Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 3 - Czas [Cardverse]

[1518 słów]
Dla BoskaVincenta

Zamknięte drzwi do pokoju królowej nie oznaczały niczego dziwnego. Alfred przez to jeszcze rzadziej widział swojego męża. Choć to słowo zdawało się być żartem. Co łączyło młodego króla i nieśmiertelną królową? Właściwie nic. Byli małżeństwem od ledwo trzech tygodni.

Król nie wiedział nic o małżonku, a prócz pobytu na wizytach dyplomatycznych w innych krajach nie spędzali ze sobą wcale czasu. Ba, on nawet nie miał pojęcia, jaki w ogóle ma kolor oczu jego mąż.

Alfred był wściekły inaczej wyobrażał sobie bycie królem tak potężnego państwa. Do cholery jasnej, ledwo miesiąc temu po śmierci swego poprzednika widział władze jako coś pięknego. No i wręcz mistyczną królową - panią czasu wyobrażał sobie inaczej.

Król nie chciał czegoś takiego, nie zależało mu na czymś takim. Z wściekłością wręcz zignorował prośby Yao o danie królowej spokoju. Z trójki najważniejszych osób w państwie tylko król był śmiertelny. Ciekawe nieprawdaż?

Królowa była władczynią czasu, która nie odczuwała jego przepływu. Mówiło się, że umie kontrolować czas i tylko ona utrzymywała świat w ryzach. Była istotą istniejącą od zarania dziejów, której początków nie znał nikt.

Walet był nazywany Lalką Wieków, nie miał wpływu na czas, ale również czas go nie dotykał. Jedni mówili, że jest on istotą z innego świata, inni twierdzili, że był dzieckiem czasu, kolejni sugerowali jeszcze dziwniejsze wersje pochodzenia wiecznie młodej osoby. Tylko kilku najważniejszych ludzi w kraju znało jednak prawdę. Yao Wang nie był nikim niezwykłym urodził się za czasów, gdy jego rola była tak jak rola króla wybierana przez los. Podczas jednej z podróży za granicę królestwa w poszukiwaniu tajemniczych przedmiotów został zraniony w plecy mieczem z trucizną, a to królowa ratując go przed śmiercią, zatrzymała go w czasie.

Mimo tego, że ta historia wydaje się niezwykle zwyczajna w porównaniu do reszty barwnych wymysłów poddanych i tak jest niesamowita, bo mimo śmierci wielu królów królowa zatrzymała czas tylko temu jedynemu chłopcu. Mówi się, że Yao tkwi w stanie, w którym rana na jego ciele jest otwarta, ale nie może się ona ani zagoić, ani krwawić. Po prostu się zatrzymała, jak człowiek którego plecy zdobiła.

Z trójki władców jedynie królowie byli śmiertelni, a to pieczęć pojawiająca się na nadgarstku jednego z poddanych wyznaczała kolejnego króla. Ta pozornie najważniejsza rola była jedyną, która szybko się kończyła.

Alfred z irytacją uderzył w drzwi do komnaty królowej. Nikt nie odpowiadał, więc Król zignorował grzeczności i wszedł do bogatego pomieszczenia, które ze wszystkich stron było otoczone zegarami. Było skromne jak na komnatę tak ważnej osoby. Były tu tylko wielkie regały pełne książek, niewielka szafa, biurko i gigantyczne łoże z baldachimem, na którym spał Arthur.

Alfred otworzył oczy ze zdumienia, nigdy w życiu nie był tu. Jak zapewne większość królów. Przejechał dłonią po grzbietach starych książek i zauważył, że większości tytułów nie był w stanie nawet zidentyfikować pod kątem tego w jakim języku je spisano. Dopiero teraz zauważył kolejny dziwny fakt. Każdy zegar na ścianie miał inaczej ułożone wskazówki. Niektóre wskazywały już jedenastą, a inne pierwszą, a niektóre stały nieruchomo na dwunastce.

Błękitne oczy króla świeciły jak u dziecka, rozglądał się i z wielkim uśmiechem podziwiał to wszystko. Wszytko tu było tak tajemnicze. Mężczyznę kusiło by zobaczyć więcej. Otworzył więc cicho szafę uważając by nie zbudzić królowej.

W szafie było tylko kilka ubrań i prócz nich zdawać by się mogło, że nic ciekawego. Jednak na dole była szkatułka. Niewielka złota szkatułka, która wyglądała na podejrzanie drogą w tym pokoju.

Alfred przyklęknął na kolana i ułożył dłoń na wieczku że zdumienia odkrył, że potrzebny jest klucz. Chwilę pomyślał i przeszukał kieszenje niedbale rzuconego płaszczu królowej. Nic.

Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu tego, a po chwili skierował się do wielkiego łoża i przyklęknął obok królowej. Niepewnie wkładał dłoń w kieszenie marynarki, a aż w końcu zauważył, że na sznurku przypiętym do paska widział maleńki złoty kluczyk. Szybko go odwiązał i natychmiast znalazł się przy szkatułce, którą otworzył.

Wnętrze go zawiodło. Były tam dwa zegary, które wyglądały na zepsute. Pierwszy zatrzymał się na jedenastej pięćdziesiąt dziewięć i miał popękaną szybkę dookoła. A drugi zegar nie miał wskazówek. Te leżały na dnie pudełka, wyglądały jakby zostały najpierw oderwane, a następnie wielokrotnie i nadaremnie klejone.

Król prychnął jak dziecko z irytacji. Myślał, że znalazł coś ciekawszego. Jednak po chwili zrozumiał swój błąd, dokładnie w tej chwili, gdy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Natychmiast się odwrócił i widział stojącą nad nim Królową. Jej zielone (jednak zielone) oczy błyszczały gniewnie.

- Co ty tu robisz? - Arthur zerknął na Króla i po chwili zauważył brak klucza przy pasku i otwartą szkatułkę. - Jakim prawem dotknąłeś mojej własności?

Alfred znów poczuł narastającą frustrację.

- Och wybacz królowo. Nie chciałem dotykać twoich zepsutych zegarków.

Arthur warknął na to i odwrócił się natychmiast tyłem do władcy:

- Uważaj, żebym nie popsuł twojego zegara.

Niebieskooki zaniemówił nie miał pojęcia o co chodziło królowej, więc tylko zmarszczył brwi.

- Nie używam zegarków, wierzę w to, że czas jest dłuższy, gdy się go nie mierzy.

Arthur roześmiał się, jego śmiech był obrzydliwy. Alfred nigdy w życiu nie słyszał równie sztucznego i wymuszonego śmiechu. Brzmiało to strasznie.

- Twierdzisz, że czas będzie dłuższy. Zerknę na twój zegar. Pozwolisz?

Król uniósł brwi, jaki zegar? Przecież przed chwilą mówił, że nie ma zegarka.

Arthur stanął na palcach i zerknął na jeden z wielu zegarów na ścianie. Zmarszczył brwi i rzucił:

- Dziesiąta. Jak na osiemnastolatka wcale nie masz zbyt wiele czasu.

Alfred zaniemówił. Przecież jest południe. Nie rozumiał o czym mówił ten wariat.

- Wychodzę stąd. Jutro spotkanie z władcą Kier - rzucił król kierując się do wyjścia.

Królowa znowu patrzyła na swoje zegary. Tym razem na widok zegara uśmiechnęła się parszywie.

- Ostatni raz już go spotkam. Oby cierpiał ginąc.

Alfreda zatkało na ten komentarz, ale zignorował to. Uważał Arthura za wariata.

* * *

Władze za to ogarnęło przerażenie, gdy tydzień później odebrał wiadomość o śmierci króla Kier. Zaraz po przeczytaniu o tym zbiegł do komnaty, w której jak zwykle na wielkim łożu leżała królowa.

Pogoda dziś dopisywała na dworze świeciło słońce, a temperatura była wysoka. Król wbiegł do komnaty i zaraz krzyknął:

- Jak? Skąd ty?

Arthur nawet nie raczył się ruszyć. Rzucił tylko ze znudzeniem:

- Jego czas się kończył. Tydzień temu była jedenasta pięćdziesiąt osiem.

Alfred zacisnął pięści i z irytacją zapytał:

- O co ci chodzi, popaprańcu?

W pomieszczeniu ponownie rozbrzmiał śmiech, mroził krew w żyłach i przerażał.

- Moje zegary nie mierzą godziny, która jest. Mierzą to ile życia już minęło, a ile zostało.

Alfreda zatkało teraz zrozumiał to wszystko i zaniemówił przypominając sobie o własnym zegarze, który jest na dziesiątej... Chłopaka zatkało, a zaraz potem zrozumiał do kogo należały zniszczone zegary.

Zegar bez wskazówek był królowej, a ten rozbity waleta.

- Jesteś niedomyślny - rzucił z kpiną Arthur po czym dodał: - Ale twój strach jest ciekawy. Twoje emocje są niezwykle widoczne.

Alfred usiadł na podłodze przy łóżku i objął głowę ramionami. Zostały mu tylko dwie godziny. Skoro dziesięć godzin to osiemnaście lat... To ma mniej niż cztery lata.

Królowa leżała w dalszym ciągu na łóżku patrząc w baldachim. Król za to wyglądał na zrozpaczonego i przygnębionego. Łzy lały mu się po policzkach, a wraz z jego żalem niebo przybrało szary kolor. Nie błękitny jak zwykle.

Arthur obserwował go jak obiekt doświadczalny. Po czym podniósł się z łóżka i zrzucił z siebie swój płaszcz. Jego cała czerwona od krwi koszula również po chwili trafiła na ziemię.

- Limit czasu. I tak jest lepszy od jego braku, chciałbym móc być na twoim miejscu, mój królu.

Alfred uniósł głowę i z przerażeniem zauważył, że całe ręce Arthura są pokryte setkami rozcięć i ran, jego klatka piersiowa jest otwarta, a serce przebite, brzuch był owinięty jedynie kilkoma szmatami by z otwartej rany nie wypłynęły organy.

- Ach mój królu. Nie przejmuj się. Jeśli pragniesz nieśmiertelności to zamień się ze mną na rolę. Wtedy twój zegar będzie nieskończony, bo nie ma wskazówek. Uwierz mi próbowałem nieraz sprawdzić, czy daje on wieczność. Daje. Ja chętnie wreszcie odejdę.

Ze smutnego nieba lały się krople deszczu. Królowa powoli ubrała się i zetknęła na Alfreda. Położyła dłoń na jego ramieniu i szeptem dodała:

- Nie martw się. Jak twój czas się skończy, to zostaniesz ze mną. A raczej twój zegar na pięknej dwunastce.

Król płakał i zasłaniał oczy rękami, poczuł jak uścisk na jego ramieniu maleje i usłyszał cichy szept:

- Chciałbym ujrzeć wreszcie mój własny koniec. Czas jest niesprawiedliwy i okrutny. A może to ja jestem.

Arthur usiadł obok Alfreda na ziemi i cicho powiedział:

- Skazałem jedyną osobę, która starała się mi pomóc na moją własną klątwę. A teraz proponuję to królom, jak ona. Tylko ja w odróżnieniu od niej mówię, o tym czym to jest naprawdę. Za granicą tego, co widzą naiwni.

Arthur oparł głowę na ramieniu króla i nachylił się tuż nad jego uchem i cicho wyszeptał:

- Wiesz... Kiedyś byłem królem...

Szczerze nie mam pojęcia, czy tekst spodoba się Wam czy nie. Mi prywatnie pisało się go świetnie i jestem z niego nawet dumna. Bo coś takiego to moje klimaty, ale wiem, że mało ludzi lubi teksty tego typu. A jakie jest wasze zdanie?

Wow, dawno nie robiłam aż takich opisów. Czuję się sobą. Swoją drogą uświadamiam sobie, że dla mnie bez różnicy jest to czy na tekst mam termin dniowy czy tygodniowy i tak piszę o 22 w dzień publikacji...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro