Prolog
XYZ
Bo wszystko co ma przynosić rozkosz ma zapewniać ucieleśnienie psychofizyczne.
Moje miało kolor zieleni. Jak natura, jak moja gitara, jak równowaga.
Zielony kojarzył mi się z silną energią. Symbolem kiełkującej nadziei.
Zapowiedzią życia. Silnym odurzeniem.
Byliśmy każdą z tych rzeczy.
Zapewnialiśmy najlepsze doznania. Potężną dawkę dopaminy.
Ściągaliśmy z ludzi krępujące łańcuchy codzienności.
Tutaj była wolność. My nią byliśmy.
Przynosiliśmy wyzwolenie.
Słyszałem wrzawę tłumu. Uśmiechnąłem się zadziornie, choć przez czarną maskę z zielonymi neonowymi X w miejscu oczu nie było tego widać, gdyż zakrywała całą twarz. To był mój kamuflaż. Moje palce płynnie zaczęły przesuwać się po strunach gitarowych. Pasek od gitary zawisł na moim gołym torsie. Miałem na sobie tylko czarną marynarkę bez rękawów, więc wyraźnie odznaczały się tatuaże, które pokrywały prawie całe moje ciało. Czarny tusz zdobił mnie, jakbym był żywym obrazem. W połączeniu z białą charakteryzatorską farbą, którą pokrytą była moja skóra, wyglądałem jak dzieło szalonego malarza. To były moje relikwia. Tatuaże były częścią mnie, każdy z nich miał swoje ukryte znaczenie, każdy wzór, symbol czy cyfry na moim serdecznym palcu symbolizowały ważne rzeczy w moim życiu. Za każdym z nich kryła się historia.
Jeśli ktoś chciał mnie poznać musiał najpierw odczytać tą mapę myśli skrytą za czarnym tuszem i posłuchać mojej duszy.
Zgaś światło. Pozwól sobie się zatracić. – zaśpiewałem do mikrofonu, a górne światła na scenie przygasły, chowając na jakiś czas nasz zespół w cieniu.
Następnie zalała nas czerwień
Pozbądź się tych konwenansów, uwolnij w sobie potwora
Czujesz jak te łańcuchy pękają?
– X–Y–Z!
–Show zaczyna się właśnie teraz. – Uśmiechnąłem się do skandującego tłumu. Tatuaż z feniksem, który rozpościerał skrzydła do lotu, wzniecając za sobą potężny ogień znajdujący się na moim bicepsie był dosyć widoczny dla lewej strony.
Pokażę ci prawdę, kochanie
Albo skłamię grzesznie do twojego ucha
Wybór należy do ciebie
Pokaż mi, którą stronę wybierzesz.
A ja pokażę ci wolność.
Niech opadnie ta ciemna kurtyna.
Wystarczy, że tylko otworzysz oczy
A ja pokażę ci to, co naprawdę chcesz zobaczyć.
Bo dzisiejsze show należy do nas.
Uderzyłem palcem w struny gitarowe z jednej ręki, aby uzyskać szybkie i precyzyjne fazy utworu. Muzyka zmieniła swoje tempo, dźwięki idealnie się rozkładały. Pod palcami czułem wewnętrzną energię, byłem naelektryzowany, rozpierało mnie to uczucie o sile tak potężnej jak żadne inne.
Publiczności ta energia też się udzielała. Byliśmy połączeni ta chwilą.
Obserwowałem ludzi, widziałem euforię na ich twarzach, to jak działała na nich nasza muzyka.
Byliśmy istnymi scenicznymi demonami, nasze dźwięki nawiedzały ludzi nawet tuż po skończonym koncercie. Zapisywaliśmy się muzyką w ich umysły, docieraliśmy do krwiobiegu, wtłaczaliśmy się w ich żyły, a stamtąd do serc.
Przyprawialiśmy ich o zawrót głowy.
Robiliśmy to jednak na zdrowo.
Daj się temu zatracić. Bo przynosimy wyzwolenie –Diggy, gitarzysta zagrał ostatnią solówkę, tą popisową, dzięki której przywłaszczył sobie część tego tłumu i zrobi to z każdym następnym. Wszedł z mocnym akcentem, jego palce poruszały się po strunach gitarowych w wręcz zabójczo szybkim tempie, wszystko było jednak wyważone, by potem przejść do skali bluesowej, do której dołączyły dwie pozostałe gitary. Zostało to zakończone epicką wręcz grą techniczną.
– Dizzy, tym właśnie byliśmy. Tym możemy być dzięki wam. Dzięki. – Uniosłem rękę w górę z zaciśniętą pięścią, a publiczność odpowiedziała tym samym.
To było nasze.
Ta chwila była nie do podrobienia.
Piszcie wasze odczucia ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro