ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY
Ashley nie uważał siebie za złego. To jego starsze rodzeństwo zawsze sprawiało kłopoty, on był przy nich aniołkiem. Tymczasem Thomas Leydon zaczął nachodzić jego Blue, ponieważ Ash miał okropnie zranić Scarlett.
Przecież alf nie dało rady zranić, sama Scarlett tak powiedziała. Ash nie rozumiał, czemu nawet Rylan współczuł Scar. Nie zrobił jej niczego złego. Wybrał jedynie pomiędzy nią, a swoją prawdziwą miłością. Od początku powinna o tym wiedzieć. Czy przypadkiem podążanie za swoim szczęściem nie było tym, o czym gadali ci wszyscy wielcy ludzie.
— Ta cisza mnie wykańcza — mruknęła Scarlett, pocierając o siebie swoje kolana. — Mogę zacząć pierwsza.
Ash i Scarlett siedzieli na szkolnym murku, na którym dotychczas spędzali wszystkie przerwy, śmiejąc się. Scarlett ubrała czarną skórzaną kurtkę i rurki w tym samym kolorze. Na ręce miała drogą, złotą bransoletkę, której nie ubrała od randki z Ashem. Włosy związała w wysokiego kucyka, na twarzy miała mocny makijaż. Bardzo przypominała buntowniczkę.
Ze szkolnych schodów groźnym wzrokiem na Asha łypał David i Thomas. Ashley miał nadzieję, że Scarlett nie potrafi płakać, ponieważ mogliby złamać mu nogi, gdyby uroniła choć jedną łzę. Lubił chodzić.
— Przepraszam — Ash tylko trochę się zdziwił, był pewien, że to od niego oczekiwane były przeprosiny, nawet zdążył krótkie ułożyć. — Nie jestem dość dobra. Przegrałam z pieprzoną niebieską ciotą — zaśmiała się nerwowo Scarlett. — Wiesz, Ash, jak zniszczyć dumę — Ash poczuł się głupio. — Najbardziej mnie złości to, że spróbowałam. Dałam się ponieść. Wyobrażałam sobie, że się połączymy, będziemy razem już zawsze.
Scarlett grała na emocjach Ashleya, nawet trochę poczuł się winny. Nie był tylko pewien czy było to zaplanowane, czy może naprawdę tak ją zranił.
— Jesteś serio fajna— Ashley nie zraził się grymasowi na twarzy Scarlett —ale Blue na zawsze pozostanie moim...
— Zamknij się — przerwała mu Scarlett, mlaskając ze złością. — Otwieram się przed tobą, więc mi nie przeszkadzaj, dziwko — Ash nie sądził, żeby siedziała przed nim ta sama osoba, co parę sekund temu. — Zrobiłeś mnie w chuja, nawet nie próbuj się wymigiwać, bo cię zgwałcę czy coś. Aaaa — Scarlett wzięła głęboki wdech, Ash swój wstrzymał. — Zostałam zrobiona w konia, oficjalnie. Sam będzie mógł sobie poużywać — alfa zachichotała. — Życzyłabym ci szczęścia, ale przez te bzdury... Oby Blue szybko wyłysiał, a ty poślizgnął się na skórce od banana w swoim ślubnym garniturze i upadł na twarz, łamiąc sobie nos.
— Jak... — Ashleyowi zabrakło słów.
Scarlett pokazała mu język i środkowy palec, po czym pobiegła do swoich przyjaciół, którzy śmiali się w najlepsze. Ashley zarumienił się. Czuł się jak zrobiony w głupca. Miała płakać, być załamana, ale nie cieszyć się, jakby pozbyła się problemu. Chwilę obserwował jak przybija piątkę Davidowi i całuje w policzek Thomasa, potem we trójkę śmieją się w najlepsze. Nawet Randy — zawsze bliski załamania — leciutko się uśmiechnął.
— Przepadnij — mruknął blondyn po dłuższej chwili.
Z całego serca nienawidził Scarlett Manners.
*****
Edmund przyjrzał się kartce, którą chwile temu dostał od członka samorządu. W ramach Dnia Bratnich Duszy samorząd uczniowski zorganizował krótką ankietą, którą przeprowadzał w trakcie obecnej przerwy obiadowej. Gdyby Edmund nie był tak leniwy, może skorzystałby z okazji, że kolejna do jedzenia się zdecydowanie zmniejszyła i załatwił im szybko posiłek.
— Szkoda, że sami wybierali — mruknął Rylan, zabierając długopis z piórnika Asha. — Nie mogę zagłosować na Asha.
— Ciesz się — wtrącił się Blue, także biorąc jeden z długopisów Ashleya. — Nie musisz wybierać i nie wybierzesz źle — powiedział z błyskiem w oku.
Rylan zaśmiał się nerwowo, zajmując się zaznaczaniem odpowiedzi na swojej kartce. Ed także podebrał jeden z długopisów, czytając pierwsze pytanie: "Z którą omegą najchętniej byś się połączył?". Prócz imion poszczególnych wytypowanych osób, można było zaznaczyć: "nie jestem zainteresowany/a omegami". W pierwszym odruchu to miała być odpowiedź Eda, ale wśród nazw zauważył imię: "Cody Mailer". Zaznaczył je, wyobrażając sobie szeroki uśmiech uroczego pierwszaka. Tylko na moment zastanowił się, co się z nim stanie jeśli Blue się dowie, no i co się stanie z Cody'm.
— To jest zbyt proste — zaśmiał się Blue, zaglądając przez ramię Ashowi. — Czy ja w ogóle mam jakiegoś rywala?
"Z którą alfą najchętniej byś się połączył?" Niestety Edmund nie odnalazł nazwiska Davida Coldwella, ale zamiast tego znalazła się tutaj Scarlett. Przez chwilę naprawdę się nad nią zastanawiał, w końcu nie była taka zła, wybrał jednak przewodniczącego. Jett posiadał wszystkie cechy, jakie powinien mieć przywódca i dobry alfa.
— Cleo z trzeciej klasy jest super urocza i Kyle — kącik ust Rylana na chwilę się podniósł, Edmund już wiedział na kogo Ryl oddał swój głos. — No i jest jeszcze ten pierwszak Kendall.
— Ale dotąd Blue wygrywał wszystkie konkursy — zauważył Ashley.
Rylan próbował odsunąć się od Blue, który próbował zajrzeć mu w kartkę. Jednak ilekroć on przesunął się w prawo, Blue robił to samo.
— Bo się nie zgłaszali — Ryl kopnął w krzesło w Blue, chwilę później krzywiąc się, bo Brilliant pociągnął za włosy. — Nie chcieli walczyć z Blue. Poza tym to nie konkurs piękności. Tu chodzi o bycie parą. Nikt normalny nie chciałby być parą Blue.
Rylan zacisnął powieki gotowy na uderzenie od Blue, ale ten tego nie zrobił. Ryl spojrzał na twarz niebieskookiego. Wyglądało na to, że całkowicie się z nim zgadzał.
— Ja chcę być — zauważył Ash, rumieniąc się, gdy Blue spojrzał na niego przeciągle.
— Powiedziałem: "nikt normalny".
Ed nawet nie próbował wtrącać się w tę dyskusję, znowu stając przeciwko Ashowi. "Którą szkolną parę (alfa-omega) uważasz za najbardziej magiczną?" Na samej górze, nad "Thomas Leydon i Randy Leydon" znajdowali się: "Jett Newfeld i Cody Mailer".
— Rylan, to brzydko z twojej strony, że mi dogryzasz — Ashley nadął policzki, udając, że się obraża. — Jak nie będziesz milszy, to nie znajdziesz nowych przyjaciół.
Eda nie zdziwiło to choć wcześniej o nich nie słyszał. Jett wciąż wstawiał się za Cody'm, spędzał z nim wolny czas i czasami wracali razem do domu. Może mogą być trochę taką lovey-dovey parą — Edmund szybko odgonił tą myśl, przechodząc do kolejnego pytania i zaznaczając "Jett i Cody".
— Po co mi — Rylan wzruszył ramionami, a Ash uśmiechnął się z zachwytem, myśląc, że to deklaracja ich wiecznej przyjaźni. — Mam mojego Kakeru i Shiro, i Rina — stwierdził beta. — Nie zabijaj mnie wzrokiem, Ashley i nie śmiej się, Blue.
"Kogo najchętniej byś ___?" jedno słowo zostało zamazane, a nad nim czerwonym mazakiem napisane zostało: "przelecieć".
— Przytulił — Ed usłyszał głos za sobą, ktoś położył dłoń na jego krześle. — Nie zwracajcie na to uwagi — głos należał do Levisa Pelsa, bety z czwartej klasy, wiceprzewodniczącego i najlepszego przyjaciela Jetta. — Poprosiłem Thomasa, żeby zeskanował i wydrukował parę set kopii. Nie myślałem, że jest takim bachorem — chłopak westchnął. — Nie chcemy marnować papieru, więc cóż...
— Mi to pasuje — stwierdził Blue, chichocząc i jednocześnie sprawiając, że parę osób z sąsiadujących stolików spojrzało w jego stronę. — Mam większe szanse.
— Dobrze dla ciebie, bachorze— prychnął czwartoklasista.
Edmund zaznaczył "Randy Leydon-Stanley", myśląc się, że tak trzeba z osobą, która się sypie. Przeczytał następne pytanie. "Który nauczyciel robi najlepszą robotę?" Ed wahał się nad wybraniem pani psycholog.
— Muszę was ostrzec — powiedział nagle Levis, patrząc się przez ramię Eda na jego kartkę. — Pani Taft bardzo zależy na wygranej.
Edmund bez zastanowienia zaznaczył "Miriam Taft". Jeśli jakimś cudem by się dowiedziała, musiałby się przenieść do innej szkoły. Kątem oka spostrzegł, że jego przyjaciele zrobili to samo. Ostatnim pytaniem było: "Czy uważasz, że nasza szkoła i samorząd dbają o omegi?" Ed już rozumiał, czemu na każdym kroku kręcili się członkowie samorządu, a jeden stał za jego plecami.
— To szantaż — mruknął Blue, podając Levisowi swoją ankietę. — Jak już zostanę przewodniczącym zapłacicie mi za to.
— Kiedy skończę szkołę, naprawdę nie będzie mnie to obchodzić, bachorze.
Edmund zaznaczył "tak". Samorząd starał się dbać o omegi, choć nie do końca mu to wychodziło. Podał kartkę Levisowi w tym samym momencie, co Ash i Rylan. Nie wiedział czemu, ale przeszło mu przez myśl, że Levis ma ładne palce i zadbane paznokcie.
— Wyniki zostaną podane w Dniu Bratnich Dusz? — zapytał Ashley.
Ed przypadkiem zauważył, że w pierwszym i trzecim pytaniu zaznaczył: "Blue", a w drugim "Jett". Spodziewał się: "Scarlett".
— Tak, o 12.00 na hali — oznajmił Levis, składając kartki z ankietą. — Jeśli nie przyjdziesz Blue, obiecujemy uniemożliwić ci ten twój start w wyborach za rok.
Blue spojrzał z żądzą mordu na wiceprzewodniczącego, ale powstrzymał się od nieodpowiednich odzywek. Mimo wszystko nie chciał wojny z samorządem.
— Przecież wiem, że wygram — Blue prychnął, zaczesując swoje niebieskie włosy do tyłu. — Nie ma szans, żebym nie przyszedł.
Levis uniósł brew, po czym uśmiechnął się z lekką kpiną.
— Powinieneś stać jak najbliżej mnie, bachorze, bo jeśli jednak nie wygrasz, muszę być pierwszym, który zobaczy twoją minę. Do później, bachory.
Levis skierował się teraz do stolika alf, żeby przypilnować ich dobrych odpowiedzi. Ed był prawie pewny, że usłyszał ciche przekleństwo z ust Blue. To nie tak, że mu się dziwił. Levis już podczas piątkowych apeli wydawał się irytujący, teraz Ed miał tego potwierdzenia. Poza tym wybrał sobie za cel Blue.
— To mnie chcecie przelecieć, co nie? — zapytał niespodziewanie Blue.
Ashley zarumienił się, a Rylan wzdrygnął się.
— Nawet kijem cię nie tknę — stwierdził beta.
Blue nie wyglądał na przekonanego.
— Jeśli nie zdobędę przynajmniej 50%, przyrzekam, nie mianować cię moim zastępcą — oświadczył chłodno, odsuwając swoje krzesło od Rylana, a przysuwając się bliżej Asha i wtulając w jego ramię.
— Jak chcesz.
Rylana to nie poruszyło. Eda może troszeczkę rozbawiło.
*****
Edmund przygotowywał się do tego momentu bardzo długo. Szukał słów, którymi mógłby przekazać swój brak negatywnych emocji w kierunku Sama. Wszystkie one wyparowały, gdy stanął naprzeciwko tego omegi o odstraszających niebieskich oczach, kiedy on siedział na parapecie.
— Po co... przy-przyszedłeś? — wymamrotał Sam, nie odrywając wzroku od szyby.
Ed miał wrażenie, że jego własna twarz pobladła, gardło zacisnęło się.
Mimo wszystko to był on. Jego były koszmar. "Nigdy nie będziesz mieć przyjaciół." Edmund znowu czuł to samo, co wtedy, gdy przebywał ze swoją matką. Nie wiedział, jak nazwać to uczucie. Możliwe, że się po prostu bał. Bał się, że nie układa się pomiędzy nimi przez niego.
— Nie jestem zły — zapewnił Ed, obawiając się, że po jego minie nie było w stanie tego odczytać. — Chcę tylko cię o coś zapytać.
Sam skulił się w sobie. Ed obserwował jak obejmuje się ciaśniej ramiona. Naprawdę poczuł, że mu go szkoda.
— O co...
Czy jesteś dziewczynką z placu?
— Czy to ty porzuciłeś mnie w dzieciństwie na placu zabaw?
Ed wzdrygnął na samo wspomnienie tego wydarzenia. Związali go i porzucili na parę godzin. A potem jego koszmar wrócił i powiedział mu, co o nim sądzi, i jego oczach.
— Przepraszam... — Sam nie zaprzeczył.
Ed mógł teraz powiedzieć, że alfy — a dokładniej Scarlett — nie kłamią.
— Po co znowu?
Sam położył dłoń na swoim policzku, po czym przejechał po nim paznokciami, pozostawiając czerwony ślad.
— Nie wiem... — wymamrotał, szybko jednak zmienił zdanie i odwrócił głowę w stronę Eda. — Może dlatego, bo tak chciałem — zaśmiał się Sam, Ed zamarł, jednocześnie myśląc, że takiej reakcji musiał od niego oczekiwać chłopak. — A czemu miałbym nie móc?
— Rozumiem — mruknął Edmund, nie mogąc oderwać wzroku od iskrzących się niebieskich tęczówek.
Ed chyba właśnie zrozumiał. Sam sobie nad nim odreagował. Miał trudne dzieciństwo, więc poznęcał się nad chłopcem, który wydawał się najsłabszy. Teraz się nudził, więc namieszał mu w głowie. Edmund bardzo chciał się zezłościć i na niego nakrzyczeć, ale jednocześnie wiedział, że to nie miało sensu. Z jego strony — strony Sama — to była potrzeba rozrywki.
— Masz ładne oczy — wymsknęło się Edowi, gdy wciąż nie przestawał wpatrywać się w oczy Sama, które z niewiadomych przyczyn przestały napawać go niepokojem.
Może dlatego, że były z nimi szczere. Sam skierował wzrok na niego, marszcząc nos, po czym z niewyraźnym uśmiechem stwierdził:
— Dzięki. A ty ładny sweter.
Ed instynktownie zacisnął palce na rękawach swojego czarnego swetra, który kupił, gdy był na zakupach z Rylanem. Nikt nigdy nie pochwalił jego wyglądu. Sam prychnął cicho, po czym powrócił do obserwowania pogody na zewnątrz. Ed miał już odejść, skoro ich rozmowa się zakończyła, gdy Sam oznajmił:
— Już wiosna.
Ed przyjrzał się widokowi za oknem i leciutko uśmiechnął.
W końcu deszcze przestał padać, a słońce zaświeciło.
Od autora: Sam miał być przykładem bohatera, który krzywdził, ponieważ mu się nudziło (bez powodu). Myślę, że akurat to się udało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro