Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Edmund Gilday nie czuł się komfortowo w momencie, gdy po wyjściu z domu powitał go delikatny uśmiech Sama Rivera. Prawdę mówiąc, zupełnie zapomniał o swoim chłopaku. Z męczeńska miną przywitał się z betą i razem ruszyli do szkoły. Droga upływała im w ciszy, ponieważ Sam nie był rozmową osobą i Ed nie był rozmowną osobą.

— Słyszałem, że David i Hailey chodzą ze sobą — zaczął pod dłuższym czasie Sam.

Edmund zaklął. Ze wszystkich tematów na tym wielkim świecie, musiał wybrać temat jego wroga numer 1.

— Wiem — mruknął czarnowłosy, starając się zignorować skomlenie jego omegi.

— Nie lubię ich — ciągnął dalej Sam. — Wiem, że Hailey ma trudną sytuację rodzinną, ale to nie powód, żeby zachowywać się jak... no wiesz.

Dziwka — dokończył za niego w myślach Ed. To nie tak, że Edmund nie słyszał, że matka porzuciła Hailey i jej ojca, po prostu nie uważał, że to wystarczający powód, żeby patrzeć z góry na omegi. Traktować je jak ignorantów, którzy wybaczą ci wszystko jeśli czasami się za nimi wstawisz.

Omegi to ufni ludzie, którzy dadzą ci wiele szans i nigdy nie stracą całkowitej nadziei w tych, którzy czynią innym źle. Uważają, że świat można zmienić za pomocą współpracy wszystkich jednostek. Nie przeszkadza im ciężka praca, gdy mają jasny cel — napisał między innymi w swojej charakterystyce Blue na zajęcia z panią psycholog. Oczywiście, nie zaliczyła mu jej, bo miał jedynie napisać różnice w budowie ciała alf, omeg i bet. Ale Ed nie mógł zapomnieć tych 3 zdań. Nie wszystkie omegi takie są, choćby ty nie jesteś — powiedział do Blue, gdy siedzieli razem na stołówce. Blue wzruszył ramionami i z uśmiechem stwierdził: "wyjątek, ale ostatnie zdanie się zgadza".

— Ale trochę nie rozumiem, dlaczego David wybrał akurat Hailey, po tym jak rzucił ją Drake. Drake zostawił ją, bo David ją chciał?

Edmund nie był zbyt skory do odpowiadania na to pytanie. Skąd miał wiedzieć, co dzieje się w głowach dwóch cholernych alf?

— Może nie była zbyt dobra na ruję. W końcu to nie omega — zasugerował.

Zdziwił się na smutek na twarzy Sama. To pierwszy raz, gdy widział jego zasmuconą twarz. Spuszczał wzrok w ziemię i ocierał o siebie palce. To urocze — pomyślał Edmund, gdy River na przemian przygryzał i oblizywał swoją dolną wargę.

— Bycie omegą jest trudne — wymamrotał po dłuższej chwili Sam.

Ed bardzo chciał mu przytaknąć.

Codzienne tabletki, gorączki, co 3 miesiące, natarczywe alfy, presja zachowania czystości, trudności ze znalezieniem pracy, naleganie na szybkie odnalezienie partnera, podporządkowanie się alfie.

Edmund miał okazję wysłuchać opowieści swojej starszej sąsiadki omega, która nie mogła chodzić do szkoły, bo w jej młodości omegi mogły kształcić się jedynie w prywatnych szkołach, na które niewiele było stać. Nie było także tabletek neutralizujących zapach, dlatego często spotykała się z uprzedmiotowianiem jej w miejscach publicznych. Połączyła się w wieku 18 lat i od tamtej pory wiodła życie kury domowej. Wychowała 5 dzieci i tylko jedno z nich szanowało ją, i traktowała ją jak równą sobie. Nie mogła zrobić niczego bez pozwolenia alfy, który miał prawo do karania jej za nieposłuszeństwo.

Czasy się zmieniły, ale wciąż omegi to gorszy rodzaj.

— Ed, jesteśmy.

Edmund przytaknął, wchodząc przez szkolną bramę. Starał się nie patrzeć na siedzącego na drzewie Haydena, na Layne'a i Drake'a, którzy kłócili się o najlepszy smak mleka, na Thomasa, który ciągnął za włosy Randy'ego za szkołę, na Oscara, który ze spuszczoną głową oddawał swoje zdrowe śniadanie Scarlett, na Jetta, który krzyczał na Haydena, na Annie, Hannah i Sadie, które śmiały się, odrabiając wspólnie pracę domową na ławce, na Asha, który zza daleka posyłał gromy Scarlett i w końcu na Simona i Blue, którzy kłócili się na schodach. Wyprzedzając jego myśli, Sam złapał jego rękę i pewnym krokiem ruszyli w stronę wejścia do szkoły. Minęło parę sekund nim wcześniej wspomniane osoby spojrzały na nich. Ed zachichotał w myślach, gdy z ręki Asha wypadła kurtka, a swoje usta otworzył szeroko. Z kolei Blue dawno nie wyglądał na tak zamyślonego, a Simon na tak zdezorientowanego.

Mijając Blue na schodach, Edmund usłyszał od niego parę słów: "to koniec", których wolał nie analizować. Brzmiały zbyt złowieszczo.

— Gilday, River, dosyć czułości! — zawołała w momencie, gdy przekroczyli próg szkoły pani beta Breiman, wychowawczyni Eda. — Co? — nagle sama zdziwiła się tym, co powiedziała. — Gilday — spojrzała na ich splecione ręce, a potem na ich twarze — i River... Dosyć czułości! — powtórzyła, mając minę jakby zobaczyła ducha.

Ed zaśmiał się cicho. Reakcje innych na to wszystko były zabawne. Ale to jego umysł zepchnął na drugi plan, gdy zauważył Davida przy swojej szafce. Wyjmował z niej podręczniki, które będą mu potrzebne na dzisiejszych lekcjach i wkładał je do torby. Po zauważeniu ich, nie zrobił tego, na co skrycie liczył Edmund, a jedynie prychnął i ruszył w głąb szkoły pod klasę.

Ed czuł się złamany.

*****

— To koniec naszej przyjaźni, tak powiedział Blue — oznajmił Ashley, wyjmując z plecaka swoją pracę domową na zajęcia z panią psycholog. — Niech przeprosi, gdy zrozumie, że ten związek nie ma przyszłości, dodał jeszcze. I daję im 2 tygodnie, założył się — kontynuował Ash, otwierając zeszyt i wyjmując z piórnika swój ulubiony pomarańczowy długopis. — Ja daję wam 3 miesiące jak coś — dodał, skupiając chwilę później całą swoją uwagę na zadaniu.

— Ja miesiąc — wtrącił się Rylan, przysiadając się. — Ale to i tak dużo. David dał tydzień, Scarlett 2 dni, a Simon 5 dni. Tylko Cody widzi w was związek na poważnie.

— Nawet David i Manners — Ed zdziwił się. — Alfy nie mają nic lepszego do roboty niż zajmować się życiem miłosnym innych? — zapytał z lekką złością, na wspomnienie Davida.

Jego wcześniejsze prychnięcie, musiało być wyzwaniem.

— Zaraz, że życiem miłosnym — Rylan wziął pierwszy kawałek ciasta truskawkowego. — Wiesz, że są też zakłady o to, czy się pocałujecie i zrobicie to? Mam stawiać wszystko na to, że jednak będziecie uprawiać seks? Będę jedynym, więc zgarnę wszystko pieniądze. To jak? Zainicjujesz stosunek seksualny z Sam Riverem, żebym wygrał teraz już chyba 100 dolarów? Podzielę się z tobą, bracie — oświadczył Rylan ledwo powstrzymując chichot, wprawiając Eda w konsternację.

Czarnowłosy pacnął swojego przyjaciela w karka, nie mogąc uwierzyć, że w ogóle zasugerował takie coś. Nie ma zamiaru robić z nikim tego. I nie ma zamiaru długo chodzić z Samem. Póki mu się nie znudzi i więcej niż 2 tygodnie, żeby niektóre osoby nie zarobiły na nim.

— Głupek, zajmij się swoim karnym wypracowaniem na angielski — stwierdził Edmund, uśmiechając się delikatnie do Sama, który właśnie wszedł na stołówkę i skierował się do ich stoliki.

W momencie gdy beta się przy nich znalazł i przywitał, Ash wstał ze swojego miejsca i spakował swoje rzeczy.

— Muszę załatwić coś u pani Breiman — oznajmił i prawie przewracając się o swoją bluzę, która spadła na ziemię, uciekł.

Raczej nikt nie miał wątpliwości, że to Sam go odstraszył. Edmund przypomniał sobie jak Ashley kleił się do Sama. Mógł mu się podobać — dotarło do niego. Poczuł się okropnie. Zranił przyjaciela.

— Ej, Ed — zaczął River — czy wie...

— Jestem trzecioklasistą, a ty pierwszakiem, więc jesteś moim sługusem — przerwał mu Rylan. — Idź, przynieś mi jeszcze jedno ciasto. I kup sok. Tylko nie jabłkowy.

Czerwonooki podał młodszemu koledze pieniądze i swój talerzyk. Sam przez chwilę nie wiedział, co zrobić, ale wystarczyło jedno spojrzenie w przerażające oczy Rylana, żeby podniósł się z krzesła i wykonał polecenia. Wyglądało to dosyć zabawnie. I przypominało Edowi, że przyjaźni się z betą, który ma spojrzenie delikwenta.

— On mnie wkurza — powiedział Rylan w momencie, gdy Sam zniknął w tłumie uczniów, stojących w kolejce po jedzenie. — Jeśli ma być częścią naszej paczki to odpadam.

Ostatni z przyjaciół Eda, wstał od stołu i założył swój plecak.

— Weź sobie moje ciasto, ale sok mi potem przynieś — dodał jeszcze nim odszedł do innego stolika, gdzie siedział Simon i Annie.

Edmund dawno nie czuł się tak opuszczony jak w tym momencie.

*****

Blue Brilliant nie był osobą, którą mógłbyś nazwać szczerą. Od momentu zaczęcia się lekcji do chwili obecnej, czyli przerwy obiadowej, wypowiedział 17 pół—prawd, które uważał za mające większą rację bytu niż kłamstwa. Ponieważ nie były tak wymagające, nie musiałeś ich wszystkich zapamiętywać i pilnować się na każdym kroku.

Z lekkim uśmiechem zwycięstwa opuścił sale numer 28, dzisiaj znowu napisał najlepiej niezapowiedzianą kartkówkę. Podszedł do swojej niebieskiej szafki, która znajdowała się tuż obok klasy. Nawet nie odwrócił się w stronę Drake'a, który minął go na korytarzu.

Otworzył szafkę i mimowolnie zerknął w lustro wiszące na drzwiczkach. Na górze na jego prawej stronie wisiały litery z papieru układające się w słowo: "Brilliant", a pod nimi zdjęcie rodziny Blue — ojciec alfa o brązowych oczach i poważnej minie ubrany w jeden ze swoich najdroższych garniturów; alfa Vivian, która jako jedyna przypominała ich mamę, miała kręcone fioletowe włosy, złote tęczówki, długie nogi, szerokie barki i delikatnie zadarty nos; omega Rosamund o krótkich kasztanowych włosach, brązowych oczach, śniadej cerze, wąskich biodrach, małych piersiach w męskim ubrania; i w końcu on, Blue Brilliant z jasnoniebieskimi włosami, niebieskimi oczami, które odziedziczył po babci, gęstymi, czarnymi brwiach, różowymi ustami, białą karnacją. Na fotografii nie znalazła się matka, która nie chciała zostać uwieczniona razem ze swoimi szpetnymi dziećmi.

Pani Carla Snow (nie—Brilliant) była protekcjonalną snobką, betą o zawsze fałszywym uśmiechu i ustach, które zawsze mówiły to, co chcieli usłyszeć inni. Znanym powszechnie faktem było to, że zazdrościła swoim dzieciom tego, że zostały dopuszczone do rodziny, a ona odsunięta, bo urodziła, aż dwie omegi.

Blue nigdy nie zaznał z jej strony rodzinnego ciepła. Nigdy go nie przytuliła, nie pocałowała w czoło, nie pochwaliła. Za to nazywała go "wstrętnym" jeszcze zanim okazał się być omegą i twierdziła, że nie powinien się narodzić. Nawet przy innych, nie udawała, że cokolwiek dla niej znaczy.

"Ej, czemu tutaj jesteś?" — słowa wypowiedziane do 5—latka, Blue zapamiętał je jako określające jego matkę, mimo, że wyszły z jej ust. W końcu, co ona tutaj robi, w ich rodzinie?

Blue oblizał swoje wargi i schował do szafki trzymany w prawej ręce zeszyt oraz książkę. Zamknął ją i zakluczył. Powolnym krokiem ruszył w kierunku stołówki. Po drodze rozglądał się, w głowie zapisując każdy szczegół, który zmienił się w szkole. Tuż przy stołówce, jego wzrok zatrzymał się dłużej na omedze Randym, który niczym potulne zwierzątko czekał na swojego alfę Thomasa, siedząc skulony przy ścianie. Żałość emanowała od niego z każdej strony. Bo jest żałosny — zauważył w myślach Blue, wchodząc na stołówkę. Mimowolnie zerknął na stolik swoich "przyjaciół". Siedział przy nim jedynie Edmund z Samem Riverem. Szybko dostrzegł Rylana przy stoliku z Annie. Asha nigdzie nie było. Prawdopodobnie jego brat znowu zrobił coś głupiego i będzie próbował się zwolnić, a w ostateczności ucieknie z lekcji.

Wyminął kolejkę przy jedzeniu i nie przejmując się morderczym spojrzeniem wszystkich jej członków, wziął do ręki tackę, i nałożył sobie na nią mnóstwo makaronu z serem. Pani kucharka zmierzyła go wzrokiem, ale nie skomentowała tego.

Uśmiechając się już trochę szerzej niż wtedy, gdy wyszedł z klasy, zajął miejsce przy Rylanie, który z cierpiętniczą miną czytał notatki z zeszytu, co chwilę zerkając na zajętą swoim telefonem Annie.

— Pani Marlin kazała przekazać, że masz zaliczenie kartkówki jutro z rana — powiedział Blue, śmiejąc się w duchu, wiedząc, jak zareaguje Rylan.

— Cooo? — Rylan odłożył książkę od angielskiego. — To jej wolno tak znęcać się nad uczniami? Przecież byłem chory — oświadczył, krzyżując ramiona na piersiach.

— Jedną lekcję... — Blue próbował brzmieć na nieprzekonanego.

Dobrze pamiętał jak wczoraj spędził całą lekcję z Rylanem w siedzibie ABO, zamiast pójść na w-f, bo chłopak nie chciał sam pisać skargi na panią Marlin. Oczywiście, koniec końców jej nie zrobili, bo woleli przeglądać zdjęcia wypieków.

— Tak, bolał mnie brzuchu.

— Ruja? — Blue uniósł wysoko brwi.

— A żebyś wiedział. Dostałem beciej rui, rui bet? — Rylan nie był przekonany do żadnej z nazw. — Tak czy inaczej byłem chory i nie ma prawa znowu męczyć mnie przedziałami. Powiedz jej, żeby się odwaliła — Blue zaśmiał się głośno. — Albo nie. Powiedz jutro, że jestem u lekarza, bo dostałem gorączki i chyba jestem późno dojrzewającą omegą. Albo nie. Powiedz, że poleciałem do Brazylii na karnawał.

— Czy to nie ty śmiałeś się z Asha, że nie radzi sobie z matmą?

— Ale to co innego! — beta poniósł głos. — Ona jest chora. Kazała mi zaliczać pierwszą i drugą klasę, bo zgubiłem teczkę ze swoimi starymi testami. No powiedz czy ona nie jest chora? — zapytał, patrząc na przyjaciela znacząco.

— Twierdziłeś, że śmierdzi biedotą i zaniża poziom tej placówki — przypomniał niebieskowłosy.

Rylan wielokrotnie wypominał pani Marlin to, że nie ma pieniędzy w niemiły sposób i raz przez przypadek to usłyszała. Od tamtej pory nigdy już nie patrzyła na niego tak samo.

— Jutro pani Louise obiecała mi frytki na obiad — czerwonooki szybko zmienił temat, wywołując tym kolejny chichot Blue. — I wytargowałem sernik cytrynowy na zimno dla ciebie.

Blue spojrzał na niego z niedowierzaniem. Tak, Rylan był tym, który często dyktował, co będzie podawane na stołówce i Blue nigdy nie potrafił zrozumieć, jak udało mi się zjednać sobie główną kucharkę.

— Jak to jest, że tak dobrze dogadujesz się z zawsze niezadowoloną kucharką?

— Plotkujemy o tych samych osobach?

— Miles, Marlin, nadęte alfy? — ostatnie miało oczywiście oznaczać Haydena.

— A żebyś wiedział! Ona jedyna mnie rozumie. I wiesz, że to ona widziała jak Hayden idzie za rękę z jakąś suką w czerwonych szpilkach?

— Może jego siostra? — zasugerował Blue.

Raz Ashley myślał, że Blue umówił się na randkę z alfą kobietą i robił mu wyrzuty. Tą alfą była oczywiście siostra Blue — Vivian. Od tamtej pory Blue przestał brać na poważnie tego typu oskarżenia, "widziałem kogoś na mieście z kimś i...". 

— Hayden ma tylko brata!

— Może jest transem?

— Po czyjej jesteś stronie?— Ryl brzmiał na obrażonego.

— Omeg i Brilliantów?

Rylan głośno westchnął.

— Czemu się ze mną przyjaźnisz?

Blue wzruszył ramionami. Udawał, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, robiąc swoją charakterystyczną zamyśloną minę.

— Bo jesteś bogaty?— powiedział po dłuższej chwili.

— Przestań — Ryl miał już dość jego pytającego tonu. — I dzięki — dodał już z uśmiechem. — Ja przyjaźnie się z tobą, bo twoje imię otwiera wszystkie drzwi — z każdym słowem uśmiech bety coraz mocniej się poszerzał.

— Brilliant! — zawołał głośno Brilliant, nie przejmując się tym, że zwrócił na siebie uwagę innych uczniów. — Otwórz się!

Chłopaki roześmiali się głośno i przestali dopiero, gdy poczuli na sobie karcące spojrzenie Annie.

*****

— Powiedz, Alanowi, że nie może pić w ciąży, a już na pewno chodzić na imprezy u swoich przyjaciół. Po jednej znaleźliśmy go w śmieciach, po innej skończył z nogą w gipsie. A jeśli się czegoś napije? — Ashley nerwowo chodził w kółko po korytarzu, nie mogąc zrozumieć, jak jego brat mógł być, aż tak lekkomyślny. — Nie. Nie. Nie. Nie pozwalaj mu. Pogróź mu Cassem. To zawsze działa. Tato, tu chodzi o dziecko — przypomniał. — Fajnie. Zadzwoń, jeśli będzie się znów kłócił. Zwolnię się z lekcji.

Po tych słowach Ashley rozłączył się. Z głośnym westchnięciem oparł się czołem o zimną ścianę. Przez swojego brata nie mógł skupić się na szkole i swoich przyjaciołach, co sprawiało, że czuł się odsunięty na bok. Może nawet trochę zaczął go nienawidzić. Bo go nie rozumiał. Jego brat miał szansę mieć wszystko: "kochającego alfę, urocze dziecko, przytulny dom, wyrozumiałych teściów", ale zamiast tego wolał okazywać nienawiść i mówić jak to mu próbują zabrać wolność. Tylko czym była jego wolność?

Ash wzdrygnął się, czując coraz mocniejszy zapach alfy. Scarlett Manners. Potarł swój nos, zastanawiając się jak można wytrzymać całe życie z alfą, która pachnie jak tytoń.

— Nasza randka jest aktualna? — zapytała dziewczyna, kiedy stanęła tuż przed nim, przez co różnica w wzroście pomiędzy nimi była mocno widoczna. — Słyszałam, że masz ostatnio rodzinne problemy.

Ashley pokręcił głową, przeklinając osobę, która cokolwiek wspomniała Scarlett o jego sytuacji rodzinnej. Wolał, żeby nie dotarła do tego, że Alan jest jego bratem.

— Tak. O 14.00 przy przystanku. Tylko się nie spóźnij, bo pójdę zjeść bez ciebie.

— Jakże bym mogła — zaśmiała się. — Czekam na to od paru miesięcy. I prawie nie wierzę, że to się dzieję.

— Uszczypnąć cię? — zapytał Ashley kładąc dłoń na jej ramieniu, gotowy w każdym momencie ją uszczypnąć.

Scarlett pokręciła głową. Nachylając się nad nim

— Wystarczy, że mnie pocałujesz — wyszeptała mu w usta.

Ash położył rękę na jej wargach i delikatnie odsunął. Pokręcił głową, uśmiechając się lekko.

— Jak się postarasz jutro, to może... — powiedział cicho, czując, że się rumieni.

Ashley nie wiedział, czemu próbował flirtować mimo, że w ogóle tego nie potrafił.

— Świetnie! To będzie najlepsza randka w twoim życiu! — stwierdziła Scarlett, śmiejąc się głośno.

Patrzyła na Ashleya jakby naprawdę jej zależało. Na nim. Prawie w to nie wierzył. 

— Taka mała rada. Trochę zapach... — zaczął, nie wiedząc, jak przekazać alfie, z którą się umówił to, że zapach, który miał go uwieść, strasznie go drażni — mi przeszkadza.

— Oboje weźmiemy blokery — oświadczyła szybko Scarlett w ogóle niezrażona. — Jutro będziemy zwykłymi betami, które poszły na randkę w sobotę.

Ashley przytaknął. Kiedy była sama, Scarlett wydawała się mu w porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro