrząsając się z szoku. — To przez mięśnie czy coś? Przecież masz jedynie 171 cm wzrostu.
Blue poklepał go po ramieniu.
— 171 cm i 40 mm — poprawił go. — Może to z wami jest coś nie tak. Może diety nie mają szans. Może już jesteśmy idealni — oznajmił, naśladując głos woźnego, który swego czasu przeprowadził z ich czwórką moralizatorską "rozmowę".
Ash westchnął, po czym złapał dłoń Blue i przysunął się do niego, prawie siadając mu na kolanach.
— Ach, rozumiem — zbliżył się do jego twarzy i powiedział wprost w jego usta: — Krętacz.
Blue cmoknął go w usta, po czym się uśmiechnął.
— Dzięki — stwierdził, odsuwając od siebie młodszą omegę. — Ed, pomóż. Ash, znowu się na mnie rzucił. Chyba mu się podobam — wypowiedział, konspiracyjnym tonem.
Ashley udał obrażonego i odwrócił się do Brillianta plecami. W tym samym czasie wzrok Blue skierował się na Rylana, który właśnie kończył swój rysunek.
— Musisz go nienawidzić, skoro palisz go w ogniu.
— Niech spłonie w piekle — oznajmił bez wahania Rylan, kończąc rysowanie płonącego stosu, na którym złożony był Hayden. — Wszystkie alfy to skurwiele.
Ed zaśmiał się wraz z resztą swoich przyjaciół na te słowa, choć w sercu poczuł ukłucie. Bo może nie wszystkie.
*****
Edmund rzadko rozmawiał ze swoim ojcem. Zazwyczaj jedynie wymieniali się informacjami: "muszę dłużej zostać w pracy" lub "dzisiaj nie będzie obiadu".
Gideon Gilday nie zasługiwał na miano dobrego, odpowiedzialnego ojca, ale Ed nie chciał go oceniać — podjął się w końcu opieki nad nim, gdy matka go odrzuciła.
Nawet w tym momencie, gdy zmusił go do zajęcia miejsca naprzeciwko siebie przy stole i patrzenia sobie prosto w oczy.
— Nie chciałem o tym z tobą rozmawiać, bo domyślam się, jak ciężko musi ci być w szkole i masz prawo nie zapanować nad gniewem. Ja też czasami nie zapanowałem nad ręką, a wyrosłem na, myślę, kogoś porządnego — zaczął ojciec spokojnym tonem, ale Ed wiedział, że ten był przerażony szczerą, poważną rozmową, którą będzie musiał poprowadzić. — Ale to, co zrobiłeś, w ogóle nie jest do ciebie podobne. Ja... — czarnowłosy martwym spojrzeniem wpatrywał się w swojego ojca, sprawiając mu jeszcze większy dyskomfort. — Czy może być tak, że ten alfa cię... skrzywdził?
Edmund nie rozumiał, dlaczego jego ojciec zasugerował coś takiego. Przecież nikt nigdy by się nim nie zainteresował w ten sposób. Gdzie ty masz oczy, tato? Jak David Coldwell mógłby chcieć dotykać kogoś tak obrzydliwego, jak ja? — chciał powiedzieć, ale nie przemógł się, bo znowu zarzucono by mu pomyłkę i zapodało gadkę o tym, że każdy jest wyjątkowy na swój sposób.
Ed wierzył, że wszyscy byli równi, ale niektórzy byli równiejsi. I nie zamierzał zmienić zdania.
— Nie, tato.
— To dobrze. Tego typu rzeczy są niedopuszczalne, nie chciałbym, żebyś je przeżył — Gideon westchnął z ulgą, Ed nie do końca był pewny, o jakie rzeczy mu chodziło. — W takim razie czy ktoś inny cię skrzywdził.
Tato, zadajesz nieodpowiednie pytania. W końcu Edmund nie czuł się krzywdzony, tylko on ranił innych swoją ignorancją.
— Nie. Nikt nigdy mnie nie uderzył. Nawet David — odpowiedział wymijająco.
Gideon ponownie westchnął z ulgą.
— Czy ktoś wie, że jesteś... omegą? — z ledwością słowo "omega" przeszło mu przez usta.
Minęło 16 lat, a ty tato wciąż nie pogodziłeś się z tym, że twój syn to omega — pomyślał Edmund, nie rozumiejąc, czemu w ogóle zwrócił na to uwagę. Powinien zaakceptować to, że jest czarną owcą rodziny.
— Tylko trójka moich najlepszych przyjaciół.
I może chłopaki, z którymi przebieram się na w-f — dokończył w myślach.
W szkole było bowiem osiem szatni. Dwie dla alf, dwie dla omeg, dwie dla męskich bet i dwie dla damskich bet. Oczywiście, nie wszyscy stosowali się do oznakowań, dlatego Blue przebierał się z Edem w szatni dla bet, a Scarlett czasami korzystała z szatni dla damskich bet, ponieważ denerwowała ją obecność praktycznie samych osobników płci męskiej w szatni dla alf.
Blue zawsze zaciągał Edmunda do łazienki, mówiąc: "omegi nie powinny się przebierać w towarzystwie takich zboczeńców" — to dawało do myślenia. Oczywiście, nawet jeśli by się czegokolwiek domyślali, nie pisnęliby nikomu o tym słowa, nie tylko, dlatego że Brilliant mógłby ich zabić, ale też przez zasadę: "wszystko, co w szatni, zostaje w szatni". Alfy same ją ustanowiły, było to jakoś powiązane z papierosami, seksem i chyba narkotykami, ale Edmund nie próbował się dowiedzieć w jaki sposób dla własnego bezpieczeństwa.
— To dobrze.
— Coś jeszcze, tato? — zapytał Ed, mając zamiar wstać od stołu i w końcu zająć się pracą domową, ale powstrzymała go dłoń ojca na jego.
Przez chwilę Gideon zbierał się w sobie, żeby zadać to ważne pytanie.
— Czy ty kochasz tego alfę? Tego, którego uderzyłeś? — sprostował.
Ed poczuł, jak pieką go oczy, a potem widok na jego ojca się rozmazuje. Nie wiedział ile czasu trwało jego całkowite zamarcie, podczas którego cierpliwie znosił warczenie swojej omegi — próbowała mu grozić, wpłynąć na jego odpowiedź. Musisz też go kochać — wołała. Zdzielił sobie mentalnego policzka, po czym szorstko oznajmił:
— Nigdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro