ROZDZIAŁ JEDENASTY
Od autora: Dłuższy czas temu przy pisaniu tego opka, przypomniała mi się piosenka "Scarlett" od LEMON. W żadnym wypadku Scarlett nie dostała swojego imienia z powodu tej piosenki, ale co mi szkodzi wrzucić ją w media.
Ashley nie miał pojęcia, jak miała wyglądać randka. Randka jego i Scarlett Manners. Ich randka.
Alfa wszystkim się zajmie — mówił głos w jego głowie.
Ale to ta Scarlett Manners! — przypominał jemu.
Ashley miał do końca życia zapamiętać pierwsze spotkanie z tą dziewczyną.
Było to rozpoczęcie roku. Dokładniej, właśnie się zakończyło i miał już wracać do domu. Blue jako drugoklasista wyszedł pierwszy i na niego nie poczekał, dlatego był sam.
Wpadł na nią w drzwiach wejściowych i wtedy zmarszczył nos, bo poczuł jej okropny zapach. Miał zamiar przeprosić, ale nie zdążył, bo zwyzywała go. Stojąc jak zamurowany, omal się nie rozpłakał, bo był bardzo wrażliwy. I kiedy podniósł głowę, i spojrzał w jej oczy, ona zaniemówiła. Złapała go za ramię i zapytała, prawdopodobnie nie myśląc:
— Zbliża ci się gorączka. Pomóc?
I Ash nie wyczytał z jej tonu, i twarzy żadnych złych intencji, ale i tak uderzył ją w policzek, nazwał obrzydliwą, i uciekł. Potem miał wyrzuty sumienia przez długi czas, bo skrzywdził alfę.
Następnego dnia starał się jej wystrzegać i trzymał blisko Blue. Spotkali się jednak na stołówce w kolejce po jedzenie, ale ona nie była zła. Wręcz przeciwnie. Uśmiechnęła się do niego i zaprosiła do swojego stolika. Mimo to on ją zbył. Potem dalej jej unikał i ignorował, gdy próbowała być dla niego miła, przepuszczała go w drzwiach, warczała na alfy, które próbowały go dotknąć, zajmowała mu miejsce w kolejce po obiad. Scarlett była okropna — słyszał od każdej omegi. Ale czy ktoś okropny próbowałby go zwodzić tak długi czas?
Ashley zerknął na wiadomość od Blue.
Mogę do ciebie przyjść?
Westchnął. Nie chciał odmawiać Blue.
niedzisiaj 😔
Szkoda...
Ash schował swój telefon. Raz jeszcze poprawił swoją czerwoną koszulę i podciągnął odrobinę za duże spodnie dżinsowe. Każdy krok, świadomość, że już widzi przystanek, odbierała mu oddech. I jeszcze stała tam ona. W czarnej bluzce z napisem "I'm not princess. I'm rebel." i białych spodniach. Mimo, że wciąż zwracała na siebie uwagę, nie przypominała szkolnego delikwenta.
Ash zerknął nerwowo na srebrny zegarek. 13.48 — wcale się nie spóźnił.
Niepewnie szedł do niej, która szeroko się uśmiechnęła, dostrzegając go. Podbiegła do niego i wesoło zawołała:
— Ashley.
Rzadko jego przyjaciele nazywali go pełnym imieniem — nie przepadał za nim. Był Ashem. Ale jej rzeczywista radość, gdy je mówiła, sprawiała, że nie chciał prosić ją o nazywaniem go "Ashem".
— Co tak wcześnie?
— Nie mogłam się doczekać — stwierdziła blondynka, łapiąc rękę Ashleya. — Najpierw chciałeś zjeść, prawda?
Ash przytaknął. Zerknął na ich złączone dłonie. Nie wzbudzało w nim to złych uczuć mimo, że to ona. Z drugiej strony serce nie próbowało mu się wyrwać z piersi jak to było w przypadku Blue.
— Wybrałaś jakieś wyjątkowe miejsce? — zapytał, gdy zaczęła go prowadzić.
Scarlett żywo pokiwała głową.
— Moja ciocia prowadzi kawiarnie. Słyszałam, że lubisz herbatę z cytryną i sernik truskawkowy.
— I papierowe kwiaty, nie te żywe — dodał Ash bez namysłu, zastanawiając się skąd wiedziała o jego deserowych upodobaniach.
— Nie wiedziałam— przyznała. —Następnym razem porobimy z bibuły. U mnie w domu.
Ash odrobinę się zarumienił na myśl o jej domu, jej pokoju. Ona chciała powtórzyć randkę.
— Potrafisz? — próbował brzmieć lekceważąco.
— Przygotowywałam dekoracje na dzień wiosny — przyznała, uśmiechając się delikatnie do kobiety, którą minęli.
Musiała ją znać.
— Z własnej woli? — dopytywał Ash.
— Tak — przytaknęła. — Przyjaźniłam się z omegami z kółka artystycznego.
Omegi — to ostatni, którzy mogli być przyjaciółmi Scarlett w świecie Asha. Mimo to, nie powiedział tego na głos. Mógłby ją zranić. Na własne oczy widział, że była inna niż mu się wydawało. To nie powinno być tak nienormalne.
— Już się nie przyjaźnisz? — zapytał, mocniej ściskając jej dłoń.
— Poszliśmy do innych szkół — wyjaśniła krótko. — I teraz omegi raczej mnie nie lubią.
Zaśmiała się trochę nerwowo. Ash wiedział, że nie czas, żeby ciągnąć ten temat, bo może zrujnować ich dobrze zapowiadające się spotkanie, ale i tak go pociągnął.
— Mają powody?
Scarlett spojrzała na niego ze smutkiem. Zbyt autentycznie smutnym, żeby w ogóle nie zabolał Asha.
— Przecież wiesz.
— Słyszałem — kontynuował — że traktowałaś omegi jak... Thomas — Ash wzdrygnął się, wyobrażając sobie mimowolnie błyszczące z podniecenia fioletowe oczy i umazaną we krwi twarz alfy. — Na każde twoje zawołanie, delikatnie mówiąc. I uderzyłaś parę...
— Już jesteśmy — przerwała mu.
Ash spojrzał przed siebie. Na szyldzie napisane było "słodki raj". Ciekawe, czy jej ciocia jest alfą. Oboje weszli do środka, Ash pierwszy, bo Scarlett go przepuściła. Wnętrze kawiarni urzekło Asha swoją spokojną atmosferą. Stolików było niewiele, 6. W środku znajdowała się jedynie trójka ludzi. Jedna kobieta beta siedziała przy oknie i obserwowała świat na zewnątrz, jedząc deser lodowy. W kącie kobieta omega czytała romans. Przy wejściu siedział starszy alfa, pijący kawę i czytający gazetę.
Było zbyt spokojnie.
— Cześć, ciociu — Scarlett zwróciła się do bety za ladą, prowadząc ich do stolika przy prawej stronie, przy ścianie. — Dwie herbaty z cytryną, deser lodowy i to kruche ciasto.
— Może mnie przedstawisz.
Alfa zatrzymała się i wskazała ręką na Asha.
— Ashley Goodall. To moja ciocia, Lauren Manners — pokazała teraz na betę. — Mamy randkę, więc nie przeszkadzaj — starała się brzmieć stanowczo.
Nie zadziałało na ciotkę, która zapytała, nachylając się bardziej w ich stronę i kierując wzrok na niepozornego blondynka:
— To dla niego wzięłaś blokery? Aż mnie ciekawi.
Ash nie wiedział, czemu się zarumienił. Scarlett wzięła dla niego blokery. Alfy nie lubiły tych tabletek, bo zapach stanowił ważną część ich, a ona dla niego go ukryła.
— Później, ciociu.
Scarlett popchała Asha w kierunku stolika. Usiedli naprzeciwko siebie. Dopiero teraz omega zwrócił uwagę na to, że nie próbowała go zdominować. Słyszał od swojego brata, że alfy na randkach chcą wszystkim kierować, wszystko mają zaplanowane, nic nie może być banalne, nie pozwalają omedze dojść do słowa. Tymczasem Scarlett zabrała go do kawiarni swojej cioci, zamówiła jego ulubione ciasto i wydawała się nie mieć większego planu na to spotkanie. Co będzie, ona to przyjmie.
— Coś nie tak? — zapytała blondynka, niepokojąc się tym, że Ash tak długo się nie odzywa. — Zrobiłam coś źle?
Ash szybko pokręcił głową. Chciał jej powiedzieć, że właśnie nic nie zrobiła złego.
— Jesteś zupełnie inna niż... — nie potrafił dokończyć, gdy zrozumiał, że znowu to on ją zrani.
— W szkole? — dokończyła za niego. — Jestem alfą, muszę stwarzać pozory niesamowitości.
Zaśmiała się, kładąc swoją dłoń na jego, która leżała na stole. Bicie jego serca przyspieszyło delikatnie na ten niepozorny gest.
— Chcesz powiedzieć, że jesteśmy tacy sami? — zapytał, starając się nie skupiać na tym jak ciepła była dłoń Scarlett.
— Tak — po powiedzeniu tego Scarlett zaczęła wyglądać o wiele promienniej. — Jesteśmy betami — przypomniała ich wczorajszą rozmowę, w której nazwała ich "zwykłymi betami na randce w sobotę". — Wiesz, zawsze zazdrościłam betom — przyznała dziewczyna.
— Bo oni po prostu żyją — Ash nie mógł się powstrzymać od powiedzenia tego.
Jego brat Alan wielokrotnie podkreślał jakie szczęście miały osoby, które urodziły się betami i podawał bardzo sensowne argumenty.
— Dokładnie — przytaknęła Scarlett. — Nie mają alf czy omeg, które mówią: masz być posłuszny, zostałeś zlekceważony, musisz go oznaczyć. Ich ciało należy do nich — mówiąc to, Scarlett całą sobą pokazywała za jak bardzo uważała niesprawiedliwe urodzić się alfą.
— Hah.. To miała być niepoważna randka, a wychodzi coś poważnego — powiedział Ash, rumieniąc się, bo poważna Scarlett na swój sposób zawstydzała go, przez to, że on nigdy tak o tym nie myślał.
O naturze alf, omeg. Ich okropnym przeznaczeniu. Wolał raczej historię o bratnich duszach, o tym jak wiele zakochane alfy i omegi poświęcają, żeby być razem. Nie był nawet jednym z tych, którzy nie akceptowali siebie, wręcz przeciwnie, lubił bycie omegą.
— Racja. To teraz coś super niepoważnego — stwierdziła, przeczesując swoje włosy. — Jaki jest twój ulubiony kolor?
Ash mimowolnie wyobraził sobie Blue z jego niebieskimi włosami i niebieskimi oczami w niebieskiej marynarce, i z niebieską torbą w dniu chodzenia na niebiesko, i odpowiedź przyszła sama:
— Niebieski. Mało oryginalne — dodał. — A ty?
— Złoty — odpowiedziała bez namysłu alfa. — To przez twoje oczy. Tak pięknie błyszczą — Ash poczerwieniał na całej twarzy. — Co robisz w wolnym czasie? Słyszałam, że kochasz dzieci i masz dwie młodsze siostry.
— To prawda — na myśl o uroczej twarzyczce Andrea'i, uśmiechnął się delikatnie. — Kocham je. A Andrea'e i Alex, moje siostry są bardzo wymagające. A ty? Masz rodzeństwo?
— Nie — Scarlett pokręciła głową. — Zaraz po moich narodzinach, matka zostawiła ojca i od tamtej pory z całości korzysta z bycia wolną betą — powiedziała to tak jakby to nic dla niej nie znaczyło, ale Ash wiedział, że bolało ją mówienie o mamie. — A ja? Mam się dobrze, nie musząc się o nikogo martwić.
— Ale to rodzeństwo uczy odpowiedzialności, troski, dzielenia — oznajmił bez zastanowienia.
— Taa. To przez ich brak jestem taką samolubną sukę.
Ash przeklął się za to, że nie ugryzł się w język. To alfy powinny ranić omegi słowami, nie na odwrót.
— Przepraszam — rzekł pokornie. — Nie o to mi...
— To nic — przerwała mu, szeroko się uśmiechając i szturchając go kolanem pod stołem. — Wiem, jaka jestem. Dziewczynka pragnąca uwagi.
— Słyszałam jak mówiłaś, że chcesz być modelką — Ash dostrzegł idealną szansę na zmianę tematu.
— To prawda. Ty to pewnie pan domu.
— Chyba. Ale czasami myślę, że chciałbym pracować w przedszkolu albo schronisku — przyznał, uśmiechając się na wspomnienie tego jak pomagał w schronisku dla zwierząt. — Może jako weterynarz, ale to trochę za trudne dla mnie — Ash przypomniał sobie zdjęcie potrąconego psa, które pokazał mu Blue, gdy podzielił się się z nim tym, że myśli o zawodzie weterynarza. — Nie lubię cierpienia.
Scarlett pogłaskała jego dłoń, wyczuwając zmianę jego nastroju na gorszy.
— Jesteś omegą — przypomniała. — Większość jest wyczulona na cierpienie. Znam tylko parę, które nie są. Blue, Randy, Whitney, Edmund, ale to przez ich wychowanie — wytłumaczyła, mając nadzieję, że poprawi tym samopoczucie chłopaka.
— Wiesz, że Ed jest omegą — Ash bardziej stwierdził niż zapytał.
Wszystkie jego myśli krążyły w tym momencie, wokół pytania: "skąd". Nie dało rady rozpoznać w Edmundzie omegi.
— Przypadkiem — Scarlett zachichotała, nie spodziewając się, że Ash tak szybko zapomni o tym, że nie jest w stanie wykonywać wymarzonego zawodu. — Doniosła mi jego sąsiadka. Podobno pachnie jak stęchlizna.
— To lepsze niż tytoń — stwierdził Ash, decydując się bronić przyjaciela.
Wszystkie omegi pięknie pachniały, Ed też musiał.
— Ale gorsze niż fiołki i lukrecja — odgryzła się.
Oboje się zaśmiali. Nawet nie zauważyli jak pani Lauren podeszła do ich stolika. Ash zwrócił na nią uwagę dopiero wtedy, gdy postawiła ciasto i herbatę przed nim.
— Proszę, wasze zamówienie — mówiąc to, uśmiechała się jakby wiedziała, coś czego nie wiedzieli oni sami.
— Dziękuje — powiedział Ashley, rumieniąc się pod wpływem jej natarczywego spojrzenia.
— Możesz pójść — zwróciła się niej Scarlett, zauważając, że blondyn się spiął. — Jest wścibska — oświadczyła, gdy pani Lauren odeszła od nich, wciąż co jakiś czas na nich zerkając. — To przez to, że kończę niedługo 19 lat, a nikogo jej nie przedstawiłam.
— Nikogo?
Ashowi wydawało się, że Scarlett spotykała się z wieloma osobami. To aż dziwne, że był pierwszą, którą alfa zabrała do tego miejsca. Jednocześnie poczuł się wyróżniony.
— Znaczy teraz jednego — poprawiła się szybko Scarlett. — Ciebie. Pierwsza omega, którą zabrałam na randkę — uśmiechnęła się radośnie.
Ash ponownie się zarumienił, jednocześnie zapytał, starając się, żeby jego głos nie zabrzmiał piskliwie:
— A bety? Albo alfy?
— Alfy? — Scarlett z nieznanego mu powodu zabrzmiała na zdziwioną i rozbawioną jednocześnie. — Trudno mi zrozumieć alfy, które się ze sobą wiążą. To byłaby ciągła walka. Raz próbowałam pie... — ugryzła się w język, po czym poprawiła — kochać się z alfą i omal się nie zabiliśmy, rzucając sobą o ściany. I po wszystkim był we krwi, bo mocno go ugryzłam, gdy złapał mnie za włosy. W pewnym momencie tak krzyknął z bólu, gdy wygięłam mu rękę, że myślałam, że mu ją złamałam czy coś, a on wykorzystał okazję i przewrócił mnie na ziemię. Potem kopnęłam go w krocze — opowiadała to z takim ożywieniem, że Ashley nie miał serca jej przerwać. — I... — zamilkła, przypominając sobie, że jest na randce z Ashleyem — nieważne. A bet nie lubię. Są bez wyrazu.
— Nie mów kochałam — skarcił ją blondyn. — Obrzydzasz mi kochanie się. Powiedz, że uprawiałaś z nim seks.
Ashley nie miał pojęcia jakim cudem ostatnie słowo przeszło mu przez usta.
— Okay — powiedziała. — Uprawiałam z nim seks i było brutalnie — mówiąc to spoglądała na stolik za nimi. — I pani patrzy na mnie jak na rozpustnicę.
— Zignoruj ją — rzekł Ash z niepodobnym do siebie spokojem w sytuacji, gdy ktoś źle o nim myślał. — To tylko zwykła beta.
— Jak my — przypomniała Scarlett.
— Dziś.
Czy my flirtujemy znowu? — zapytał nagle siebie Ashley, zastanawiając się, czy nie brzmi w tym momencie głupio, bo nie miał doświadczenia.
— Od jutra mam nadzieję, że będę twoją alfą.
Ash nie wierzył, że Scarlett to powiedziała, ale zamierzał mimo to kontynuować tą dziwną grę. W końcu są na randce.
— Może. Jak się postarasz — próbował się uśmiechnąć tak kusząco jak na filmach, które oglądał. — Będę twoim omegą.
Alfa zaśmiała się niczym dziecko.
— To brzmi tak pięknie. Mój omega.
Spojrzała na niego z czułością, której Ash nigdy u niej nie widział. To ona dała mu odwagę, żeby odpowiedzieć:
— Moja alfa.
Scarlett ścisnęła jego rękę.
— Kocham cię — oświadczyła, delikatnie się rumieniąc.
— Już wiem — uśmiechnął się delikatnie. — Dziękuję.
To było absurdalne, ale w tamtym momencie nachylił się w stronę alfy i musnął jej usta. I pomyślał sobie, że powinna rzucić palenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro