ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Edmund Gilday nie wierzył w to, że w siedzibie abo znaleźli się wszyscy w zaledwie 5 minut po dzwonku. Swoim wzrokiem przejechał po twarzach bet, Whitney, alf, Sama, Cody'ego i Jetta, swoich przyjaciół. Szczególnie miłym widokiem była obecność przewodniczącego, który siedział na parapecie z nogą na nodze i rękach ułożonych na nich, jak na porządną osobę przystało. Szeptał o czymś z Cody'm, którego policzki pokrywała delikatna czerwień.
— Bardzo przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie — ton głosu Blue brzmiał prawie przepraszająco. — To Edmund został wybrany przez was, ale to ja ogłosiłem siebie Liderem, mimo, że się do tego nie nadaję. Cieszę się, że sami się zorganizowaliście. Bardzo podoba mi się piosenka wowo — Blue posłał uśmiech Ashowi, który w odpowiedzi na ten gest spojrzał w swoje kolana — cosplaye przygotowane przez Sadie, Annie, Oscara i Hannah oraz dekoracje do ozdobienia korytarzy. Są naprawdę ładne, Scarlett — imię alfy wypowiedział z najmniejszym chłodem na jaki było go stać. — Pozostały nam 3 tygodnie, które będą dla nas bardzo intensywne. Alfy pomogą Scarlett w przygotowaniu strony wizualnej. Pozostawiam ci wolną rękę. Wowo chciałbym poprosić o przygotowanie większej ilość coverów. Wierzę w was, chłopaki. Tymczasem chciałbym zapytać się, czy znacie jakieś bratnie dusze i czy nie moglibyście ich poprosić o wzięcie udziału w dyskusji? — Edmund zerknął na Asha, jego brat był pierwszą osobą, która przyszła mu namyśl. — Muszą tylko przyjść, opowiedzieć coś o sobie i odpowiedzieć na pytania uczniów. A teraz, macie jakieś pytania? — powiedział Blue, uśmiechając się delikatnie.
Blue promieniał. Edmund polubił jego stronę, która nie żywiła na pierwszy rzut oka nienawiści do alf i bet.
— Gdzie byłeś przez ostatnie półtora tygodnia?
Ed zdziwił się, słysząc surowy głos przewodniczącego. Zerknął na Jetta, który czochrał włosy Cody'ego jednocześnie wpatrując się intensywnie w Blue.
— Ech — Blue uniósł ręce w geście poddania się. — To strasznie wkurzające być napominanym przez przewodniczącego.
— Bankiet był w poniedziałek — oznajmił Hayden. — Dlaczego nie przyszedłeś przez resztę tygodnia?
Blue przez chwilę krzyżował wzrok z Haydenem, po czym westchnął głośno.
— Akurat ty, Freeman, nie powinieneś wierzyć w plotki — stwierdził.
Edmundowi przeszło przez myśl, że plotki mogą dotyczyć małżeństwa Blue. Wszyscy w szkole mówili o tym przez ostatni tydzień — Blue zerwał ze swoim narzeczonym i teraz może zechce się zabawić. Ed miał ochotę tym, którzy tak sądzili powiedzieć: "niedoczekanie wasze, prawiczki".
— Martwię się. Byłoby słabo, gdybyś przez rodzinne problemy zostawił nas z tym syfem.
— Brillianci, nigdy się nie wycofują — powiedział Blue, zabijając wzrokiem alfę.
— Jakie plotki? — wtrąciła się Hannah, nie wyczuwając napiętej atmosfery. — Dlaczego cię nie było? W sumie mnie to ciekawi.
Blue zacisnął dłoń na krawędzi biurka.
— Musiałem zająć się pilną sprawą w domu.
— Czyli "przewrót"? — zaśmiał się Hayden.
— Poważnie? — zdziwiła się Scarlett. — Sprawy zaszły, aż tak daleko?
— Brzmi jakbyście się sypali — zakpił Simon.
Edmund spojrzał na Blue, który starał się zachować spokój mimo obgadywania jego najważniejszej wartości. Zrobiło mu się go szkoda. Coś niedobrego działo się u niego w domu, a ludzie wykorzystywali to, żeby się z niego pośmiać.
— A ja słyszałem, że twój brat zarywa do mojej siostry — Hayden w jednym momencie spoważniał. — Nie rozpowiadam tego wszystkim. W końcu to dość kruchy temat — w głosie Blue kryła się groźba.
Hayden machnął ręką w akcie kapitulacji.
— Zamknąć się wszyscy. Scarlett, Thomas, mamy zaraz zajęcia z doradztwa. Spadamy — Thomas i Scarlett niechętnie wstali ze swoich miejsc, i ruszyli za Haydenem, który mruczał niezrozumiałe słowa pod nosem. — Ćwoki — zawołał nagle, gdy miał już nacisnąć klamkę — wy też.
— Sam jesteś ciołkiem, frajerze — stwierdził Drake z trudem wstając na dwie nogi, na szczęście David pomógł mu się na nich utrzymać.
Edmundowi przez myśl przeszło, że dzisiaj był bledszy nawet od samego Eda, a jego fioletowe oczy zaszły mocniejszą mgłą niż zazwyczaj.
— Także muszę was już opuścić — oznajmił Jett, podnosząc się niczym rasowy biznesmen po konferencji. — Szczerze, w końcu zacząłem być dobrej myśli.
Blue westchnął, obserwując jak wszyscy po kolei opuszczają siedzibę abo. Prawdę mówiąc, było mu to na rękę, ale nie mógł tego okazać. Gdy w klasie zostali jego przyjaciele, Annie, Hannah, Simon i Cody, poczuł, że odzyskał kontrolę. Nie było żadnego obrzydliwego alfy.
— Chcesz coś jeszcze powiedzieć? — zapytał Ryl, chowając telefon do kieszeni. — Umieram z głodu.
— Tak, Rylanie — stwierdził chłodno Blue, starając się na szybko wymyślić coś do przekazania im. — Mojej klasie panie Breiman kazała przypomnieć, że do końca następnego tygodnia każdy ma zgłosić się do szkolnego doradcy zawodowego. Myślę, że tobie też to nie zaszkodzi, Ryl. Nawet alfy wzięły się za to na poważnie.
Edmund spiął się. Nigdy nie myślał poważnie o swojej przyszłości, ponieważ niczego nie pragnął — ani pieniędzy, ani miłości, ani uznania, ani rodziny. Na co dzień starał się stwarzać pozory osoby, która wie czego chce i brnie do tego, jednocześnie uważając na innych — teraz to wszystko runie. Pamiętał jak parę lat temu zapytano go o to, co chciał robić w przyszłości. Odpowiedział, że chce żyć z dnia na dzień. Został wysłany do psychologa, który oczywiście mu nie pomógł.
Te myśli prześladowały Edmunda do momentu, gdy w klasie został jedynie on i Blue, który porządkował papiery na biurku.
— Chcesz iść ze mną po lekcjach do doradcy?— zapytał nagle niebieskowłosy.
Ed szybko pokręcił głową, powodując uśmiech na twarzy Brillianta.
— Nie musisz się bać pani Wales — stwierdził Blue.
— Pani Wales? — Edmund skrzywił się delikatnie na nazwisko szkolnej pani psycholog. — Jest też doradcą?
— Nom.
Edmund nie przepadał za nią. To ona kazała mu się nie przyjaźnić z Blue i resztą.
— To jak, idziemy? — dopytywał Blue.
Ed jeszcze chwilę się wahał. Nie chciał się widzieć z panią Wales, ale jeszcze gorsze będzie się widzenie z nią później bez wsparcia Blue.
— Okay.
*****
— Co ja się z tobą mam, Gilday.
Edmund miał ochotę zapytać panią Wales o to samo. Spędził w jej gabinecie już ponad pół godziny, a ona nie dała mu ani jednej wskazówki dotyczącej jego przyszłości.
— Przepraszam...
— W każdym teście masz inne rozwiązanie. Czy tylko w ogóle posiadasz własne zdanie?
Edmund nie odpowiedział. Nie posiadał. Zawsze pochłaniał opinie innych. Zawsze potrafił jedynie kopiować i powtarzać innych.
— Twój przyjaciel, Brilliant, który był przed tobą, ma okropny cel, ale przynajmniej go posiada.
— Co jest jego celem... — wyszeptał cicho Edmund.
— Nie mogę ci powiedzieć, ale powinieneś się tego domyśleć. Nie jesteś tak głupi jak się wydaje — stwierdziła nauczycielka. — Twoim problemem jest brak motywacji. Nie masz powodu, żeby się uczyć, więc posiadasz braki w wiedzy. Robisz wszystko, co inni ci powiedzą, bo uważasz, że i tak nie masz nic do stracenia. Z takim charakterem trudno będzie ci się żyć jako omega.
Edmund chciał zaprzeczyć. Bardzo. Ale nie zaprzeczył.
— Czemu pani wspomina o byciu omegą?
— To część ciebie, której nie możesz zaprzeczać, bo się na tobie zemści. Powinieneś akurat w tej kwestii wziąć przykład z tego niebieskowłosego chuligana i zrobić z niej swoją broń.
Edmund nie wierzył, że osoba przed nim mogła być tak ślepa. Ktoś jak on nie był w stanie robić wielkich rzeczy. Urodził się, żeby być zwykłym szarakiem. Nigdy nie zabłyśnie.
— Czemu jesteś tak uparty? — westchnęła kobieta. — Chciałabym powiedzieć, że dla ciebie wszystko jest albo białe, albo czarne. Że jesteś poważny i masz nieelastyczne myślenie, ale jednocześnie masz tak dużo empatii dla innych.
— Przepraszam za sprawianie pani problemu — mruknął Edmund, rozumiejąc, co pani Wales chciała mu przekazać.
Potrafił wczuć się w skórę każdej osoby i zrozumieć jej punkt myślenia, jednocześnie nie pozwalając sobie na wolność, której chciał dla innych ludzi. Nawet jego to irytowało.
— To niestety moja praca. Ale wiesz... Możesz powiedzieć mi wszystko — pani Wales wzruszyła ramionami, kładąc nogę na nogę — bo jestem jedną z niewielu osób, które nie mogą tego przekazać dalej, jeśli nie chcą zniszczyć swojego życia.
Edmund niepewnie zerknął na kobietę w podeszłym wieku, siedzącą po drugiej stronie biurka. Bardzo chciał to powiedzieć. Coś powiedzieć o sobie. Teraz miał ochotę. Powinien skorzystać. Powinien dobrze dobrać słowa. Powinien to z siebie wydusić. Powinien pozwolić sobie odetchnąć.
— Chyba się zakochałem — wyznał z trudem Ed. — Nie jestem pewny, ponieważ nigdy nie kochałem prawdziwie — dodał, czując, że jego język odrobinę się rozwiązał.
— Kochałeś nieprawdziwie?
Edmund nie wiedział, czemu jego oczy się zaszkliły, a jego ciało przeszedł zimny dreszcz.
— Rodzina była dla mnie bardzo ważna, ale nie mogę znieść jej przez to, że nie jest taka jaka była na początku. Nie kocham mojej rodziny w tej formie. Tak naprawdę sprawia mi tylko ból — wyszeptał czarnowłosy, przypominając sobie wszystkie poranki i wieczory w pustym, zimnym domu.
Było ich tak wiele. Z drugiej strony z mamą nie było lepiej. Ciągle wychodziła do koleżanek albo przyprowadzała je do siebie, wtedy Ed musiał siedzieć w swoim pokoju, żeby przypadkiem nie narobić jej wstydu. No i się go pozbyła. Nie ważne dlaczego, ale się go pozbyła, bo był dla niej za dużym problemem.
— Rozumiem.
— Moi przyjaciele... — kontynuował Edmund, chcąc wyrzucić z siebie jak najwięcej. — Wiele zawdzięczam moim przyjaciołom. Bez nich byłbym sam. Bardzo jestem im wdzięczny. Naprawdę. Blue mnie prowadzi. Jest moją deską ratunku wielokrotnie. Ale... To nie jest prawdziwa miłość.
Możliwe, że Edmund nie do końca rozumiał znaczenie słowa "miłość", dlatego nie widział jej w relacji ze swoimi przyjaciółmi.
— Co mógłbyś powiedzieć o swojej miłości?
— Jestem wobec niej zupełnie bezsilny — przyznał Ed, przypominając sobie swoją bardziej bierną niż zawsze postawę wobec Davida. — Sprawia, że się uśmiecham i jest mi bardzo ciepło w sercu. Bardzo nie chcę, żeby odeszła.
To obróci się przeciwko mnie — pomyślał Ed, uświadamiając sobie, że David już teraz jest w stanie wymusić na nim wiele rzeczy. Miał duży potencjał do bycia niewolnikiem.
— W twoim przypadku to zły znak. Ech... — pani Wales westchnęła bezsilnie, obserwując grobową minę swojego ucznia. — Co jeszcze ukrywasz?
Ed wzdrygnął się.
— On jest moją bratnią duszą.
Edmund mógł się domyśleć, co znaczyła kamienna twarz jego nauczycielki. Do końca życia będzie popychadłem.
— Naprawdę chciałam ci pomóc... — mruknęła kobieta. — Która to alfa?
Ed zawahał się. Akurat tego nie miał ochoty jej mówić.
— David.
— Cholerny Coldwell — zaklęła beta, zaciskając rękę w pięść. — Czy to przez to cię prześladował?
Edmund szybko pokręcił głową, nie chcąc niedopowiedzeń.
— On nie wie.
A powinien — Edmund był pewien, że właśnie to mówiło w tym momencie spojrzenie pani Wales.
— Może wrócimy do twojej przyszłości — zmieniła temat nauczycielka. — Zrobisz jeszcze jeden test i jesteś wolny. Dobrze?
— Tak.
W czasie rozwiązywania testu, Edmund myślał tylko o Davidzie.
*****
Blue posadził Asha na biurku, zachłannie całując jego twarz i wodząc dłońmi pod jego bluzką. Nie spodziewał się, że to blondyn zainicjuje między nimi cokolwiek, dlatego zdziwił się, gdy Ashley stanął przed nim, gdy czekał na Eda i pocałował nieporadnie w usta. Może powinien trochę pomyśleć zanim wpadł z nim do pierwszej lepszej sali.
— Blue...
Blue oderwał się od ust młodszego omegi i spojrzał w jego iskrzące się złote oczy. Piękne — przeszło mu przez myśl. Blue zbyt dobrze pamiętał jak przy pierwszym spotkaniu te załzawione oczy go zaczarowały. Narobiły mu mnóstwa kłopotów i trochę poplamiły ręce.
— Nie zapytasz czemu?
Blue rozczulił słodki głosik Ashleya. Złapał jeden z jego złotych kosmyków i założył za jego ucho, po czym pogłaskał jego zarumieniony policzek.
— Po co? Jeśli chodzi o ciebie interesują mnie tylko skutki.
Blue mocno trzymał udo Asha, myśląc sobie, że bardzo lubił tą pozycję. Kiedy Ash siedział na czymś wysokim, a on stał obok niego. Czuł, że posiadał kontrolę.
— Czyli jeśli po tym wszystkim cię zostawię, to będzie w porządku?
Blue w jednym momencie położył obie dłonie na policzkach Asha i ścisnął je mocno.
— Nie możesz — oznajmił władczym tonem, zabarwionym lekkim strachem. — Nie pozwalam. Już zdecydowałem, że za mnie wyjdziesz.
— C...
Blue mocno wpił się w usta Ashleya, krzywiąc się, gdy ten zacisnął palce na jego włosach i mocno pociągnął. Musiał być bardziej stanowczy, bardziej władczy, bardziej doświadczony, bardziej męski, bardziej jak alfa, żeby zaspokoić swoje ukochane słoneczko, dlatego mimo bólu pogłębił pocałunek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro