Dzień 6 - Chęć zrozumienia [Nyo!HongIce]
TakiAnonimek cóż oto zamówiony tekst. Zignorujmy datę zamówienia go. I mam nadzieję, że wyszedł dobrze.
Nyo! Islandia - Emy Steilsdòttir
Nyo! Hongkong - Ling Chen
Nyo! Dania - Mette Køhler
Nyo! Norwegia - Lovise Bondevik
.
"Na północnych fiordach gdzieś
Legendarna brzmi wciąż pieśń
Przez zamglone wody brnie
Ostrą nutą fale tnie
Bohaterską niesie treść..."
Lovise śpiewała głośno, siedząc u szczytu stołu, jej tak pozbawiony emocji głos pięknie roznosił się po całej chacie.
Ze względu na swój wiek i to, że sama musiała zarządzać swoim majątkiem, była jedną z bardziej istotnych osób w rodzinie. I mimo że nie brała udziału w wyprawach, krewniacy często przywozili jej zrabowane zza morza prezenty.
Kobieta zanuciła dalszą część tekstu, a kuzyna Matte zawtórowała jej burząc kompletnie to opanowane brzmienie swoim krzykliwym radosnym tonem.
Wkrótce do pieśni dołączyli inni. Radosną uroczystością była uczta. Jednak miała też w sobie sporo goryczy. Łupy nie były tak kosztowne, jak dawniej. Jak mawiał wuj, Anglii już nawet nie warto rabować.
Dawniej zwożono więcej, teraz nawet o łupy z wypraw wojennych zdawało się być trudniej. A Lovise wiedziała, że muszą czym prędzej znaleźć jakieś źródło dobra. Bo cały majątek przez wyjątkowo mroźne zimy zaczynał podupadać.
A jednak dziś to odeszło w dal, jakby cała jej niedola ukryła się za pieśniami.
"I oddaje jemu cześć
Sztorm i wiatr unosi ją
Potęgując siłą swą..."
Emy była za młoda, by rozumieć problemy swojej starszej siostry. Uśmiechała się więc wdzięcznie oraz z dziecięcą naiwnością słuchała o ogromnych budynkach ze skał z pięknymi złotymi rzeczami wewnątrz. Była tym urzeczona.
Jej siostra od jednego ze swoich zalotników dostała coś z takiego budynku. Małą spinkę ze skrzyżowanych ze sobą srebrnych pasków.
Jej mężczyźni nie raczyli tego typu gestami, wiedzieli przecież, że Lovise jak na kobietę była niezwykle zręczna, używając "Trolla” - starej szabli ojca, w celu obrony swojej siostrzyczki.
Jej wuj zaczął się przechwalać, gdzie to nie dopłynął i co za piękno on tam nie odnalazł. Wszyscy postanowili posłuchać opowieści starego chwalipięty, o tym, jak na pewno dzięki błogosławieństwu Odyna odnalazł komnatę, gdzie ukryto istotę, tak piękną, że musiała być z dala od świata.
- No znalazłeś - rzuciła z drwiną Mette, jego ukochana siostrzenica. - Jakżeś znalazł, to czemuś nie przywiózł?
Mężczyzna chyba tylko ze względu na autora słów nie oburzył się, ale jednak wyszedł, zarzekając się, że on im już pokaże ten dar.
- Niech się teraz modli o spadający dar z nieba do Thora, to może cokolwiek nam pokaże - odpowiedział jeden z kuzynów.
A pieśń rozbrzmiała na nowo. Tylko tym razem Lovise za każdym razem, gdy Mette wtrącała się, myśląc słowa, zasłaniała usta kuzynce.
"Pieśń wikingów hej
Walcz Haraldzie hej
Wilku wojny tej
Nie poddaj się mocy złej..."
Pieśń ustała nagle, gdy mężczyzna wkroczył, ciągnąc za sobą kogoś. Kogoś nadwyraz niechętnego do pójścia za nim. Czarnowłosa kobieta wyrywała się i szarpała ze wściekłością. Była piękna w niezwykły dla tego miejsca sposób.
Emy przyglądała jej się z niemym zachwytem. Była urzeczona tą niezwykłą urodą. Spłonęła aż rumieńcem od tego, jak przeraźliwie zafascynowała ją twarz przybyłej.
Jej cera była tak dziwna. Jej oczy tak ciemne. No i była tak drobna i delikatna.
- I co nie wierzycie mi!?
- Chyba się nad nim Freja zlitowała - rzuciła pół szeptem Lovise, jako jedyna nie zwracając uwagi na tę piękność.
Ich wuj jakby chcą jeszcze bardziej pochwalić się porwaną kobietą, chwycił za jej ciemne włosy i pociągną,ł by mogli widzieć dokładnie jej twarz.
Emy miała wrażenie, że patrzyła na piękną boginię lub na walkirię, która zbłądziła na ziemskim padole i została porwana przez człowieka.
Jakże smutno było jej ujrzeć, że śliczną twarz pokrywały sińce.
- I co zamierzasz siłą, wuju, zmusić ją by zasiadła przy jednym stole? - spytała Lovise.
Była tak oziębła w odrodzeniu od urzeczonych kuzynów, stryjów i krewnych. Nawet kobiety wlepiały wzrok w nowoprzybyłą, jakby chciały zajrzeć do wnętrza jej kości.
- Napatrzyliście się? - spytał z dumą wuj, jeszcze raz obracając kobietą, by pokazać ją w pełnym krasie.
Naprawdę ból rozerwał pierś Emy, gdy zdała sobie sprawę, że śliczna czerwona suknia porwanej kobiety była podarta na brzegach, jej nogi nosiły znamiona ogromu sińców. Jak ktoś mógł skrzywdzić kogoś tak pięknego?
- Napatrzyliśmy - rzuciła Lovise, zerkając z irytacją na pochłoniętych analizowaniem ciała nieznajomej kuzynów.
- Wezmę ją za żonę, przed tym, jak zacznie się wiosna - oświadczył wuj. - Może skoro i tak nic nie robisz Lovise, zechcesz ją nauczyć być przykładną żoną i sama wyciągniesz z tego odpowiednie wnioski.
Emy znała swoją siostrę. Wiedziała dokładnie, kiedy ta była wściekła. I wiedziała, że wuj chciał ją doprowadzić do tego stanu.
Palce Lovise zacisnęły się na rogu, z którego piła miód. Oczy błysnęły jej gniewnie na wspomnienie zamążpójścia. W tym wieku powinna już to zrobić.
- Ja mogę jej pomóc i mogę zacząć nawet teraz - powiedziała Emy.
Kobietę wyprowadzono z pomieszczenia, za nią wyszedł jeszcze wuj i siostrzyczką Loivse, a pieśń rozpętała się na nowo.
"Nie zważając na przeszkody
Burze sztormy złe pogody
Płynął morzem długie lata
Na przygodę podbój świata
Prosty żagiel dziobem smok
Burtą tarcz zdobionych rząd
Razem z nim wikingów brać
Drakkar gotów łupy brać..."
Emy przekonała wuja, że sobie na pewno poradzi z tą kobietą w razie czego. Wychowywała ją Lovise, nie była delikatnym dzieckiem. Mężczyzna więc zostawił je.
- Dobrze się...? - zapytała Emy, a raczej chciała, gdy pojęła jedno.
Ta kobieta nie znała ani słowa w ich mowie. Patrzyła na nią tymi nierozumiejącymi nic ciemnymi oczami.
Jeśli nie działają słowa, to warto użyć czynów. Przytaknęła sobie palec do piersi w geście symbolizującym wskazanie:
- Emy.
Później wskazała dłonią na kobietę, a ta niepewnie otworzyła usta, nie mogąc przez dłuższą chwilę wydusić z siebie choć słowa. Dopiero po kilku sekundach spojrzała na nią i powiedziała:
- Ling Chen.
Emu nie wiedziała wtedy nic o kobiecie. Chciała dowiedzieć się więcej.
* * *
Emy wiedziała, że kobieta nigdy nie opanuje w pełni ich mowy, ale znała, chociaż kilka słów. Nauczyła ją ich, powoli powtarzając je wskazując dłonią na daną rzecz. A ta po prostu powtarzała, kiwała głową i rozglądała się z fascynacją po wszystkim dookoła.
Ling była na pewno niezwykła i Emy czasem czuła wstyd, że nie mogła nawet poznać tej pięknej kobiety. Widziała w niej dokładnie to, co jej wuj. Tylko jej wygląd.
Bo nie miała szans poznać jej bliżej. Mogła udawać. Mogła uczyć jej pojedynczych słów jak np. drakkar, miód, róg, niebo. Jednak to nie było nic. Czym były słowa a czym była komunikacja.
Ileż by dała za zrozumienie jej...
* * *
Śnieg mimo wczesnej w tym roku pory rozpadał się w szaleńczym tempie, a Emy, która właśnie tego dnia miała przynieść z powrotem Ling jej czerwoną zszytą i naprawioną sukienkę. Chen powitała ją nieomal w progu.
Ciekawskimi oczami patrzyła na śnieg. Co chwilę wyciągała dłoń, by go złapać. Na widok sukni ucieszyła się i szepnęła coś w swoim języku. Wydawała się wdzięczna, choć kto to wiedział?
Ling zadrżała nagle z zimna. I zaśmiała się, jak dziecko zanurzając dłoń w świeżym puchu.
Dobrze, że nie miała pojęcia, że śnieg oznaczał zimę, a tej koniec miała być porą jej ślubu. Emy zagapiła się na to, jak Chen nadal drżąc, uparcie dotykała śniegu i zziębniętymi rękoma podnosi go, patrząc na niego jakby objawiło jej się bóstwo. Później śmieje się i Mówi w swoim języku kilka zdań.
Emy wtedy chciała rozumieć tę sytuację i pojąć myślenie zziębniętej do szpiku kości szczęśliwej kobiety. Naprawdę o tym marzyła.
* * *
To była ostatnia noc przed ślubem Ling. Emy spała z nią w jednym pomieszczeniu pod jedną narzutą, jakby to była ich noc poślubna. Ich ostatnia noc.
Chen obudziła się z krzykiem i zdawała się czymś niezwykle przerażona. Zaciskała głównie na kocu, wbijała sobie paznokcie w skórę. Była przestraszona i dopiero jej napięcie mięśni powoli zaczęło ustępować, po tym, jak poczuła na ramieniu dłoń Emy.
Ta później objęła ją i pozwoliła samej sobie wpaść w tę cudowne objęcia Ling.
Chciałaby rozumieć jej sny.
* * *
W dzień ślubu nie było radości, nie było szczęścia ani oklasków. Piękna kobieta w naprawionej czerwonej sukni, jedynej pamiątce swojej przeszłości miała poślubić mężczyznę, który odebrał jej szanse na dawne życie.
Ling nie szlochała, nie uciekała, stała po prostu pogodzona ze swym losem. Pozwalała, by Emy zaplotła jej włosy, pozwoliła, by jej strój poprawiono. Pozwoliła zaprowadzić pod drzwi, gdzie całość jej życia miała ulec zmianie.
Wtedy właśnie po prostu pociągnęła do siebie blondynkę i pocałowała ją w usta.
Przez tę krótką chwilę wiedziały o sobie wszystko, rozumiały wszystko.
Jakże wtedy Emy zapragnęła na nowo niezrozumienia.
"Żagle na maszt wiosła w dłoń
Pot zalewa każdą skroń
Król wikingów naprzód gna
Jego łódź nie sięgnie dna
Ta załoga wie czego chce
Woli króla trzeba poddać się
Płynie zdobyć nowy ląd
By nordycki stawić rząd"
* Załoga Dr. Bryga - Pieśń Wikingów, chciałam znaleźć coś oryginalnego jednak nic takiego nie było. Więc wrzucam coś takiego, bo jako jedyne spełnia minimum moich warunków. Gdyby nie fakt, że jest 21 gdy zaczęłam to pisać sama bym spróbowała napisać pieśń, jednak cóż jest zbyt późno.
.
Przyznam wprost, jestem zmęczona i pisząc ten tekst marzyłam jedynie o śnie. Mam nadzieję, że jutro będę w lepszym stanie.
W każdym razie dziękuję za przeczytanie!
Do jutra
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro